Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

TW#7 Żelaźni oficerowie (2)

Alden

 

– Mogę cię o coś spytać?

– Pewnie.

– Czy… Czy jest ci smutno?

„No i masz” – pomyślał Alden – „raptem kilka godzin po ślubie, a ona już sobie grabi”.

Naprzemiennie gładził jej nagie biodro i drapał długą, naciągniętą skórkę przy kciuku na swojej prawej dłoni. Prosił ją, by go o to nie pytała.

– Nie – skłamał gładko. – Ta relacja rozpadła się dawno temu.

– Może gdybyście…

– Nie – powtórzył, tym razem ostrzej. – Tu nie ma czego zbierać. Zaufaj mi – dodał, pragnąc zdusić w zarodku urazę małżonki. – No chodź tu.

– Najpierw…

– Serio będziemy o tym rozmawiać teraz? – zapytał Alden wskazując brodą na ich nagie, oddychające równo ciała.

– Tylko jedno pytanie. Zanim przejdziemy do dalszej części naszej nocy poślubnej, ma się rozumieć – usta kobiety wygiął zadziorny uśmieszek. Szybko jednak oklapł. – Jest coś…

– Co takiego?

Brunetka zagryzła wargę.

– Pamiętasz jak rok temu pływaliśmy razem po jeziorze?

– Jachtem? Tak, pamiętam.

– Bo widzisz, ja… – zawahała się. – Chyba coś widziałam. Coś dziwnego.

– Ależ cię wzięło na zwierzenia. Dlaczego zawsze w takich momentach?

– Kobiety tak mają, po seksie musimy porozmawiać. Cicho, Al, słuchaj. Pierwszej nocy, wiesz, wtedy co planowaliśmy powiedzieć im po ślubie i jeszcze byliśmy na jachcie z twoimi starymi…

– Rodzicami – skorygował Alden.

– Rodzicami – przewróciła oczyma – usłyszałam głos twojego ojca. Sądziłam, że rozmawiał z żoną, ale kiedy wyjrzałam z naszej kajuty zobaczyłam, że wcale nie był u siebie, tylko stał na dziobie jak słup soli i wpatrywał się w przestrzeń.

– Doprawdy, porażające.

– Nie rozumiesz Al, on jakby… On jakby lunatykował. Cały czas coś mówił, bardzo szybko, nic nie mogłam zrozumieć. Wydawał się mocno przestraszony, tak zaciskał palce w pięści, i w ogóle… Ale nie to było jeszcze najgorsze. Dosłownie kilka sekund później podszedł do samej barierki, wziął zamach i uderzył pięścią w powietrze. Słowo daję, zrobił to tak przekonująco, jak gdyby naprawdę ktoś tam był.

– Pewnie lunatykował skoro wyglądało, jakby to właśnie robił – podsunął Alden. Zapewne jak zwykle cierpliwie wyglądałby końca tej rozmowy i przyjął strategię „przeczekania” gdyby nie to, że w oczach świeżo-upieczonej żony dostrzegł coś, czego wcześniej nigdy tam nie zauważał. Znał ją bardzo dobrze i tylko dlatego wiedział, że nie mógł być to strach, a raczej jakieś dogłębne poruszenie.

– Wystraszył mnie w kurwę – wysapała kobieta najwidoczniej uświadomiwszy sobie przesadnie napiętą pozycję własnych mięśni, po czym zachichotała odrobinę wymuszenie.

Alden z chęcią odsłonił zęby. Negatywne napięcie opadło i wystarczył jeden rzut oka na krągłości partnerki, by przemienić je w nacechowane seksualne podekscytowanie.

– To świr, nie ma co tego analizować – rzucił swobodnie, pochylając się tuż nad ustami kochanki. – Za to ja chętnie przeanalizuję ciebie. Kawałek, po kawałku.

 

Everest

 

Końcówka rozjarzonego papierosa świeciła w ciemnościach sypialni niczym majacząca w oddali latarnia morska dostrzeżona na otwartym morzu. Siwe smugi dymu wtapiały się w mrok, odpływając gdzieś, gdzie nigdy nie miały być już przez nikogo widoczne. Everest sądził, że tej nocy podzieli ich los.

– Mmm… – mruknął z zadowoleniem, spoglądając w prawo na oszkloną ścianę z wyjściem na taras. – To jest to.

Pomieszczenie, podobnie jak tajemnicza ciemna postać, zdawało się wyjęte spod władz upływającego czasu. W tamtym momencie i mężczyzna tak właśnie się czuł – ponad prawem, choć na tych kilka minut, zupełnie jakby każdemu przedśmiertnemu doznaniu przysługiwał ten przywilej.

Choć głęboki cień ewidentnie skupiał całą uwagę na samotnym Evereście niczym więzienny strażnik pilnujący skazańca, ten przyjmował jego obecność zaskakująco chłodno, niemal całkowicie ją ignorując. Uznał, że najlepsze co może zrobić, to potraktować pozaziemskiego wysłannika jako idealnego słuchacza – wszak byt nieprzerwanie milczał od kiedy się pojawił, a fakt, iż ciszę tę naszpikowano najwyższej klasy grozą, zwyczajnie umknął rozbitemu mężczyźnie. Liczne podobizny członków rodziny na fotografiach zdobiących niemal całą ścianę tuż przy wejściu także milczały: cztery siostry Adeli, jej rodzice, mały Alden, duży Alden, kuzyni, kuzyneczki.

Everest był ze wszystkim sam.

– Nie, nie będę zawracać Adeli głowy – powiedział Everest, zupełnie jakby odpowiadał na nigdy niezadane mu pytanie. – To silna kobieta, ale bywa bojaźliwa. Widok mojego ciała rano wystarczająco odbierze jej zmysły. Niech śpi.

Dopalił papierosa, ugasił końcówkę z pomocą metalowej obudowy zapalniczki i odłożył oba przedmioty z powrotem do pudełka.

– Szkoda, że nie mogę tego zabrać ze sobą. Adela nie lubi gdy palę – westchnął ciężko. – Dużo udało mi się tu osiągnąć. Miałem dobre życie. Nie będę się mazgaił, na to nie licz. Za stary jestem na takie ckliwości.

Majacząca w progu sypialni postać zdawała się mrugnąć – na ułamek sekundy w nieprzeniknionych zwałach ciemności zaświeciły jakby dwa blado-żółte punkty. Było w tym zarówno coś ostrzegawczego, jak i na swój sposób zdradzającego czujność.

– Pamiętam cię doskonale. Ty mnie zresztą chyba też. Wystraszyłaś mnie, co tu dużo mówić. Ale to było dawno, a ja umiem pogodzić się z pewnymi stanami rzeczy. Tego nas przecież uczyli w latach sześćdziesiątych – na wargi Everesta wstąpił bezbarwny uśmiech. – Zapaliłbym jeszcze jednego. Chociaż… Po co przedłużać. Zabierasz mnie do piekła, czy cokolwiek jest potem?

Po raz pierwszy od jej przybycia, Everest z rozmysłem skierował wzrok bezpośrednio na osłoniętą całunem mroku postać. Teraz wyraźnie ujrzał dwa wypłowiałe punkty osadzone mniej więcej w podobnym miejscu, w którym u człowieka znajduje się czoło. Śledziły go.

– Co? No co? – szepnął. Niemrawy, wyjątkowo ponury i złowróżbny widok niepasującej do tego świata postaci zaczął go stresować. – Już bardziej przerażony nie będę, jeśli o to ci chodzi. Zróbmy to wreszcie. A… A to? Co tam takiego jest? Na co ty patrzysz?

Widmo, uzyskawszy uprzednio kontakt z mężczyzną, nagle zmieniło obiekt zainteresowania, zupełnie jakby tylko polowało na tę okazję. Bliźniacze drobne lampki zgasły na ułamek sekundy, by rozbłysnąć za moment w innym miejscu, wyraźnie przesunięte na czarnej powłoce w prawo. Celowały w rodzinną galerię tworzącą ciekawą asymetryczną kompozycję na ścianie.

– Ach… Ach tak… – wydukał Everest. – Kelly, Nelly, Adela, Pam i ja. Piękne zdjęcie, piękne czasy. Jeżeli kiedykolwiek byłem w życiu szczęśliwy, to właśnie wtedy. Taak… To nie to co przed maryn…

Cień nagle ruszył. Najpierw drgnął konwulsyjnie, po czym wydłużył się jak rozciągana w palcach guma niemal rozlewając całą powierzchnię niematerialnego ciała na ścianie. Wpłynął na sufit, przemknął po nim zawiłymi ósemkami w kąt aż wreszcie przelał się ze sklepienia na dywan długą smugą. Tam znieruchomiał. Stał przed kolekcją zdjęć jak zwiedzający galerię obrazów znawca sztuki i patrzył. Nie na Kelly, nie na Nelly, Adelę, Pam, a nawet nie na podobiznę Everesta. Zjawę interesowało zupełnie inne zdjęcie. Nawet bez okularów mężczyzna bezbłędnie odgadnął które.

– A więc jesteś tu by mnie dręczyć – wyedukował Everest. Choć serce zabiło mu w piersi mocniej wystraszone niespodziewanym przemieszczaniem postaci, dopiero wtedy to gniew tchnął w pracowity mięsień prawdziwą pasję, gorąca krew zabulgotała pod skórą wartkim potokiem. – O tym opowiadać nie będę. Życie to nie bajka, stary kopie w kalendarz a młodziak dostaje spadek. Kto ma happy-end, ten ma, co?

Wrogie spojrzenie Everesta spoczęło na zjawie, świdrowało ją całą mocą skumulowanej złości, okładało niewidzialnymi pięściami, dominowało nigdy nie wypuszczonym na wolność krzykiem. Gdyby nie obecność Adeli w domu nawet nie próbowałby tego powstrzymywać, wyuczonym instynktownym ruchem natarłby na przeciwnika, na źródło bolączek swego dogorywającego żywota i powalił bezlitośnie. Postać sterczała tam jednak uparcie, przepuszczając przez rozmyte kontury pojedyncze pasma księżycowego światła, niema i bezbożna, tak ogromnie podsycająca wściekłość swym pasywnym postępowaniem. Choć pozostawała praktycznie niewidoczna pod osłoną ciemności, Everestowi zalegała w nocnym kadrze jak ogromna przeszkoda postawiona tuż przed ekranem telewizora – nieważne jak się starał, nie potrafił przestać jej widzieć.

I kiedy myślał już, że to jego własne odczucia rozsadzą go od środka barbarzyńską eksplozją i wepchną wreszcie do grobu, po sypialni przebiegł przedziwny szum pełen trzasków, przypominający odgłos źle dostrojonych fal radiowych uchwyconych przez stary odbiornik.

E҉i҉b҉e҉i҉s҉ ҉e҉i҉b҉o҉s҉ ҉u҉m҉e҉m҉a҉s҉

Mężczyzna chwycił brzeg kołdry i rozpaczliwie zacisnął na niej palce. Ujrzał, jak niewyraźna forma widma faluje delikatnie. Głos był wszędzie, wpełzał mu do uszu, gardła, pod ubranie, plątał się między zjeżonymi na ciele włosami.

– Daj mi święty spokój, czorcie! – Everest wydał z piersi zduszony krzyk. Zerwał się z łóżka na równe nogi. Ledwo nad sobą panował, gdzieś z tyłu głowy wciąż brzęczała mu wizja śpiącej nieopodal Adeli. – Wiesz, dlaczego matka nadała mi to imię? Żebym był potężny jak góra, żebym nie ustępował, żebym nie dawał się zachwiać, był solidny i wiesz co? Taki właśnie pozostanę do usranej śmierci, a ty mi w tym nie przeszkodzisz! Nie bałem się ciebie kiedy wpełzłaś wtedy z wody i nie będę się lękał teraz, kiedy… Och.

Mara zaczęła się kurczyć. W jednej chwili stała tam, niemal na wyciągnięcie ręki, prawie fizyczna, a w drugiej zwinęła swój porwany kształt w cienki strumień wpływający prosto do fotografii, na której widniał Alden. Skręcona w wir materia wirowała pod postacią wartkiej stróżki, aż wreszcie całkowicie zniknęła, zupełnie jakby to zdjęcie wciągnęło ją do swego zaklętego w bezczynności świata.

Everest znów był sam.

Ogłuszony nadmiarem stresu postąpił niepewnie naprzód. Rozglądał się nieufnie dookoła, na plecach gromadziły się mu lepkie plamy potu sklejające zwiewny materiał koszulki ze skórą. Nurtowało go wciąż jedno pytanie – dlaczego nie zabrała go ze sobą?

Spojrzał na rodzinny zbiór zdobiący ścianę. Rzucił okiem na portret Adeli pozwalając, by drobny uśmiech na ułamek sekundy rozproszył klątwę niepewności i napięcia, przebiegł wzrokiem po pamiątkach z wycieczek, aż wreszcie zatrzymał się przy jedynym zdjęciu dorosłego Aldena.

Nagle doznał olśnienia. Wnet wszystko zrozumiał, kawałki układanki same wskoczyły na właściwe miejsca.

– Woda – wyszeptał czując, jak groza wysysa z jego twarzy zdrowe kolory.

Tu nigdy nie chodziło o niego.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Witamy kolejną część tekstu! :)
  • Cofftee 06.05.2019
    Witam! :-)
  • Ritha 09.05.2019
    „– Ależ cię wzięło na zwierzenia. Dlaczego zawsze w takich momentach?
    – Kobiety tak mają, po seksie musimy porozmawiać” – bzdura, od pierwszego zdania miałam napisać, że ta baba to idiotka, właśnie zepsuła gderaniem jakąś istotną chwilę, bez sensu

    „Sądziłam, że rozmawiał z żoną, ale kiedy wyjrzałam z naszej kajuty[,] zobaczyłam”
    „– Pewnie lunatykował[,] skoro wyglądało, jakby to właśnie robił”
    „świeżo-upieczonej żony” – hm, nie wiem czy nie zapisałabym „świeżo upieczonej”, ale głowy nie dam
    „– Wystraszył mnie w kurwę – wysapała kobieta[,] najwidoczniej uświadomiwszy sobie”
    „wszak byt nieprzerwanie milczał[,] od kiedy się pojawił”
    „Adela nie lubi[,] gdy palę”
    „Po raz pierwszy od jej przybycia, Everest z rozmysłem” – tu bez przecinka
    „To nie to, co przed maryn…”
    Wiesz co tutaj odpuszczę przecinki, najlepiej sobie wrzuć w ortograf.pl i Ci wyłapie sporo :)

    Hm, fabularnie jestem w ciemnym lesie. Ciemność widzę, widzę ciemność.
    Opisy masz bardzo dobre, momentami świetne, podobają mi się. To dialogi wyprowadzają lekko w pole. Albo ja jestem jakaś chwilowo ograniczona. Oczywiście scena z Everestem i przybyłą postacią jest (wbrew pozorom) klarowna, to wątek Alden mnie zastanawia. No nic, obadamy trzecią część :)
  • Cofftee 09.05.2019
    Jej, nie wiedziałam że są takie cuda w internecie do sprawdzania interpunkcji. Dziękuję że mnie oswiecilas, chyba się zaprzyjaźnie z tym Ortogfarem :-) Pewnie wszystkich nie wylapie, ale zawsze będzie lepiej niż teraz. Już nawet Tobie nie chciało się poprawiać błędów, tyle och jest :-P
  • Ritha 09.05.2019
    Cofftee nie o to chodzi, nie mialam dzis wiele czasu, a chcialam nadrobic kilka tekstów (czas, czas, czas). Ortograf, taa, myslę, ze sporo sie nauczyłam w zasadzie dzieki temu programowi (jak mi 50 raz podkreslal ten sam blad, to w koncu zalapałam xd).
    Pozdro raz jeszcze :)
  • Jestem,

    "...podobnie jak tajemnicza ciemna postać, " — "tajemnicza" dla kogo? bo chyba nie dla głównego bohatera, który, tak z opisu wynikało, ją rozpoznał... Tutaj się pogubiłam...

    "...potraktować pozaziemskiego wysłannika " — skąd wiadomo, że "pozaziemski"? coś mi umknęło chyba ...

    Ta część trochę mi się dłużyła... Podlecę co kolejnej jeszcze..

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania