Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

TW#7 Żelaźni oficerowie (3)

Żelazny oficer

 

Sądził, że tej nocy nikt więcej nie zwróci na niego uwagi, dlatego tym bardziej zaskoczył go widok dwóch nastolatków idących ku niemu ramię w ramię.

Przystanęli zaciekawieni.

– To mi chciałeś pokazać, braciszku? – zapytała dziewczyna. – To… A co to właściwie jest?

– Nie wiesz? – jej towarzysz aż wybałuszył oczy ze zdziwienia. – Jak można płynąć tym statkiem i tego nie wiedzieć? To Starszy Oficer, Żelazny Oficer. Legenda!

– Niesamowite. Po prostu… Obłędne – oburknęła ironicznie.

– Nic nie rozumiesz, kretynko! To pierwszy na świecie pomnik postawiony na statku! Podobno jest z prawdziwego żelaza.

– A czy to czasami nie obciążyłoby niepotrzebnie tej łajby, bałwanie? I ty to łykasz?

– Gówno wiesz – oburzył się chłopak krzyżując na ramieniu ręce. – Z resztą… Z resztą zaraz ci udowodnię! O, masz!

– Co ty wyprawiasz?! Złaź stamtąd!

– Ani mi się śni! Sama zobaczysz, że oficer jest żelazny i o… O! OCH!

Tuż pod stopami chłopaka coś szczęknęło głośno, nastolatek poczuł jak podłoże na którym chwiejnie stoi osuwa się niebezpiecznie. Prędko ugiął kolana i zeskoczył z oficera na pokład.

– Oszalałeś?! – wrzasnęła dziewczyna. – Zobacz, co narobiłeś! Przekrzywiłeś go!

– Co to kurwa za pomnik?

– I jeszcze do tego bluzgasz!

– Nie rżyj, szkapo, zaraz to przecież naprawię.

– Hej! Co tam się do licha dzieje?! – zagrzmiał głos z oddali. Rodzeństwo popatrzyło po sobie przejęte strachem.

– Spadamy! – rzucił chłopak, po czym pomknął wraz z siostrą do wnętrza rejsowego statku by znaleźć schronienie w bezpiecznej kajucie, skąd niczyj gniew nie miał ich już dosięgnąć.

Tymczasem dorosły członek załogi podszedł na miejsce zbrodni. Dostrzegł, że kolumna na której stał Żelazny Oficer jest jakby krzywa, lecz pełnił jedynie funkcję koordynatora do spraw załadunku i zupełnie nie znał się na rzeźbach, a i nieszczególnie go one obchodziły. W duchu postanowił, że po powrocie do dyżurki zgłosi problem, ale widok wyciąganej zza pazuchy piersiówki kolegi skutecznie wybił mu to z głowy.

To dziewczyna miała rację – oficer wcale nie był żelazny. Wykonano go z szorstkiej stali, podobnie jak cokół, a wykonawca tworząc pracę nie uwzględniał wspinających się na jego osobę nastolatków, przez co pomnik nie był na nie odporny.

Pierwszy raz odkąd Żelazny Oficer stanął na statku popatrzył na morze z innej perspektywy i trzeba przyznać, że szalenie mu się to spodobało.

 

Alden

 

Zbudził go zły sen. Nie pamiętał co przedstawiał, lecz mimo to ciarki łapczywie oblepiły jego ramiona. Ciemność zdezorientowała go, lecz tylko na chwilę, bowiem łagodny oddech żony zaraz sprowadził go do właściwego czasu i przestrzeni. Spojrzał na nagie, wzdychające sennie ciało leżące tuż obok, a uśmiech sam wstąpił mu na twarz.

Poczuł, że piecze go pęcherz. Przewracając oczyma wyślizgnął się z łóżka i podreptał do łazienki. Spełnił potrzebę, po czym wrócił do żony i wygrzebał z walizki pierwsze lepsze ciuchy oraz podręczny spacerowy zestaw. Wciągnął na biodra krótkie spodenki, gołą pierś zasłonił świeżym podkoszulkiem i wyszedł na korytarz starannie zamykając za sobą drzwi.

Orzeźwiająca bryza przyjemnie smagnęła go po policzkach gdy wdrapał się po schodach i wyszedł na ogromny taras. Podszedł do barierki. Sięgnął do kieszeni po paczkę fajek i odpalił papierosa zapalniczką. Kontemplował kilka minut, wpatrzony w otchłań nocy. Dopiero teraz zaczął ogarniać go prawdziwy smutek.

Zezłościł się na samego siebie gdy odkrył drobny ciężar opadających kącików ust.

„Słabeusz” – przezwał sam siebie. – „Nie powinno cię to w ogóle obchodzić”.

Zmarszczył gniewnie brwi, złamał niedopalonego papierosa w pół i cisnął nim w stronę oceanu. Niewzruszone, potężniejące wody zaszumiały gromko, niczym brawa klaszczącej publiczności.

 

Everest

 

Wszystko działo się tak szybko, że do umysłu Everesta ledwo docierał fakt kolejnych wykonywanych przez niego czynności. Pamiętał, że w pewnym momencie wybiegł z sypialni z rękoma nad głową jak opuszczający zagrożony zawaleniem budynek panikarz, a potem rzeczywistość po prostu przeniosła go nagle do wielkiego jeepa, sadzając za kierownicą z nogą wduszającą nieprzerwanie gaz. Zegar na desce rozdzielczej wskazywał pierwszą.

Nie miał pojęcia, na co właściwie liczy. Działał automatycznie, był gotów powstrzymać statek, zbudzić całe wojsko jeśli będzie to konieczne. Pędził przed siebie jak oszalały ledwo uzmysławiając sobie, jak wiele miał szczęścia, że o tej porze nie był w stanie specjalnie zagrozić innym podróżującym na autostradzie. Jadąc najpierw zaciskał mocno zęby, a potem zaczął niekontrolowanie wyrzucać z siebie różne słowa. Najbardziej jednak pragnął głośno krzyczeć.

 

Alden

 

Postanowił pospacerować po statku. Wiedział, że mają spore opóźnienie, ale to akurat wcale go nie martwiło – kilka godzin w tę czy we w tę i tak nie zmieni ich miesiąca miodowego, a na dobrą sprawę żona i tak prześpi smacznie całą noc. On też tak chciał. Odpłynąć nie tylko dosłownie, ale także mentalnie, do krainy kojących snów. Niestety teraz gdy już otworzył oczy wredne myśli zaatakowały go niczym wygłodniała wataha wilków i skutecznie odpędzały sen groźnym powarkiwaniem.

Nie kontrolując specjalnie swych ścieżek, przypadkiem dotarł na najwyższy pokład. Nie znalazł tu nic ciekawego, zmęczeni utrudnieniami podróżni pochowali się do swoich kabin. Zamierzał przysiąść na ławce i korzystając z chwili samotności pooglądać głupawe filmiki video, lecz czyjś niespodziewany krzyk przestawił go w stan najwyższej gotowości. Z pewnością nie zwiastował niczego dobrego.

Alden wyprostował się i nastawił uszu. W jednej chwili usłyszał sklejające się w jeden, chaotyczne dźwięki zawołania, a potem ogłuszające wycie syreny alarmowej. Nie miał pojęcia co się dzieje.

Zobaczył jak dziki rozwrzeszczany tłum wysypuje się z kajut. „Pożar!” – krzyczeli. - „Pożar na statku!”. Natychmiast wstąpił w niego nowy duch, duch przetrwania. Instynktownie puścił się pędem do przodu. Biegł tak szybko jakby goniła go sama śmierć, za akompaniament mając rosnący zamęt i pulsujący sygnał ostrzegawczy. Nie minęło wiele czasu, a wolna przestrzeń pokładu pozwalająca mu posuwać się do przodu zaroiła się od lamentujących pasażerów. Wpadł prosto na stworzoną z nich ścianę niemożliwą do przebicia.

Wycieczkowy rejs na Karaiby przeistoczył się w koszmar. Ogólna panika przejęła kontrolę nad ludźmi zmieniając ich w bezrozumne stado wystraszonych zwierząt, członków załogi praktycznie nie można było wypatrzeć w gęstniejącej, śmierdzącej od potu zbieraninie. Rozpędzeni podróżni pomiatali Aldenem to w jedną, to w drugą stronę, zupełnie jakby specjalnie poprzysięgli sobie jak najszybsze sprowadzenie go do parteru. Mężczyzna nie dawał się jednak, walczył zaciekle taranując blokujących mu schody delikwentów. Kątem oka zobaczył jak nad rufą wznosi się gęsty kłąb dymu.

– Vanessa! – zawołał robiąc z rąk prowizoryczny megafon. W międzyczasie kolejne cztery osoby podeptały mu pięty. – Van, jesteś tu?! Błagam! VAN!

Na wołania odpowiedział jedynie wzburzony, bezimienny ryk.

Alden zacisnął zęby. Siłą odepchnął wyższego od siebie mężczyznę i tym sposobem wreszcie dostał się na schody. Zbiegł po nich ile sił w nogach, cały aż sapał. Nadal trącano go barami, lecz tu na dole ludzi było odrobinę mniej. Puścił się pędem w stronę właściwej kajuty, lecz w pewnym momencie ktoś niechcący podstawił mu nogę przez co Alden zaplątał się we własne sznurówki i upadł, rozciągając się jak długi na deskach.

Przeszorował brodą po podłożu, zdzierając pokaźny płat skóry. W ostatniej chwili odturlał się na bok cudem unikając rozdeptania twarzy, a przebiegająca obok osoba wdepnęła w plamę jego krwi bosą stopą i pobiegła dalej, zostawiając za sobą ślad krwistych pieczątek z liniami papilarnymi. Musiał wstać.

– Van… – wyszeptał kaszląc. Poczuł pieczenie pod powiekami.

Dopiero teraz uświadomił sobie, dlaczego ludzie uciekali na górę – źródło pożaru znajdowało się tuż przed nim, na dole. Gdy uniósł czoło niezdarnie zasłaniając usta pięścią, zobaczył wysokie języki ognia smagające łódź ratunkową zawieszoną na pokładzie wyżej. Płomienie były potężne i majestatyczne, bijący od nich gorąc sprawiał, że twarz Aldena niemal sama płonęła. W głębi rozświetlonego żółtym światłem, sypiącego iskrami ogniska dostrzegł niewyraźny zarys postaci.

– Van?! – zawołał, po czym znów zaniósł się ciężkim kaszlem. Łzy odebrały mu ostrość widzenia. – Van, odejdź stamtąd! Jeśli to ty, odejdź!

Pisk uciekających pasażerów na jeden, krótki moment stłumił potężny jęk żelaznej konstrukcji statku. Prom stękając i dudniąc przechylił się niespodziewanie w bok. Alden stracił równowagę, niewidzialna siła pchnęła go na barierkę, uniosła i niezgrabnie wrzuciła prosto do oceanu. Gdzieś za burtą rozległ się głośny, zwielokrotniony plusk.

 

Everest

 

Zatrzymał pojazd z piskiem opon na najbliższym parkingu przy terminalu. Wysiadł z auta i widząc wzburzony tłum w budynku natychmiast skręcił i pobiegł na plażę chcąc wtargnąć do centrali z drugiej strony. Ledwo poczuł pod stopami grząski piasek, a już dostrzegł w oddali wysokie, sięgające nieba płomienie pożerające rufę wycieczkowego promu. Nie odpłynęli daleko, właściwie ledwo zdołali odbić od brzegu. Everest widział jak co odważniejsi śmiałkowie wskakują do wody i rozpływają się na różne strony w poszukiwaniu ratunku. Służby porządkowe były na miejscu, niebieskie, czerwone i białe światła migały obiecująco z pomostu i dalszej części plaży.

Dlaczego więc tak bardzo się bał? Dlaczego strach, raz chwyciwszy za gardło, nie odpuszczał i coś wciąż nie dawało mu spokoju?

Wpatrzony w rozgrywany na statku horror i wściekły pomarańcz tańczących płomieni poczuł wibrowanie w nogawce. „Czyli jednak mam trochę oleju w głowie” – pomyślał. – „Musiałem odruchowo chwycić telefon gdy wychodziłem z domu”.

Nie odrywając wzroku od centralnej sceny zamieszania Everest odebrał i przystawił aparat do ucha.

– Ev! – usłyszał w słuchawce wzburzony głos Adeli. – Gdzie jesteś do licha? Powiedziałam coś nie tak? Jeśli chodzi o to spanie to ja prze…

– Już dobrze, Adelo – powiedział nienaturalnie dla siebie uroczystym głosem. Był dziwnie zmieniony, tak nieznajomy dla kobiety, że ta aż w odsunęła telefon od ucha i sprawdziła czy wybrała właściwy numer. – Już dobrze.

– Co tam się dzieje? Czy ja słyszę radiowozy? Gdzie jesteś?

– Nigdy mnie za nic nie przepraszaj – odpowiedział Everest. Jak zaklęty śledził skaczących zza burty ludzi. Wyobraźnia natychmiast dorabiała odpowiednie efekty dźwiękowe, w jego głowie głośne „plum!” rozlegało się hurtowo, jedno za drugim. – Zrozumiałem. Poukładałem to wszystko. Ona wyszła wtedy z wody i wcale nie chciała mnie. To coś… Coś jakby ostrzeżenie, coś jakby… Chodziła za mną. Ignorowałem ją, ale była tam cały czas. Jej nie da się uciszyć.

– Proszę, wróć do domu.

– Wrócę – odparł cicho. – Wrócę jak zabiorę stąd naszego syna. Może… Może tym razem będę lepszym ojcem.

– Jak to? A jego podróż poślubna? A Vanessa? Wielkie nieba, gdzie wy jesteście?!

– Włącz wiadomości. Odzyskam dziecko.

Przerwał rozmowę. Dokładnie w tym samym momencie ujrzał, jak statek nagle przechyla się na bok. Nie miał także pojęcia, że ciemny kształt na który akurat spoglądał, jaki niewidzialna siła szarpnęła wściekle wyrzuciwszy za burtę, to jego własny syn.

– Nieszczęśnik… – szepnął Everest obserwując z bezpiecznego miejsca to, co nastąpiło dalej.

 

Żelazny oficer

 

Kiwał się to w jedną, to w drugą stronę i skrzeczał, jęczał, piszczał, aż wreszcie nie wytrzymał. Trzymające go w ryzach nity puściły, gdy statkiem szarpnął wstrząs. Postanowił, że musi opuścić to miejsce.

Gdy promem wstrząsnął kolejny dreszcz i zawtórowało mu przeciągłe jęczenie konstrukcji, Żelazny Oficer z głuchym trzaskiem odseparował się od piedestału na którym go postawiono i runął w ciemną toń wody.

 

Alden

 

Nawet nie poczuł uderzenia. Już pierwszy cios rozłupał mu czaszkę wciskając go jednocześnie pod powierzchnię tak głęboko, jak nigdy nie odważył się sam zanurkować.

 

 

 

Koniec.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Witamy kolejną część tekstu! :)
  • Cofftee 07.05.2019
    I ja witam!
  • jesień2018 07.05.2019
    Nikogo jeszcze nie było? No to ja pierwsza. Przeczytałam wszystkie części. Bardzo mi się podoba język, którym operujesz, realistyczne sylwetki bohaterów, ich myśli, uczucia, wszystko wydaje się bardzo prawdziwe. To dla mnie bardzo ważne w lekturze. Mam trochę problem z samą historią, bo chyba nie wszystko złapałam, hm. Jaka jest choćby rola tych nastolatków na początku tej części? I w którym momencie dziewczyna wskoczyła na pokład? (Stała na brzegu i nagle widzimy ją już chowającą się w środku). I czy to był TEN statek? Przecież statek Aldena i Vanessy był na oceanie, a rodzeństwo wskoczyło z brzegu? Chyba, że to inny plan czasowy... Takie to właśnie pytanie mnie zatrzymały i nie pozwoliły do końca cieszyć się tym dobrze napisanym tekstem. Pozdrowienia!
  • Cofftee 07.05.2019
    Witam Cię serdecznie, Jesień.

    SPOILER ALERT

    Pozwolę sobie troszkę podpowiedzieć: rodzeństwo także było na tym samym statku wycieczkowym co Alden i Vanessa, przechadzali się po pokładzie nocą. Na brzegu na plaży przez całą akcję stał tylko Ev.
    Rozumiem, że te umiejscowienia akcji mogły wydawać się nieco chaotyczne. Niestety, tekst nie jest tak dopracowany jakbym tego chciała ze względu na to, że piszę aktualnie pracę naukową i to nad nią ślęczę całe dnie. Myślę, że to rzeczywiście wymagałoby ode mnie pewnych poprawek.

    Dziękuję za wizytę, miło mi, że znalazłaś jednak coś dla siebie.
    Pozdrowienia ślę,
    Kawa :-)
  • Ritha 09.05.2019
    „– Gówno wiesz – oburzył się chłopak krzyżując na ramieniu ręce. – Z resztą… Z resztą zaraz ci udowodnię! O, masz!” – myślę, że w tym kontekście zresztą*

    „Zmarszczył gniewnie brwi, złamał niedopalonego papierosa w pół i cisnął nim w stronę oceanu. Niewzruszone, potężniejące wody zaszumiały gromko, niczym brawa klaszczącej publiczności” – fajne, obrazowe porównanie

    „walczył zaciekle taranując blokujących mu schody delikwentów” – wywaliłabym „mu”, niepotrzebne według mnie, spowalnia

    Dobrze opisany wybuch paniki na statku i pośpiech Aldena, kurde, tworzysz fajne sceny, brakuje mi jedynie połączenia takich pojedynczych scen w sposób, który stworzyłby spójną całość. Błędem, moim zdaniem, jest wprowadzenie tylu postaci. Jest Everest i jego małżonka, syn Alden i poślubiona dopiero co Vanessa, no i ok. Ojciec ma jakieś wyrzuty sumienia względem syna, w ogóle to starzy jego chyba nie lubią tej Vanessy tak? No i git. Ale co do cholery robi tam to rodzeństwo? Co to jest w ogóle za rodzeństwo? Pogubiłam się i bardzo możliwe, że powinnam przeczytać hurtem, bo jedynkę przeczytałam wcześniej i teraz może nie wszystko pamiętam. Język jest dobry (nie licząc przecinków), opisy bardzo na tak, dialogi też są naturalne, ale gdzieś mi czegoś zabrakło. Jakiejś osi łączącej całość, choć bardzo możliwe, że z mojej strony to przesadne czepialstwo.

    Z ciekawością obadam Twoje kolejne opowiadanie :)
    Pozdrawiam
  • Cofftee 09.05.2019
    Dzięki za wizytę Ritha. No cóż, chętnie bym wyjaśniła to i owo bo mnie kusi, ale mam jakąś wewnatrzna blokadę bo przecież normalnie czytajac książkę nie mamy raczej szansy na odzew od autora i z jakiegoś dziwnego powodu wolę, aby jednak każdy sam, jeśli ma chęć, pogrzebał w tekście po odpowiedzi.
    Dziękuję za uwagi, myślę, że następnym razem lepiej dopracuje swój projekt. Ten rzeczywiście jest jednak chaotyczny i, skoro już dwie osoby zostawiam z wątpliwościami, wymagałby pracy.
    Pozdrawiam,
    Kawa.
  • Coffee, czy chcesz wziąć udział w kolejnym TW?
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • Cofftee 11.05.2019
    Dziękuję za przypomnienie, postaram się przyjść!
  • Super :)
  • Jestem i tutaj,

    Trochę za spokojnie rozpisane to przejście od spaceru po pokładzie do akcji z pożarem.

    Ponadto rzuca się w oczy brak przecinków, np. w tym zdaniu:
    "Niestety teraz gdy już otworzył oczy wredne myśli zaatakowały go niczym wygłodniała wataha wilków i skutecznie odpędzały sen groźnym powarkiwaniem." - ale i w wielu innych. Sama nie jestem jednak ekspertem, więc nie będę się mądrzyć

    Podsumowując,
    Opowiadanie jest ciekawe, choć chwilami mi się nieco dłużyło. Napisane ładnym, obrazowym językiem.
    Jest kilka drobiazgów, ale je wypisałam wcześniej.
    Pozdrawiam
  • Cofftee 12.05.2019
    Dziękuję za komentarze i odwiedziny, bardzo miło, że wpadłaś. Jestem wciąż na etapie heroicznej walki ze swoimi złymi przyzwyczajeniami co do przecinków, zgadzam się :-P
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Cofftee, oto Twój zestaw:
    Postać: Pisarz pracujący przy kasie
    Zdarzenie: Klawiatura bez R i L

    Gatunek (do wyboru): Postapo lub Komedia/groteska/makabreska lub Horror i pochodne

    Powodzenia :)
  • Cofftee 12.05.2019
    Dziękuję!
  • pkropka 15.05.2019
    Jestem, przeczytałam wszystko.
    "Tymczasem dorosły członek załogi podszedł na miejsce zbrodni." - mam wrażenie, że akcja dzieje się w miarę współcześnie, więc członek załogi z założenia jest dorosły.
    "Pierwszy raz odkąd Żelazny Oficer stanął na statku popatrzył na morze z innej perspektywy i trzeba przyznać, że szalenie mu się to spodobało." - <3
    "Zbiegł po nich ile sił w nogach, cały aż sapał." - jakoś mi nie pasuje 'cały aż sapał'.

    Piszesz bardzo dobrze, ale wszystko psują przecinki. Powstawiaj ich trochę więcej :)
    Podoba mi się Twój styl, piszesz bardzo obrazowo, trochę magicznie. Jakbyś próbowała nas oczarować (co nawet Ci się udało).
  • Cofftee 15.05.2019
    Dziękuję za bardzo miłe odwiedziny i komentarz :-) Przecinki moją zmorą, ale już wypowiedziałam im wojnę!
    Pozdrawiam cieplutko,
    Kawka.
  • pkropka 15.05.2019
    Trzymam kciuki, dasz radę :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania