Twarz Czarnej Madonny
Częstochowska Czarna Madonna – jeden z najbardziej znanych w kraju wizerunków Matki Bożej namalowano wzorując się na twarzy największej polskiej świętej, królowej Polski Jadwigi Andegaweńskiej. Teoria ta zdobywa coraz więcej zwolenników, a gdyby została bezspornie udowodniona, stałaby się nie lada sensacją. A to ze względu na to, że do dzisiejszych czasów nie zachował się żaden wizerunek królowej. Poza królewską pieczęcią urzędową, na której postać, a szczególnie twarz Jadwigi jest trudna do określenia Na prawdziwość tej tezy wskazuje wiele przesłanek i poszlak.
Zapyta ktoś, jak to możliwe, skoro jasnogórski obraz Czarnej Madonny powstał na początku piętnastego wieku, zaś Jadwiga nie żyła już od ponad trzydziestu lat. Nie mogła więc nieznanemu dziś z imienia, najprawdopodobniej włoskiemu lub niemieckiemu artyście, użyczyć swojej twarzy.
Jadwiga Andegaweńska, jedna z najbardziej fascynujących postaci w polskiej historii objęła wawelski tron, jako dziesięcioletnie dziecko. Początkowo w jej imieniu rządzili polscy arystokraci, jednak w miarę dorastania zyskiwała coraz więcej wpływu na sprawy królestwa, aż do momentu całkowitego usamodzielnienia.
Była prawnuczką Elżbiety Łokietkówny, królowej Węgier, pełnoprawnym polski królem. To dzięki zerwaniu związku małżeńskiego z Wilhelmem Habsburgiem, zawartego proforma w dzieciństwie, uratowała Polskę przed zagrożeniem krzyżackim, przyczyniła się do chrztu i chrystianizacji Litwy oraz dużej części Rusi i zmieniła in plus losy tej części Europy.
Jadwiga zawarła małżeństwo w wieku dwunastu lat. Jednak proszę się nie oburzać, w średniowieczu przyjęto uważać kobietę w takim wieku za dojrzałą, zdolną do samodzielnego życia. Dla chłopców granica pełnoletniości wynosiła czternaście lat.
Dzięki poświęceniu młodej królowej nasz kraj wkroczył w okres tzw. Złotego wieku, który trwał do czasu odejścia ostatniego króla z dynastii Jagiellonów. Za zerwanie zaręczyn z Wilhelmem Jadwiga zapłaciła olbrzymim upokorzeniem. Jej niedoszły maż, natychmiast po wyjeździe z Krakowa, rozpoczął niespotykanych rozmiarów kampanię dyfamacyjną swojej niedoszłej żony.
Dzięki austriackiej propagandzie w całej Europie o młodziutkiej królowej mówiono jako o prostytutce, bigamistce, kobiecie rozwiązłej, choć żadne z tych oskarżeń nie było prawdą. Na jej temat pisano setki ohydnych paszkwili i oszczerstw. Musiała się z tym zmagać całe życie. Ta opinia wpłynęła też prawdopodobnie na jej związek małżeński z Jagiełłą, który wobec królowej pozostawał do końca jej życia nieufny.
Jadwiga zasłynęła, jako władczyni wrażliwa na losy poddanych, pełna empatii, niosąca pomoc potrzebującym. Dzięki jej autorytetowi przyłączono do Polski Ruś, potrafiła też ułagodzić stosunki z krzyżakami, które za jej życia kształtowały się poprawnie. Zmarła tuż po porodzie w opinii świętości w 1399 roku w wieku dwudziestu pięciu lat. Swój majątek zapisała w testamencie najstarszej polskiej uczelni, Akademii Krakowskiej. Była fundatorką wielu szpitali i kościołów . Została kanonizowana przez Jana Pawła II w 1997 roku.
W momencie śmierci Jadwigi istniało kilka jej wizerunków. Wiadomo, że dwa znajdowały się w wawelskiej katedrze, zaś jeden obraz był w dyspozycji dworu austriackiego. Z biegiem lat wszystkie one zaginęły. Współcześnie historycy nie potrafią dokładnie odtworzyć jej prawdziwego wyglądu.
Interesująca jest też historia częstochowskiej ikony Matki Boskiej słynącej cudami i łaskami, która kojarzona jest z klasztorem paulinów na Jasnej Górze od samego momentu jego powstania. Na temat obrazu powstały rozmaite legendy. Jedna z nich głosi, że Władysław Opolczyk przywiózł ikonę z Rusi, którą przez pewien czas władał, a faktycznie pochodziła z Bizancjum i była własnością rzymskiego cesarza Konstantyna Wielkiego. Malarzem miał być sam Łukasz ewangelista, który namalował Matkę Boską na deskach pochodzących ze stołu z domu rodziców Maryi.
Tak faktycznie częstochowski obraz pochodził z Neapolu, a na Węgry przywiozła go Elżbieta Łokietkówna. Odziedziczyła go w spadku jej synowa, a następnie podarowała księciu polskiemu Władysławowi Opolczykowi. I w ten sposób trafił na Jasną Górę.
Nie wiadomo jak wyglądał naprawdę ten obraz. Na początku piętnastego wieku jasnogórski klasztor zaatakowali czescy Husyci wraz z polskimi renegatami. Przedmiotem ich pożądania nie był jednak religijny obraz, ale jego złote obramowanie wielkiej wartości, wysadzane kamieniami szlachetnymi. Ramy skradziono, a obraz przy okazji uległ zniszczeniu. Zachowały się tylko trzy deski i fragmenty płótna z oryginalnymi skrawkami nimbów otaczających głowę Maryi.
Paulini zwrócili się o pomoc w renowacji obrazu do Władysława Jagiełły, pod którego opieką znajdował się ich klasztor. Tak faktycznie nie było już czego reaktywować, bowiem Czarną Madonnę trzeba było namalować od nowa. W średniowiecznej Polsce nie było to takie proste.
Król sprowadził malarzy z Wiednia, a wraz z nimi najprawdopodobniej portret Jadwigi, który był dotychczas w posiadaniu Wilhelma Habsburga. Badacze przyjmują też inną wersję, jakoby do namalowania Czarnej Madonny wykorzystano jeden z wizerunków Jadwigi, znajdujący się przy jej grobie na Wawelu. Sporządzony został w związku z planowaną kanonizacją, która wtedy nie nastąpiła.
Wizerunek głowy wykonali zagraniczni mistrzowie, zaś pozostałe fragmenty jacyś nieznani artyści polscy, prawdopodobnie krakowscy.
Pora, żeby przedstawić poszlaki, które świadczą, że nowy portret Jasnogórskiej Pani powstał w oparciu o ówcześnie istniejący portret Jadwigi.
Otóż płaszcz i suknię Czarnej Madonny zdobią heraldyczne lilie wywodzących się z Francji Andegawenów. Jadwiga posługiwała się takimi samymi za czasów panieńskich. Portret młodziutkiej Jadwigi był w wyłącznym posiadaniu jej niedoszłego męża Wilhelma Habsburga. Druga poszlaka jest taka, że czas renowacji jasnogórskiego obrazu jest tożsamy z czasem rozpoczęcia starań o kanonizację Jadwigi (około 1430 roku), co może świadczyć że również na wawelskim dworze istniał jakiś nieznany obraz przedstawiający królową Polski, sporządzony do celów kultu.
Zafascynowany tą historią rozpoczynam własne badania na ten temat.
Felieton napisany w oparciu o teksty:
Zygmunt Holcer, Czy mamym podobiznę świętej Jadwigi królowej Polski.
Kamil Janicki, Damy polskiego imperium.
Komentarze (25)
Nie daję oceny, ponieważ enuncjacje wydają mi się zanadto hipotetyczne.
"Stopka Królowej Jadwigi" jest wyeksponowana na zewnątrz ;)
Zrób to rzetelnie i w naukowy spsób, a potem podziel się z nami wnioskami.
Na cytowanych przez Ciebie autorach raczej bym nie polegał, bo to żadne autorytety w tej sprawie.
A fakty są takie, że faktycznie na obrazie płaszcz Matki Boskiej pokryty jest heraldycznymi liliami Andegawenów. Obraz malowany był ponad trzydzieści lat po śmierci Jadwigi. Skąd zatem malarz zaczerpnął taki motyw? Na pewno nie z głowy i własnej wyobraźni, ale na czymś się wzorował. Odpowiedź jest tylko jedna, na jakimś ówczesnym wizerunku Jadwigi.
Poza tym szkic twarzy Matki Boskiej po odrzuceniu innych elementów obrazu przypomina nieco twarz Jadwigi z zachowanej pieczęci królewskiej. Charakterystyczne cechy to wydłużony, wąski nos, wąskie usta.
To są dla mnie ważkie przesłanki, żeby uznać tę teorię za wysoce prawdopodobną.
A tak swoją drogą, to ciekawe, czy jednak ktoś nie odnajdzie jakiegoś prawdziwego obrazu Jadwigi.
Co do wydłużonego nosa i wąskich ust, to nie traktowałbym tego jako argument.
Co by nie mówić, Maria Częstochwska jest ikoną, a na ikonach nie ma pyzatych twarzy. Taka była konwencja ich pisania.
Na marginesie: http://mariacki.com/matka-z-kaplicy-pod-wieza/
Lilie Andegaweńskie to po prostu stary i często używany w różnych miejscach znak Fleur De Lis. Pojawiał się w różnych godłach i herbach, nie tylko francuskich, oraz zaczął być stosowany symbolicznie jako oznaczenie "królewskości" ogółem i pojawiał się na przedstawieniach maryjnych (dopiero w trochę późniejszych czasach utarło się aby malować cały kwiat białej lilii jako atrybut). Prędzej więc stąd pomysł namalowania symbolu na płaszczu.
https://www.heraldica.org/topics/fdl.htm
W kwestii napadu na klasztor - mamy na ten temat kilka źródeł i akurat Długosz podaje, że sprawcami byli polscy zubożali rycerze, który mieli długi. Ponieważ do pomocy zebrali sobie ludzi niskiego stanu z Polski i Czech, i dla niepoznaki zostawili na miejscu ślady mające sugerować udział Taborytów, to potem urobiono z tego legendę o napadzie Husytów, którzy wciągnęli w to jakichś Polaków (czyli dokładnie odwrócono sytuację). Niepokoje na tym tle były wtedy duże, pojawiały się rozruchy antyczeskie, a z listów z tego czasu wynika, że na bieżąco sam król nie wiedział jak to dokładnie było i badał sprawę. Jest trochę pomniejszych dokumentów, które tę wersję potwierdzają.
A że w późniejszych czasach wolano promować legendę o husytach i jest ona dziś znana dzięki powtarzaniu przez przewodniki, to inna sprawa.
Żeby było zabawniej, główny organizator napadu Jan Kuropatwa wykręcił się niską karą a w późniejszych latach został doradcą króla.
Co do źródeł - lubię i czasem czytuję Janickiego w "Ciekawostkach historycznych". Spotkałam się jednak z opinią (na pewno złośliwą i bardzo możliwe i bezpodstawną), że to Däniken historii.
Wracając do uzasadnienia, o wydarzeniach, które przywołałeś ja czytałam nieco inaczej. Po pierwsze:
"Na początku piętnastego wieku jasnogórski klasztor zaatakowali czescy Husyci wraz z polskimi renegatami." Z tego co wiem, to był napad rabunkowy, dokonany przez polskich rycerzy (katolików nie husytów: Jana Kuropatwy z Łańcuchowa herbu Szreniawa, Jakuba Nadobnego z Rogowa i Wissela z Kozolina.), ks. Fryderyka Ostrogskiego (który miał na swoim koncie epizody zarówno za jak i przeciw husytom) oraz zbieraniny polskich i czeskich zbójów korzystających na wojennej zawierusze. Jagielle podano informacje o husytach, by niejako sprowokować go do zdecydowanej reakcji i rozprawienia z heretykami. Nie twierdzę, że to jedyna słuszna prawda, tym bardziej, że nie pamiętam gdzie (kiedyś) to czytałam (w tej chwili posługuję się stroną historycy.org), ale to dość powszechne informacje - na pewno czytałam w kilku różnych źródłach.
Dalej piszesz, że z obrazu zostały trzy deski. Ja czytałam, że obraz został zniszczony - rozpadł się na trzy części (niby podobnie, a jednak sens zupełnie inny). O powodach konieczności namalowania go od początku też czytałam inaczej. Otóż ponoć nie udało się pokryć ubytków i zniszczeń farbami temperowymi, bo oryginalny obraz namalowany został techniką woskową (enkaustyką). Dlatego zdecydowano się na usunięcie oryginału i na sklejonych deskach namalowano "wierną kopię".
Co jest prawdą nie wiadomo, Twoja teza jest ciekawa i choć całkiem możliwa, to warto spojrzeć na dane szerzej.
W każdym razie lubię takie historyczno - detektywistyczne teksty, przeczytałam z przyjemnością.
Ja się opieram na Janickimi i Holcerze, którzy piszą, że z obrazu nic nie zostało, poza nimbami Jezusa i Maryi i nie dało się go odtworzyć według dawnego wyglądu. Obydwa nimby, które dominują na obrazie zachowały się tylko niemalże w całości, a więc i kawałki płótna na których były namalowane. Z pozostałych części jakieś skrawki, co piszą na stronie Jasnej Góry, co traktuję jako źródło, ale do końca też tej informacji nie ufam.
Obraz stworzono więc niejako na nowo, jak piszą Janicki i Holcer, przy zachowaniu nimbów, w które wkomponowano głowy.
I tu wchodzi tajemnica lilii Andegawenów. Dlaczego dodano je do płaszcza Matki Boskiej. Oryginalna ikona ich zapewne, a nawet na pewno nie miała. Klasztor tłumaczy, że Jagiełło chciał przez to oddać hołd swojej pierwszej żonie. Może to być prawdą. Ale skoro oddał hołd w ten sposób, to być może postarał się także o to, żeby malarze uwiecznili też na obrazie wizerunek Jadwigi, to przecież bardzo prawdopodobna hipoteza.
Tylko jak ją udowodnić. Trzeba by znaleźć oryginalny obraz Jadwigi malowany w tamtych czasach lub tuż po jej śmierci na podstawie wspomnień ludzi, którzy ją znali.
Przyglądam się obrazowi Jadwigi namalowanemu przez Matejkę i porównuję. On chyba też nie namalował jej z głowy, tylko pewnie kierował się jakimiś informacjami, bo wiadomo, że zawsze studiował epokę, wydarzenia i ludzi, których malował, robił szkice.
Co do wiarygodności Janickiego też się nie wypowiadam, po jednej jego lekturze wydaje mi się napisana dość solidnie i udokumentowana źródłowo. Ale tę tezę o podobieństwie Jadwigi i Czarnej Madonny postawił wcześniej nie Janicki, ale Holcer, a on wydaje mi się po życiorysie bardziej wiarygodny.
Tyle, że oni jak czytałem byli bardzo okrutni, podczas tych wojen, i tak sobie wyobrażam, że wówczas straszono nimi dzieci, żeby były grzeczne jak dziś talibami.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania