Tyr tyr tyr

Obudził się tak samo jak każdego poprzedniego ranka. Nie wyspał się, już nie sypia dobrze. Nie od czasów wojny, nie od czasu tamtego wydarzenia. Dookoła niego kwitło szczęście. Ludzie cieszyli się, że lata tyrani stały się tylko wspomnieniem. Wszystko się rozwijało, miasta rosły, handel kwitł. Ludzie w końcu żyli w pokoju i zapomnieli czym jest głód. On sam został pogromcą tyrana. Może gdyby urodził się w arystokratycznym rodzie, zostałby nawet królem, ale był sierotą. Jednak władcy o nim nie zapomnieli. Otrzymał winnicę, całkiem sporą. Zaopatrywał wszystkie okoliczne dwory w wino. Nie brakowało mu pieniędzy, ale mimo to, wiódł prosty żywot. Chyba przywykł przez lata wojny, do ciężkich warunków i nie potrzebował luksusu. Dbał o swoich ludzi, nikt nie chodził u niego głodny i w starych ubraniach. Nie zapomniał również o swoich towarzyszach broni. Grupkę najbliższych zatrudnił u siebie, jako ochronę. Tak naprawdę płacił im za nic nie robienie. Nikt nigdy by się nawet nie odważył podnieść na niego ręki lub jego własność. Był zbyt potężny, był potężniejszy niż królestwo. Jednak nawet taka potęga nie zapewniła mu spokoju duszy.

Każdego wieczoru odwiedzał tawernę. Tak jakby chciał tam znaleźć ukojenie, ale nie istnieją leki na ten ból. Nawet magowie są bezsilni. Dlatego po prostu pił, chociaż nigdy się nie upijał. Zwyczajnie siedział przy swoim stoliku, który zawsze był pusty i pił. Patrzył w kufel piwa, które być może przypominało mu o latach wojny, gdy często sypiał w lasach i pił o wiele gorsze trunki. Wtedy był szczęśliwszy, jego dusza była jeszcze cała. Chyba rozpamiętywał tamtą noc, podczas której stał się bohaterem i jednocześnie coś w nim umarło. Może nawet pamięta wszystko doskonale. Gdyby tak było, to by wspomniał o burzy, która tamtej nocy była wyjątkowo mocna. Nie zapomniałby powiedzieć o porywistym wietrze i deszczu. Zjawił się przed murami pałacu wraz z grzmotem. Wielu myślało, że to właśnie grzmot go tam przyniósł. Armia tyrana czekała za umocnieniami. To już był koniec wojny, ostatni jej akt. Plan był prosty, dokonać szturmu i pokonać przeciwnika. Jednak tyran nie chciał czekać, wyprowadził armię na pole i rozpętała się bitwa. Niezwykle krwawa. Nasz bohater walczył zaciekle, wiedział, że jest najpotężniejszy i musi walczyć jak najlepiej, aby uchronić innych. Jednak nie zdołał uratować każdego. Ujrzał tyrana, który zabijał z łatwością swoich przeciwników, w końcu był potężnym magiem bitewnym. Kierował błyskawicami za pomocą magii, pioruny uderzały niezwykle często, paląc wojowników, ziemia drżała od magii ziemi. Nagle wyrosła niewielka skała, na którą wbiegła wojowniczka i skoczyła w stronę tyrana. Zamachnęła się jeszcze w locie mieczem i trafiła przeciwnika w rękę, jednak nic mu nie zrobiła, nie przebiła magicznego pancerza. Wylądowała tuż za nim, była zwinna, szybka. Znów wycelowała i pchnęła, trafienie, ale bez skutku. Odskoczyła unikając ciosu, znów skok w bok, aby uniknąć pioruna, przeskoczyła nad tyranem, uderzając ostrzem w jego bark, ale znów jej cios był zbyt słaby, aby przebić jego magię. Użyła swojej, z ziemi wyrosły skały, które oplotły jego nogi. Rzuciła sztyletem, trafiła w nogę, chyba nawet przebiła tarczę, tyran się zachwiał. Poczuła, że słabnie, wyskoczyła, wycelowała prosto w serce i chciała wykonać pchnięcie, ale nagle poczuła przeszywający ból. Ostrze tyrana przebiło jej brzuch. Zawisła przed nim. Spojrzała mu prosto w oczy, z ust zaczęła lecieć krew, spojrzała w prawo, na naszego bohatera. Ich spojrzenia się spotkały, jej pełne zdziwienia i smutku. Jego wypełnione niedowierzaniem. Natychmiast ruszył w jej stronę. Dzieliło ich może sto metrów. Pokonał je jak błyskawica, był szybki. Uderzył pięścią tyrana, który został odrzucony w dal. Chwycił wojowniczkę i uklęknął. Pewnie doskonale pamięta jej gasnące spojrzenie. Może nawet powiedziałby, że po twarzy spływały nie tylko krople deszczu. To właśnie wtedy jego dusza umarła, wraz z nią. Skonała na jego rękach.

Opętała go wściekłość, doskoczył do tyrana, podniósł jedną ręką, drugą uderzył tak mocno, że tyran wbił się w ziemie. Stanął nad nim i uderzał, raz za razem. W końcu wyciągnął swoje sztylety, uniósł i wbił w jego serce. Nie istniała magia, która by mogła powstrzymać te magiczne sztylety. Podobno wykuli je sami bogowie. Tyran został pokonany.

Średnia ocena: 3.2  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • il cuore 5 miesięcy temu
    /Ludzie cieszyli się, że lata tyrani stały/ – tyranii
    Taki błąd, wstyd.
    nie czytam daley
    cul8r
  • Rubinowy 5 miesięcy temu
    Cześć
    Historia krótka i trochę jak dla mnie skrótowa w ogólnym rozrachunku, ale nie czytało się jako źle. Choć po lekturze mam wrażenie jakbym właśnie skończył jakieś streszczenie czegoś większego, nieco fabularyzowane, ale właśnie nadal bardzo ogólnikowe. Blok tekstowy nieco męczył przy czytaniu, trochę więcej akapitów by się przydało :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania