Ulotka

Moi rodzice często zwracali mi kiedyś uwagę, bym szanował pracę innych. Nieraz się złościłem, gdyż myślałem, że to po prostu logiczne i nie potrzebuję podobnych spostrzeżeń. Jednak wtedy zawsze dochodziło do głupich sytuacji, za które po prostu było mi wstyd. Oto kilka z nich: grając z kolegami w piłkę nożną, kopnąłem futbolówkę z całej siły w płot (naszą profesjonalną bramkę). Pech chciał, że trzy stare sztachety nie wytrzymały i złamały się. Gdy tata powiedział, że właśnie zniszczyłem pracę mojego dziadka sprzed dziesięciu lat, poczułem się trochę nieswojo. Innym razem, na lekcji matematyki, chciałem rzucić zgniecionym papierkiem do kosza. Niestety, kulka z papieru wylądowała tuż obok niego. Początkowo ją zignorowałem, a kilka chwil później już nawet o niej nie pamiętałem. Zgniecioną kartkę ujrzałem ponownie na koniec lekcji. Pani woźna, stara i zmęczona kobieta, podniosła ją i spokojnie wrzuciła do śmietniczki. To ukłucie wstydu było bardzo bolesne. Równie żałośnie poczułem się wówczas, gdy zniszczyłem budowany przez ponad miesiąc model helikoptera. Ojciec dużo się nad nim napracował i ostrzegał, abym nie brał go do zabawy. Oczywiście, na przekór jego słowom, kartonowe dzieło szybowało w mojej dłoni przez salon już następnego dnia. Nie skończyło się to za dobrze. Skończyło się fatalnie. Precyzyjnie posklejany model upadł mi na schody i szybko stoczył się na parter. Kiedy zbiegłem na dół, ujrzałem coś, co przypominało mi zgniecioną kartkę papieru z lekcji matematyki.

Takich sytuacji mógłbym wymienić jeszcze całe mnóstwo, choć nie jest to najlepszy temat do przechwałek. Chciałbym jednak zaznaczyć, że po katastrofie lotniczej na parterze mojego domu postanowiłem na poważnie wziąć do siebie radę rodziców. Przyrzekłem sobie szanować każdą pracę innych ludzi. Przetrwałem w zgodzie z sumieniem przez ponad piętnaście lat, aż do wczorajszego popołudnia. Tak, znowu zachowałem się podle. Zostałem jednak solidnie ukarany.

Cofnijmy się jednak w czasie o tydzień. Dokładnie siedem dni temu po raz pierwszy spotkałem drobną dziewczynkę o czarnych, splecionych w warkocz, włosach. Stała sobie przed wejściem do Złotych Tarasów i z szerokim uśmiechem obdarowywała ludzi ulotkami. Początkowo myślałem, że to zwykła akcja promocyjna jakiegoś nowego sklepu albo kupony do Mac’a. Kiedy jednak spojrzałem na niewielką karteczkę, zmitygowałem się, że nic na niej nie ma. Dopiero po chwili odwróciłem ją na drugą stronę. Ujrzałem na niej drobne, wydawać by się mogło kruchutkie, pismo. Dziewczynka napisała wierszyk. Bardzo prosty, właściwie banalny. Zaraz pod ostatnim wersem widniał napis: „Miłego dnia, Drogi Czytelniku :)”. Podpisane: „Ela”. Odwróciwszy się do miejsca, w którym stała dziewczynka, już jej tam nie zobaczyłem. Wierszyk schowałem do kieszeni i ruszyłem sklepu, w którym pracowałem. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś ją spotkam.

Ipsa historia repetit, historia lubi się powtarzać. Nie raz i nie dwa, a siedem! Każdego dnia, kiedy tylko zbliżałem się do wejścia, przed mymi oczyma pojawiała się delikatna rączka z białą karteczką. W zamian za ulotkę zawsze posyłałem młodej pisarce szeroki uśmiech. Widocznie sprawiało jej to radość, ponieważ z każdym spotkaniem coraz śmielej wyciągała w moją stronę ulotkę z fragmentem swojej twórczości. Szóstego dnia nawet podbiegła do mnie, mimo że byłem jakieś dwadzieścia metrów dalej, a wokół niej przewijały się tłumy. Wierszyki codziennie były inne, choć ich prostota niezmiennie przykuwała uwagę.

Siódmego dnia, to znaczy wczoraj, popełniłem straszne głupstwo. Zaraz po śniadaniu dojechałem komunikacją miejską na Stadion Narodowy. Celowo zaoszczędziłem sobie trochę pieniędzy, aby zakupić bilet na mecz Polska-Niemcy. Byłem przeszczęśliwy. Jednak mój dobry humor ulotnił się szybciej, niż pojawił. Otrzymałem SMS-a od kolegi z pracy, w którym poinformował mnie, że mam być za pół godziny w sklepie – zmienił się grafik, zapomniał mi jednak wcześniej o tym powiedzieć. Ogarnęła mnie niesamowita złość. Zaplanowałem sobie cały dzień i wszystko na marne. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę Złotych Tarasów. Ludzi po drodze obdarzałem niezbyt przyjemnym spojrzeniem, ale co poradzę, złość – ludzka sprawa. Gorzej, kiedy wymyka się spod kontroli. Właśnie wtedy dostrzegłem biegnącą w moją stronę Elę. Tak roześmianej jeszcze jej nie widziałem. Kiedy wciągnęła do mnie rękę z wierszykiem, wziąłem go, po czym natychmiast schowałem do kieszeni. Właśnie wtedy moja złość eksplodowała. Wyjąłem karteczkę z powrotem, po czym wrzuciłem do kosza tuż obok. Nie jestem pewien, ale dziewczynka chyba patrzyła na mnie przez kilka chwil ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

Dopiero dzisiaj dotarło do mnie, jak chamskie było moje zachowanie. Z samego rana udałem się do galerii, ale młodej pisarki nigdzie nie było. Poczułem ten sam wstyd, który towarzyszył mi, gdy stałem nad zniszczonym modelem helikoptera. Kiedy wróciłem do domu, zrozumiałem coś jeszcze. Zaraz po zakupie biletu, schowałem go do lewej kieszeni kurtki. Czyli tam, skąd kwadrans później wyrzuciłem do kosza karteczkę z wierszem. Jak się okazuje, wraz z ulotką Eli pozbyłem się też mojej wejściówki na mecz… Co tu dużo mówić, zasłużyłem na to.

Postanowiłem, że od dzisiaj będę jeszcze bardziej szanował pracę innych, a złość już nigdy nie przyćmi mi rozumu. Jeśli jeszcze kiedyś spotkam dziewczynkę z wierszykami, poproszę ją o jeden. Będę je zbierał w specjalnym albumie. Mecz jednak będę musiał obejrzeć na własnej kanapie.

 

Zapraszam na moją stronę internetową:

https://kakarottoopowiadan.wixsite.com/kakarotto

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Taki Maruda 17.06.2017
    Heh, piona.
  • Kakarotto 17.06.2017
    Dziena! :D
  • Marian 17.06.2017
    Bardzo fajny tekst. Niby o prostych rzeczach, ale fajny.
    Drobne błędy:
    1. "sztachety nie wytrzymały i złamały się na pół. ".
    Wystarczy: "sztachety nie wytrzymały i złamały się".
    2. "„Miłego dnia, Drogi Czytelniku ”.
    Wpadło Ci to takie coś: „”.
    Pozdrawiam,
  • Kakarotto 17.06.2017
    Dziekuje, Marian. Faktycznie, "na pół" niepotrzebne. Już poprawiam :) To "takie coś" jest buźką z Worda, widocznie system na Opowi nie rozpoznał. Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.
  • Enchanteuse 17.06.2017
    Przyjemnie się czytało. Widać w tym wyczucie, smak. Jest nawet morał. Najlepsze w tym tekście jest to, ze jak na życiowe opowiadania przystało, tekst brzmi bardzo prawdopodobnie. Daję 5 z nadzieją na ciąg dalszy ;)
  • Kakarotto 17.06.2017
    Bardzo dziękuję za komentarz. Miło mi, że tekst przypadł Ci do gustu :) Raczej ciągu dalszego nie przewiduję, aczkolwiek planuję więcej podobnych opowiadań ;)
  • detektyw prawdy 17.06.2017
    Jak zwykle tekst petarda. Co tu duzo mowic, piatka sie nalezy
  • Kakarotto 17.06.2017
    Detektywie, świetnie że moje teksty tak Ci się podobają :) Jest mi mega miło. Pozdrawiam :)
  • Krypton 14.07.2017
    Oczywiście leci 5, sam tekst bardzo przemyślany zarówno dając do myślenia. Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania