Umarłem, więc mogę odejść
Umarłem, więc mogę odejść z głośnym trzaskiem karku
Bo czasu nie mam, nie mam wzroku utkwionego na zegarku
Jest tylko ta durna nuda i słabość i żal na życie zmarnowane
A przecież miało być tak pięknie, szczęście na tacy podane
Ktoś mądry powiedział mi, że trzeba walczyć o takie rzeczy
Nie zgadzałem się, protestowałem, bo to teorii mojej przeczy
Że takie uczucie powinno być we mnie, raz i na zawsze
A kolory, które widzę przed sobą też powinny być jaskrawsze
Tymczasem nic takiego nie istnieje, żywot w cierpieniu ucieka
Chwile szczęścia ulatują, na horyzoncie z pomocą nikt nie zwleka
Chciałbym zawołać was, ale się boję, że powiecie, że jestem słaby
Tak, wiem, ludzie są z natury dobrzy, tylko czyżby aby
Zapytam zatem kto mnie niszczył kiedy z dołu spoglądałem
W czarnej smole zanurzony i tylko kilka rąk wyciągniętych miałem
W moją stronę, inni chętnie by mnie tam na zawsze zostawili
Oni przesiąknięci jadem, jeszcze by się upadkiem moim chwalili
Nie wnikam w ich umysły, za dużo tam chorej nienawiści
Za dużo skupienia tylko na sobie, w zaprzęgu słów egoiści
Chciałbym im wybaczyć, chciałbym by zobaczyli co czuje
Lub na własnej skórze jak wchodzenie w relacje smakuje
Gdy przeszedłeś przez kilka piekieł od przyjaciela do wroga
I straciłeś wiarę w ludzi, tak samo jak w jednego Boga
Który nigdy by nie mógł na takie coś pozwolić lekką ręką
Który by nie mógł być bierny, gdy życie stawało się męką
Możecie powiedzieć, że za łatwo się nad sobą użalam
Że nie jestem silnym mężczyzną, w skórze ofiary się spalam
Czy tak jest naprawdę, to ocenią przecież inni
W dawnych czasach oceniających pełno, a może nie powinni
Bo każdy na moim miejscu mógł się znaleźć, nie było wesoło
Dzień za dniem ból, cierpienie, niezrozumienie i tak w koło
Powtarzał się zaklęty krąg, depresyjna matryca
Pozostawało jedynie patrzeć jak przyszłość mrokiem się nasyca.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania