Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Upadła - Rozdział 1 ,,Odkrycie Alaserii - krainy piękna i szczęścia"

Dnia 23 czerwca 2318 roku grupa poszukiwaczy lądów i nieodkrytych tajemnic Ziemi wyruszyła na swoją już 35 ekspedycję. Podekscytowani podróżnicy liczyli, że tym razem nie wrócą do domu z pustymi rękami. Co prawda wiedzieli oni, że wszystkie możliwe lądy zostały już bardzo dawno odkryte, a tajemnice ziemi zbadane, jednak w ich duszach tliła się malutka iskierka nadziei na zwycięstwo. Każdy ze śmiałków biorących udział w tej ekscytującej wyprawie pochodził z innego kraju. Daniel był z Polski, Max z USA, Albert z Niemiec oraz kilkunastu innych ludzi z krajów takich jak Korea Południowa, Chiny, Ukraina, Rosja, Islandia… Długo by wyliczać, jednak można było powiedzieć, że wielu ludzi pochłonęła bez końca ta wyprawa. Każdy z nich dał jej cząstkę swojego serca.

Dzień przed ruszeniem w nieznane członkowie podróży spotkali się w karczmie w Szwajcarii, która była blisko tutejszego portu, z którego mieli wyruszać. Spotkali się oni tam aby omówić kilka spraw oraz jak to dorośli mężczyźni, upić się do utraty nieprzytomności. W ten sposób chcieli oni pozbyć się uczucia strachu przed możliwą porażką. Jednak Max całą swoją siłą próbował odwieść ich od tego pomysłu bowiem uważał, że jak człowiek pijany to niewiele zobaczy i odkryje oraz będzie nieprzydatny, kiedy trzeba będzie coś ważnego zrobić.

- Chłopaki! Nie po to żeśmy planowali tą wyprawę kilka dobrych lat, nie po to opuściliśmy nasze kochające rodziny by teraz upijać się tu jak zwykle moczymordy! Odstawcie te kufle moi drodzy panowie i zajmijmy się ważniejszymi sprawami, takimi jak np. przygotowanie statku i naszych ciężkich bagaży do drogi. - powiedział Max z powagą, patrząc uważnie na każdego znajdującego się w karczmie poszukiwacza. Jednak jego przemowa kolejny już raz została olana od góry do dołu. Nikt nigdy go tutaj nie słuchał, oprócz jego dwóch dobrych przyjaciół, Alberta i Daniela, którzy potakiwali mu z uznaniem głową.

- Max powiedzmy sobie szczerze, czy ktokolwiek Cię słucha oprócz tych twoich koleżków? - powiedział jeden z podróżników, rechotając przy tym tak mocno, że za chwilę dołączyli do niego inni.

- Właśnie Maksiu, weź kurwa ten kufel, napij się to od razu Ci się zrobi lepiej! Zapewniam! - powiedział Iwan, mrugając do niego i cicho chichocząc.

Max głośno westchnął, zeskoczył ze stołu, na którym zawsze wygłaszał wszystkie przemowy i ruszył szybkim krokiem do jego przyjaciół.

- ,,Czemu oni tacy są?” - myślał Max, idąc w kierunku swoich przyjaciół. ,,Nic nie rozumieją albo udają, że nie. Każda wyprawa jest ważna i każda daje nadzieję. Powinniśmy zachować trzeźwy umysł, a nie się upijać. Nawet jak się nie uda, co z tego? Sama podróż, przeżycie dreszcza emocji jak się płynie dalej to jest coś. Po za tym KURWA MAĆ! Kilkoro naszych braci z którymi płynęliśmy na inne wyprawy zginęło przez sztormy na morzu. Zachowując się tak pokazujemy im, że zginęli na marne i że jesteśmy bandą jełopów, która nigdy nic nie osiągnie”.

Kiedy Max tak rozmyślał, przyjaciele próbowali go pocieszyć na wszelkie sposoby, chociaż sami po części podzielali zdanie reszty załogi, że to na nic, znalezienie czegoś nowego to cud, jednak nie chcieli go ani martwić ani denerwować.

- Stary, wiesz jacy oni są przecież - zaczął mówić Daniel, klepiąc Maksa pocieszająco ręką po plecach. - Przejdzie im, jutro rano jak wyruszymy nie będzie widać ani śladu po tych ich pijackich mordach, wezmą się do pracy to i o alkoholu zapomną - uśmiechnął się, sięgając po kolejną szklankę coli.

- Tsa… jednak bardzo denerwuje mnie ich zachowanie, nie powinno tak być. Zachowują się jak zwykłe bachory, które po jednym nieudanym rysunku nie chcą próbować dalej - odparł zdenerwowany Max.

- Rozumiemy bracie, jednak zluzuj trochę, pomyśl o tym jaki jutro piękny dzień nas czeka, dzień przygód i poszukiwań - powiedział Albert chwytając Maksa za ramiona i lekko nim potrząsając, żeby się otrząsnął ze swojego stanu wiecznego zamartwiania się rzeczami, na które nie ma wpływu.

- Racja. - powiedział Maks, jednak się trochę rozchmurzając, nawet się lekko uśmiechnął myśląc o jutrze. - Chcecie mi może pomóc z przygotowaniem wszystkiego do jutra? Sam dałbym radę, ale jednak im więcej rąk tym lepiej, a im nie powierzę tej roboty są za bardzo pijani i jeszcze by coś zepsuli.

- Jeszcze pytasz? - odpowiedzieli ze śmiechem Albert i Daniel podnosząc się z krzeseł. - W drogę czas!

I cała trójka roześmiała się na głos czym zwrócili na siebie uwagę reszty załogi, która tylko spoglądała na nich, patrząc jak wychodzą na dwór.

 

******

 

Max, Albert oraz Daniel wychodząc z karczmy musieli się trochę przejść, żeby dotrzeć do swojego statku. Był on bowiem zakotwiczony na samym końcu portu ze względu na jego potężne rozmiary i na to, że łatwiej jest stamtąd wypłynąć.

Niebo w Szwajcarii tego dnia było przepiękne. Było widać dużo gwiazd oraz lekką zorzę polarną w kolorze błękitno-zielonym. Daniel widząc to magiczne zjawisko cicho westchnął oraz wciągnął zimne powietrze głęboko do swoich płuc. Taka pogoda to było coś co uwielbiał, dodatkowo wychodząc na zewnątrz uwolnił się wraz z przyjaciółmi od zgiełku i zapachu piwa panującego w karczmie. ,,Żyć, nie umierać” pomyślał i się lekko uśmiechnął patrząc na przyjaciół, którzy kroczyli przed nim. Max zawsze był dla niego swoistą zagadką. Był bardzo wrażliwy na krzywdę innych, zawsze wierzył w ludzi pomimo tego, że czasami denerwowali go oraz nie podobało mu się ich zachowanie. Ale zawsze miał wiarę. Tak samo było z ich wyjazdami, pomimo tego, że wszystkie lądy były już odkryte, on myślał, że jest coś czego jeszcze świat nie widział i on chce to pierwszy odnaleźć. Dla Daniela było to dziwne i niepodobne do żadnego człowieka, którego znał do tej pory. Ludzie zawsze w pewnym momencie odpuszczali, ale Max nie. Był jak ta łodyga powiewająca na wietrze. Z zewnątrz wyglądał niewinnie i wydawał się łatwy do złamania, w środku był silnym mężczyzną, który cały czas walczył z przeciwnościami losu. Dla Daniela zagadką w Maksie była jego przeszłość, chłopak nigdy o tym nie mówił, nigdy nie widzieli nawet jego rodziny, co było dziwne nie tylko dla niego, nawet dla Alberta, który znał Maxa o wiele dłużej. Wydawało im się, że Max coś ukrywa, a za jego wiecznym optymizmem kryje się coś więcej niż tylko wiara w ludzi i Boga.

- Ej Daniel, chłopie żyjesz czy bujasz w obłokach? - spytał się go Albert, który patrzył na niego uważnie, jednak z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Tak, tak, zamyśliłem się, przepraszam - odpowiedział Daniel, zerkając na czekających na niego przyjaciół. Zobaczył, że znaleźli się już przy statku.

Był on ogromny. Pomieściłby nawet z 10 000 ludzi plus ich bagaże oraz nawet ich zwierzęta, jakby ktoś chciał jakieś zabrać. Na pokładzie oprócz kajut znajdowało się również małe więzienie. Gdyby mieli oni spotkać kogoś kto miałby wobec nich złe zamiary, wystarczyłoby zamknąć osobnika w celi i po problemie. Po powrocie do domu trafiłby na rozprawę i nigdy już nie stanął na ich drodze. Oprócz tego była oczywiście wielka kuchnia z jadalnią, pokój ,,gaworzenia” jak to nazywali ich bracia z kompanii oraz magazyn na różne potrzebne im rzeczy. Na zewnątrz łódź była pokryta ciemną brązową farbą na której był namalowany wielki czerwono-czarny smok ,,gotowy” do ataku w każdej chwili. Na samym przodzie białą farbą było napisane ,,Gloria”. Tak nazywał się ów statek. Czemu akurat Gloria? Ponieważ pomimo tylu sztormów ile było jej dane przeżyć, bombardowań, strzelania do niej, prób rozebrania jej co do małej drewnianej deski, ona dalej jest, trzyma się, przetrwała to wszystko. Przez te wszystkie lata zachowała się wręcz w perfekcyjnym stanie z dnia na dzień wydając się jeszcze piękniejszą.

- Dobra chłopaki, zabierajmy się do pracy! - powiedział z entuzjazmem Max. - Musimy wnieść wszystkie bagaże, które znajdują się za wami, dać je do odpowiednich kajut oraz sprawdzić czy łódź jest gotowa do wypłynięcia.

- Eh, chciałbym, żeby każdy z tych debili rozpijających się w karczmie zaniósł swoje bagaże sam… - powiedział Albert lekko marudząc.

- Ta, a świnie latają - odparł Daniel, śmiejąc się. - Przecież wiesz, że oni nie są w stanie, a jutro czasu nie mamy, musimy wyruszać o świecie.

- Tak, tak, wiem, po prostu tak mnie czasami denerwują, że bym im przyjebał albo schował cały alkohol w mieście, tak żeby nie dostali go w swoje brudne łapska - powiedział zdenerwowany już Albert.

- Niezły pomysł, chciałbym to zobaczyć - odkrzyknął Max, ciągnąc bagaże jednego z podróżników za sobą. - A tak serio możemy przestać gadać i zabrać się do roboty? Jutro możemy pomarudzić jak tak bardzo chcesz.

- Dobra, już… Biorę się do roboty, marudzenie STOP - zaśmiał się Albert, idąc z Danielem po bagaże.

 

******

Kilkadziesiąt godzin później

 

- Daniel… Daniel… Daniel cholera jasna, obudź się wreszcie! - wrzasnął Max, zwalając przyjaciela z łóżka.

- Co jest kurwa to już pukać nie można? - spytał zaspany Daniel, rozmasowując obolałe kości. - Weź mi powiedz w ogóle, która godzina jest do cholery, że mnie tak budzisz.

- 2.00, ale to nie waż…

- Jak to nie ważne, budzisz mnie tak wcześnie, zwalasz z łóżka, a to nie ważne?! Stary, nawet nie wiesz jaki zajebisty sen mi się śnił, była tam laska i podeszła do mnie i…

- Kurwa, czy możesz na chwilę przestać?! Mówię do Ciebie chyba. Wiem, że nie lubisz jak się Ciebie budzi, szczególnie o tak nieludzkiej porze, ale musisz to zobaczyć! Chodź no! - powiedział podekscytowany Max.

Daniel dawno nie widział takiej radości na jego twarzy jak dzisiaj. Zaczerwienione policzki, drżący głos, widać było również, że sam niedawno wstał, a to jest pora, o której zwykle śpi, więc rzeczywiście musiało się zdarzyć coś niezwykłego. Jego blond włosy były w nieładzie, a koszula rozpięta, był nawet w samych bokserkach. ,,Ciekawe co się takiego stało, że pan modniś, nawet koszuli nie zapiął zanim do mnie przyszedł”. - pomyślał Daniel.

- Dobra stary, już pędzę, lecę, ale w porównaniu do ciebie, chce się odziać, by nie wyglądać jak ostatni wariat - zaśmiał się Daniel, dalej obserwując bacznie Maksa.

- Okej, ale szybko, dawaj, JUŻ! - zniecierpliwiony Max podbiegł do Daniela wziął go za ramię i wyprowadził z kajuty na sam środek statku.

- Jezuuu, stary, bez przesa… - Daniel nie zdążył dokończyć bowiem to co zobaczył wprawiło go w osłupienie.

Wokół siebie widział większość załogi swojego statku, wszyscy stali osłupieni i patrzyli się w jeden punkt, więc on nie będąc bierny na obecną sytuację, zwrócił swoje oczy w tamtą stronę i omal nie krzyknął z powodu ogarniającego go szoku.

Przed Glorią, widać było rozprzestrzeniający się wielki kawał lądu. Na pewno nie był to żaden do tej pory odkryty kontynent, ponieważ byli kawał długiej drogi od najbliższego. Z dobre kilka godzin. ,,Więc co to do cholery jest?” - pomyślał Daniel podchodząc bliżej lądu.

- Centrala? Halo słyszycie mnie? Tak z tej strony Max Bollen. Raportuje, że grupa poszukiwaczy ze statku Gloria biorąca udział w 35 ekspedycji, podczas swojej podróży natknęła się na rozprzestrzeniający się przed nimi wielki kawałek lądu.

- Tak, tak, jestem pewien, że to żaden do tej pory odkryty kontynent, od najbliższego jesteśmy z 4 godziny dobrej drogi. - powiedział skupionym głosem.

Wszystkie osoby będące na statku spoglądały z zaciekawieniem i nadzieją na Maksa, który właśnie w tej chwili opowiadał centrali o tym co przed chwilą ich spotkało. Marzenie setek ludzi spełniło się w tym jednym momencie. Teraz tylko pozostało im czekać na rozkazy od dowodzących.

- Oczywiście, rozumiem. Dziękuję, zadzwonię ponownie później. - odpowiedział Maks kończąc tym sposobem rozmowę.

- Wszyscy proszę wysłuchajcie mnie. Tak jak przed chwilą słyszeliście, miałem tą przyjemność i rozmawiałem z naszym szefostwem, osobami najwyższej rangi z naszej profesji. Ale to nie ważne… Ważne jest to co mi powiedzieli. UWAGA! - krzyknął Max, zwracając jeszcze raz uwagę wszystkich zebranych wokół niego na swoją osobę. - Dostałem rozkazy, żebyśmy zbadali tą tajemniczą wyspę. A więc postanawiam. Ja, Daniel oraz Albert pierwsi wychodzimy na ląd, za nami idziecie wy. Dobierzcie się w 5 osobowe drużyny i każdy z zespołów będzie badał inny zakątek wyspy. Wasz czas to 3 godziny, jak ten czas upłynie spotykamy się na statku w pokoju ,,gaworzenia” i omawiamy wszystkie zebrane informacje, a potem komunikujemy się z centralą. Jeśli ktoś będzie miał coś pilnego, niech znajdzie mnie, Daniela lub Alberta i przekaże wiadomość, któremuś z nas. Zrozumiano?! - krzyknął na koniec swojej mowy Max.

- Tak szefie! - odkrzyknęła załoga i zaczęła się szykować do wyprawy.

Wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić, żeby przygotować się do wejścia na ląd. Max dalej nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Jego serce szybciej biło, a oddech był strasznie płytki i gorący. ,,To się wreszcie stało”. - pomyślał i jedna pojedyncza łza spłynęła z jego policzka ze wzruszenia, jednak starł ją szybko widząc podchodzących do niego przyjaciół. Wyprostował się i zobaczył, że Daniel wyciąga do niego rękę z plecakiem pełnym potrzebnego sprzętu na wyprawę oraz z MAGNUSEM 3500. Max lekko zadrżał patrząc na znajdujący się w prawej ręce Daniela elektroniczny sprzęt. Był to kamero-aparat, dzięki któremu mogli nagrać całą ich podróż po nowo odkrytym lądzie w najwyższej rozdzielczości, z czystym dźwiękiem. Dodatkowo jeśli chcieli mogli emitować obraz na żywo. Trafiał on wtedy na ekrany monitorów ich szefostwa. Max wziął od przyjaciela plecak oraz sprzęt i zaczął zmierzać w stronę swojej kajuty.

- Pójdę się ubrać, a wy sprawdźcie jak tam idą przygotowania innych, zaraz będę gotowy - powiedział i zniknął schodząc po malutkich schodach prowadzących do pokoi załogi.

- Dobrze, będziemy czekać szefie. - powiedzieli Daniel z Maxem idąc w stronę ich kamratów.

- Czy tobie też zachowanie Maksa wydaje się dziwne? - spytał Daniel, Alberta.

- Nie jest dziwne, po prostu jest podekscytowany tak jak my wszyscy. - odparł Albert. - To normalne, musi być szczęśliwy, ale i przerażony. Nie wiemy co się może stać na tej wyspie, pewnie dlatego tak rozmyśla. - dokończył.

- Jednak wydaje mi się to podejrzane. - powiedział Daniel, obracając się za siebie i patrząc w stronę kajut.. - Musimy wreszcie jeszcze raz spróbować zapytać go o jego przeszłość. - ciągnął dalej. - Wydaje mi się, że jego coraz to dziwniejsze zachowanie jest spowodowane właśnie jego wspomnieniami o dawnych czasach, a nie strachem i ekscytacją przed nieznanym. Jesteśmy wyposażeni w najlepszy możliwy sprzęt plus te stroje stary! Nie dość, że ochraniają nas to jeszcze eksponują moje bicepsy i sześciopak! Tylko patrz!

- Haha, bardzo śmieszne - odparł Albert, jednak patrzył z uśmiechem jak Daniel prężył swoje napakowane ciało. - Każda laska widząc Cię w tym stroju NA PEWNO wskoczy ci do łóżka. - zaśmiał się. - Jeśli chodzi Ci o przeszłość Maksa, też o tym myślałem. Ale musimy go jakoś podejść, a nie spytać normalnie, on jest sprytny, więc się pewnie zorientuje o co chodzi.

- Stary spokojnie, ja coś wymyślę - odparł ze śmiechem Daniel. - O patrz nasz modniś idzie, haha.

- Panowie to nasz wielki dzień! Nie możemy go zaprzepaścić! A więc w drogę marsz! - krzyknął Max.

- W drogę marsz! - dokończyli za nim przyjaciele.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania