Poprzednie częściVortex - prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Vortex - Rozdział 10 cz.2 - Źródło życia

Skoro świt zgodnie z obietnicą, Zjawy wyruszyły pod kuratelą Szarugi w górę rzeki, na północ. Po krótkiej debacie zdecydowali, a właściwie to Jorven zdecydował, że zabierze się z nimi. Troskliwa opieka Dragovii oraz trochę magii i zielarstwa sprawiły, że umierający trzy dni temu mężczyzna był w świetnej formie. Tak przynajmniej twierdził, choć wiedźma upierała się, by został w jaskini. W innych okolicznościach można by pomyśleć, że żona troszczyła się o wracającego do siebie po ciężkim przeziębieniu męża, jednak w tym wypadku było nieco inaczej, rana głębsza, choć mniej bolesna.

Tak więc ruszyli marszobiegiem i kiedy słońce było już wysoko nad horyzontem, Szaruga zebrał oddział w korzeniach wysokiego drzewa.

- Zjawa odsapnąć, my zaraz wbiegać na ziemia kani’kru i musieć uważać, oni móc was wziąć za kani’morag’bale i spaść z drzewo! Oni mistrz pułapka, my musieć szybko ruszać dalej.

- Właściwie to gościliśmy na ich terytorium, ich gniazda są niesamowite - zaczął Hiron.

- Niemniej traktowali nas z dość dużym dystansem, byliśmy świeżo po wyrżnięciu oddziału dzikich, nie wiadomo czy ewentualny lider zasadzki będzie się zastanawiać, czy mają przed sobą dobrych, czy złych ludzi - wnioskował Davos.

- Kani’Davos mieć rację. Tu więcej niż jedna grupa, i nie wszystkie znać Zjawa. My musieć uważać. Mój nos poprowadzić tak, żeby przeżyć. Tylko nie móc się zatrzymywać, więc teraz odpocząć.

W oddali zawyły koszmarnie jakieś istoty. Las już nie był tak cichy jak prawie miesiąc wcześniej, kiedy do niego wchodzili. Kilka razy dziennie głuszę przeszywały odgłosy walki zwierząt, i było to nietypowe zjawisko, gdyż do starć dochodziło również w dzień.

- Co to za wrzask? - spytał Skar, dobywając Pieśni Piekieł z pochwy.

- Coś dużego, może wiwerna, albo mantikora? Wiem, że są postrachem mokradeł, ale nigdy żadnej nie widziałem. Na szczęście - odparł Jorven.

Dźwięki szarpaniny trwały może modlitwę i nagle się urwały, skwitowane triumfalnym zawodzeniem któregoś z przeciwników.

- My musieć uważać, bestie z moczary coraz częściej tu szukać schronienie i jedzenie, puszcza być niebezpieczna nawet bez wendigo.

- Ciekawe co z tego będzie. Jak mieszkańcy bagien szukają tu schronienia, to po pierwsze trzeba się mieć na baczności, po drugie rodzi się pytanie, co z drogą na Bastion - powiedział Hiron.

- O to wy się nie martwić, Dragovia wszystko mi wyjaśnić. Ale jak wy chcieć przeżyć z tak słaby węch to ja nie wiedzieć.

- Może dlatego posłała cię z nami. Ciekawe, czy nasze orły by go utrzymały? - zastanawiał się Jorven.

- Tego jeszcze nie było, wilcza Zjawa - zaśmiał się Skar. - Masz lęk wysokości?

- Wy ze mnie nie żartować, ja mieć więcej rozum niż wy myśleć - odpowiedział Szaruga, niby bez stresu, ale zjeżona sierść na karku sugerowała co innego.

- Spokojnie, uratowałeś nam życia, jesteśmy ci ogromnie wdzięczni - powiedział Jorven, klepiąc o dwie głowy wyższego od siebie wilczarza po barku.

- Skoro wy mieć siła do żart z Szaruga, to mieć też siła do dalsza droga. Ruszamy.

Pobiegli, mijając znajome tereny i mieszczące się opodal gniazda Orikru. Świetny węch Szarugi pozwolił uniknąć świeżych tropów wskazujących na ewentualne zasadzki. Znał też wszelkie ścieżki i uroki, zastawione tu i ówdzie przez Dragovię. Biegł pochylony, podpierając się przednimi łapskami, z głową zawieszoną dość nisko nad ziemią. Obracał nią w te i wewte, wiedziony niewidocznym dla ludzi dywanem zapachów. Szelest ściółki, kołysanych wiatrem liści i odgłos węszenia towarzyszył im całą drogę, będąc z rzadka przerywanym niepokojącymi odgłosami pobliskich potyczek. Nie natrafili na przyczynę skażenia wód rzeki a jako, że zbliżała się noc, zdecydowali się odpocząć przed dalszą wędrówką. Przysiedli w zakolu potężnego gnijącego pnia, dającego ochronę przed wiatrem, i przeciwnikami. Naprzeciwko kilka sosen, buków, i krzaki obsypane jagodami. Nagroda za długą wędrówkę.

- Wy nie robić ogień, dym przyciągnąć kani’morag’bale albo gorsza przeciwnik.

- Trudno. I tak idzie dużo szybciej, niż by się człowiek spodziewał. Ta diabelska puszcza jest miejscami tak gęsta, że mój własny cień się w niej gubi, a ty wydajesz się znać tu każde drzewo! Jak ty to chłopie robisz? - zachwycał się Skar.

- Jest przystosowany do tego środowiska. Swoją drogą, ciekawe jak wygląda proces tworzenia życia, jakim pała się Dragovia? - zastanawiał się Davos.

- I ile ma przed nami tajemnic - dodał Jorven.

- Spędziłeś z nią trochę czasu, nie ufasz jej? - spytał Hiron. Właściwie to był drugi stopniem po Jorvenie. Musiał patrzeć mu na ręce, bez specjalnej zawiści, ale dla bezpieczeństwa oddziału.

- Wydaje się być wiarygodną, a jej potęgi nikt kwestionować nie będzie… Na razie trzymamy się planu. Wciąż jesteśmy żołnierzami Markusa, wiernymi Ariuszowi Trzeciemu, nie bójcie się. Zastanawia mnie, co dzieje się na dworze królewskim?

- Też nie daje mi to spokoju. W kontekście tego, co ujawniła nam Dragovia, można zakładać, że w mieście pojawił się przyzwany z piekieł Abaddon, który spróbuje przejąć władzę - powiedział Davos.

- Myślę, że Markus jest świadom powagi sytuacji. Bronko i reszta generałów robią, co mogą, żeby ugryźć ten wątek, nie mam co do tego wątpliwości - Hiron był zapalonym lojalistą Ariusza. Wywodził się ze szlacheckiego rodu, służącemu linii królewskiej od pokoleń. Choć wysoko urodzony, nigdy nie zadzierał nosa. Opiekuńczy, stąd tarcza, jego atrybut. Ciężki pawęż, wykuty przed laty na polecenie samego monarchy. Solidna robota, ale do legendy się nie nada. Kilka sprytnych zaklęć, jakaś runa ochronna wygrawerowana na przedzie. Przyozdobiona wizerunkiem rodowym Norintów, jak nazywała się jego rodzina, a sam herb przedstawiał piękny dąb podparty sześcioma włóczniami, których historię przedstawię innym razem. Pawęż ten był właściwie niezniszczalny, a przez to bywał problematycznym. Nie amortyzował uderzeń w takim stopniu, jak by sobie tego życzył Hiron. Gdyby długa na trzech chłopa łapa wendigo sprzed kilku dni jednak dosięgnęła tarczownika, pewnie połamałaby mu ręce, o ile nie odrzuciłaby go razem z resztą oddziału w las, i to z hukiem. Nie byłoby czego zbierać. Tak więc musieli się wspierać drobną magią, jak to chłopaki w biznesie mawiają, trochę tego i owego, ale o tym może kiedy indziej. W każdym razie na mniejsze poczwary w zupełności wystarczy.

- W razie potrzeby mogę użyć czarnego kryształu, żeby przesłać informację Markusowi, ale nie wiem, czy wiemy coś, co mogłoby im pomóc - powiedział Davos.

- Na razie dajmy spokój, kryształ działa raz, a nie wiadomo, czego się dowiemy dalej - zarządził Jorven.

Nad ich głowami przeleciał smok, duży, czerwony, dojrzały osobnik, nie do końca wiadomo czy czegoś szukał, patrolował terytorium, a może polował na zdobycz? W każdym razie tu, u podnóży drzew, nawet by się biedak nie zmieścił, toteż chłopaki obserwowali go w kategorii ciekawostek.

- Te, Szaruga, wy tu często takich gości miewacie na włościach? - spytał Skar.

- Góry Na Pograniczu to smocze królestwo, a jesteśmy u ich podnóża - wyprzedził z odpowiedzią Davos.

- Pani Dragovia mówić, że to jaszczury stare, jak i ona. Kiedyś mieć w Goldarion miasto duża moc i chyba potrafić zmieniać się w człowiek. Smoki czekać na powrót król, ale gdzie on być, to ja nie wiedzieć.

- To ciekawe, żeby się tylko nie okazało, że się znajdzie pod górą. Pod naszą górą - powiedział Hiron.

- A wtedy alfa orłów się wkurwi i będzie jatka - dodał Jorven.

- Myślicie, że poszliby na noże? - zastanawiał się Skar.

- Właściwie nie wiem, o co mógłby taki król smoków chcieć walczyć z Ariuszem? - ciągnął temat Hiron.

- Ja nie mieć informacja na temat, ale myśleć, że chodzi o człowiek. Żywa magia, klucz do potęga. Dragovia mawiać, że najlepsza sposób na wzrost siła, to kiedy dziać się samo. Może król smoków mieć sposób, żeby zebrać cała magia z człowiek dla jego siła. Teraz musieć zrobić wszystko, żeby powstrzymać rebelia, ale przy okazja zdobyć władza nad ludzie. Wtedy zabić, zebrać energia, cieszyć się jak król smok to robić najlepiej.

- Cię kurwencja ten tego mać… - skomentował Skar.

- Wywiad da radę, tak jak my musimy dać radę - powiedział Davos.

- Tylko jaki krajobraz zastaniemy po powrocie… - zatroszczył się Hiron, wierny sługa króla.

- Z jednej strony dobrze, jeśli się zainteresował, bo świadczy o sile naszego imperium. Z drugiej nie za bardzo, bo traktuje podwładnych jako mięso, takie samo mięso, jakie gości na naszych stołach. Pierdolony skurwiel - skwitował Jorven.

- Markus już wie. Jest najlepszy w intrygi, uchole Markusa pewnie nawet jego samego podsłuchują, nie wierzę, żeby ten cały smok, jeśli to on, długo utrzymał się w podziemiu - ocenił, jakże trafnie Hiron. Jeśli mogę podpowiedzieć, co tam się na dworze dzieje, a może nie powinienem.

- Dlaczego ten smok, skoro jest tak potężny, po prostu nie przyleci na dwór i ogniem nie rozwali wszystkiego bum? Z dziesięcioma innymi smokami? - spytał Skar, pokazując rękami ogrom przytoczonej właśnie eksplozji.

- Nie postawiłbym drewnianego kubka w zakładzie sto orłów czy dziesięć smoków - powiedział Jorven. - Orle pióra są grube i gęste. Obleczone energią pioruna, niewrażliwe na ogień. Fakt, celne uderzenie smoczego ogona, czy szarpnięcie jego szczęki pewnie załatwiłoby sprawę, ale w tym samym czasie napastnika obsiadłoby pięć innych ptaków. Ich zakrzywione, twarde jak skała dzioby pewnie mogłyby podważyć smoczą łuskę, i dostać się do ciała. Tak mi się wydaje.

- Te, chwila, zaraz, a ten motyw sali tronowej, malowidło na suficie, przecież ten fresk to właśnie przedstawiał… Bitwę smoków z orłami - kiedy chodziło o króla, Hiron zaskakiwał nawet samego siebie.

- Uzurpator.

- Więc próbuje po dobroci odebrać koronę Ariusza. Koronę z piór Ikarosów, mieniących się błyskawicą niczym pierś alfy Astaro, z fragmentem niebieskiej smoczej łuski zamiast klejnotu. To dałoby mu zwierzchnictwo nad orlim stadem! Pierdolony będzie chciał założyć Koronę Niebios, a jeśli mu się to nie uda, wpadnie z hukiem i fajerwerkami stokroć lepszymi niż w urodziny Ariusza… - powiedział Jorven.

- Tego jestem pewien, jak się mu intryga nie uda, będzie awantura aż się drzewko elfów raczy nakryć listkami, bo polecą gwiazdy z nieba - fantazjował Hiron.

- I z jego okolic też - skwitował Skar.

- Zjawa teraz cicho, bo coś się zbliżać - zaalarmował Szaruga. Instynkt wilczarza był nieomylny, nawet w głębokim dialogu czy innej pochłaniającej czynności, wilczarz miał przysłowiowe oczy dookoła głowy. Wyśmienity węch, słuch, wzrok nie za bardzo, ale wystarczający, żeby w szarży pourywać łby nadgorliwym oponentom. Przyczaili się koło pnia, wypatrując zagrożenia.

- To na drzewo, czy do walki? - zapytał Jorv.

- Nos podpowiadać, że my się nie wychylać, ale być gotowi na wszystko.

- Toś mi kurwa wyjaśnił… Panowie, do broni!

Z gęstwiny wyskoczyl jeleń. Olbrzymi byk, którego rozmiarów nie powstydziłby się tur, ani nawet turok, pędził ze strachem w oczach i pognał dalej, nie zauważając nawet przyczajonych Zjaw.

- Uff, jeleń. Tylko pytanie przed czym? - zauwazyl Jorven.

Do ich uszu dochodzić zaczął szum. Cichy, łagodny niby strumyk za domkiem na wsi u dziadków… Ale po chwili niczym rzeka po ulewie i coraz głośniej…

- Auć! - powiedział Skar. - Kurwa, Moskitosy Sromotne!

- Davos tarcza! Szaruga kucaj!

Bez chwili zastanowienia młody mądrala sypnął jak magik z rękawa mieszanką ziół i kryształu, zakrzesał i znów błękitna bariera zaiskrzyła nad ich głowami, wnet syk przypalanych żądeł i smród palonych włosów wypełnił powietrze.

- Zjawa imponować. Ja zazwyczaj uciekać, mimo grube futro. Ale gołe palce, uszy, stopy boleć, duży bąbel!

- To jesteśmy kwita! - powiedział Skar.

- Ależ ty chciwy, on nam życie uratował, a ty te moskity i kwita? - zbeształ Hiron, szlachetny.

- Toć żartuję…

- Ja tam bym się martwił czy polecą dalej, zanim osłona spadnie, bo jest nieciekawie. Takiej chmary to jak żyję, nie widziałem, ani nawet nie słyszałem o takowej - ocenił Jorven. - Jak te kurwie nas obsiądą, to nie ma chuja, żebyśmy przeżyli.

- Ogień Piekielny, i chodu, bo drzewa, ściółka, i Moskitosy pierdolone Sromotne, wszystko pójdzie z dymem - zaanonsował Davos.

- A miał być piękny spokojny wieczór - powiedział Skar.

- Trzeba było zostać nianią szlachciców, jak chciałeś umrzeć w łóżku ze starości - skomentował zaznajomiony z kurtuazją Hiron.

- Szaruga jak twoje futro znosi płomienie? - spytał Jorven.

- Zjawa znowu robić sobie ze mnie żarty?

- Nie do końca, ale jak ostatnio po naszych żartach, trzeba będzie biec. I to szybko.

- Ja woleć owady, grube futro, nie przejmować.

- A my futra nie mamy, za to za pół modlitwy będziemy mieli futerko z żądeł, bez dyskusji, rób co my! - rozkazał. Wyjął dwa pakunki, czwartą część zapasu, ale wystarczy, żeby okolicę na trzy dni podpalić. A przy okazji odwrócić uwagę ciekawskich oczu, jeśli takowe gdzieś się czaiły. Podpalił lonty, rzucił krótkotrwałe zaklęcie osłony cienia dla zyskania kilku chwil na oddalenie, i rzucili się biegiem niezauważeni. Ogień Piekielny eksplodował w barierze magicznej, która była już na tyle słaba, że natychmiast się poddała. Huk eksplozji położył pomniejsze drzewa jak patyki. Żar zajął wszystko w okolicy, a trzask eksplodujących pancerzy Moskitosów pierdolonych Sromotnych niósł się melodią godną miecza przy boku Skara, dziś o dziwo w roli drugo, a może nawet trzecioplanowej. W każdym razie ledwo zdążyli, gdyby nie skórzane kurty, depilacja ciała jak się patrzy.

- Bieeegiem! Kuuuuurwaaaa!!! - choć nie musiał specjalnie nikogo przekonywać, Jorven pozwolił sobie tak właśnie podsumować wieczór. Nie martwił się o to, że ktoś go usłyszy, bo hałas był tak potężny, że sam ledwie się usłyszał. W każdym razie, podobno liczy się gest.

Kilkaset sążni dalej, przystanęli na małej polanie sprawdzić, czy wszyscy cali.

- Po co rzuciłeś dwie? Na te kilka owadów wystarczyłaby jedna kula! - skrytykował Hiron.

- Wolę robić wszystko w miarę możliwości parzyście. Jestem lekko przesądny - odpowiedział Davos.

- No niech mnie szlag na miejscu nie trafi, a małego po sikaniu też dwa razy strząsasz?

- Tak, trzy to już zachowanie lubieżne…

- Żartowniś. Co tak śmierdzi palonym włosem? - spytał Jorven.

Za jego plecami stał wyraźnie niezadowolony Szaruga, trącający pazurem łysą końcówkę ogona.

- Ja też myśleć, że jedna wystarczyć. Kani’Davos zapłacić za to, całe stado wilczarz mieć pośmiewisko z Szaruga. - Wskazał na przypalony kikut.

- Do wesela się zagoi - obiecał Davos. - Mogło być gorzej.

W tym momencie nad ich głowami przeleciał z rykiem rzeczony kilkadziesiąt modlitw wcześniej czerwony smok, zwabiony hukiem eksplozji. Na domiar złego, z drugiej strony nadleciał zielony.

- Gorzej, mówiłeś? Chodu, między drzewa!!!

Wszyscy rzucili się w różnych kierunkach, i padło niestety na wilczarza. Na kogoś musiało. Przed samą linią drzew drogę zablokował mu czerwony. Zawył przerażająco i ruszył z szarżą. Był olbrzymi, do jego paszczy zmieścił by się cały oddział Zjaw. Zakrzywione w tył zębiska przystosowane do cięcia mięsa długie na łokieć, ociekały gęstą mazią. Od czubka głowy, po sam koniec ogona najeżony był wyrostkami kostnymi, przypominającymi igły. Na końcu ogona było ich najwięcej, i służyć mógł on jako maczuga. Duże, wielkości ludzkiego tułowia łuski zachodziły na siebie tworząc pancerz, będący poza zasięgiem konwencjonalnych broni. Może magia, któraś z maszyn oblężniczych, lub szpony czy pazury innych mitycznych stworzeń stanowiły dlań jakiekolwiek zagrożenie. Jedynie podbrzusze było od nich wolne, ale tutaj mieściły się dość krótkie w porównaniu do reszty ciała łapska uzbrojone w szpony długie i ostre jak miecz półtoraręczny. Dość powiedzieć, że pokryte gnijącym mięsem. Nawet jeśliby przeżyć ich cios, śmierć z powodu zarazy była pewna jak sprawiedliwość Świetlarza. Szaruga zwinnie schował się za kawałkiem skały, manewrując tak, żeby zerkający to z jednej to z drugiej strony smok nie dojrzał, ani tym bardziej nie dosięgnął go jednym z licznych gadzich sposobów na uśmiercanie trzydzieści razy mniejszych istot. Wtem obok niego wylądował zielony, zwabiony zachowaniem pobratymca, który jednak nie chciał się dzielić zdobyczą, i zaczęli się przekrzykiwać. Szaruga z grymasem na mordzie zerknął w kierunku drzew. Nie dobiegnie, dorwą go niechybnie.

- Hiron, tarcza - powiedział Davos.

- Co ty chcesz zrobić? - odpowiedział Jorven.

- Uratować mu skórę. Futro. Resztki futra, w każdym razie.

- Jak?!

- Tarcza Hirona ochroni nas przed ogniem, powinno się udać.

- Zauważą was.

- Poczaruję trochę, damy radę. Na trzy!

Pobiegli. Davos w biegu rzucił znów zaklęcie osłony cieni, na siebie i partnera niedoli. Nie wiedział, czy zadziała, ale w razie czego, magiczna tarcza miała (szansę) uratować ich przed zwęgleniem przez smoczy oddech. Przed niczym więcej raczej by nie uchroniła. W połowie drogi, gdy oświetlił ich księżyc, Davos zasygnalizował gestami, żeby wilczarz się nie ruszał. Kiedy do niego dobiegli, również schowali się za skałami. Smoki nadal się przekomarzały, nieświadome obecności dodatkowych gości. Młody czarodziej upił łyk fioletowej mikstury magii uzupełnionej w pieczarze Dragovii, ponownie zaczarował, i ruszyli. Niestety, Szaruga trzymał tym razem głowę zbyt wysoko, i wydostał się spod działania zaklęcia. Na reakcję gadzin nie trzeba było dużo czekać. Nabrały powietrza w płuca, a Hiron tylko krzyknął:

- Gleba!

I nadstawił pawęż. Ten zaświecił się magią, a po chwili gorący metal strzelał na wszelkich zespojeniach uchwytów i mocowań. Niemniej, ogień rozlał się po obu stronach tarczy, tworząc coś na kształt bezpiecznego klina otoczonego pogorzeliskiem. Rzucili się biegiem pod osłoną płomienia, a zanim gady się połapały, że przeżyli, zniknęli w ciemnościach.

- Mam na dzisiaj dość - powiedział Hiron.

- Wszyscy mamy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • MKP rok temu
    "troszczyła się o wracającego do siebie po ciężkim przeziębieniu męża" - ja wiem, że istnieje przekonanie iż dla faceta przeziębienie to śmiertelna choroba, ale jednak ja bym wymienił na "po ciężkiej chorobie".

    "klepiąc dwie głowy wyższego od siebie wilczarza po barku." - o dwie głowy wyższego

    "Obracał nią w te i wewte, wiedzioną niewidocznym dla ludzi dywanem zapachów." - wiedziony

    Smoki... Temat rzeka, każdy na jakieś swoje wyobrażenie, więc może warto rzucić jakiś niewielki opis wyglądu.

    Widzę że tam się zaczyna kotłować w tym świecie ??
    Dobrze, będzie ciekawie.
  • Dzięki, staram się. Miałem dwa tygodnie bez pomysłu, jak dalej to pociągnąć. W końcu mówię basta, i jakoś poszło. I jestem zadowolony. Dziękuję za podpowiedzi, jak zawsze ?️
  • A co do przeziębienia, to miał być żart sytuacyjny. Dostał włócznią pod żebra, prawie umarł, ale bolało mniej, niż męskie przeziębienie ? Smoki opiszę, masz rację.
  • Był olbrzymi, do jego paszczy zmieścił by się cały oddział Zjaw. Długie ostre zakrzywione w tył zębiska przystosowane do cięcia mięsa długie na łokieć, ociekały gęstą mazią. Od czubka głowy, po sam koniec ogona najeżony był wyrokami kostnymi, przypominającymi igły. Na końcu ogona było ich najwięcej, i służyć mógł on jako maczuga. Duże, wielkości ludzkiego tułowia łuski zachodziły na siebie tworząc pancerz, będący poza zasięgiem konwencjonalnych broni. Może magia, któraś z maszyn oblężniczych, lub szpony czy pazury innych mitycznych stworzeń stanowiły dlań jakiekolwiek zagrożenie. Jedynie podbrzusze było od nich wolne, ale tutaj mieściły się dość krótkie w porównaniu do reszty ciała łapska uzbrojone w pazury długie i ostre jak miecz półtoraręczny. Dość powiedzieć, że pokryte gnijącym mięsem. Nawet jeśliby przeżyć ich cios, śmierć z powodu zarazy była pewna jak sprawiedliwość Świetlarza.
  • Wyrostkami *
  • MKP rok temu
    Burton The Scribe
    Czasami musi się odleżeć?
  • NataliaO rok temu
    Dobrze się czytało.
  • Dzięki ?️?
  • LaurazjanWolf rok temu
    Ze smokami jest jeszcze ciekawiej! ?
  • Dziękuję za wizytę ? niestety to chwilowo wszystko co napisałem, mam nadzieję, że za tydzień się zmobilizuję na kolejny rozdział. Brak czasu nie ułatwia pisania ?
  • LaurazjanWolf rok temu
    Burton The Scribe Doskonale znam sprawę z brakiem czasu. Tak więc, czekam cierpliwie ^^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania