Poprzednie częściW ciele wilka - Lea (1)

W ciele wilka - Lea (5)

Lea

 

Idziemy w stronę wielkiego domu. Nie, nie wielkiego, ale ogromnego. Znajduje się on tuż przy lochach. Jest jasny i bardzo ładny. Ma trzy piętra. Okna zakończone są łukiem, tak samo, jak główne podwójne drzwi, do których się kierujemy. Wokół rosną kolorowe kwiaty i małe, ozdobne krzewy. Na wprost domu znajduje się duży plac z wielkim drzewem na samym środku. Wokół placu jest kilka sklepików. Za nimi są mniejsze domy i uliczki. Gdzieś w oddali dostrzegam biegające dzieci. Aż trudno uwierzyć, że to miasteczko znajduje się w środku lasu.

Wchodzimy do domu. Przedpokój prowadzi nas do dużej otwartej przestrzeni. Po lewej jest kuchnia połączona z salonem, po prawej korytarz z kilkorgiem drzwi. Na wprost głównego wejścia znajdują się jeszcze jedne: podwójne, duże, bogato zdobione. Po ich obydwu stronach są półokrągłe schody.

Wchodzimy na pierwsze piętro i już wiem, co jest za tymi wielkimi drzwiami. Staję przez moment przy barierce i podziwiam ogromną salę balową z podłużnymi oknami, sięgającymi od podłogi po sufit. Na drugim końcu znajduje się scena. Pomieszczenie wygląda niczym wyjęte z bajki o księciu i jego królestwie.

– Piękna, prawda? – Uśmiecha się, widząc moją oniemiałą minę. – Tutaj odbywają się wszystkie zabawy naszej społeczności.

Pociąga mnie lekko za ramię. Wchodzimy na drugie piętro. Tutaj są same drzwi zapewne prowadzące do sypialni.

– Tu jest pokój Blake`a – wskazuje na pierwsze drzwi w lewym korytarzu – a tu pokój Huntera – pokazuje pierwsze w prawym korytarzu. – Dalej jest pokój Anny, naszej gosposi. Reszta jest dla gości.

– Kto to Hunter? – pytam, bo jakoś nie zauważyłam jeszcze nikogo oprócz Sky`a i Blake`a.

– Hunter pomógł ci w lesie. On cię uratował przed tym wilkiem. – Gdy wspomina o ataku, z jego klatki piersiowej wydobywa się niski warkot, a palce zaciskają się mocniej na moim ramieniu.

Cicho syczę z bólu. Gdy tylko orientuje się, co robi, puszcza mnie i patrzy przepraszającym wzrokiem.

Wchodzimy na ostatnią, trzecią kondygnację. Tutaj też są same pokoje.

– To piętro jest moje. Mogą przebywać tu jedynie osoby, którym na to pozwolę. – Kierujemy się w lewo do samego końca korytarza, gdzie znajduje się ozdobne wejście. – Za tymi drzwiami jest mój pokój, a za tymi – wskazuje sąsiednie – twój.

Naciska na klamkę. Nietypową klamkę. Jest podłużna w kształcie dziwnej fali. Sky wpuszcza mnie pierwszą do pokoju. Ściany są utrzymane w jasnoszarym kolorze, na środku stoi łóżko typu Queen Size. Widzę jeszcze białą toaletkę i kilka białych półek. W kącie rośnie okazała zielona roślina z dużymi liśćmi. Na ścianach wisi kilka obrazów przedstawiające wilki z różnymi odcieniami sierści. Są też kolejne drzwi.

– Tam jest łazienka – wskazuje na lewo – a tam garderoba – pokazuje na prawo.

Całość prezentuje się naprawdę bardzo ładnie i przytulnie. Gdybym nie była przetrzymywana, pewnie chętnie bym tu zamieszkała. Brakowało tylko jednej rzeczy.

– Mogę o coś zapytać? – Odwracam się nieśmiało w jego stronę.

– Oczywiście, mała. – Uśmiecha się przyjaźnie, wyciągając dłoń do mojego policzka.

Łapie za kosmyk rozczochranych włosów i zakłada go za ucho. Nie spuszcza przy tym wzroku z mojej twarzy. Skupia się na oczach, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Drugą rękę kładzie na mojej talii i przyciąga bliżej. Jest niebezpiecznie blisko. Powoli nachyla się w moją stronę. Przez sekundę kieruje wzrok na usta, po czym wraca do oczu.

Czuję przyjemne napięcie, jakie rodzi się między nami. Dreszcz przechodzi mi wzdłuż kręgosłupa i zatrzymuje się w podbrzuszu. Z drugiej strony takie zachowanie może być wstępem do czegoś większego. Wiem, że chce mnie pocałować. Też chcę. Wystarczy, że stanę odrobinę na palcach. Chcę, ale wiem, że to nieodpowiednie. On czeka na jakiś znak. Czeka na pozwolenie. Przez chwilę trwamy w takim zawieszeniu. Czuję jego ciepły oddech i zapach lasu po deszczu. Taki czysty i orzeźwiający. To nie skończy się dobrze. Muszę to zakończyć, zanim zrobię coś głupiego. Wiem, że mój następny ruch zadecyduje o jego kilku następnych, dlatego profilaktycznie cofam się o krok, tym samym wyślizgując się z objęć. Czuję pustkę i zimno w miejscu, w którym jeszcze przed sekundą znajdowała się dłoń mężczyzny.

– Gdzie mój plecak? – szepczę zduszonym głosem.

Zabiera rękę z moich włosów i patrzy na mnie z wyrzutem.

– Daję ci porządny pokój z wielką garderobą wypełnioną praktycznie po brzegi i zapchaną lodówkę w kuchni, a ty pytasz o plecak? – Prycha z wyrzutem. Denerwuje się. Niedobrze. Słyszę warknięcie dochodzące z jego klatki piersiowej. Nie z gardła, a klatki! To nie jest normalne. Ze strachem zwiększam dystans między nami. – Twoje ciuchy nie nadawały się do użytku, a stary chleb raczej nie wyszedłby ci na zdrowie. Wiesz, że te konserwy, które miałaś, były przeterminowane? Nawet w latarce padły baterie – wylicza zirytowany. – Gdzie ty chciałaś iść z takim śmiesznym wyposażeniem? Nie przeżyłabyś tygodnia. – Patrzy na mnie z kpiną i znowu warczy. Co jest do cholery?

Jego nastroje jednak nie są moim największym zmartwieniem.

– Co z nim zrobiłeś? Gdzie on jest? – pytam gorączkowo. Czuję, że pod powiekami zbierają mi się łzy. Muszę go odzyskać. Natychmiast!

Jego mina momentalnie się zmienia na zatroskaną i zaniepokojoną.

– Ej, mała, co się dzieje? – Marszczy brwi, widząc moją reakcję. Podchodzi bliżej z rozłożonymi ramionami, jakby chciał mnie przytulić.

– Gdzie? – Niemal krzyczę, łapiąc go za czarną koszulkę. Obejmuje moje nadgarstki. Znowu czuję te cholerne iskierki, jednak strach o moją własność zaćmiewa mi ich przyjemność.

– Kazałem go wyrzucić. Pewnie leży za domem w kontenerze. – Wzrusza ramionami.

Błyskawicznie się wyrywam, mijam go i pędzę schodami na dół. Muszę go odzyskać. Muszę! Za plecami słyszę kroki Sky`a. Woła mnie, jednak skupiam się tylko na jak najszybszym zbiegnięciu na parter. Widziałam, że z salonu można wyjść na taras, więc tamtędy pewnie będzie najszybciej.

Wybiegam na zewnątrz. Rozglądam się i na uboczu widzę zakratowane i zadaszone pomieszczenie, obrośnięte zielonym pnączem. Przez bramkę dostrzegam kontener. Dopadam do niego i otwieram pokrywę. Uderza we mnie smród śmieci. Staję na palcach. Muszę się podciągnąć na rękach, by zajrzeć do środka: kilka kolorowych worków i nic więcej. Podciągam się na rękach jeszcze wyżej, gotowa wskoczyć do środka, by przegrzebać każdy worek. Nie takie rzeczy się robiło. Jednak czuję w pasie ręce, które mnie przed tym powstrzymują.

– Co ty wyprawiasz? – pyta zdenerwowany Sky, stawiając mnie na ziemi.

– Nie ma go! Gdzie jest mój plecak? – pytam, będąc na skraju histerii. Oczy mi łzawią.

– Spokojnie, mała. – Obejmuje mnie mocno w pasie. Zatapiam twarz w zagłębieniu jego szyi

Słyszę, jak bierze głębokie oddechy, zaciągając się zapachem moich włosów. Trochę to nawet łaskocze. Nie zmienia jednak faktu, że jest dziwne. Niemal od razu czuję się spokojniej, lecz w dalszym ciągu oczy szczypią od powstrzymywania łez. W tym momencie nie ma już znaczenia, że mnie porwał i więzi. Liczy się tylko mój plecak. – Zaraz zapytamy Anny, co z nim zrobiła i wszystko się wyjaśni. Czemu ci na nim tak zależy? – Podnosi palcem moją twarz i patrzy mi w oczy.

– Tam był mój wisiorek. Pamiątka. Bardzo ważny. Muszę go odzyskać – szepczę.

– Znajdziemy go. Chodź. – Bierze mnie za rękę. Znowu czuję te iskierki. O co z nimi chodzi?

Idziemy do kuchni. W środku, przy płycie indukcyjnej kręci się młoda, ładna blondynka. Nuci pod nosem jakąś wesołą melodię i miesza coś na patelni.

– Anny? – Mężczyzna przyciąga jej uwagę.

– Alfo, Sky. – Kobieta odwraca się błyskawicznie i skina głową.

Chwila… alfa? Co to znaczy?

– Leo to jest Anny, dba o dom. Anny, to Lea.

– Dzień dobry – mówię nieśmiało, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Nie mam czasu na poznawanie nowych ludzi. Chcę jak najszybciej odzyskać moją własność.

– Dzień dobry, Leo. Miło cię poznać. – Kobieta uśmiecha się przyjaźnie.

– Prosiłem, żebyś wyrzuciła jej stary plecak. Zrobiłaś to? – Sky patrzył na nią poważnie.

– Tak, wyrzuciłam go do kontenera. – Odpowiada lekko wystraszona.

– Nie ma go tam. Nie wiesz, co mogło się z nim stać?

– Nie, ale widziałam, że kręciły się tam jakieś szczeniaki. Może któryś z nich go sobie przywłaszczył.

– Sprawdzę to. Dziękuję.

Anny ponownie skina głową i wraca do gotowania. Razem ze Sky`em wracamy na trzecie piętro. Czemu tu nie ma windy? Stajemy przed moim pokojem.

– Kolacja będzie za godzinę. Weź prysznic i się przebierz . Ktoś po ciebie przyjdzie. Ja spróbuję dowiedzieć się czegoś o twoim plecaku. Nie próbuj uciekać, chyba, że chcesz wrócić do lochów. – W ostatnim zdaniu słyszę groźbę.

Kiwam głową i wchodzę do pokoju. Wypuszczam sfrustrowany oddech. Dopiero teraz czuję, że przez cały czas oddychałam płytko i chaotycznie.

Kieruję się do garderoby. Staję oniemiała na widok gigantycznej ilości ubrań: sukienki, spódnice, bluzki, koszulki, spodnie, piżamy, buty sportowe i szpilki. Do wyboru, do koloru. W sumie przez całe życie nie miałam nawet połowy z tego, co mam przed sobą. Odsuwam pierwszą szufladę i wyciągam leżące na wierzchu czarne, koronkowe stringi.

– Nie, tego na pewno nie założę. – Krzywię się. Są ładne, ale nie na teraz.

Chwilę grzebię wśród fikuśnej bielizny i znajduję zwykłe czarne figi i stanik. Z wieszaka ściągam obcisłe czarne jeansy i czerwoną bluzkę z dekoltem w V. Nawet nie chcę wiedzieć, skąd znali mój rozmiar.

Wchodzę do łazienki. Czarne i beżowe płytki ułożone są na całej powierzchni. Na środku stoi owalna wanna dla co najmniej dwóch osób, a w kącie duży prysznic. Na jednej ścianie są dwie umywalki i dwa okrągłe lustra podświetlane ledami.

Ściągam stare ubranie. Wchodzę pod prysznic. Ciepła woda nie tylko zmywa bród i smród z mojego ciała, ale także strach i napięcie. W zasadzie nie jest tutaj tak źle. W ciągu ostatniej godziny dostałam więcej niż przez całe życie. Problem tylko w tym, że nie ma nic za darmo. Skoro dostałam, to będę musiała dać coś w zamian. Nie mam nic. Nic nie mogę im zaoferować. I to przeraża mnie najbardziej. Nie chcę się puszczać w zamian za jedzenie i nocleg. To poniżej mojej godności. Wystarczy, że pan Jon pozwalał sobie na zbyt wiele. Sky`owi już nie mogę na to pozwolić. Wolę uciec i spać pod mostem niż pozwolić mu się tknąć. A sądząc po jego chęci pocałowania mnie, nie jest to tak bardzo nierealne.

Chociaż, z niewiadomych dla mnie przyczyn, coś mnie do niego ciągnie. Lubię jego dotyk, nawet jeśli tylko trzyma mnie za rękę. Lubię, gdy jest blisko. Koi mnie jego obecność, ale też trochę się go obawiam. Dziwne jest to warczenie i dudnienie. I jeszcze ten zwrot: alfa. Alfa Sky. Co oznacza? Po co on? Jest tutaj jakimś szefem i każe się tak nazywać? I dlaczego Blake i ten cały Hunter śpią w tym domu? Wszystko tu jest dziwne.

Zakręcam wodę. Wycieram ciało w biały, puszysty ręcznik. Ubieram się i rozczesuję włosy. Dokładnie je suszę. Patrzę na siebie w lustrze. Wyglądam całkiem, całkiem. Może jestem trochę za chuda i widać mi kości żeber, ale poza tym, nie mam na co narzekać. Podobają mi się moje kobiece kształty. Może i nie mam zbyt dużych piersi, ale za to tyłek jest niczego sobie. Dawno nie miałam na sobie nowych ubrań, dawno nie myłam się w ciepłej wodzie i dawno nie czułam się tak dobrze. Pobyt tutaj mi służy nawet, jeśli siedzę w "lochu". Muszę tylko dowiedzieć się, jaka jest tego cena.

Słyszę pukanie do drzwi. Ostrożnie je otwieram i widzę, jak zwykle, uśmiechniętą twarz Blake`a. Stoi wyprostowany i chyba dumny, że może po mnie przyjść.

– Lea – kiwa mi głową tak, jak Anny Sky`owi. – Pozwól, że odprowadzę cię na kolację. – Wyciąga do mnie ramię, bym mogła się go złapać. To zwykły szarmancki gest, czy próba upilnowania, żebym nie uciekła?

– Yyy… Jasne. – Uśmiecham się zakłopotana. Wychodząc z pokoju, widzę, że przy schodach stoi dwóch postawnych mężczyzn. Wyglądają bardzo poważnie i groźnie. Przysuwam się bliżej Blake`a, łapiąc go mocniej pod rękę. Czuję się przy nim pewniej i bezpieczniej. Wzbudza we mnie zaufanie i pewność, że nic mi się przy nim nie stanie.

– Spokojnie, Sky wysłał ich, by pilnowali, żebyś nie uciekła.

– Miło z jego strony – kpię, na co mężczyzna cicho się śmieje.

Schodzimy na dół do salonu. Sky stoi przy barku i rozmawia z jakimś mężczyzną. Poznaję go. To on pomógł mi w lesie.

Sky łypie ostrym wzrokiem na Blake`a, a ten szybko uwalnia się z mojego uścisku, uśmiechając się przepraszająco.

– Lea – zwraca się do mnie Sky – to Hunter.

– Cześć. – Uśmiecham się niepewnie. – Dziękuję za pomoc z tamtym wilkiem.

Mężczyzna kiwa głową i idzie do stołu. Żadnego słowa. Ani „proszę”, „nie ma sprawy” ani „pocałuj mnie w dupę”. Nic.

Sky bierze mnie za rękę i również idziemy w tamtą stronę. Odsuwa krzesło u szczytu stołu, wskazując gestem, że to moje miejsce. On siada obok mnie. Dopiero po nas po prawej siada Hunter, a po lewej, tuż przy mnie, Blake.

Całe jedzenie leży w zasięgu ręki, a jest go sporo: jajka, kiełbaski, tosty, chleb, bułki, dżemy, różne pasty i sałatki, soki, woda i herbata w dzbanku. Chyba przez całe życie nie zjadłam tyle, ile teraz leży przede mną. Nigdy też nie czułam się aż tak niezręcznie. Widząc przed sobą duży talerz, mały talerz, szklankę, filiżankę, dwa widelce, dwa noże, dwie łyżeczki i ładnie złożoną serwetkę, zdaję sobie sprawę, że kompletnie nie wiem, jak się powinnam zachować. Zwykle dostawałam jakieś ochłapy na niedomytym talerzu, sporadycznie łyżkę i to w dodatku zardzewiałą, albo wygrzebywałam coś z jakiegoś kosza. Obecna sytuacja trochę mnie przytłacza.

Siedzę lekko zgarbiona, z dłońmi wciśniętymi między uda. Próbuję ogarnąć wzrokiem całą sytuację, jednak to nie pomaga.

– Na co masz ochotę? – Sky uśmiecha się, widząc moje zakłopotanie.

– Na… – wszystko, myślę – pastę. – Po chwili namysłu wskazuję stojącą najbliżej mnie miseczkę.

Podaje mi ją, a następnie podstawia także koszyczek z pieczywem. Biorę kajzerkę. On sam bierze chleb i nakłada sobie dużą porcję jajek i kiełbasek. Blake i Hunter też nakładają sobie konkretne porcje jedzenia. Przy ich talerzach moja bułka posmarowana pastą jajeczno-tuńczykową wygląda bardzo biednie. Spuszczam wzrok i skupiam się na bułce. Pasta jest pyszna i już sama ta myśl sprawia, że czuję się trochę lepiej. Ostatni gryz przeżuwam bardziej gorliwie, bo widzę, że chłopaki nie są nawet w połowie swoich porcji. Zjadłabym jeszcze coś, ale za bardzo nie wiem, czy mi wolno.

Kiedyś w ośrodku chciałam się zakraść do kuchni i coś z niej wykraść. Moje starania spełzły na niczym. Za karę wylądowałam na trzy dni w piwnicy.

– Jesz mięso, czy jesteś wegetarianką? – Blake łapie ze mną kontakt wzrokowy.

– Jem wszystko, co się nadaje do zjedzenia. – Uśmiecham się nieznacznie.

– To musisz spróbować tego. – Podstawia mi talerz z wiejskimi wyrobami. – Mamy tutaj człowieka, który osobiście tworzy te specjały i, mówię ci, są genialne. – Zachwyca się.

Biorę kiełbaskę i dwa plasterki pasztetu. Z pobliskiego talerza dobieram kilka plasterków pomidora i ogórka oraz kolejną bułkę. Widząc, że chłopaki zajęci są jedzeniem i rozmową o naprawie jakiegoś mostu, biorę dzbanek z herbatą i nalewam prawie pełną filiżankę. Zjadam wszystko i w końcu czuję się pełna. Oni też kończą jeść.

– Smakowało? – pyta Blake i wiem, że odnosi się do mięsa, którym mnie częstował.

– Bardzo. Było pyszne. – Uśmiecham się z wdzięcznością.

– Wiem, inaczej bym ci nie polecił. – Odnoszę wrażenie, że tylko on jest normalny w tym towarzystwie.

– Lea, skoro się najadłaś – Sky wyciera usta serwetką – musimy o czymś porozmawiać.

Mój uśmiech znika momentalnie. Czyli czas na moją zapłatę za ucztę. Trzech facetów i ja. To się może skończyć tylko w jeden sposób. Automatycznie wciskam się w krzesło, przygotowując do ucieczki. Napinam całe ciało.

– Musisz nas wysłuchać i przede wszystkim nie panikować, dobrze? – Blake kładzie dłoń na mojej dłoni w uspokajającym geście.

Sky warczy na niego, a on od razu cofa rękę.

– Przepraszam alfo. – Spuszcza wzrok.

Co tu się dzieje do cholery?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Vespera ponad rok temu
    O i wyszedł, niestety, problem narracji pierwszoosobowej: nagromadzenie "mój" w różnych formach. Myślę, że warto się temu przyjrzeć. Też tak kiedyś pisałam, bo wydawało mi się, że muszę koniecznie podkreślić, że bohaterka weszła do swojego pokoju, rzuciła swój plecak w kąt i położyła się na swoim łóżku... Ale da się to leczyć :)
  • Nysia ponad rok temu
    Zdecydowanie potrzebuję lekarza :)
  • MKP ponad rok temu
    "Wychodzimy na pierwsze piętro i już wiem" - wchodzimy
    "Gdy tylko orientuje się, co robi, puszcza mnie i patrzy przepraszającym wzrokiem." - zamiast puszcza mnie to może zabiera dłoń.
    " Na ścianach wisi kilka obrazów przedstawiające wilki z różnymi odcieniami sierści." - przedstawiających

    – Oczywiście, mała. – Uśmiecha się przyjaźnie, wyciągając dłoń do mojego policzka.
    Łapie za kosmyk (moich) rozczochranych włosów i zakłada go za ucho. Nie spuszcza przy tym wzroku z mojej twarzy. Skupia się na (moich) oczach, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Drugą rękę kładzie na mojej talii i przyciąga (mnie) bliżej. Jest niebezpiecznie blisko. Powoli nachyla się w moją stronę. Przez sekundę kieruje wzrok na (moje) usta, po czym wraca do oczu." - te w nawiasach można spokojnie wywalić

    "Pobyt tutaj mi służy nawet, jeśli siedzę w lochu." - dałbym w cudzysłów ten loch, jeśli to metafora niewoli: w końcu już z niego wyszła.

    "Sky łypie ostrym wzrokiem na Blake`a, a ten szybko uwalnia się z mojego uścisku, uśmiechając się do mnie przepraszająco." - drugie mnie można wywalić.

    Obstawiam, że ona zakocha się w Blake' u a tamten będzie zazdrosny.?? I będzie wilcza rozpierducha.
  • Nysia ponad rok temu
    Może będzie rozpierducha, może nie... Zakończenie zaskoczyło nawet mnie :)
  • MKP ponad rok temu
    Nysia
    Czujesz, że rymujesz? ?
  • Nysia ponad rok temu
    MKP
    Czuję, że rymuję, więc już się hamuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania