W ciemno [N.S.: Przygoda nocy letniej]

Nie każda noc godna jest zapamiętania, lecz tej na pewno nigdy nie zapomnę. Niezależnie od tego, jak długo potrwa wspomniane „nigdy”.

Poprzedzający ją dzień był duszny, nerwowy, męczący i zdawał się nie mieć końca, więc nadejście wieczora przyjęłam z niewysłowioną wręcz ulgą. Noc przyniosła ukojenie – była cicha, spokojna i orzeźwiająca. A ja od dłuższego czasu miałam na nią całkiem przyjemne plany. I właśnie teraz jestem w trakcie ich realizacji… poniekąd.

Ogromny księżyc w pełni zdaje się wisieć tuż nad moją głową, oświetlając splątane ścieżki, którymi biegnę przed siebie. Gdyby nie on, pewnie już któryś raz z kolei wyrżnęłabym w jakieś drzewo, albo potknęła się o wystające korzenie, tak trudne do dostrzeżenia w tych ciemnościach. Szczerze mówiąc, nie tak wyobrażałam sobie randkę w ciemno, ale ostatecznie „w ciemno” można rozumieć na wiele sposobów, więc nie narzekam. Musiałam zdjąć buty – tak, wiem, że szpilki i sukienka niezbyt nadają się na spacery po lesie, ale co niby miałam założyć? Kombinezon motocyklowy i oficerki? Kto by się wtedy trudził, żeby za mną ganiać? Kobieta powinna dobrze wyglądać w każdej sytuacji – bo każda chwila może być ostatnią w jej życiu, a ja nie chciałabym umierać w oficerkach. To już wolę na bosaka.

Trochę żałuję swoich radykalnych poglądów, gdy moja stopa ponownie trafia na coś nieprzyjemnie twardego i ostrego. Nie zatrzymuję się jednak – nie pora na jęczenie, może później będzie ku temu jakiś lepszy powód… o ile uda mi się znaleźć wyjście z tego przeklętego lasu. Powoli zaczynam się niecierpliwić – jak tak dalej pójdzie, to zastanie mnie tu świt!

Skręcam w prawo za kolejnym drzewem, choć dobrze wiem, że nie ma większego znaczenia, w którą stronę pobiegnę. Wszystko wygląda tu niemal identycznie, a ze mnie żaden dendrolog – większości drzew nie potrafiłabym rozróżnić nawet za dnia, a co dopiero po ciemku. Nie chcę się jednak zatrzymywać i ta myśl przyświeca mi przez cały czas, dopóki niespodziewanie nie zostaję powstrzymana przez czyjąś dłoń, zaciskającą się żelazną obręczą na moim ramieniu. Mimowolnie wydaję z siebie krótki krzyk.

– Dość tego! – Słyszę za sobą zachrypnięty, zdyszany głos. – Koniec zabawy!

Odwraca mnie przodem do siebie i popycha w stronę najbliższego drzewa, aż opieram się plecami o jego pień. Zaciskam dłoń na obcasach moich szpilek i głośno wciągam powietrze w płuca. Lubię zapach lasu – jest równie kojący nocą, co za dnia.

– Szybki jesteś – mówię niemal z podziwem, a wtedy on wyjmuje zza pasa nóż i jednym gwałtownym ruchem wbija go w drzewo za mną.

– Jeszcze nie wiesz jak bardzo – odpowiada, pochylając się nade mną, jakby zamierzał mnie pocałować. Odruchowo uderzam go w twarz. Udaje mi się wywołać u niego zaskoczenie, dzięki czemu mogę wyślizgnąć się z pułapki, jaką zastawiły na mnie jego ramiona. Mam zamiar znów rzucić się do ucieczki, lecz zatrzymują mnie jego przekleństwa i złorzeczenia. Nagle uświadamiam sobie, że zamachnęłam się na niego ręką, w której trzymałam buty i najwyraźniej udało mi się rozciąć mu policzek jednym z obcasów. Potwierdza to tylko moją tezę, że szpilki naprawdę są niezastąpione – w każdej sytuacji.

– Oszalałaś?! – obrusza się jak naburmuszone dziecko, trzymając dłoń na krwawiącym policzku, a ja mam szczerą ochotę się roześmiać. – Mieliśmy uważać.

– Wiem, przepraszam. – Podchodzę do niego, z całych sił przygryzając dolną wargę, by stłumić uśmiech. – Ale sam widzisz, jaka to dobra zabawa. Byłeś świetny, chyba bardzo się wczułeś…

– Na pewno nie bardziej niż ty – burczy, posyłając mi niechętne spojrzenie. – Żałuję, że w ogóle dałem ci się na to namówić.

– Daj spokój – próbuję go uspokoić łagodnym tonem. – Do wesela się zagoi.

Wyciągam do niego rękę, lecz on nagle łapie mnie za ramiona, ponownie przyciągając ku sobie.

– Nigdy więcej randek w ciemno – stwierdza zdecydowanie, a ja wreszcie pozwalam sobie na uśmiech.

– Nigdy więcej – powtarzam na chwilę przed tym, jak na mojej twarzy i dekolcie rozpryskuje się czerwona chmura krwi. Uścisk męskich dłoni robi się coraz lżejszy, a w źrenicach mego towarzysza odmalowuje się szok tak wyraźny, że dostrzegam go nawet pomimo wszechobecnej ciemności. Oboje wiemy, że to jego ostatnie chwile, lecz on, w przeciwieństwie do mnie, w ogóle się tego nie spodziewał. Osuwa się na ziemię, z bulgotem wypluwając z ust krwawą ślinę. Dopiero wtedy widzę przed sobą kobietę, dzierżącą w dłoni zabarwiony czerwienią nóż – ten sam, który nieżyjący już mężczyzna nieco wcześniej wbił w drzewo. Krzyżuję ręce na piersiach i posyłam nożowniczce karcące spojrzenie.

– Co z tobą, do diabła? – pytam retorycznie. – Zepsułaś nam całą zabawę. Mówiłam, żebyś trzymała się z boku.

– Miałam już serdecznie dosyć tego całego ganiania po lesie – odpowiada ona, odrzucając na plecy długi, gruby warkocz. – Naprawdę nie mam pojęcia, co w tym takiego zabawnego.

– Zabawa polega na zabawie, nie na rozumieniu.

W odpowiedzi tylko mruczy coś pod nosem, a potem wyjmuje z tylnej kieszeni spodni niedużą latarkę i już po chwili stoimy obie w jej nikłej poświecie. Moja przyjaciółka pochyla się nad leżącym mężczyzną, by wytrzeć nóż w jego ubranie i przy okazji kieruje smugę światła na jego wykrzywioną pośmiertnym grymasem twarz. Nagle zamiera w bezruchu. Już mam ochotę wytrącić ją z tego niespodziewanego zawieszenia porządnym trzepnięciem w głowę, gdy nagle podnosi na mnie wzrok.

– To nie on – wyrokuje zdecydowanie. Oblicze ma teraz równie blade, co tarcza księżyca. A może to tylko złudzenie?

– Jak to „nie on”? – pytam z niedowierzaniem. – Przecież sama mi go wskazałaś! Zapewniałaś mnie, że to ten, a teraz nagle zmieniłaś zdanie? Chcesz mi powiedzieć, że wszystkie moje starania poszły na marne?

Za wszelką cenę staram się zachować spokój, lecz wyraźnie czuję buzującą mi we krwi irytację, która stopniowo rozrasta się najpierw w złość, a niedługo potem we wściekłość.

– Najwyraźniej się pomyliłam – odpowiada jakby nigdy nic, znów spoglądając trupowi w twarz. – Strasznie jest do niego podobny, a ja nie miałam wcześniej założonych soczewek…

– Nie miałaś soczewek?! – Nie ma już odwrotu, tym razem wybucham na dobre. – Znajdź sobie jakąś lepszą wymówkę, bo jeśli powtórzy się to jeszcze choćby raz, to Bóg i Lucyfer mi świadkami, że własnoręcznie zrobię ci laserową korektę wzroku!

– Dobrze, już dobrze. – Unosi ręce w geście kapitulacji. – Nie denerwuj się tak, to jeszcze nie koniec świata…

– Nie koniec świata, mówisz? – Przykucam przy zwłokach i zaczynam obszukiwać po kolei wszystkie kieszenie w ubraniu mężczyzny. Wreszcie trafiam na jakiś smakowity kąsek. W pierwszej chwili przypuszczam, że to portfel, lecz gdy wyjmuję go ku światłu, moim oczom ukazuje się etui… z odznaką i legitymacją policyjną w środku. Na usta ciśnie mi się cała litania przekleństw, nie jestem jednak w stanie wydusić z siebie głosu. Podnoszę się i przez jakiś czas obie tkwimy w całkowitym milczeniu, aż wreszcie wybucham nagłym, szczerym śmiechem. Moja towarzyszka początkowo zdaje się całkowicie skonsternowana, ale nie muszę długo czekać, by przyłączyła się do mnie. Cóż, śmiech, szczególnie ten z rodzaju głupkowatych, potrafi prędko rozładować wszelkie napięcia.

– Cholerne gliny – prycha, gdy już się uspokajamy. – Wszyscy tak samo zboczeni, psia ich mać. Przynajmniej będzie teraz o jednego mniej. Co z nim zrobimy?

Wzruszam lekko ramionami, nim odpowiadam:

– Zabierzemy odznakę i inne fanty, a ciało zostawimy. Las jest pełen stworzeń znacznie bardziej wygłodniałych od nas.

– A propos wygłodniałych… – Zbliża się i obejmuje mnie ramieniem. – Wybaczysz mi to całe zamieszanie, jeśli postawię ci późną kolację?

– Byłam już dziś na jednej kolacji i chyba mam dosyć – odpowiadam. – Może mogłybyśmy to pominąć?

– Jak sobie życzysz.

Wymieniamy uśmiechy, a potem czułe pocałunki. Wreszcie zaczynam się uspokajać i zapominam na chwilę, że tym razem randka w ciemno okazała się znacznie bardziej „w ciemno” niż zwykle, a sprawa, którą miałam nadzieję dziś zakończyć, może się przez to rozrosnąć do niespodziewanych rozmiarów. Jednakże na dziś starczy mi już przygód i rozmyślania. Letnią noc można wszakże wykorzystać na bardzo wiele równie ciekawych sposobów…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • KarolaKorman 05.07.2016
    ,, Oblicze ma teraz równie blade, co tracza księżyca. '' - tarcza
    Nie czytałam wcześniej Twojego tekstu, gdzieś go przeoczyłam. Nie wiem czy rozpoznałabym autora, teraz to sprawa jest prosta, bo wiem, że to Ty napisałaś. Zaczęło się humorystycznie i zabawnie, a skończyło się tragicznie, ale dziewczyny widzę, to drobne nieporozumienie przyjęły z machnięciem ręki :) Zostawiam 5 :)
  • alfonsyna 05.07.2016
    Już poprawiam "tarczę". :) Cóż, dziewczyny się chyba takimi "drobiazgami" za bardzo nie przejmują, bo nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. :D Dziękuję uprzejmie!
  • Ritha 05.07.2016
    Przyjemnie się czytało, nastrój zaskakująco ewoluował i zostawiam zdecydowane 5 :)
  • alfonsyna 05.07.2016
    Dziękuję bardzo. :)
  • Nazareth 06.07.2016
    Naprawdę dobre opowiadanie. Podobał mi się klimat, jaki zbudowałaś i zaskakujące zakończenie, ale cóż się dziwić ;)
  • alfonsyna 06.07.2016
    A ja się nie dziwię, żeś mnie od razu zdemaskował - miałeś dobre argumenty zresztą. :D No nic, może następnym razem się lepiej ukryję, dziękuję. :)
  • Rasia 30.10.2016
    "nie zostaję powstrzymana przez czyjąś dłoń, zaciskającą się żelazną obręczą na moim ramieniu" - bez przecinka
    "widzę przed sobą kobietę, dzierżącą w dłoni zabarwiony czerwienią nóż" - tu też
    "Oblicze ma teraz równie blade, co tarcza księżyca" - i tu, bo w tym miejscu "co" pełni funkcję porównania prostego
    To teraz przyszła kolej na nadrabianie Twoich tekstów :) Przyznam szczerze, że bardzo lubię do nich wracać, przede wszystkim ze względu na poprawność i przyjemny styl. Przedstawiona historia nie zawiera zbyt wiele szczegółów, czytelnik sam tworzy sobie w głowie obraz i czas, w którym zawiera się akcja, ale to naprawdę urokliwe. Spodobał mi się sam pomysł "randki w ciemno", a, o dziwo, zakończenie mnie nie zdziwiło, tak coś powoli podejrzewałam :D W każdym razie to opowiadanie naprawdę w jakiś sposób mnie urzekło, piątka ode mnie :)
  • alfonsyna 01.11.2016
    Jeszcze raz powiem, żem pełna podziwu, że chciało Ci się odgrzebać te moje teksty, o których już nawet ja zapomniałam. :D Zakończenia tego tekstu chyba faktycznie można się było spodziewać, a przynajmniej coś podejrzewać, bo ganianie się w nocy po lesie chyba nie jest najlepszym możliwym rodzajem spędzania czasu na randce, nawet takiej "w ciemno". ;)
    Raz jeszcze dziękuję za wszystkie miłe słowa, bardzo doceniam i bardzo doceniona się czuję!
  • Rasia 01.11.2016
    A nie ma za co, jeszcze wrócę, bo parę tekstów mi zostało, więc czekaj cierpliwie :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania