W Kurnikowie
Kurnikowo
Wstęp
W Kurnikowie albo w Kaczogrodzie - nazwa nie ma większego znaczenia dla toczącego się opowiadania. Kurnikowo to wszelkiego rodzaju portale i serwisy internetowe z grupami dyskusyjnymi***.
Każda dyskusja polityków w telewizji to „kurnik-owo”; wszyscy gardłują, nikt nikogo nie słucha. Nie należy się zżymać na to zjawisko-po prostu tak jest. W grupie tworzą się podgrupy, Towarzystwa Wzajemnej Adoracji, grupy antagonistyczne, kilku osobników chce się wybić na przywódcę, inni chcą być dworzanami, sędziami, autorytetami, filmowymi wojownikami, ślicznotkami. A inni to zwyczajni frustraci. Oczywiście komentatorzy wszystko wiedzą i na wszystko znają odpowiedź. Wiedzą nawet to, czego nie wiedzą. To jest zbyt trudne do zrozumienia i zaakceptowanie, że bicie piany jest bezproduktywne. Konstruktywna krytyka, poparta wskazaniem błędu - wymaga wiedzy. Kurnikowo rządzi się innymi prawami; zagdakać przeciwnika. To tyle wyjaśnień dla benevole lektor.
***Dyskusję zagłusza: trollowanie – czyli celowe rozpoczynanie i następnie podtrzymywanie niepotrzebnych sporów, czynione tylko dla samej radości spierania się,
flamowanie – czyli niepotrzebne, agresywne reagowanie na spam lub rolling. Przedstawione tu postacie mają odpowiedników w rzeczywistości.
I. Świt w Kurnikowie.
Wstawał świt nad Kurnikowem, które przez ludzi nazywane jest kurnikiem. Zagroda gospodarza Borowika była jedna z najlepszych we wsi Saitamy. Widać było gospodarską rękę właściciela. Borowikowi zazdroszczono parę koni, które rwały się do biegu w zaprzęgu. Zazdroszczono krów dojnych, tłustych świń ze słoniną na cztery palce, kur niosących się - jak nigdzie we wsi, tłustych gęsi, pola urodzajnego, stodoły pełnej i to nie byle jakiego siana. Obok dużego chlewu znajdowała się obora. Tuż za oborą, na zewnętrznej części podwórza był kurnik. Była to właściwie przybudówka przymurowana do stodoły. Sama zaś zagroda nazywana chutorem znajdowała się na skraju wsi, położonej w guberni Głębokie Zapadlisko.
Stary kogut, którego wszyscy nazywali Dziadkiem, sfrunął przez okienko w kurniku, rozejrzał się, splunął i pomaszerował do pryzmy z obornikiem. Słońce zdążyło wysuszyć słomę na kupce nawozu, więc dzielny trębacz w miarę dziarsko wfrunął na sam czubek wyschniętej podściółki. Czuł się jak latarnik zapalający światło w swojej latarni. W Kurnikowie bowiem wierzono, że aby słońce wstało – kogut musi zapiać i to trzy razy. Kogut Dziadek odchrząknął, poprawił grzebień, wyciągnął nogę, oglądnął ostrogę, potem wyciągnął drugą nogę i zrobił przegląd nogi bez ostrogi, którą postradał w bitwie. Stare czasy, zgiełk bitewny, towarzysze walk...ech, ta dzisiejsza młodzież, nie potrafi tego docenić. Nie spalibyście teraz spokojnie wy niedopierzone kurczaki, gdyby nie dziadek i jego dzielni druhowie- westchnął dzielny weteran i strzepnął piórami, bo czas było wracać do teraźniejszości. Zaczerpnął powietrza i zapiał. Kukuryku niosło się po zaspanej okolicy. Któż nie znał pienia starego koguta?! Z lubością nasłuchiwał echa swego piania odbijającego się od lasu. Wyczekał aż echo ucichnie i znowu zapiał. Drugie pianie, druga trąbka: do ataku, gotów się, zwieraj szyki. Właśnie w drugie kukuryku dzielny wiarus wkładał najwięcej sił i serca. Trzecie pienie oznajmiło: Możesz słoneczko wstawać, jest dzień. Był jak hejnalista, który trąbką zmienia losy wojny, gra na pobudkę, do ataku, zmienia szyki i każe maszerować.
*
Przez łąkę biegł kogucik-lilipuciki Zbynio, który wracał od Beci z sąsiedniej zagrody, znanej cichodajki. Chociaż mały był, ale zadziorny i bojowy i nikt nie śmiał nazwać go polskim karzełkiem. Z lekkością przefrunął płot i w nader grzeczny sposób przywitał się z Dziadkiem:
-Dzień dobry szanownemu panu, jak zdrówko?
Dziadek uśmiechnął się pod wąsem, bo lubił tego huncwota i odpowiedział:
-Oj Zbyniu, ustatkowałbyś się, a bo to mało w naszym Kurnikowie kokoszek, a każda ci rada. Dzień dobry. Zbynio uśmiechnął się szelmowsko i znikł w kurniku. Ścieżką z pobliskiej gorzelni wracał kogut Leoś. Było go słychać z daleka, bo niemiłosiernie darł dziób, śpiewając zbereźną piosenkę o tym jak do rana deptał kokoszkę. Żeby go lisy udusiły – ze złością pomyślał stary kogut-że też taka zakała trafiła mi się w rodzinie. Oczywiście Leoś po drodze „wywinął orła”, zaklął szpetnie, oparł się o płot i zaczął rzygać. Potem przegramolił się między szczebelkami, zrobił kilka kroków i znów zarył dziobem w ziemię. Wstał, popatrzył półprzytomnym wzrokiem a dostrzegłszy Dziadka wymamrotał: Dzień dobry wujku! Po czym „marynarskim krokiem” pomaszerował za stodołę, gdzie usiadłszy na kępce słomy ziewnął i zasnął. Życie zaczęło budzić się w Kurnikowie, w zagrodzie, we wsi i guberni. Kogut Dziadek obudził słoneczko i każdy o tym wiedział, przynajmniej wśród drobiu.
***
Komentarze (223)
Tylko ja poproszę jakiegoś fajnego kogucika, bo z byle kim nie chodzę... płakać też nie będę jak mnie rzuci - jeśli rzuci... a najlepiej kilku - od przybytku głowa nie boli.
ps. zapis dialogow nie moj :)
Autora przepraszam za offtop, odnosze sie widzac swoj nick w komentarzu.
"Kogut Dziadek odchrząknął, poprawił grzebień, wyciągnął nogę, oglądnął ostrogę, potem wyciągnął drugą nogę i zrobił przegląd nogi bez ostrogi, którą postradał w bitwie." -> To jest bardzo piękny opis. Wygląda na to, że wstajesz czasem przed kogutem. "zazdroszczono parę koni" -> "zazdroszczono pary koni"
To byłoby dobre... wprost fascynujące.
Z jego punktu widzenia jest to nawet racjonalne, bo uważa, że go zdradziłaś, mistrzyni poezji i celnych komentarzy, czyli ktoś kogo uważa że jest na jego poziomie, tylko nie podpadasz mu ideologicznie, więc tylko ty stałaś jedyną rozpoznawalną osobą w tym dziele, którą obraził wprost. Taki syndrom zdradzonego kochanka.
I Ty i ja doskonale wiemy, czyj to tekst, a jego autor w tworzeniu klonów jest bezkonkurencyjny w porównaniu do tego oszołoma w trzech osobach.
Ja jeszcze trochę świętą tu zostanę, ale cudu nie będzie.
Bo wiesz, że wobec mnie głupek zwyczajnie trolluje.
A co do autora tutaj - styl jest nie do podrobienia, a okoliczności wejścia nowego uzera pasują jak ulał.
Ne znam żadnej Halmar (:)), ale znałem kiedyś postać mającą dwadzieścia klonów przygotowanych profesjonalnie.
Z wyprzedzeniem paru miesięcy, więc nawet sprawdzanie wykazywało byt faktyczny, bo plątały się po sieci.
Dziwnym trafem wszystkie mnie szukały.
Niech więc ten głąb się w końcu ode mnie odczepi, bo do pięt jej nie dorasta, skoro wszyscy wiedzą o jego klonach.
Ja się nigdy nie zniżyłem i nie zniżę do takich praktyk, ale każdy ocenia podług siebie.
To tyle w temacie.
Może to ostatki, mówią że ''nie ma nic gorszego od miłości starej baby''
Zaczynam w to wierzyć.
Ić see
telenowela internetowa tu powstaje?
komu płacz i tęsknota? : )
Nie no, żartuję. Ja nie, ale powodzenia
Ciao.
Trzeba być skończonym idiotą/idiotką, aby podejrzewać mnie o napisanie takiego koszmaru.
Trzeba być tym durniem Bogumiłem, żeby coś takiego pomyśleć.
Jeśli Ricie to do głowy przyszło, jest na tym samym poziomie co wielebny.
Dureń.
Nie czytam waszych gównobórz, to jest dwa
Zapisuje dialogi poprawnie, to jest trzy
Nie bawię się w tchórzostwo i ukrywanie pod płaszczykami, to jest ile? cztery!
Żegnam
To Ty tam napisałaś, że nie zdążyłem się przelogować.
Żebym to wiedział, gdzie ta nora...
Najzabawniejszy jest "trójkącik"
Poza tym nie jesteście dla mnie ba tyle atrakcyjni, bym się miała pchać.
Posiedzę w chlewiku, oczkiem czasem rzucę.
Mnie to absolutnie wystarczy.
Tobie też musi.
Nawet jak dzień spieprzony i życie tyłek skopie, to jak tu sobie wejdę i poczytam, albo się z kimś pożrę, od razu mi lepiej.
Ot, terapeutyczna moc internetów : )
Słodkich snów...
ich ufność i miłość bez żadnych warunków, dla mnie to jest sens i piękno życia.
Dobrej nocy.
Aż tak smutne życie miałaś? To przykre.
Mecz się ze sobą - sama. Papatki
Swojsko brzmiąca opowieść, spisana obrazowym językiem. Czytelnik wpada w znajome klimaty.
I to nie tylko po przeczytaniu tekstu ale również komentarzy.
Podoba mnie się to.
Pozdrawiam ;))
Pularda – młoda, nierozwinięta płciowo kura, ( w tym wypadku emocjonalnie!) tuczona w określony sposób celem uzyskania delikatnego i kruchego mięsa, a także nazwa przygotowywanych na bazie jej mięsa potraw. Znana i popularna w kuchni staropolskiej. Za najsmaczniejsze uchodziły kury o wadze 1,2–1,5 kg, bite w wieku 9 tygodni. Pieczono je w całości w piecu, podawano według różnych przepisów – z pieczarkami, warzywami, ziołami, itp.
W ogrodzie wybuchła sprzeczka:
Czyja jest rzeczka?
Kłóciła się żaba z rybą
Pod kładką nad rzeczką Krzywą:
„To moja rzeka!” – żaba rybie skrzeczy,
Ryba na to żabie, że gada od rzeczy.
Żaba na rybę nadyma się w złości,
Ryba z żaby się śmieje i krzyczy: „Zazdrości!
Nie rób, żabo, z siebie w wodzie pośmiewiska,
Bo mnie z tego śmiechu w rybim dołku ściska.
Ja się Twoich złości nic a nic nie boję,
W mojej rzeczce Krzywej na straży ja stoję”.
Żaba ma już dosyć: „Ja rybę ukażę
I na wolnym ogniu tę rybę usmażę!”.
I skoczyła w nurt rzeczki,
Rzeczki zwanej Krzywą,
Bo z natury jest żabą okropnie złośliwą.
W wodzie plusk i hałas, pogonie, ucieczki.
Wzburzyły się od tej kłótni wody Krzywej rzeczki:
„Dość mam już tej ryby i jej z żabą sprzeczki!
Zaraz je pogonię deską z mej kładeczki!”.
Zerwała deskę z kładki
I okłada wodę:
„Zaraz zaprowadzę w swoich nurtach zgodę!”.
Żaba krzyczy: „Ratunku!”, ryba: „Uciekaj kto może!”.
Żaba prysła w zboże, a ryba nad morze.
Dwie kaczuszki obok rzeczki
Straszne wiodły z sobą sprzeczki.
Miast prowadzić dyskurs miły,
Co dzień brzydko się kłóciły:
O listeczki, o okruszki
I o pierze na poduszki;
O to, która z obu kaczek
Najdonioślej: „kwa, kwa” kwacze;
O to nawet, czy ich dzioby
Są jedynie dla ozdoby.
Chciały czasem inne kaczki
Przerwać głupie ich utarczki –
Nic i nigdy absolutnie
Nie pomogło na te kłótnie!
Gdy krzyczały, idąc dróżką,
Innym było wstyd kaczuszkom.
Kaczor stary – pradziad kaczek
Bardzo cierpiał, nieboraczek,
A w sąsiedztwie wokół całym
Starsze kaczki narzekały.
... Lecz cóż zrobić – to pytanie –
Z takim kaczek zachowaniem?
Cóż poradzić, gdy na przykład
(Arogancja to niezwykła)
Kaczkę żółtą kaczka biała
W taki sposób wyśmiewała:
- Kwa, kwa, jestem królem kaczek;
Kwa, kwa, z tobą jest inaczej:
Brzydka jesteś, niczym wrona,
Chociaż żółto upierzona!
Żółta na to: Proszę kaczki –
Ty nie jesteś z mojej paczki!
Co tu, kwa, kwa, dużo kwakać:
Ty wyglądasz, jak pokraka!
Brzuch ci urósł, jak trzy brzuszki –
Nie widziałam takiej gruszki!
- W taki sposób dzionek cały
Jedna drugą wyśmiewały.
Aż pewnego dnia kaczuszki,
Widząc swoje brudne nóżki,
Odezwały się w te słowa:
Brudny dziobek, brudna głowa...
Wyglądamy coraz smutniej;
Wszystko, kwa, kwa, przez te kłótnie!
Brud nas okrył, moja złota,
Kwa, kwa, grubą warstwą błota!
- Zapałały żalem szczerym
Za swe wstrętne charaktery.
W tym momencie zaś w kaczuszkach
Obudziły się serduszka.
Zrozumiały od tej pory,
Że nieważne są kolory;
Że naprawdę wszystkie kaczki
Są z tej samej, kaczej, paczki!
Odtąd grzeczne już kaczuszki
Moczą w rzece skrzydła, brzuszki;
Gdy wiaterek wodę muska,
Chodzą razem się popluskać...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania