W Obliczu Śmierci

Milicjant Gruda siedział na krześle i czytał gazetę. Na pierwszej stronie tego czasopisma było zdjęcie jakiegoś mężczyzny i cały artykuł o nim. Gruda czytał z uwagą, literka po literce. Niezwykle zainteresowała go ta historia.

E, Brodzik! - krzyknął do podwładnego, który przeglądał jakieś dokumenty. - Chodź tu na chwilę.

Trzydziostosiedmioletni milicjant Brodzik był wysokim mężczyzną z krótkimi, rudymi włosami i bródką. Nosił okulary. Odznaczał się wyjątkową inteligencją i zdolnościami dedukcji. Został przydzielony na posterunek w Żelechowie niedawno i razem z trzema innymi milicjantami strzegł porządku w miasteczku. Oprócz nich, w Żelechowie znajdowała się siedziba UB. Sześciu funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa dopilnowało, by w mieście panował spokój.

Brodzik podszedł do Grudy – otyłego, brązowowłosego milicjanta zbliżającego się do pięćdziesiątki. Gruda pracował na komisariacie od roku i był najbardziej doświadczonym milicjantem w Żelechowie, a także komisarzem.

Słucham – powiedział Brodzik.

Czytałeś dzisiejszą gazetę? - spytał Gruda.

Nie miałem okazji. Ciągle zajmuję się tymi papierami.

Odłóż papiery i słuchaj. Na Pograniczu Lubelszczyzny z Mazowszem i Podlasiem grasuje licząca około dwustu żołnierzy, banda majora Mariana Bernaciaka "Orlika". Ma on już na swoim koncie wiele rozbojów, porozbrajał na przykaład grupę KBW, znany jest jego atak na Kock, który zakończył się przejęciem miasta. Już ponad rok władze mają z tą bandą ogromne problemy i postanowiły wysłać w rejon jego działania kilkutysięczny oddział KBW....

Myślisz, że nie słyszałem o Bernaciaku?

Jak nie, to idź rozdawać mandaty, bo z ciebie dupa wołowa, a nie milicjant. Słuchaj dalej. W oddziale Bernaciaka służy ostatnio mniej żołnierzy, około stu pięćdziesięciu. Coraz rzadziej przeprowadzają jakiekolwiek akcje.Czy KBW skutecznie poradzi sobie z bandą "Orlika"?

Dobrze by było. Bernaciak przysparza dużo kłopotów....

Nagle do posterunku wbiegł Pompka – jeden z milicjantów. Był zdyszany i widocznie wystaszony.

Banda Bernaciaka napadła na miasto! - krzyknął. - Ratujcie się!

Rozległy się strzały. Gruda z Brodzikiem weszli pod stół i odbezpieczyli pistolety. Pompka schował się do szafy, również z pistoletem. Podrapał się po krótkiej bródce i szepnął:

Zaraz tu będą!

Rzeczywiście, po chwili milicjanci usłyszeli głos:

Poddajcie się, rzućcie broń i wyjdźcie z rękami w górę! Inaczej was zabijemy!

Milicjanci nie odezwali się. Ktoś strzelił w szybę w oknie posterunku, ta roztukła się głośno.

Nie żartujemy! - krzyknął ten sam człowiek.

Lepiej wiać – mruknął Brodzik.

Nie gadaj bzdur! - zganił go Gruda. - Posterunek jest z pewnością otoczony.

Najlepiej zrobimy, jak ich posłuchamy – szepnął Pompka.

Dobrze – odparł Gruda. - Wychodzimy.

Milicjanci odłożyli broń i wyszli z posterunku. Przed nim stało kilkunastu mężczyzn w mundurach, z karabinami wycelowanymi w funkcjonariuszy. Na przodzie stał dowodca – wysoki brunet o ciemnych oczach i ponurym wzroku.

Na ziemię! - krzyknął.

Funkcjonariusze usłuchali. Padli na chodnik, a kilku żołnierzy pobiegło ku nim. Zaczęli sprawdzać, czy nie są uzbrojeni. Po chwili wrócili do dowódcy.

Pilnować ich! - nakazał dowódca. - "Strupie", "Marcelu" i "Karaluchu" – zostajecie tu. Reszta idzie na UB i robi rozróbę. Odmaszerować!

Tak jest, majorze! - krzyknął jakiś wąsaty żołnierz.

Ty jesteś Bernaciak?! - spytał Pompka.

Nie – odparł major. - Nie nazywam się Bernaciak. Mówią na mnie "Orlik". Nic nie mów. Tyś komendant?

Nie, nie! - odparł Pompka.

To chodź tu!

Ale!

Chodź, bo strzelam!

Pompka wstał i podbiegł do "Orlika". Dwóch żołnierzy chwyciło milicjanta za ramiona.

Nie jesteśmy bandą! - warknął major. - Jesteśmy wyzwolicielami! A tyś milicjant na służbie komuny!?

Tak – wyszeptał Pompka. - Ale jakiej komuny....

Tak? - powtórzył major. - Mordujesz, okradasz mieszkańców.

Nie, nie

Jak się zwiesz?

Pompka, Franek Pompka.

Dlaczego jesteś w milicji!?

W tych czasach trudno znaleźć pracę, a muszę wyżywić żonę i dzieci...

Tak? Chciałbyś zmienić zawód?

Tak!

Więc dołącz do mojego oddziału. Weź ze sobą żonę i dzieci, chodźcie z nami.

Naprawdę?!

Za darmo będziecie jedli, nie potrzeba pieniędzy. Tylko dobre chęci.

Ależ...

Zgadzasz się?

Tak.

Słowo honoru?

Jasne.

Więc biegnij po rodzinę. My się stąd wynosimy. Opanujemy tylko UB.

Żołnierze puścili Pompkę, który odwrócił się i zaczął biec w stronę rynku. "Orlik" kazał milicjantom wynieść się i nie pokazywać się mu na oczy. Rozbrojeni funkcjonariusze, klnąc, odeszli w stronę posterunku UB. Gruda wygrażał żołnierzom, wymachiwał pięścią.Wrócili żołnierze. "Orlik" nakazał im strzelać na popłoch. Milicjanci szybko się wycofali, a Bernaciak odetchnął z ulgą. Przynajmniej ich nie trzeba było zabić. Ubecy,jak mówili żołnierze, nie zamierzali się poddać. Strzelali i krzyczeli różne obelgi. Wreszcie zastępcę "Orlika"znudziła ta sytuacja i nakazał żołnierzom zlikwidować ubeków.

Po chwili do majora wrócił Pompka.

Nie dołączę do twego oddziału, majorze! - powiedział stanowczo.

Z jakiego powodu? - spytał "Orlik".

Rodzina nie ruszy się z Żelechowa, a ja zamierzam z nią zostać. Przykro mi, lecz odmawiam.

Ja ci daję wolny wybór! A skoro nie podoba ci się moja propozycja to zostań tu. Jak ktoś nakapuje nowo przybyłym ubowcom, że ze mną rozmawiałeś, to posiedzisz w więzieniu...

Nic mnie to nie obchodzi! - krzyknął Pompka. Odwrócił się i zaczął się oddalać. Jakiś żołnierz spytał się "Orlika" czy strzelać. Ten zabronił. Zarządził wyjście z miasta. Po godzinie oddział znalazł się już w lesie, niedaleko Żelechowa. Stała tam niewielka leśniczówka. Major wysłał dwóch żołnierzy, aby sprawdzili, czy jest tam leśniczy i spytali się go o nocleg w sianie. Po kwadransie wrócili i oznajmili, że mają pozwolenie na zatrzymanie się w stodole.

Leśniczy okazał się antykomunistą, chętnie sprzyjającym partyzantom. Żołnierze przygotowywali się do kolacji, a major rozpoczął rozmowę z leśniczym.

Za nocleg mamy zapłacić? - spytał "Orlik".

Nie! Skądże! Nawet nie próbujcie płacić! - odparł, śmiejąc się leśniczy.

Świetnie – powiedział "Orlik". - Zatrzymamy się na jedną noc i idziemy dalej.

Dobrze – odpowiedział leśniczy. - Pan jest tym majorem, którego zwą "Orlikiem"?

Owszem – powiedział "Orlik". - A skąd pan wie?

Z Gazet! - wybuchnął leśniczy. - Takie okropne rzeczy o panu piszą, aż się wierzyć nie chce. Wystawiono do walki z panem kilkutysięczny oddział KBW....

Słucham!!? - krzyknął major. - Naprawdę? Nie powiadomiono mnie o tym!!

Szukają pana! - odparł leśniczy.

Nic o tym nie wiedziałem, cholera! - burknął major. - Pan mówił że ten oddział liczy....

Kilku tysięcy żołnierzy! - powiedział leśniczy.

Cholera! - warknął "Orlik". - Nas jest tu dwudziestu trzech, a mój oddział liczy 160 żołnierzy. Nie ma szans z KBW!

Nie ma! - przyznał leśniczy. - Ale KBW jeszcze tu nie dotarło.

Dziękuję za informacje! - powiedział "Orlik". - Będę musiał powiadomić oddział!

- Wie pan, majorze – mruknął leśniczy. - Jestem człowiekiem uczciwym i nie mogę się pogodzić z myślą o zwycięstwie KBW. Nie pozwól pan, by oddział został pokonany. Prowadźcie walkę podjazdową...

Jeszcze raz dziękuję, proszę pana. - rzekł "Orlik". - Rozumiem, że nikomu pan nie powie o naszej obecności.

Oczywiście! - odparł leśniczy.

Dziękuję. Mam nadzieję, że dotrzyma pan słowa – rzekł major. - A teraz żegnam. Muszę się przespać, jestem zmęczony.

Ależ jest dopiero szósta – zauważył leśnik. - Jeszcze nie było kolacji....

Jestem bardzo zmęczony – mruknął "Orlik". - Nie jestem głodny.

Skoro Pan nie chce – zdziwił się leśniczy.

"Orlik" pożegnał się i poszedł do stodoły. W środku znajdował się wielki stóg siana z tunelami i grotami, w jednej z nich położył się major. Wokół panowały egipskie ciemności. Leżał tak i rozmyślał nad działalnością swojego oddziału.

Zaczął on funkcjonować na początku 1945 roku. Początkowo major podporządkował się Delegaturze Sił Zbrojnych Na Kraj i prowadził działalność na szkodę Rosjan. Jednak później wstąpił do WINU i skutecznie walczył z komuną.

Jego oddział liczył około 200 żołnierzy, w większości byłych AK-owców. Wiele ich akcji zakończyło się sukcesem. Na przykład w kwietniu rozbito 3 Brygady KBW, rozbrojono ponad 30 żołnierzy. 24 kwietnia przejęto Puławy i opanowano miejscowe UB. Była to jak dotąd największa ze wszystkich akcji oddziału "Orlika". Zabito kilku ubeków i uwolniono ponad stu więźniów. "Orlikowi" podpadli też milicjanci. Zostali zastrzeleni.

1 Maja zajęto Kock. Pozbyto się milicjantów i ubowców, lecz w czasie odwrotu, oddział zaatakowała brygada UB. Kilkunastu komunistów zabito, nad resztą poczciwy "Orlik" się zlitował. Puszczono ich, rozbrojonych, aby wrócili skąd przybyli.

Niestety, w oddziale znalazło się kilku kretów. Siedmiusetosobowa grupa funkcjonariuszy KBW, MO, NKWD i UB urządziło obławę na "Orlika" i jego ludzi. W lesie Stockim starły się oddziały "Orlika" i "Maksa" z komunistami, miejącymi prawie trzykrotną przewagę liczebną. Oddział "Maksa" poniósł ciężkie straty, a oddział Bernaciaka stracił tylko kilkunastu żołnierzy.

I teraz wysłano przeciw niemu kilkutysięczną grupę KBW. Nie mają szans. Nie pozostaje mu nic, jak unikać spotkania z grupą i prowadzić dalej działalność partyzancką.

Rozmyślał tak, aż nie zasnął. Śniło mu się więzienie mokotowskie. Wysoki kat – zapewne Eugeniusz Chimczak – pochylał się nad nim. Trzymał w rękach szczypce.

Pańskie paznokcie są zbędne – rechotał. - Zobaczy pan, jak to jest ich nie mieć.

"Orlik" obudził się. Obok niego stał jeden z żołnierzy.

Majorze! - powiedział. - Do leśniczówki zakradli się milicjanci z Żelechowa. Widocznie nas śledzili. Wbiegli do budynku i zaczęli strzelać. Zginęło trzech naszych, a dwóch jest rannych. Leśniczy ich opatruje....

A co z milicjantami? - spytał major.

Schwytaliśmy żywcem.

Pójdę do nich! - odparł "Orlik".

Major wyszedł z groty i skierował się do kuchni. Trzech żołnierzy trzymało za ręce trzech milicjantów. Grudę, Brodzika i jeszcze jednego – nie było go w Żelechowie podczas obławy. Mieli zakrwawione twarze i spoglądali się nienawistnie na majora.

Dlaczego zabiliście trzech naszych?! - spytał "Orlik".

Nikt nie odpowiedział.

Zastrzelcie ich! - nakazał major.

Nie! - krzyknął Brodzik. - Powiem wszystko.

Stać! - rzekł major. - Co powiesz?

Gruda kazał nam was śledzić. Broń znaleźliśmy na posterunku UB. Doszliśmy do leśniczówki. Prudnik podsłuchiwał was. Przygotowaliśmy się, aż będziecie jedli kolacje. Nie wystawiliście wart, więc niepostrzeżenie dostaliśmy się do leśniczówki. Gruda rozkazał strzelać. Zastrzelił trzech, ja trafiłem jednego, Prudnik kolejnego.

- Starczy! - przerwał "Orlik". - Gruda, tak? Zastrzelcie go.

Do Grudy podszedł żołnierz. Grubas spojrzał na niego nienawistnie. Żołnierz wyjął pistolet. Rozległ się strzał. Z piersi grudy zaczęła lać się krew. Milicjant nie żył.

Zakopcie ciało, ich puśćcie! - nakazał major. - Ja idę spać.

Udał się na spoczynek. Nie wiedział co go czeka za jakiś czas.

 

...

 

Minął rok. "Orlik" wracał z kilkoma kompanami z odprawy w Życzynie. Rozmawiali o działalności. I nagle usłyszeli strzały. W oddali zobaczyli oddział żołnierzy.

Cholera! - zaklął major. - Biegiem, do Piotrówka.

Partyzanci biegli ku pobliskiej wsi. Osłaniali się strzałami. I nagle zobaczyli przed sobą grupę KBW.

Jesteście okrążeni! - krzyknął ktoś. - Poddajcie się!

W życiu! - odkrzyknął "Orlik".

Wyjęli karabiny. Zaczęli strzelać. Kilku funkcjonariuszy KBW padło na ziemię, martwych. Grupę "Orlika" otoczono.

Powtarzam – powiedział przywódca KBW. - Poddajcie się!

Odpowiedziały mu strzały. "Orlik" zaczął biec w stronę wsi. I nagle usłyszał huk. Kula trafiła go w rękę. Jęknął z bólu, przewrócił się. Został ponownie trafiony, tym razem w nogę. Wyjął pistolet.

Ale nie po to, by zastrzelić jakiegoś komunistę. Po to, by w obliczu śmierci zastrzelić siebie. Przyłożył pistolet do głowy.

Nie! - krzyknął ktoś. - Nawet nie próbuj!

"Orlik nie słuchał". Nacisnął spust.

W obliczu śmierci, major Marian Bernaciak "Orlik" strzelił sobie w głowę. Nie przeżył. Zginął na miejscu. Jego żołnierze zostali schwytani przez żołnierzy KBW.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 06.06.2016
    Opisałeś to zdarzenie, jakbyś tam był :) Podobało mi się :) Są błędy w zapisie dialogów.
    ,,- Starczy! - przerwał "Orlik". - Gruda, tak? Zastrzelcie go.'' - to jest do przyjęcia. Najlepsza radą jest poczytać innych opowiadanie. Zobaczysz wówczas, jak odróżnić dialog od opisów, by nie zlewały się w jedną całość. Pomimo tego przeczytałam z wielkim zainteresowaniem :) Nie oceniam, pozdrawiam :)
  • Dzik 06.06.2016
    Które zdarzenie?
  • Dzik 06.06.2016
    Dziękuję Za Uwagę

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania