Pokaż listęUkryj listę

W Obliczu Wojny: Wojna Bogów - Rozdział 1 - Przypadek

Aleksander mieszkał na pięknej zielonej polanie w środku lasu, wraz ze swoim ojcem i młodszym bratem, wokół jego domu rosło dużo różnorodnych ziół, z których nauczył się warzyć lecznicze mikstury. O północy wyruszyli do lasu na łowy, świecił księżyc. Aleksander bał się pająków i dlatego spał zawsze w pokoju bez okien, zabrał z domu swój płaszcz ze skóry dzika i ruszył za ojcem.

- Poczekaj chwilę, coś słyszę – rzekł ojciec przysłuchując się uważnie. Aleksander poszedł dalej, nie słuchając nakazu swego ojca, w końcu był dwudziestojednoletnim mężczyzną. Aleksander miał czarne długie włosy, niebieskie oczy, muskularne ręce wyrobione od walk ze zwierzyną, garbaty nos i gęste brwi. Aleksander mkną dalej przez las, aż wreszcie się zgubił. Wszędzie było słychać wilki.

- A niech to! Gdzie ja jestem? - mrukną sobie pod nosem. Nagle Aleksander usłyszał wyciągnięcie stali, natychmiast zaczął biec na przód, tak jakby go diabeł gonił. Biegnąc przed siebie potknął się o kamień i upadł, rozbijając kolano. Nagle z ciemności wyłoniła się postać, gdy padł na nią blask księżyca, Aleksander zauważył że to człowiek.

- Coś ty za jeden? - zapytał Aleksander leżąc na ziemi z krwawiącym kolanem, strach ścisną go za gardło.

- Nazywam się Ardag, widzę że się skaleczyłeś, daj pomogę – powiedział po czym przykucną, schował broń, wyjął bandaż z sakwy którą miał przy sobie i opatrzył Aleksandrowi kolano – A ty kim jesteś?

- Nazywam się Aleksander, jestem synem myśliwego. Dlaczego mi pomagasz? - rzekł drapiąc się po głowie lekko zakłopotany.

- Bo potrzebujesz pomocy, czasem takie rany są niebezpieczne. Co tu robisz? - zapytał z zaciekawieniem, okręcając bandaż wokół kolana.

- Uciekłem od ojca, nigdy nie pozwala mi samemu polować - skarżył się Aleksander, lekko sycząc gdy Ardag zacisnął mocniej opatrunek.

- Skąd pochodzisz? - podniósł się i pomógł mu stanąć na równe nogi.

- Z Ogoriesti, pięknej krainy, ale niestety coś teleportowało mnie tutaj - rozejrzał się na prawo i lewo - Widziałem gdzieś niedaleko Narga w okolicy.

- Umiesz się teleportować? Ale super! Choć nie znam tej krainy, chciałbym byś zabrał mnie ze sobą - oznajmił z entuzjazmem i chwilę się zamyślił - Narga?

- Jasne, mam tu pierścień który nas przeniesie - rzekł wyciągając pierścień - Nargowie są to ogromne mroczne istoty silne jak byki. Mam wrażenie że prędzej czy później spotkasz jednego z nich - nałożył pierścień na palec i wyciągną dłoń w jego stronę - Jeśli jesteś gotów to tylko złap mnie za rękę. Aleksander chwilę się zamyślił, zastanawiał się nad tym czy chce opuścić swego ojca, brata i swe rodzinne otoczenie. Podjął jednak decyzję.

- Ruszajmy - rzekł podając mu rękę. Ardag potarł pierścień, obaj ujrzeli przed swymi oczami czarną taflę, wyglądającą jak lustro, naokoło pokryte złotym metalem.

- Mea kere! - rzekł wymawiając każde słowo bardzo starannie, po czym wraz z Aleksandrem zrobili krok do przodu. Otworzyli oczy leżąc na trawie obok ogromnego głazu na którym był wyryty napis:

 

Portal powrotny przestał działać, z niewiadomych przyczyn,

proszę wszystkich o niezbliżanie się.

Izdinia

 

Ardag wstał i spojrzał na napis.

- O szlak! - rzucił gniewnie - Czemu przestał działać! Spojrzał za siebie i podszedł do miejsca w którym ziemia była zamarznięta na kość.

- Hmmm - zastanowił się - jest nieaktywny - Aleksander wstał dopiero z ziemi - Posłuchaj! Gdy odwiedzisz kiedyś stolicę Elfów, racz zapytać Królową Izdinię dlaczego portal jest nieaktywny - ten zaś pokiwał głową. W krainie było przepięknie, wszystkie drzewa i krzewy były pełne owoców, Ardag ruszył na południowy wschód.

- Choć chłopcze, udamy się teraz do Leired miasta elfów. Widziałeś kiedyś elfa? - Aleksander podążył za nim i dościgną go na tyle że szli ramie w ramie.

- Kimże są elfy? - rzekł sucho odwracając głowę w jego stronę.

- Ach - westchną - Elfy są to podobne do nas stworzenia, prawdopodobnie zesłane tu wiele wieków temu przez jednego z Bogów. Są bardzo mądre i niezwykle zwinne, opiekują się tutejszą naturą dlatego jest tu tak pięknie. Jednak w Leired nie ma ich zbyt wiele, większość to ludzie, których dowódcą jestem ja! - rzekł pewnie, po czym się uśmiechną. Ich oczom ukazała się wąska wybrukowana ścieżka ciągnąca w stronę miasta, podeszli do niej.

- Takie ścieżki właśnie budują elfy, czyż nie są przecudne? Jeśli chcesz zlecę mojej straży by cię trochę podszkoliła w walce mieczem. Bo coś tak sądzę że od mojej ostatniej wizyty tutaj trochę się zmieniło i Nargowie zdążyli uderzyć tu nie raz, musisz umieć się odpowiednio bronić. Obrona to podstawa w twym przypadku chłopcze! - oznajmił pouczająco. Zbliżali się ku miastu, widoczne były już jego mury.

- Oto jesteśmy, przed nami mury miasta Leired! - rzekł zadowolony.

- Nigdy w życiu nie widziałem tak wielkiego miasta, zostało zbudowane przez elfy? – zapytał z ciekawością Aleksander.

- Naturalnie, cały ten teren należy do elfów, my ludzie tylko im pomagamy, gdyż potrafią wyszkolić naszych ludzi lepiej niż zrobił by to ktokolwiek z nas. Gdy strażnicy zobaczyli z daleka Ardaga natychmiast przekazali to przewodniczącemu miejskiej straży. On wraz z dwoma strażnikami szybko wypadli z miasta, by powitać swego kapitana.

- Witaj mój Panie! - ukłonili się lekko, przywódca straży rzekł - Dobrze że jesteś, armia Nargów zmierza do nas z zachodu. Gdzie się tyle podziewałeś?

- Coś przeniosło mnie do innego świata, nie pytaj co się ze mną działo. Sam do końca nie jestem pewny, mało z tego pamiętam. Jak stan wojsk? – odparł zrezygnowany Ardag.

- Nie najgorszy sir, nasi ludzie są w stanie walczyć, jednak strasznie przytłacza ich liczebność wroga! - oznajmił stając na baczność - Kimże jest ów człowiek po twej lewej?

- To Aleksander, przybył wraz ze mną z innego świata, może być pomocny, jednak brak mu doświadczenia w walce - rzekł całkowicie poważnie. Wszyscy trzej strażnicy wybuchli śmiechem.

- Brak mu doświadczenia? Chyba raczej siły! - rzucił drwiąco przywódca straży, nadal chichocząc. Ardag nawet nie drgnął.

- Lediegu czy tak powinno się zachowywać przed kapitanem!? - przywódca natychmiast spoważniał, a dwójka strażników zaraz po nim - Jak uważasz, czyli co? Mam go przeszkolić?

-Oczywiście! Pokaż mu jak się bronić, oraz naucz go parę przydatnych sztuczek, lecz na początek dobierz mu odpowiednią zbroję i oręż, mam nadzieję że się rozumiemy Lediegu smrodliwa pięto! Ja za wszystko zapłacę. Strażnicy lekko zachichotali, a ten zaś poczerwieniał.

- Tak jest sir! - rzekł z rezygnacją Ledieg - Wykonam każdy twój rozkaz!

- Ruszaj za mną, dopasujemy ci miecz i zbroję - zwrócił się do Aleksandra, ten zaś spojrzał błagalnym spojrzeniem na Ardaga.

- Gdy już się czegoś nauczysz przyjdź do mnie, znajdziesz mnie w koszarach - oznajmił po czym poklepał go po plecach - Powodzenia! Aleksander wraz z Przywódcą Straży Lediegiem przekroczyli bramę miasta. Ruch w środku był niesamowicie duży, wszędzie jacyś strażnicy, elfy, lub kupcy.

- Podążaj za mną do zbrojowni - rzekł po czym odwrócił się i ruszył w sam środek miasta.

- A więc tak wyglądają elfy - mrukną sobie pod nosem i udał się za nim. Idąc głównym placem miasta minęli wiele różnych budynków, od kuźni po wieżę magów. Każdy był zbudowany z tych samych elfich cegieł, budynki różniły się tylko konstrukcjami drewnianych dachów zabudowań. Przed każdym wisiał szyld na którym przedstawiona była funkcja budynku. Byli już w centrum miasta, całe podłoże było wybrukowane, a na środku placu stało olbrzymie drzewo z mnóstwem latarni powieszonych na gałęziach.

- Oto Elreid święte drzewo elfów! - rzekł dowódca straży patrząc do góry, aż na czubek drzewa - Robi wrażenie. Ledieg poszedł dalej, Aleksander przyglądał się jeszcze chwilę drzewu, po chwili skierował swój wzrok za drzewo, ujrzał tam młodą ciemnowłosą elfkę rozmawiającą z jednym ze strażników. Przykuła jego uwagę. Patrzył na nią jeszcze przez kilka sekund, po czym przerwał mu Ledieg.

- Ej!? Idziesz? - powiedział szturchając go w ramię.

- O..o...oczywiście - zająkał się i natychmiast ruszył za nim dotrzymując mu kroku - Kim ona jest?

- Chodzi ci o tą na którą tak zawzięcie się patrzyłeś? - rzekł uśmiechając się lekko - To nasza Pani, dowodzi tu wszystkim. Jest córką naszej królowej. Aleksander nie zadawał więcej pytań. Szli dalej w milczeniu mijając kolejne budowle, na końcu ulicy stał dwupiętrowy budynek zbrojowni strzeżony przez dwóch strażników po bokach drzwi, zbudowany z elfich jasno zielonych cegieł i z drewnianym ciemnozielonym dachem. Przyśpieszyli kroku.

- Co wolisz, topór dwuręczny czy miecz jednoręczny? - zapytał patrząc na Aleksandra.

- Bardziej miecz. Kiedyś ojciec uczył mnie walki nim - odparł z dumą - Toporem nigdy nie władałem. Dowódca kiwnął głową, podeszli do dwóch strażników.

- Tak dowódco? Jakieś rozkazy? - rzekł jeden z nich.

- Kapitan Ardag kazał mi uzbroić tego młodzieńca - odparł sucho wskazując na Aleksandra - Przepuście mnie!

- Tak jest! - strażnik stanął na baczność i otworzył drzwi. Weszli we dwóch do wnętrza zbrojowni. Przy ścianach stały stojaki z różną bronią. Stały tam miecze, topory, tarcze, kilka kusz i jedna włócznia. Na wprost od nich przy ścianie, stała drabina prowadząca na górę. We wnętrzu zbrojowni było dość duszno, mimo że po prawej i lewej ich stronie były okna. Ledieg podszedł do okna po prawej stronie i lekko je uchylił, chwycił za miecz ze stojaka i podał go Aleksandrowi.

- Taki może być? - zapytał z powagą. Obaj przyglądali się ostrzu. Było one dość długie by uciąć łeb Nargowi, lecz nie wiadomo czy na tyle szybkie. Jelec zakończony był z obu stron metalowymi niedużymi kulkami. Rękojeść wykonana bardzo prosto, lecz elegancko, a głowica zdobiona oszlifowanym samorodkiem złota.

- Wygląda w porządku - oznajmił Aleksander uśmiechając się lekko - wezmę ten miecz.

- To dobre ostrze, dbaj o nie - rzekł Ledieg po chwili zastanowienia - Chodźmy teraz na górę - wskazał na drabinę - dobierzemy ci odpowiednią zbroję. Aleksander poszedł pierwszy rozejrzeć się na górze, gdy już wszedł nie mógł uwierzyć własnym oczom, leżały tam tylko trzy pełne komplety zbroi. Reszta była zardzewiała, lub nie kompletna. Gdy dowódca wszedł na górę, ten od razu wskazał na trzy komplety.

- To wszystko co macie!? - rzekł podniesionym głosem - Tylko tyle!

- Niestety, lecz od wielu dni nie mieliśmy dostawy nowych zbroi z Arabei, jeśli chcesz możesz się tam później udać i ustalić co się tam do jasnej cholery dzieje - odrzekł spokojnie - Który z tych trzech wybierzesz na chwilę obecną? Młodzieniec zastanowił się dłuższą chwilę, oglądał wszystkie elementy zbroi. Pierwszy komplet wyglądał całkiem nieźle, był cały, miał zardzewiały tylko trochę kirys i miał najmniej rys od pozostałych. Drugi komplet miał okropnie zardzewiały hełm, zaś trzeci podziurawiony kirys w dwóch miejscach. Po dłuższej chwili zastanowienia oznajmił.

- Wezmę komplet drugi! Tyle że bez hełmu, nie będzie mi potrzebny chwilowo.

- Jak sobie życzysz - Ledieg pomógł mu nałożyć zbroję, po czym razem wyszli ze zbrojowni.

- Zamknij okno w środku - zlecił dowódca stojącemu po lewej stronie strażnikowi. Ten bez słowa wskoczył przez drzwi by wykonać rozkaz.

- Mam nadzieję że wszystko pasuje - rzekł sucho - Prawda?

- Oczywiście, jest idealna dziękuję ci dowódco - odparł z radosną minął

- Mów mi Ledieg, nie jesteś moim podwładnym więc nie musisz się tak do mnie zwracać - uśmiechną się lekko - Przyjdź jutro do koszar, tam rozpoczniemy twój trening. Do koszar dojdziesz idąc prosto uliczką obok kuźni, a karczmę znajdziesz tu - wskazał na budynek z prawej ich strony - Mam nadzieję że sobie poradzisz, żegnaj - powiedział, po czym ruszył w drogę do koszar. Aleksander idąc tak jak zwykle przeszedł się do Elreid, wypatrywał tam owej elfki, ale nigdzie jej nie było. Nadchodził wieczór. Wrócił pod zbrojownie i tak jak mu powiedział Ledieg, poszedł w prawo do karczmy. Był to budynek nie zielonego, lecz brązowego koloru, jednak dach miał ciemno zielony. Wszedł do karczmy robiąc dość spory hałas swoją zbroją. ściany były zdobione złotymi ornamentami, sufit był całkowicie szary. Na środku karczmy stała drewniana rzeźbiona kolumna przy której po przeciwnych stronach stały dwa stoliki. Po prawej i lewej stronie karczmy były okna, a przy nich kolejne stoliki. Lada stała przy tylnej ścianie budynku. Aleksander podszedł do karczmarza stojącego za ladą.

- Witaj, chciałbym móc spędzić noc w twej gospodzie - rzekł poważnie kłaniając się lekko.

- Widzę że ty tu pierwszy raz - zachichotał głupkowato - Pierwszy nocleg masz za darmo, zaś za kolejne będziesz musiał zapłacić trzynaście arginów! Zrozumiano - oznajmił karczmarz wyciągając z kieszeni klucze - Proszę oto klucz do pierwszego z prawej strony pokoju na piętrze - podał klucz, zaś Aleksander zacisnął go w pięści - życzę dobrej nocy przybyszu. Ruszył schodami obok lady na górę. Trzymając się poręczy wchodził ostrożnie uważając na każdy stopień, by się nie potknąć. Wszedł i podszedł do pierwszych drzwi po prawej. Otworzył je i wskoczył do środka pokoju. Pokój był nieduży. Na wprost od niego było okno, a przy nim łóżko, obok łóżka stała mała komoda, na której stała lampa. Ściany były koloru zielonego. Zamknął drzwi i legł w całym swym rynsztunku na łóżku i postarał się zasnąć. Kilka godzin później chrapał już jak suseł.

***

 

Aleksander obudził się dość wcześnie. Wszędzie było słychać huk stali, maszyn oblężniczych, oraz krzyki i wrzaski. Chwilę później ktoś zapukał do jego drzwi, szybko zerwał się na równe nogi i otworzył drzwi, stał w nich karczmarz.

- Atakują! Atakują nas! - rzekł ledwo sapiąc - Mości rycerzu, ruszaj do walki! Aleksander wiedząc co się szykuje natychmiast opuścił pokój, zbiegł po schodach i wyszedł na zewnątrz. Podbiegł do strażników strzegących zbrojowni.

- Co tu się u diabła dzieje!? - krzyknął dość głośno by go usłyszeli, gdyż krzyki mieszkańców i dźwięk spadających głazów zagłuszały to co mówił.

- Armia Nargów stoi u bram! Oblegają nas! Idź spotkać się z naszym dowódcą, jest gdzieś przy zachodniej bramie! - krzyknął strażnik z lewej - My tu zostaniemy, by nie dostali się do zbrojowni, jeżeli wedrą się do miasta. Aleksander biegiem ruszył do centrum miasta, biegł tak długo jak mógł, zbroja była jednak niezwykle ciężka więc szybko się zmęczył. Dotarł do centrum, nigdzie nie było tu widać ani elfki, ani żadnego strażnika. Drzewo Elreid stało nie wzruszone. Aleksander ruszył dalej, kierując się do zachodniej bramy.

- Dlaczego akurat teraz! - mrukną sobie pod nosem. Z daleka już zobaczył około setkę wojowników podtrzymujących wrota, kolejne dwie setki stały obok kuźni, a na samym przodzie stał kapitan Ardag, a po jego prawej stronie Ledieg. Wyglądali na niewzruszonych tym co się dzieje. Byli całkowicie poważni, wydawali tylko rozkazy na prawo i lewo dowodząc obroną miasta. Setka Elfów ustawiła się za broniącymi bramy, żwawo trzymając swe łuki i miecze, a na ich czele stała elfka, ta którą widział przy Elreidzie. Aleksander przyspieszył kroku. Ardag zauważył go i szturchną Lediega by do niego wyszedł. Ten szybko doskoczył do niego.

- Aleksandrze gdzie ty byłeś!? Ardag myślał że już nie żyjesz! - krzyknął uradowany - Mamy tu kiepską sytuację, mają przewagę liczebną. Stanowią dla nas nie lada zagrożenie. Mam dla ciebie zadanie, zresztą podobno i tak chciałeś iść do Arabei? - Aleksander pokiwał głową - To teraz zostaniesz tam wysłany! Idź do Elendry naszej przywódczyni, stoi na czele armii elfów o tam - wskazał mu palcem - Ona cię teleportuje w okolice Arabei. Bez pomocy królowej praktycznie nie mamy szans! A teraz idź, szybko. Aleksander szybko pobiegł bliżej bramy.

- A więc ma na imię Elendra - mrukną do siebie. Ominął oddział elfów i podszedł do elfki.

- Pani - ukłonił się - Mam zostać teleportowany w pobliże Arabei - rzekł stojąc na baczność, ona zaś dopiero zwróciła na niego uwagę.

- A więc to ty jesteś tym który przybył niedawno! - uśmiechnęła się lekko - Gdy już ukończysz swą misję, przyjdź do mnie, porozmawiamy - mrugnęła do niego - Gotowy? Cały mój garnizon liczy na twą zwinność i szybkość.

- Tak Pani, jestem gotów - oznajmił donośnie.

- Vrelde! - rzekła po czym popchnęła go prawą ręką, ten zaś znikł.

 

***

 

Pojawił się za murami miasta, obok dość wysokiego drzewa. Wstał z ziemi i się rozejrzał. Jego oczom ukazał się przepiękny obraz, znajdował się w ogrodach, co dziwne zaklęcie przeniosło go aż przez mury miasta. Mury były zaklęte, więc trzeba było nie lada siły magicznej by kogoś przez takie coś teleportować. Połyskiwały na fioletowo. W ogrodach mnóstwo było różnych rodzajów krzewów, kwiatów, drzew niskich, jak i wysokich, liściastych, jak i iglastych. Było tego całe mrowie. Zaczął przedzierać się przez gąszcz roślinności, trochę to trwało zanim dotarł do wybrukowanego placu. Stali tam dwaj elficcy strażnicy, którzy tylko jak go zobaczyli zatrąbili w swe rogi na alarm. Schwytali Aleksandra po czym zaciągnęli przed oblicze królowej z którą jak im powiedział, pragną się zobaczyć. Jej sala tronowa znajdowała się właśnie w ogrodach.

- Kim jesteś i jak się znalazłeś w moim zamku omijając straże i mury? - powiedziała stanowczo i zimno, z jej słów czuć było chłód.

- Pani ma, zostałem wysłany z misją - ukląkł przed nią na dwóch kolanach i pochylił się niczym uniżony sługa.

- Nadal nie odpowiedziałeś na me pytania - odparła chłodno - Odpowiadaj!

- Mam na imię Aleksander. Zostałem tu teleportowany przez mego dowódcę - rzekł uniżając się jeszcze bardziej.

- Jak ma na imię ten dowódca? - zapytała z ogromną ciekawością.

- Jest to Księżniczka Elendra - odparł mówiąc ciszej.

- Moja córka? Przysyła cię moja córka!? W takim razie skoro cię tu teleportowała, musiała zużyć sporo zapasu magii i musiała mieć niezwykle ważny powód - uśmiechnęła się lekko - Jakaż to misja cię tu sprowadza?

- Miasto Leired jest oblegane przez Nargów - mówił szybko i wyraźnie - Jeśli Pani nic nie zrobi, wszyscy tam zginął, Elendra czeka na waszą odsiecz.

- Generale - zwróciła się do elfa po swej prawej stronie - zarządź uzbrojenie oddziałów i wymarsz z obozu, natychmiast! Uzbroić się w łuki i miecze, nie brać zbędnego balastu, dojdziemy tam bardzo szybko. Przygotuj mi, oraz Aleksandrowi po jednym czempionie. Wyruszamy za kilka godzin zrozumiano?

- Tak jest moja Pani - elf stanął przed nią ukłonił się po czym ruszył wydawać wszelkie rozkazy.

- Aleksandrze, co z tymi Nargami? Ilu ich jest? - zapytała sucho - Dwa oddziały? Trzy?

- Mają przewagę liczebną, nie wiem ilu dokładnie - rzekł podnosząc lekko głowę - Szacuję na sześć oddziałów.

- Dobrze szacujesz, oddziałów w mieście jest pięć, zatem przewaga liczebna oznacza że jest ich jeszcze więcej - chwyciła go za ramię - Powstań Aleksandrze, masz jakąś rangę?

- Nie, nie jestem ani strażnikiem, ani rycerzem, nie mam żadnej rangi - odparł powstając - Spojrzał królowej w oczy.

- W takim razie awansuję cię na Gońca! Czy się zgadzasz?

- Tak, to dla mnie zaszczyt Pani - ukłonił się lekko.

- Zatem od dziś jesteś Arabeiskim Gońcem! Ruszajmy już, musimy dotrzeć do Leired przed zmrokiem - oznajmiła królowa wstając z tronu, Aleksander zszedł jej z drogi. Dumnym i zgrabnym krokiem przeszła przez całą salę i wskoczyła z niezwykłą lekkością na czempiona stojącego przy wyjściu z sali tronowej. Aleksander udał się za nią i również dosiadł czempiona. Generał podbiegł do królowej.

-Pani, wojska gotowe do wymarszu! - zameldował.

- Dobrze zatem, ruszamy! Dges lenro omaev! - przemówiła królowa, po czym wszystkie oddziały elfów wybiegły z zamku kierując się na północny zachód. Każdy elf biegł niezwykle szybko i zręcznie, czempiony ledwo mogły dotrzymać im kroku. Zagajnik przez który się przedzierali straszliwie opóźniał wszystkie oddziały. Zmierzali ku Leired z odsieczą. Kasztanowe włosy królowej falowały na wietrze. Na horyzoncie widoczne były już mury, lecz Elfy stopniowo zaczynały się męczyć. Aleksander trzymał się blisko królowej. Generał elfów przystanął na chwilę, czekał, aż królowa podjedzie bliżej.

- Co się stało generale? - rzekła ze zmartwieniem, gdy wszystkie oddziały elfów zaprzestały ruchu.

-Musimy chwilę odpocząć, jeśli dotrzemy teraz do Leired nie będziemy w stanie walczyć, nasi wojownicy są zbyt zmęczeni - odparł głośno sapiąc - Mogę zarządzić postój? Królowa chwilę się zamyśliła, odwróciła się w lewo do Aleksandra.

- A ty co o tym myślisz? - zapytała z poważną miną - Powinniśmy zrobić postój, czy mimo wszystko uderzyć?

- Jeśli tu zaczekamy to dla walczących w Leired może być już za późno. Proponuję atak, jednak zdaję sobie sprawę jakie wtedy poniesiemy straty - stwierdził bez zastanowienia, lekko posmutniał.

- Zatem generale - spojrzała na widoczne mury miasta - zatrzymajmy się tu, nie mogę pozwolić by zabili moją córkę, jednak nie będę narażać swych oddziałów na pewną śmierć. Izdinia zsiadła z konia.

- Generale, zarządź odpoczynek - machnęła mu ręką, generał natychmiast odszedł. Elfy rozbiły obóz, a Aleksander znalazł sobie miejsce pod jednym z drzew. Zsiadł z czempiona i położył się na chwilę pod drzewem. Wojownicy również odpoczywali, każdy w indywidualny sposób. Jedni leżeli pod drzewami, tak jak on, inni ćwiczyli strzelanie z łuku, strzelając do oznaczonego drzewa, zaś jeszcze inni po prostu usiedli i wpatrywali się w niebo co jakiś czas coś przegryzając. Królowa gawędziła z generałem stojąc obok elfów strzelających do drzewa. Aleksander przysnął na chwilę, jednak szybko się obudził gdyż wyczuł kroki idącego w jego stronę generała. Niósł on kawałek bułki.

- Masz zjedz coś, gończe - rzekł podając mu bułkę, była czerstwa przez co Aleksander niechętnie ją przyjął - Mam nadzieję że jesteś gotów zmierzyć się w walce z Nargami. Te bestie są niezwykle silne i wytrzymałe, by je zabić trzeba nie lada siły, myślisz że dasz radę?

- Nigdy o tym nie myślałem, nie walczyłem ni razu z prawdziwym przeciwnikiem - odparł nieśmiało, gryząc bułkę.

- Mogę z tobą potrenować, jeśli chcesz, chyba ci się nigdy nie przedstawiłem, nazywam się Sahan - przedstawił się, po czym podał mu drewniany kij - Masz, zaczynamy walkę?

- Oczywiście - odparł po czym błyskawicznie podniósł się z ziemi, pochłoną ostatni kawałek bułki - Zaczynajmy. Odeszli od drzewa na kilka stóp i stanęli na przeciwko siebie. Aleksander stał sztywno na nogach bojąc się zaatakować, przeciwnik widząc to stojąc na ugiętych kolanach zrobił niepewnie krok do przodu, potem kolejny, aż wreszcie wyprowadził cios w prawą jego nogę. Kij tylko świsną i odbił się dźwięcznie od metalowego rynsztunku. Zaraz po tym generał wyprowadził kolejne uderzenie, tym razem w lewe ramie. Aleksander zrobił krok w tył i parował cios elfa. Natychmiast wyprowadził cios w stalowy kirys przeciwnika. Uderzenie było silne lecz nie celne przez co chybił, gdyż elf szybko odskoczył do tyłu. Chwilę później rywal wycofał się do tyłu na tyle by móc rzec.

- Dobra walka, lecz nie warto się przemęczać. Musimy oszczędzać siły na prawdziwą walkę - rzekł chowając broń do pochwy, przeszedł kilka kroków dalej i usiadł pod niedużym brzozowym drzewkiem. Z kierunku miasta wiał dość silny porywisty wiatr, w całym lesie były słyszalne odgłosy ciężkich stąpnięć. Oddział dobrze uzbrojonych Nargów wyłonił się z północno zachodniej części lasu. Królowa natychmiast kazała uformować szyki obronne.

- Nie pozwólcie im podejść zbyt blisko! - krzyknęła dobywając broni - Do broni!

 

***

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • zaciekawiony 06.06.2016
    "Aleksander mieszkał na pięknej zielonej polanie w środku lasu" - a las znajdował się Gdzieśtam.

    "O północy " - kiedyśtam, nie wiadomo kiedy.

    "Aleksander bał się pająków i dlatego spał zawsze w pokoju bez okien, zabrał z domu swój płaszcz ze skóry dzika i ruszył za ojcem." - po pierwsze mam wrażenie że wtrącenie tego o pająkach i spaniu w pokoju bez okiem zostało wciśnięte tu bez potrzeby, a po drugie ze zdania wynika że dlatego zabrał z domu płaszcz bo bał się pająków.

    "Aleksander poszedł (...). Aleksander miał (...) Aleksander mkną dalej " - zbyt duże zagęszczenie Aleksandra na zdanie kwadratowe.

    "- A niech to! Gdzie ja jestem? - mrukną sobie pod nosem" - na pewno wcale nie tak daleko od ojca aby się do niego nie dowołać.

    "Nagle Aleksander usłyszał wyciągnięcie stali" - z hutniczego pieca, przerażający odgłos.

    "powiedział po czym przykucną, schował broń, wyjął bandaż z sakwy którą miał przy sobie i opatrzył Aleksandrowi kolano " - musiał sobie niezwykle głęboko rozciąć to kolano, skoro bandażowanie trwa i trwa i poświęca się temu tyle miejsca

    "Uciekłem od ojca, nigdy nie pozwala mi samemu polować" - jeśli słysząc dźwięk mogący należeć do zwierzyny nie przyczaja się tylko biegnie przed siebie do utraty tchu, powinien się cieszyć że go na te polowania jeszcze zabiera.

    "chciałbym byś zabrał mnie ze sobą - oznajmił z entuzjazmem ?
    - Jasne, mam tu pierścień który nas przeniesie " - ot tak, bez dokładnego rozpytywania się kto zacz ani "a na co ty mi się przydasz, biedny chłopaczku z rozbitym kolanem?".

    "podszedł do miejsca w którym ziemia była zamarznięta na kość. (...) W krainie było przepięknie, wszystkie drzewa i krzewy były pełne owoców" - bardzo mrozoodpornych owoców.

    "- Choć chłopcze, udamy się teraz do Leired miasta elfów." - a zabieram cię, chłopcze z lasu, do tego miejsca bo...

    " Leired miasta elfów. Widziałeś kiedyś elfa? .
    - Kimże są elfy? .
    - Ach - westchną - Elfy są" - zdecydowanie nadmierne zagęszczenie elfów na zdanie kwadratowe.

    "Jeśli chcesz zlecę mojej straży by cię trochę podszkoliła w walce mieczem. " - w tym miejscu należałoby wreszcie wyjaśnić co zamierza wobec chłopca, bo na razie wszytko dzieje się bez powodu. Teleportował go do siebie bo tamten powiedział że byłoby fajnie, potem powiódł go do miasta bo... bo tak i teraz każe straży podszkolić go w fechtunku bo... bo tak. A wystarczyłoby proste wyjaśnienie: "że no słuchaj chłopcze, jeśli na prawdę chcesz żyć w naszym innym wymiarze to musisz mieć jakieś zajęcie. Ja jestem dowódcą straży, miasto jest zagrożone atakami, każde silne ręce do obrony się przydadzą. Widziałem w lesie że jesteś szybki, czujny i umięśniony. Wstąp do straży, wyszkolimy cię na strażnika, będziesz otrzymywać żołd, jak się sprawisz może się dorobisz czegoś lepszego niż bycie kolejnym myśliwym w głuchej puszczy".
    Wtedy wszystko byłoby jasne, bo na razie kolejne zdarzenia wyskakują z tyłka a bohater biernie wstępuje w nową sytuację.

    "mury miasta Leired!" - już trzeci raz powtarza się nazwa miasta, czy to konieczne?

    "- Brak mu doświadczenia? Chyba raczej siły!" - rzucił drwiąco patrząc na Aleksandra, o którym wiemy że miał muskularne ręce, co musiało być chyba zauważalne.

    "Pokaż mu jak się bronić, oraz naucz go parę przydatnych sztuczek" - a nie powinni go jeszcze nauczyć walki? No i nadal brak wyjaśnienia w jakim charakterze ma przebywać w mieście i po co go zbroją i uczą, o co nikt nie pyta.

    "- A więc tak wyglądają elfy - czyli jak? Musiały się wyróżniać skoro od razu poznawał kto elf a kto człowiek.

    "stały stojaki (...) Stały tam miecze(...) przy ścianie, stała drabina (...) chwycił za miecz ze stojaka " - za duże zagęszczenie... i tak dalej.

    "Stały tam miecze, topory, tarcze, kilka kusz i jedna włócznia." - jak na zbrojownię straży w dużym mieście, wyposażenie nader skromne.

    "Było one dość długie by uciąć łeb Nargowi, lecz nie wiadomo czy na tyle szybkie." - szybkość zależy już od ręki a nie ostrza. A zdolność do obcinania czegokolwiek bardziej od ostrości i grubości niż od długości.

    "głowica zdobiona oszlifowanym samorodkiem złota." - złoto rodzime to bardzo zły pomysł na głowicę miecza. Jest bardzo miękkie.

    "Wygląda w porządku - oznajmił Aleksander uśmiechając się lekko - wezmę ten miecz." - aha, czyli dopasowanie miecza polega na tym, czy się spodoba czy nie? Żadne tam sprawdzanie czy długość pasuje do wzrostu i takie tam...

    "od wielu dni nie mieliśmy dostawy nowych zbroi z Arabei" - jeśli niektóre były pordzewiałe, to musiały to być bardziej miesiące.

    "dobierzemy ci odpowiednią zbroję. (...)
    - Wezmę komplet drugi! " - aha, czyli też nikt się nie przejmował tym, czy rozmiary pasują, czy pasuje do wzrostu chłopaka. Zaś Aleksander świeżo z lasu już się zna na zbrojach.

    "- Zamknij okno w środku - zlecił dowódca stojącemu po lewej stronie strażnikowi. Ten bez słowa wskoczył przez drzwi by wykonać rozkaz" - mam nadzieję że w dalszej części opowiadania ten szczegół okaże się bardzo istotny, bo na razie wygląda na rozpychacz objętości.

    "Do koszar dojdziesz idąc prosto uliczką obok kuźni, a karczmę znajdziesz tu" - i znów powraca nie rozwiązana sprawa co on tam robi i w jakim charakterze przebywa. Bo jako najemnik, kandydat na rycerza czy kolejny obrońca powinien nocować po prostu w koszarach.


    Nagminnie nie stawiasz końcówek. Jest zawsze, za każdym razem staną zamiast stanął, westchną zamiast westchnął, uśmiechną zamiast uśmiechnął itd. przez całe opowiadanie. Gdy mowa o bohaterze męskim w czasie przeszłym, to końcówka powinna brzmieć -ĄŁ

    Drugą połowę skomentuję później.
  • Leiwark 06.06.2016
    Wszystko się wyjaśni, to co jest niewyjaśnione, w kolejnych rozdziałach. Bo w pierwszym rozdziale nie wszystko jest wyjaśnione.
  • zaciekawiony 07.06.2016
    "Chwilę później ktoś zapukał do jego drzwi, szybko zerwał się na równe nogi i otworzył drzwi," - jedne drzwi można wywalić.

    "My tu zostaniemy, by nie dostali się do zbrojowni, jeżeli wedrą się do miasta." - aha, stoją daleko od murów gdzie toczy się ostra bitwa i pilnują zardzewiałych zbroi, kilku kusz i jednej włóczni. W tej sytuacji bardzo rozsądne rozwiązanie.

    "Cały mój garnizon liczy na twą zwinność i szybkość." - tylko właściwie do czego ma się mu przydać zwinność i szybkość, skoro teleportowano go do środka miasta i jedynym zadaniem było zwrócić na siebie uwagę strażników i pozwolić zaciągnąć do królowej?

    "wszyscy tam zginął" - jeden jedyny raz dodajesz ł do kocówki, i jest to akurat błąd. Wszyscy oni zginą.

    "- Tak, to dla mnie zaszczyt Pani - ukłonił się lekko." - jakie on ma świetne maniery, jak na kogoś kto wychował się w lesie i przybył stamtąd ledwie wczoraj.

    "dosiadł czempiona" - czempion to coś podobnego do konia, kozła a może bardzo duży pies?

    "Wyruszamy za kilka godzin zrozumiano?" - a kilka linijek potem (czyli jakieś 10 minut później) - "-Pani, wojska gotowe do wymarszu! - zameldował.
    - Dobrze zatem, ruszamy!"

    "oddziały elfów zaprzestały ruchu." - a nie było by prościej napisać, że przestali maszerować albo po prostu że stanęli?

    "- Dobra walka" - nie mówi tego aby z pewną dozą ironii? Aleksander stoi jak kołek pozwalając przeciwnikowi zrobić dwa kroki i zadać dwa ciosy, po czym zadaje cios który nie trafia. Z takim przygotowaniem marnie widzę jego szanse, chyba że ma moce Marry Sue.

    Generalnie twój bohater jest anemiczny i bierny. Własną wolę wykazał tylko na początku, gdy poprosił przybysza o teleportowanie, od tego czasu idzie gdzie każą i robi co każą i najwyraźniej spływa to po nim jak po kaczce.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania