W oddali

„Dzisiaj kroczymy drogą umarłych”.

 

I.

 

Moje życie zakończyło się nieopodal starego portu „Inntrig”. Nie pamiętam szczegółów, ot, kilka prześwitujących klisz.

Trzymałem za rękę kobietę. Usiłowała zachować spokój. Nie chciała, żeby dziecko widziało ją w złym stanie. Stała nieruchomo, z uniesioną chustą, wolnym ruchem machająca odchodzącym pragnieniom.

Istniały wspomnienia. Konsekwentnie budowane latami przeżycia.

 

Domek z kart.

Zamieciony pod dywan kurz.

 

Odpłynął z portu łez. Ponoć, gdzieś daleko, istniało miejsce podobne do raju.

Tam, w niedalekiej przyszłości, mieliśmy trafić.

Nie wiedziałem, że ostatnim momentem pozostanie lniana, biała chusta, która wraz z dźwiękiem statku uleciała do góry, wolna od krępującego obowiązku słuchania ludzkich lęków.

 

II.

 

Miałem zostać artystą. Tak przynajmniej sobie wmawiałem, gdy pisałem listy.

Wierzyłem, że raj posiada pocztę.

Początkowo pisałem o swoich uczuciach i wątpliwościach. Matka patrzyła z ukosa, milcząco spoglądała na każde słowo.

Później czekałem na odpowiedź. Wędrowałem z górskiej chaty do miasteczka. Codziennie.

 

„Nic nie ma”.

 

Dni zamieniały się w miesiące. Miesiące w lata.

Czas zdawał się stać w miejscu, jak gdyby nie zdołał go poruszyć nawet Bóg. Odpowiedź. Tego wyczekiwaliśmy całymi dniami. Nie musiała mieć określonej formy. Nawet nie wymagała pozdrowień.

Marzeniem było poczuć się ważnym dla kogoś, kogo obraz tkwił w głowie, dzięki temu oczekiwaniu.

 

Żyć dla kogoś.

 

Matka zachorowała. Godzinami trzymała mnie za rękę. Opowiadała o dniu, w którym spotkała ojca.

O wspólnych marzeniach, które nigdy się nie ziszczą.

Wreszcie zasnęła.

Stało się to, gdy na pomiętej kartce, napisałem swoje ostatnie słowa.

 

III.

 

Pochowałem ją w lesie nieopodal.

Złączona z naturą. Tak jak chciała. Pomyślałem chwilę o wolności. Słodkiej iluzji, która towarzyszy człowiekowi od dnia narodzin. Byłem sam, a wszystko mogło stać się moim udziałem.

Spojrzałem raz jeszcze na tę starą chatę. Ojcowiznę.

Niewidzialna nić ukształtowała mój los.

W samotności. Z cichym echem pobrzmiewającym każdego poranka.

 

IV.

 

„Dlaczego nie odejdziesz?”

 

Pytanie kołaczące raz za razem, gdy spoglądam na posępną, starą twarz w lustrze.

 

„Niszczysz”.

 

Nie. Znam swoją powinność. To wszystko.

 

„Wbrew duszy”

 

Ugotowałem ją. Przesiałem. Najpierw jako dziecko, gdy rzeczywistość przemieniła się w odpływający statek. Następnie kroiłem. Powoli. Litera za literą na kartce, która powędrowała w nicość.

Na koniec zakopałem w pobliskim lesie. Spoczywa koło jedynej osoby, która mówiła o tu i teraz.

 

Umrę jako kolejny z wielu. Bez imienia. Bez nazwiska.

Bez pamięci.

Dziecko oczekiwań i niespełnionych marzeń.

Ofiara?

Nie, zwykły człowiek.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Poraniona Anielica92 4 miesiące temu
    Bardzo wzruszjące, super.
  • Sufjen 4 miesiące temu
    Dzięki za lekturę. Pozdrawiam
  • il cuore 4 miesiące temu
    /z uniesioną chustą, wolnych ruchem machając odchodzącym/ – wolnym

    Dystans miejsc i czasów ma zawsze niekorzystny wpływ na relacje
    cul8r
  • Sufjen 4 miesiące temu
    Dzięki za wyłapanie literówki i lekturę.
  • zsrrknight 4 miesiące temu
    interesująco ujęte przemijanie, śmierć. Okruchy, ale bardzo konkretne, a razem tworzą spójny obraz, niejako antologię
  • Sufjen 4 miesiące temu
    Dziękuję za odwiedziny i podzielenie się swoim zdaniem. Pozdrawiam
  • Johnny2x4 4 miesiące temu
    Tekst kojarzy mi się z albumem "Harbour of Tears" od grupy Camel.
    Bardzo dobre pisanie. Miło, że tu jednak zostałeś.
  • Sufjen 4 miesiące temu
    Dzięki za zerknięcie i lekturę.
  • Narrator 4 miesiące temu
    Niezłe jeśli chodzi o styl, choć miejscami zbyt manieryczne, obliczone na efekt (nadużywanie krótkich zdań), natomiast sam bohater nie wzbudza mojej sympatii, gdyż jest zbytnio skoncentrowany na sobie i swoich problemach, co zapewne jest źródłem jego nieszczęść.

    Łatwiej drzeć koszulę na piersiach, aniżeli zasadzić drzewo dające cień znużonym wędrówką w słońcu, łatwiej utyskiwać nad własnym losem, niźli usunąć głaz z drogi, ażeby wozy mogły swobodnie przejechać, łatwiej zamknąć się w sobie, niż wyciągnąć pomocną dłoń do nieznajomego.

    Egoizm to najgorsza choroba naszych czasów; szczęścia nie znajdziemy patrząc w lustro, ani „w oddali” — nasze szczęście mieszka w drugim człowieku.

    Pozdrawiam i życzę więcej optymizmu. 😊
  • Sufjen 4 miesiące temu
    Dzięki za lekturę i odwiedziny. Nie utożsamiaj mnie też z narratorem. To tylko fikcyjna postać. A że mało w niej optymizmu... cóż.

    Wszystkiego dobrego dla Ciebie.
  • Sufjen 4 miesiące temu
    PS Ja tak po prostu piszę. Lubię krótkie zdania. Nie pisuję dla określonego efektu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania