W poszukiwaniu szczęścia [ roz. II"Szansa na lepsze jutro"]

Był zimny, marcowy dzień. Siedziałam w ciemnym, ponurym pokoju. Sama. Za oknem sroga zima zaglądała prosto w okno. Czułam, że będzie to dobry dzień, mimo że nic nadzwyczajnego do tej pory się nie wydarzyło. Wpatrzona w wyblakły kolor ścian rozmyślałam o przyszłości. Nie miałam ochoty spędzać czasu, jak inne dzieci na świetlicy, oglądając filmy animowane. Usiadłam na łóżku, zaczęłam splatać w warkocz swoje długie, ciemne włosy. Po chwili do pokoju weszła pani Cristina, była opiekunką mojej grupy.

- Emilly może zejdziesz do nas ? - zapytała łagodnym głosem, stojąc w drzwiach

Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wiedziałam, że wszyscy chcą dla mnie jak najlepiej, jednak nic ani nikt nie zastąpi mi matki. Nie zwracałam na nią uwagi. Swój brak zainteresowania wyraziłam odwróceniem głowy w stronę ściany. Wychowawczyni jednak nie miała zamiaru odpuścić. Szła do mnie spokojnym, równym tempem, nucąc coś pod nosem. Usiadła obok mnie. Pogłaskała po głowie.

- Moje dziecko, nie możesz spędzić całego dnia sama, zamknięta w czterech ścianach

Odwróciłam się i usiadłam.

- Pani Cristino, naprawdę nie mam ochoty stąd wychodzić,czy mogę zostać? - zapytałam z nadzieją, iż się zgodzi

- Emilly wrócę za pięć minut, zejdziemy razem do świetlicy, okej?

Chciałam negocjować, ale nie miałam na to siły. Zgodziłam się. Po dziesięciu minutach znalazłyśmy się w świetlicy. Dołączyłam do grupy i rozpoczęliśmy zabawę. Muszę przyznać, że dobrze się bawiłam.

Wieczorem usiedliśmy na stołówce do kolacji, nagle otworzyły się drzwi, zobaczyłam dwoje młodych ludzi. Kiedy dyrektor przedstawił nieznajomych, okazało się, że chcą oni dać dom dla jednego dziecka i od dzisiaj będą pojawiać się tutaj częściej, ponieważ pragną nawiązać więź. W tym momencie łzy napłynęły mi do oczu, było mi przykro. Wiedziałam, że znowu kolejne dziecko z naszej grupy trafi do kochających ludzi i na pewno tym dzieckiem nie będę ja. Po kolacji Natalie i Rayn udali się z nami do świetlicy. Widać, że byli przestraszeni całą sytuacją. Natalie była przepiękną kobietą, o ciemnych przenikliwych oczach, natomiast Rayn sprawiał wrażenie typowego służbisty, mimo że tryskał pozytywną energią. Podeszli do mnie. Zaniemówiłam. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Stałam nieruchomo. Natalie przykucnęła. Chwyciła mnie za drżące dłonie, ja też czułam jej zdenerwowanie.

- Witaj skarbie, jak Ci na imię ? - zapytała

- Emilly - wyszeptałam

- Bardzo ładnie. Poznaj mojego męża

- Cześć. Mam na imię Rayn, jak się masz Emilly? - zapytał zdenerwowany nie wiedząc, co powiedzieć

- Dobrze - odpowiedziałam. Chyba poczuli się lekceważeni z mojej strony, ponieważ Natalie bardzo posmutniała.

- Może się pobawimy? - zaproponowała Natalie

Zgodziłam się. Czas spędzony w ich towarzystwie wspominam bardzo miło. Właśnie wtedy po raz pierwszy poczułam, że ktoś o mnie zabiega, stara się. To nie ja musiałam komuś imponować, było to naprawdę miłe. Polubiłam tych ludzi, ale to wszystko, nie liczyłam na to, że zabiorą mnie do siebie. Przecież takich dzieci jak ja było mnóstwo w tym ośrodku...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania