W tajnej służbie Jego Cesarskiej Mości

Zawsze jako agentka RTKA chciałam sprawdzić czy interesy, które prowadzi Rabi Marco Monteazukar są zgodne z prawem. Okazja nadarzyła się przypadkiem. Pewnego dnia zostałam wezwana przez M, moją szefową. Okazało się, że ja i agent Richard MacAnderson mamy przeprowadzić misję. Jej założenia były następujące:

- z jakiej energii korzysta Rabin?

- jakim sposobem chce on przejąć władzę nad światem?

- kto oprócz niego finansuje jego pracę?

- czy Rabi jest gnomem, który posiada smykałkę do interesów?

Na początku po udaniu się po gadżety i przebraniu się, pojechaliśmy na bankiet. Kolacja była urządzona dla akcjonariuszy firmy Rabiego. Przedstawiono na nim spełnione cele, jak i ujawniono nowe plany rozwoju firmy na zarówno przyszły rok, jak i kolejne lata. Omawiano na nim również takie tematy jak zmiana loga; znalezienie nowych lokalizacji pod budowę nowych fabryk czy najnowsze rozwiązania technologiczne. Sala, w której odbywał się bankiet prezentowała się wspaniale. Duże półokrągłe okna wpuszczały dużo słońca. Na przeciwko drzwi frontowych umiejscowiony był kominek. Między oknami wisiały portrety przedstawiające byłych właścicieli budynku. Na suficie wymalowane były neorenesansowe freski przedstawiające postacie mitologiczne. Na bankiecie, jak to na bankiecie, pojawiło się wielu znamienitych gości, między innymi krasnolud Babage, specjalista od maszyn różnicowych i orcza diva operowa Lee Sha. Ja przyłączyłam się do przyjacielskiej pogawędki z jednym z udziałowców. Służba miała dużo pracy, ale udało mi się przepytać pracowników czy nic nie wiedzą. Niestety służba była zbyt lojalna i nic ciekawego się nie dowiedziałam oprócz tego, że jeden z ważniejszych posiadaczy akcji nie pojawił się na spotkaniu.

W tym samym czasie Richard rozmawiał z gwiazdą operową. W zamiarze wydobycia od niej więcej informacji zaprosił ją do małej, przytulnej knajpy w stylu prowansalskim. Ujawniła mu, że Rabin myśli o wybudowaniu fabryk poza granicami kraju, jak i zatrudnianiu więcej robotników.

Korzystając z okazji udałam się do willi Rabina, aby tam udając córkę jednego z akcjonariuszy porozmawiać z Rabim. Mało kto wiedział, że Rabi należy do masonów. W tym dniu po uroczystym wstępie, na którym omówiono główne hasła masonerii: równość, wolność i braterstwo przystąpiono do inicjacji nowych członków. Po czym głos zabrał Wielki Mistrz Loży Zachodniej Wotanii - Rabi Marco Monteazukar. Szef okazał się skrytym i małomównym człowiekiem. Opowiadał nam o swojej pracy i fabryce. Kładł nacisk na nowoczesne rozwiązania w swej firmie i dużo mówił o możliwościach jakie ona będzie dawać. Pod koniec spotkania Rabi zapytał mnie, co ja tu robię i kim ja jestem. Odpowiedziałam mu że jestem w zastępstwie ojca. Dodałam również, że ojciec bardzo przeprasza za swoją nieobecność na zebraniu. Mistrz kiwnął głową, powiedział, że rozumie sytuacje i życzył mi dobrej nocy. Wróciłam do mieszkania.

Po wyspaniu się, udaliśmy się do M. Po wymianie informacji z zeszłego wieczoru doszliśmy do wniosku, że dobrym miejscem na uzyskanie twardych dowodów na politykę Rabiego, będzie jego oczko w głowie - czyli fabryka, która produkowała golemy, głównie duże, przemysłowe i budowlane.

Po przebraniu się za inspektorów Bhp i sanepidu zaczęliśmy inspekcję. Z fabryki do pomocy dostaliśmy jednego z pracowników, który służył nam za przewodnika. Miejsce pracy wyglądało

w porządku. Ogólnie pracownikom praca w fabryce się podobała i nie narzekali na warunki. Jednym zastrzeżeniem były zbyt małe pomieszczenia dla pracowników i gryzonie. Dowidzieliśmy się, że jedna z sekretarek po 20 letnim stażu pracy została zwolniona, a na jej miejsce została zatrudniona nowa młoda dziewczyna, świeżo po ukończonej szkole dla sekretarek. Z akt pracowniczych nie dowiedzieliśmy się dlaczego została zwolniona. Znaleźliśmy też plany budynku, z który wynikało, że w przebieralni jest zamurowany tunel, który wygląda jak skrytka. Zeszliśmy do szatni. Tam kolega odkrył tajemną skrytkę i wrzucił granat. Rozpoczęła się ewakuacja załogi. A my niezauważeni przez nikogo skierowaliśmy się do M., aby zdać jej raport.

Przed Budynkiem Agencji zobaczyliśmy paramobil policyjny, a przed nim trzech policjantów. Szybko, bez chwili namysłu na nasze ręce założyli kajdanki i wepchnęli nas do pojazdu. Dopiero po kilku minutach domyśliliśmy się, że jedziemy do Reichstagu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, jeden

z mundurowych otworzył nam drzwi. Zostaliśmy zaprowadzeni do wielkiej sali wypełnionej obywatelami Wotani. Nie wierzyłam własnym oczom. Właśnie zaczynał się nasz proces. Prokurator oskarżał nas o sabotaż fabryki, która w razie wojny mogłaby wyprodukować broń dla ojczyzny. Uważał, jak i uświadamiał wszystkim zabranym, że nasze włamanie do fabryki, było tak naprawdę próbą zabicia człowieka, a mianowicie - Rabiego Marco Monteazukara. Człowieka, który jest wzorem dla wszystkich jeśli chodzi o sprawiedliwość i pracowitość. Postaci, która dała ludziom pracę i przyczyniła się do rozwoju przemysłu w Wotanii. Na koniec nazwał nas terrorystami, którzy stanowią zagrożenie dla kraju. Jeśli chodzi o karę to nie ulega wątpliwości, że jako agencji powinniśmy zostać rozstrzelani. Po wysłuchanie przemowy prokuratora sędzia zapytał tylko czy na sali jest obrońca oskarżonych. Na te słowa wstał nikomu nieznany adwokat Markus von Meyer. Mówił o tym, że nie byliśmy w pobliżu Rabina, a granat zawsze mógł wypaść niechcący z kieszeni. Słowa te zostały przerwane przez sędziego, który jako karę zasądził nam odebranie odznak

i utratę licencji. Zdjęto nam kajdanki i wypuszczono na zewnątrz. Koło 22:00 dotarliśmy do Biura, gdzie czekała na nas M. Przełożona nie ukrywała wściekłości na nas. Stwierdziła, że gdyby wiedziała, że zachowamy się, jak lekkomyślni durnie, to nigdy nie wysłałaby nas na tę misję. Na szczęście jej gniew trwał krótko. Poinformowała nas, że wyrok sądu jest prawomocny. Możemy, a wręcz musimy działać, ale już bez licencji. Naszą szafową zainteresowała zawartość skrytki. Nie poddając się wyruszyliśmy w nocy do fabryki. Oczywiście wzięliśmy niezbędny sprzęt.

Za pomocą wsuwki do włosów otworzyliśmy bramę. Fabryki pilnowały trzy ogry, z których jeden najmłodszy robił obchód, pozostałe dwa ogry siedziały w dyżurce, piły alkohol i paliły papierosy.

Rozdzieliliśmy się. Kolega poszedł zobaczyć, co zostało po wybuchu granatu, ja zaś poszłam odciąć kabel telefoniczny, żeby w razie „W” nikt się nie mógł skontaktować z nikim z zewnątrz fabryki. Po odcięciu kabla musiałam tylko przyłożyć dosyć mocno ochroniarzowi i poszłam na miejcie wybuchu granatu zobaczyć co porabia partner. W spalonym miejscu ukazała się skrytka, a w niej biegł korytarz. Zakończony on był masywnymi drzwiami, które otworzyliśmy za pomocą palnika.

Doszliśmy do miejsca w którym była szansa na wywołanie demona. Korzystając z naszej wiedzy okulistycznej spróbowaliśmy go wywołać. Mieliśmy szczęście i przed nami ukazał się demon Boruta. Z rozmowy wynikło, że jest nie zadowolony z faktu, że jest więziony przez Rabina. Dodał również, że powie wszystko, aby odzyskać wolność. Z informacji, które przekazał nam dowiedzieliśmy się, że:

- energia potrzebna do pracy fabryki pozyskiwane jest więzienia demonów;

- głównym specjalistą od kontaktów z demonami jest Alister Crowley, który przygotowywał papierowe pieczęcie służące do więzienie demonów;

- miejsce zamieszkania medium to Lyoness.

Wiedzieliśmy już, że następnym krokiem będzie udanie się do tego miasta .

Z rana wsiedliśmy do wiwierny do Lyoness. Tam, po krótkiej pogawędce z głównym komisarzem Scotland Yardu i uzyskaliśmy adres Alistera Crowleya. Pobiegliśmy. Na miejscu

„z buta” otworzyliśmy drzwi. Dobudziliśmy zaspanego demonologa. Rozkazaliśmy mu wywlec na światło dzienne wszelkie informacje o Rabim, czyli chwyciliśmy go za nogi i trzymaliśmy go całym ciałem przed oknem. Nie spadł tylko dlatego, że chwyciliśmy go za nogi i wystawiliśmy za okno.

Wyjawił nam, że:

- on tak naprawdę nic nie robił;

- jego praca polegała na robieniu pieczęci i kontakcie z demonami;

- Rabi pozyskiwał pieniądze od cara Moskowi;

- że Rabi chce przy użyciu energii pozyskanej od demonów zasilić starożytną gnomią maszynę kontrolującą umysły.

Znaleźliśmy też dokumenty, między innymi: korespondencje z carem, opisy użycia energii czy też nagranie świadczące o podsłuchiwaniu.

Po tym wszystkim wróciliśmy do Haimburga do biura. W biurze czekało na nas kilku agentów wraz z praktykantami i stażystami, którzy koniecznie chcieli nam pomóc w ujęciu Rabiego. Wraz z całą grupą i kilkoma psami, specjalnie wytresowanymi, udaliśmy się do kancelarii Rabiego. Rabi był zaskoczony naszą obecnością. Na obwieszczeniu i ujawnieniu przez nas prawdy oraz dowodów jakie znaleźliśmy o nim, urządził małe widowisko. Nagle urósł około 50 cm. Przy końcu pleców pojawił mu się ogon. Twarz, ciało i ogon pokryły się szarozielonymi łuskami. Oczy się wydłużyły i przestały mrugać… Nie mieliśmy wątpliwości, że mamy przed sobą reptilianina. Jeden z agentów zdjął

z jednego z psów obroże i smycz. Szybko założył obroże i przypiął smycz na Potwora. Inni śmiali się i mówili, że jak będzie warczeć to założy mu się kaganiec. Wyprowadziliśmy potwora na dwór. Przed biurem czekał już na nas paramobil i tym razem to my byliśmy strzegącymi, a Rabi więźniem. Tak jak poprzednio pojechaliśmy do Reichstagu. Przed sądem czekali na nas fotoreporterzy. Proces był błyskawiczny. Prokurator oskarżył Rabiego o:

- nieludzkie traktowanie demonów, co jest niezgodne z międzynarodowymi prawami ochrony demonów;

- wytwarzanie, gromadzenie i prowadzenie badań wbrew zakazom prawa międzynarodowego środków służących do manipulowania ludźmi;

- pracę dla obcego kraju w działalności obcego wywiadu przeciwko Wotanii;

- pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą ustroju Wotani.

Kara była dla wszystkich oczywista – kara śmierci .

Obrońca nie wiedział co ma powiedzieć. Wykrztusił tylko, że ze względu na wiek lepsze będzie dla niego dożywocie. Sędzia wydał wyrok – kara śmierci przez powieszenie. Egzekucja odbędzie dnia następnego o 7:00. Następnie ogłosił, że agenci Greta i Richard MacAnderson zostają uwolnieni od zarzutów i uniewinnieni. Przywraca się im się licencje i prawo do wykonywania zawodu agenta.

Egzekucja odbyła się w Haimburskim parku. Widowisko przyciągnęło około 5 tysięcy widzów. Niektórzy nie wierzyli własnym oczom, że taka szanowana postać mogła dokonać takich czynów. Kat wraz z pomocnikami ustawił szubienicę. Skazanemu założono pętle na szyi. Na dany znak kat odsunął belkę, skazaniec zmarł szybko i praktycznie bezboleśnie.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • jolka_ka 04.10.2018
    Nie czytam fantastyki jako takiej, ale pomysł jest ciekawy.
    Opisy (niektóre) także całkiem fajne. Sporo tych wyliczeń masz. Miejscami brzmi to jak sprawozdanie. Tak czy siak, podoba mi się. Zostawiam 5.
    Błędów nie wyłapywałam, nie jestem w tym dobra :)
  • krajew34 04.10.2018
    Mnie za to w oczy kuło słowa Rabi i ciągła jego odmiana... Jak możesz znajdź jakiś synonim do tego i rzeczywiście zbyt brzmi to jak sprawozdanie niż opowiadanie, za bardzo to ścisłaś, a ze spokojem mogło wyjść z tego więcej rozdziałów, ode mnie masz 4 za pomysł

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania