Walentynki

Nadchodzi ten dzień, kiedy muszę zrzucić z siebie skórę. Najpierw ten okrutny, ciężki, tytanowy pancerz. Jest zimny i szorstki w dotyku, bardzo już popękany na grzbiecie - muszę go połatać. Następnie starannie, aby nic nie uszkodzić, zdejmuję maskę po masce przed lustrem, powoli odsłaniając prawdziwą twarz - narobiło się ich, nie liczyłem, może nawet kilkanaście, schowałem je bezpiecznie do pudełka po butach. Stoję tak o to 'nagi', kiedy nikt nie widzi, nikt nie słyszy, bo wszyscy gdzieś wyszli. Pewnie są w restauracjach, kinach albo teatrach. Pewnie pierdolą się gdzieś po kątach albo onanizują pod OF, przecież są walentynki, każdy ma co robić. Ja też - mogę wreszcie zacząć swoją ceremonię: użalania się nad sobą, myślowego sadomaso; traktuję to jak terapię, jak stretching ego, aby nie zapomnieć, kim jestem albo kim nie. Biorąc kąpiel w wewnętrznym smutku, gdy ocierałem się beznadzieją, dzwoni ona.

Zerwałem się na równe nogi. Nie rozmawialiśmy od poprzedniego wcielenia, chyba dzielą nas już lata świetlne od ostatnich rozmów. Przestraszyłem się, zakłopotałem, długo walczyłem, aż w końcu nie odebrałem. Dlaczego właśnie dziś zamierzchła przeszłość, zmaterializowała się w jakiś sposób i wykręciła do mnie numer? A może chciała powiedzieć, że tęskni? Może właśnie dzisiaj zrozumiała po tylu latach, że to, co do mnie czuła, nigdy już się nie powtórzyło. Może to ja byłem głupcem i przez to teraz cierpię, bo to właśnie to ona- ta jedyna, dzwoni ponownie.

Udaję, że nie wiem.

-Halo, kto dzwoni?

-Hej. To ja Monika. Wiesz gdzie on jest? - zapytała rozgoryczonym głosem.

-Ale kto? - zapytałem zbity z pantałyku.

-Kuba, czekam pod jego drzwiami od godziny, nie otwiera, dzwonię, nie odbiera! - krzyczy do słuchawki, jakby miała zaraz przez nią mi najebać.

-Co ty robisz w Lublinie?

-Przyjechałam do niego, mieliśmy spędzić razem weekend, miało być pięknie, a ten chuj znowu mnie wykiwał. Kurwa, dlaczego ja jestem taka naiwna? Powiedz mi dlaczego, proszę, wytłumacz mi to? - chyba naprawdę desperacko oczekiwała odpowiedzi.

-Nie wiem

-Może wiesz gdzie on jest? - zapytała znowu z nadzieją.

-A skąd miałbym wiedzieć, przecież już tam nie mieszkam.

-Kolegujecie się, myślałam, że może Ci wspomniał. Ehhh... To nic. Nie przeszkadzam ci. A tak w ogóle co u ciebie słychać? - bez większego entuzjazmu.

-Wszystko po staremu. - odpowiedziałem z tym samym zapałem.

-Masz kogoś? - zapytała ciekawska.

-Nie.

-Dawno się nie widzieliśmy - wyczułem w jej głosie zatroskanie.

-Bardzo.

-Zdzwońmy się kiedyś, ja chyba wracam na peron, nic tu po mnie. -westchnęła.

-Pewnie. Do usłyszenia.

-Paaa. - przeciągnęła i odłożyła słuchawkę.

Rzuciłem telefonem i wróciłem do ceremonii, przysiadło się do mnie kilka dylematów.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • słone paluszki dwa lata temu
    Słowo określeślające bohatera jest na literkę L...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania