Warszawa – miasto strachu

Nadszedł czas pakowania. W dzisiejszym dniu miałem pojechać do Warszawy, żeby spędzić czas z Rafałem Kowalskim i jego dziewczyną Moniką Nowakowską. Spakowałem najważniejsze rzeczy do torby. Zastanawiałem się czy wziąć jakieś książki, ale odrzuciłem ten pomysł, z powodu takiego, że będziemy zwiedzać Warszawę. No i możliwe, że zaliczymy parę głębszych drinków albo piw. Byłem strasznie podekscytowany wyjazdem do większego miasta. Ale modliłem się również, żebym nie dostał żadnej sprawy do rozwiązania. Ostatni raz popatrzyłem na swój pokój. Podszedłem do stolika, wziąłem kaburę, którą zapiąłem i schowałem do niej magnum 44. Tak na wszelki wypadek. „Przezorny zawsze ubezpieczony.” – pomyślałem.

- To chyba wszystko. – powiedziałem do siebie.

Wyszedłem z mieszkania i udałem się na PKP. Po chwili nadjechał pociąg, wsiadłem do niego i zapłaciłem za bilet do Warszawy, a później zająłem wolne miejsce, patrząc w szybę. Myślami byłem bardzo daleko stąd.

O godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści dojechałem na miejsce. Z jednej strony byłem przerażony, a z drugiej podekscytowany. Przerażony, dlatego że wątpię, żebym się odnalazł w takim mieście, a w szczególności na początku, podekscytowany, ponieważ poczuję się jak turysta i będę mógł zwiedzić stolicę Polski. „Gdybym tutaj miał jakąś zbrodnię... to nie wiem czy bym sobie poradził z ulicami tego miasta.” – pomyślałem.

Gdy opuściłem PKP zobaczyłem Rafała, zaciągającego się papierosem i jego dziewczynę Monikę. „Okay. Już myślałem, że o mnie zapomnieli.” – pomyślałem. Podszedłem do nich z torbą na ramieniu. Pod kurtką musnąłem palcami rękojeść pistoletu. Przywitałem się z nimi.

- Jak daleko jest do waszego mieszkania? – spytałem.

Rafał rzucił spalonego papierosa na chodnik i przydeptał.

- Trochę jest, dlatego pojedziemy taksówką.

Poczułem ulgę. Ta torba była naprawdę ciężka.

- Może wziąłbyś od niego torbę. – powiedziała Monika. – powiedziała. – Trochę ją już nosił.

Milczałem.

Rafał westchnął i założył torbę na ramię.

- Co ty tam masz? – spytał. – Cegły?

- Nie. – odparłem. – Ubrania i magazynki.

Monika zmarszczyła brwi.

- Magazynki? – spytała.

Wyciągnąłem z kieszeni legitymację policyjną i dałem jej do ręki.

- Już rozumiesz, dlaczego?

Przytaknęła i zwróciła mi legitymację, którą schowałem do kieszeni.

Po chwili przyjechała taksówka. Poprosiłem, aby kierowca otworzył bagażnik, potem wsadziłem tam swoją torbę. Zamknąłem bagażnik, a potem wsiadłem do środka.

- Na ulicę Achillesa 4/7. – powiedział, podając kierowcy pieniądze.

Taksówka mijała ulice: Pierwszego maja, II Armii Wojska Polskiego, Siedemnastego stycznia, Abrahama i Abramowskiego.

Dojechaliśmy na miejsce. Wyszliśmy z samochodu. Wyciągnąłem z bagażnika torbę i założyłem ją na ramię. Taksówka odjechała. Popatrzyłem na budynek.

- I jak?

- Z zewnątrz gra. – odparłem. – Sprawdźmy dalej.

Weszliśmy do klatki schodowej, a później weszliśmy do windy. Trochę ciężko było nam się zmieścić przez moją torbę, ale jakoś się udało, zważywszy na to, że byliśmy ściśnięci. Dojechaliśmy na drugie piętro, drzwi się otworzyły. Po chwili weszliśmy do mieszkania. W przedpokoju ściągnąłem buty i wszedłem do salonu.

- Torbę zostaw w salonie. – powiedział. – Tylko tak, żeby nikt się nie potknął.

- To zrozumiałe.

Ściągnąłem torbę i położyłem na ziemi. Ściągnąłem kaburę, w której był pistolet i położyłem na stół.

- Śmiało. Rozejrzyj się. – powiedziała Monika.

Zacząłem chodzić po salonie, pokoiku, który dzielił wspólnie ze swoją dziewczyną. Potem zobaczyłem kuchnię, ubikację i łazienkę.

- Jak dla mnie w sam raz. – powiedziałem.

Popatrzyłem na zegarek, który wskazywał dwadzieścia minut po północy.

- Myślę, że dzisiaj jak wstaniemy oprowadzimy cię po mieście. – powiedział.

Przytaknąłem.

- Może jakieś piwko przed snem? – spytał. – Są dwa Harnasie w lodówce.

Monika skarciła Rafała wzrokiem, a ten wzruszył ramionami.

- W sumie czemu nie. – zgodziłem się.

Monika pokiwała przecząco głową.

Rafał poszedł do kuchni, otworzył lodówkę i wyciągnął dwa Harnasie w puszce. Wrócił do salonu i podał mi jednego. Otworzyłem puszkę i jednym haustem opróżniłem pół piwa. Rozmawialiśmy przez chwilę, a gdy wypiliśmy piwa, Rafał zjechał windą na dół zapalić. Ja rozebrałem się do bokserek i położyłem się do łóżka. Spałem czuwającym snem. Po chwili słyszałem, jak otworzyły się drzwi windy, później drzwi się trochę uchyliły, ja otworzyłem oczy, wziąłem nabity magnum 44 ze stołu i wycelowałem przed siebie. Rafał stanął z rękoma podniesionymi do góry. Jego serce biło jak młotem. Był przerażony. Gdy zobaczyłem, że to on, opuściłem broń i położyłem na stół. Powoli się uspakajał.

- Przeraziłeś mnie. – powiedział, zamykając drzwi na klucz.

- Wybacz.

Odwróciłem się na drugi bok i zamknąłem oczy. Usłyszałem otwierane drzwi do pokoiku, a później jak się kładzie obok swojej dziewczyny. Później już była cisza. Można było spać spokojnie.

Wstałem o szóstej rano i udałem się do kuchni. Monika i Rafał jeszcze spali. Wyciągnąłem wodę z lodówki i upiłem siedem łyków. Ubrałem dres, adidasy, bluzę z dresu i wyszedłem z domu, zabierając klucze. Zamknąłem ich i schowałem je do kieszeni. Zjechałem windą na dół i poszedłem biegać.

O godzinie ósmej piętnaście udało mi się wrócić do domu, pytając każdego jak dojść na ulicę Achillesa 4/7. Po chwili wszedłem do mieszkania, wziąłem prysznic i przebrałem się w ciuchy. Zjadłem śniadanie, wróciłem do salonu, zapiąłem kaburę i schowałem do niej pistolet.

Wyszliśmy z mieszkania i czułem się jak turysta. Zwiedzałem Warszawę. „Boże, co za piękne miasto.” – pomyślałem.

- Bardzo ciekawe miejsca. – powiedziałem.

Gdy skończyliśmy zwiedzać było kwadrans po szesnastej. Udaliśmy się do Ave Pizza na ul.Topiel 12. Zamówiliśmy trzy małe pizze. Każdy płacił za siebie osobno. Podczas posiłku patrzyłem przez szybę jak radiowóz warszawskiej policji zaparkował przed pizzerią, a później wyszedł z niego umundurowany policjant, który wszedł do środka. Policjant nie udał się do środka, żeby coś za mówić. Rozglądał się po klientach, szukając kogoś. „Ciekawe kogo on szuka.” – zastanawiałem się. Po chwili wyciągnął mały notatnik i popatrzył w nim na rysunek oraz na imię i nazwisko. Podszedł do naszego stolika.

- Czy pan jest Mateuszem Kowalskim? – spytał policjant.

Przytaknąłem.

- Proszę za mną. – powiedział.

Rafał i Monika wymienili się zdezorientowanymi spojrzeniami.

- Przepraszam, ale on nic złego nie zrobił. – powiedziała.

- Nie możecie tak bezkarnie brać kogoś do radiowozu. – wtrącił się Rafał. – On nie jest żadnym podejrzanym.

Popatrzyłem na nich i posłałem im uśmiech, mówiący: „Spokojnie. Wszystko jest w porządku.”

Podniosłem się z krzesła, przerywając posiłek i wyszedłem z pizzeri i wszedłem do radiowozu. Policjant za kierownicą odwrócił się do mnie.

- Dzień dobry, panie Mateuszu Kowalski. – powiedział.

Zmarszczyłem brwi.

- O co chodzi? – spytałem zdziwiony. – Tak po prostu przerywacie mi posiłek i integrację. To chyba źle świadczy o stróżach prawa.

- Spokojnie. – uspokoił mnie drugi policjant.

- Nie. – zaoponowałem. – Chcę wiedzieć czy jestem zatrzymany za coś nielegalnego czy mam być czyimś świadkiem? A może w ogóle nie jestem zatrzymany. O co tu, do diabła, chodzi?!

Milczeli przez chwilę.

- Ja jestem Dawid Woźniak, a to mój kolega Grzesiek Kowalczyk. – przedstawił. – A teraz do rzeczy. Nie jesteś zatrzymany, ani nie masz być czyimś świadkiem. Oto możesz być spokojny. Wiemy kim jesteś.

- Moment. – zaoponowałem ponownie. – Czy wy mi grozicie? Jak tak to wychodzę.

Rafał i Monika skończyli jeść pizzę.

- Nic z tego rozumiem. – powiedział.

- Spokojnie. Wszystko się wyjaśni.

- Mam na dzieję.

Pokręcił głową.

- Myślisz, że zrobił coś złego?

- Masz na myśli jazdę po pijaku, zabicie czy coś innego rodzaju?

- To nie jest śmieszne.

- Wiem, że nie jest, ale on jest rozważny i wie co robi.

- A gdyby miał kłopoty, powiedziałby ci?

- Pewnie.

„Chociaż nie jestem tego aż taki pewny.” – dodał w myśli.

Wyszedł przed pizzerię i zapalił papierosa, patrząc na radiowóz.

- Nie grozimy ci. – powiedział Dawid, podając zdjęcie.

Ponownie zmarszczyłem brwi.

- Zatrzymaj to zdjęcie. – powiedział Grzesiek.

- Pewnie już domyślasz się, o co chodzi. – dodał Dawid, podając mi wizytówkę. - To wszystko. Jesteś wolny.

- Zastanów się. – powiedział Grzesiek.

Przytaknąłem, chowając zdjęcie z miejsca zbrodni i wizytówkę Dawida. Wyszedłem z radiowozu.

Siedziałem w salonie i patrzyłem na zdjęcie ofiary pustym wzrokiem. „Co czułeś, kiedy go zabijałeś?” – zastanawiałem się. Później odrzuciłem te myśli. Popatrzyłem na wizytówkę Dawida. „Zadzwonić czy nie?” – zastanawiałem się. – „ Nie wiem do diabła!” Po chwili z pokoju wyszła Monika.

- Jeszcze nie śpisz? – spytała.

Popatrzyłem na nią zdezorientowany, a później popatrzyłem na wizytówkę i zdjęcie z miejsca zbrodni. Szybko schowałem to do jednej kieszeni.

- Co schowałeś?

- Nic takiego.

Westchnęła, siadając obok mnie.

- Widziałam, że coś schowałeś.

- Rafał śpi? – spytałem, zmieniając temat.

- Tak. – odparła. – Nie zmieniaj tematu.

Teraz ja westchnąłem i schowałem głowę w dłoniach.

- Nie wiem, co robić. – powiedziałem.

- W czym? – spytała. – Jak mamy ci pomóc?

- Nie wiem. – odparłem.

Podniosłem się z łóżka.

- Wtedy... gdy wzięli cie do radiowozu... Rafał stanął w twojej obronie... na Boga! Powiedz, co ci stoi na sercu. Powiedział mi, że kiedy masz problemy prosisz go o pomoc.

Zmarszczyłem brwi.

- Naprawdę tak powiedział?

Przytaknęła.

Milczałem. „ I co ja mam powiedzieć w tej chwili.” – zastanawiałem się. – „Że cię okłamał? Radzę sobie sam? Nie wiem do cholery, co powiedzieć!”

- Mateusz? – spytała. – Powiedz nam jak możemy ci pomóc.

- Nie wiem! – krzyknąłem.

Zapiąłem kaburę z pistoletem i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami.

Monika podeszła do okna i zobaczyła jak idę dalej, żeby być poza zasięgiem jej wzroku.

Wszedłem do sklepu, kupiłem paczkę Westów czerwonych, zapalniczkę i gumę do żucia Winterfresh. Wyszedłem ze sklepu i zapaliłem papierosa. Zaciągnąłem się głęboko. Zacząłem się krztusić i czułem zawroty głowy. Usiadłem gdzieś na schodach. Zawroty głowy już przeszły. Zaciągając się wyciągnąłem z tylnej kieszeni zdjęcie z miejsca zbrodni. Niestety było tak ciemno, że zdjęcie to schowałem do kieszeni, ponieważ nic bym nie dostrzegł. Siedziałem na schodku, paląc papierosa i rozmyślając, czy pracować razem z warszawskim organem ścigania.

- Co zrobił?! – krzyknął Rafał, siedząc obok Moniki. – Przecież on nie zna tego miasta!

- Nic nie mogłam poradzić.

Rafał schował głowę w dłoniach, a później poprawił fryzurę.

- Boże! – krzyknął. – Wiesz, co to znaczy dla niego?! On w ogóle nie zna tych ulic. Nic tutaj nie zna, a nazwy nic mu do cholery nie mówią!

Milczał przez chwilę.

- Przepraszam. – powiedziała. – Próbowałam go zatrzymać.

- Tutaj w każdej chwili może zginąć, albo zostać tak pobity, że może wylądować w szpitalu!

Położyła mu rękę na ramieniu.

- Spokojnie.

Westchnął.

- Po prostu nie chcę, żeby coś mu się stało. – powiedział spokojnie.

Wyciągnąłem z kieszeni wizytówkę i wybrałem numer do Dawida.

- Woźniak. – powiedział głos po drugiej stronie.

- Pomogę wam w tym śledztwie. – powiedziałem bez przedstawienia się, przechodząc od razu do rzeczy.

- Dzień dobry, panie Mateuszu. – powiedział Dawid.

Oczami widziałem jak po drugiej stronie się uśmiecha.

- Przyjedziemy do pana za dziesięć minut. – powiedział. – Gdzie pan dokładnie jest?

Podszedłem do murku, gdzie była napisana nazwa ulicy.

- Na ul. Agatowej. – odparłem. – Siedzę na schodkach.

- Okay. Proszę się stamtąd nie ruszać.

- Jasne.

Rozłączyłem się i schowałem komórkę do kieszeni, a później wsadziłem gumę do ust i żułem ją.

Rafał Kowalski wyszedł przed klatkę i zapalił papierosa. Zaciągając się głęboko, wyciągnął z kieszeni komórkę i wybrał numer do mnie. Po sześciu sygnałach włączyła się poczta głosowa: „Wybacz. Jestem zajęty. Nagraj się, a ja na pewno oddzwonię.”

- Kurwa mać! – krzyknął.

Schował komórkę do kieszeni i niedopałek papierosa rzucił na chodnik i przydeptał go. Wrócił do mieszkania.

- Dzwonimy na policję i zgłaszamy zaginięcie.

- Ale zaczynają szukać dopiero po dwudziestu czterech godzinach od czasu zaginięcia.

- Nic na to nie poradzimy! Chcę, żeby go znaleźli żywego.

Rafał wybrał numer na policję i zgłosił zaginięcie.

Siedziałem w radiowozie i jechałem na Warszawski Posterunek Policji, który znajdował się na ul.Aksamitnej 8. Gdy dojechaliśmy na miejsce, Dawid zgasił silnik i wyszliśmy z samochodu. Wszedłem z nim do środka. Od razu na wejściu zatrzymał nas Grzegorz.

- Ktoś zgłosił twoje zaginięcie Kowalski. – powiedział.

- Żartujesz?

- Nie. – odparł. – Jestem śmiertelnie poważny.

Wiedziałem, kto zgłosił moje zaginięcie i kto się martwi.

Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i zobaczyłem z dziesięć nieodebranych połączeń do Moniki oraz dziesięć od brata. „Zajebiście.” – pomyślałem.

- Poinformujcie Rafała Kowalskiego, że jestem cały i zdrowy. – powiedziałem do Grzegorza.

Skinął głową. Podałem mu numer telefonu, który zapisał w telefonie. – A w międzyczasie Dawid zrelacjonuje mi wszystko, co wie.

Grzesiek odszedł, przykładając aparat do ucha.

Rafał i Monika siedzieli w kuchni i jedli śniadanie w ciszy. Po chwili zagłuszyła ją wibracja komórki Rafała. Przerwał jedzenie i popatrzył na numer.

- Ktoś z Warszawy. – powiedział. – Nieznany numer.

- Lepiej odbierz.

Przytaknął, odebrał połączenie i przyłożył aparat do ucha.

- Kowalski. – powiedział.

- Pan Rafał Kowalski? – spytał głos po drugiej stronie.

- Tak. – odparł. – A o co chodzi? – Był zdziwiony, że ktoś zna jego dane i ma numer telefonu.

- Dzień dobry. – powiedział. – Funkcjonariusz Grzegorz Kowalczyk z policji w Warszawie.

„Okay. Policjant z Warszawy? O co tu do diabła chodzi?” – zastanawiał się.

- Czy pan zgłaszał zaginięcie pana Mateusza Kowalskiego? – spytał się, chociaż znał odpowiedź.

- Zgadza się.

Monika popatrzyła na niego. Rafał wstał i podszedł do okna. Oparł się o kaloryfer.

- Znaleźliśmy pana brata. – powiedział. – Jest cały i zdrowy.

„Dzięki Bogu.” – pomyślał Rafał.

- Zadzwoni do pana, jak znajdzie czas.

- Dziękuję. – powiedział, rozłączając się.

Schował komórkę do kieszeni.

- I co? – spytała

Podszedł do Moniki, usiadł naprzeciw i popatrzył jej prosto w oczy. Po chwili:

- Znaleźli go! – krzyknął radośnie.

- Żartujesz? – spytała, uśmiechając się.

Kiwnął przecząco głową.

- Kto to w końcu dzwonił z Warszawy?

- Jeden z policjantów. – odparł.

- Wiedziałam, że się odnajdzie.

Rafał skinął głową.

Zdjęcia dwóch ofiar były przyczepione na tablicy w sali nr 6 na posterunku warszawskiej policji. Na miejscach zbrodni były dwie różne ofiary, które miały połamane ręce i nogi, poderżnięte gardło, a odcięty paluch znajdował się w ustach. Obok ofiar leżały lilie. „Jestem kurwa na wakacjach.” – pomyślałem. – „ A muszę rozwiązywać zagadkę morderstwa. Chyba swoich wakacji nie spędzę spokojnie.”

- I co wywnioskowałeś ze zdjęć z miejsca zdarzenia? – spytał Dawid.

Westchnąłem.

- Niewiele. W obu przypadkach ofiara ma połamane ręce i nogi i poderżnięte gardło. Paluch u nogi znajduje się w ustach. Tylko dziwi mnie jedna rzecz.

- Mianowicie?

- Przy ofiarach znajdują się lilie. – odparłem. – Nie rozumiem właśnie tego. – Odwróciłem się do Dawida Woźniaka.

- Co z ofiarami? Mieli jakiś wrogów? – spytałem.

- Nie. – odparł. – Większość żyło w zgodzie.

- A co z kobietą na drugim zdjęciu? Miała chłopaka, dziewczynę?

Woźniak zajrzał do notatek.

- Ofiara numer dwa: Katarzyna Małkowska była lesbijką. Jej dziewczyna miała na imię Klaudia Kamińska.

- Przesłuchaliście ją? – spytałem

Woźniak przytaknął.

- I co?

- Nic z niej nie wyciągnęliśmy. – odparł.

Odwróciłem się do zdjęć, drapiąc się po brodzie i zastanawiając się:

- Te lilie. Po co?

- Myślisz, że one są kluczem do rozwiązania naszej sprawy?

- Nie wiem.

Milczałem przez chwilę, patrząc to na jedno zdjęcie to na drugie?

- Gdzie znaleziono ciała? – spytałem, wkładając papierosa do kącika ust?

- Jedno w piwnicy na ul. Afrodyty 2 – odparł – a drugie na parkingu, który znajdował się na ul. Andrutowej. Bo co?

- Chcę sprawdzić te adresy. – odparłem.

Zadzwoniła komórka. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i popatrzyłem na wyświetlacz: Brat. Westchnąłem.

- Wybacz. Muszę odebrać. – powiedziałem.

Po chwili komórka przestała dzwonić.

- Gdzie tu można zapalić? – spytałem.

Dawid uśmiechnął się.

- My mamy palarnię w ubikacji.

Komórka znowu zaczęła dzwonić.

- Tylko pamiętaj, że jak spalisz to zamocz końcówkę, a później wyrzuć do śmieci. Przynajmniej my tak robimy.

- Okay. Dzięki za radę.

Udałem się do ubikacji, zapaliłem papierosa i zaciągając się głęboko oddzwoniłem.

- Chcesz, żebyśmy postradali zmysły! – krzyknął bez powitania Rafał.

- Wybacz. – Jedynie na to mnie było stać.

- To my tu się martwimy, a ty, do kurwy nędzy, idziesz sobie na jebany spacerek, gdzie nie znasz miasta?!

- Weź na luz, chłopie.

- Nie pierdol! Już mieliśmy wyjść i cię szukać, a ty takie coś odwalasz!

Zaciągnąłem się.

- Dzwonisz po to, żeby mnie zjebać z góry na dół? – spytałem chłodno. – Jeśli tak to się rozłączam.

- Nie! – krzyknął. – Dzwonię z innego powodu. – powiedział spokojnie.

„W końcu się uspokoił. To dobrze.” – pomyślałem.

- Jakiego?

- Chodzi o twoje rzeczy, nie wiem gdzie je dać.

- Tam, gdzie ci będzie najlepiej. Amunicję zostaw na stole.

- Okay.

- Tylko po to dzwonisz?

- Nie. Chciałem usłyszeć twój głos, żeby być pewny, że nic ci nie jest.

- Teraz już wiesz.

- Kiedy wracasz?

Milczałem dość długo.

- Jesteś tam?

- Tak. – potwierdziłem. – Nie wiem kiedy.

- Dasz sobie radę?

- Tak. – odparłem.

Rafał się rozłączył, a ja zmoczyłem końcówkę papierosa i wyrzuciłem do śmietnika, a później wyszedłem z męskiej ubikacji. Podszedł do mnie Dawid.

- Jedziemy? – spytałem.

- Tak. – zgodził się.

Wyszliśmy z posterunku policji.

- I co mówił? – spytała, popijając kawę w restauracji.

- Że nic mu nie jest. – odparł Rafał. – Że znajduje się na posterunku policji. – Zmienił temat. – Wyspałaś się w ogóle.

- Szczerze to nie. W mojej głowie pojawiają się czarne scenariusze. Widzę jego śmierć i jestem przerażona.

Upił łyk kawy.

- Nie zachowuj się jak Kasandra. Musimy zająć się naszymi sprawami.

Przytaknęła.

- Od którego miejsca zbrodni chcesz zacząć? – spytał Dawid, siedząc przy kierownicy w radiowozie.

- Od pierwszej ofiary. – odparłem.

Włączył silnik i pojechaliśmy na ul. Afrodyty 2.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, zgasił silnik i wyszliśmy z samochodu. Weszliśmy do klatki schodowej, a później udaliśmy się do piwnicy. Wszystko było na swoim miejscu. Narzędzia leżały na stole, młotek na ziemi po prawej stronie.

- Nic tu po nas. – powiedział. – Przejrzeliśmy dokładnie miejsce zbrodni. – Rozglądałem się po nim.

- Pamiętaj, że na pierwszy rzut oka tak wygląda.

Przytaknął.

- Wiem. – powiedział.

- Nie było żadnej wiadomości od mordercy w jednym i drugim przypadku? – spytałem.

- Nie. – odparł.

- Jesteś pewny?

Skinął głową.

- Zgaś światło i daj ultrafiolet.

Wykonał moje polecenie.

Podczas podświetlania ultrafioletem ziemi znaleźliśmy wiadomość.

- Chyba nie przyglądaliście się dokładnie. – powiedziałem.

- Ale, wtedy tak samo robiliśmy i tego nie było. Słowo harcerza.

- Sugerujesz, że przyszedł tu po jakimś czasie i napisał wiadomość tak, żeby odczytać ją ultrafioletem?! To jest niedorzeczne.

„Skoro tak warszawskie organy ścigania rozwiązuje morderstwa to są zajebiście dobrzy.” – pomyślałem sarkastycznie.

Dawid wzruszył ramionami. Na ziemi była napisana wiadomość: „ EIN METSEJ ĄTAPOHCYSP. MAINŁEPYW OKLYT ANATAZS. MADDO UM EIWD YRAIFO W NAIMAZ AZ EICYYŻ ENZCEIW.”

- Co to jest do diabła? – spytał zdziwiony Dawid.

- Zagadka. – odparłem. – A teraz podejdź tu i podświetl mi tą wiadomość.

Skinął głową i wziął ode mnie ultrafiolet, ja wyciągnąłem mały notatnik i zacząłem to przepisywać: „EIN METSEJ ĄTAPOHCYSP. MAINŁEPYW OKLYT ANATAZS. MADDO UM EIWD YRAIFO W NAIMAZ AZ EICYYŻ ENZCEIW.”

- Okay, mam. – powiedziałem, chowając do kieszeni notatnik i długopis.

Dawid zgasił ultrafiolet i opuściliśmy piwnicę. Pojechaliśmy na drugie miejsce zbrodni. Tam nic nie znaleźliśmy, więc wróciliśmy na posterunek policji.

Rafał i Monika siedzieli w pokoju i objęci oglądali film na laptopie.

- Znowu miałam ten głupi sen. – powiedziała.

- Jaki? – spytał, nie zważając na odtwarzany film.

- Śmierć Mateusza. – odparła. – Cały czas on mi się przewija we śnie.

Westchnął.

- Mówiłem ci, że z nim rozmawiałem.

- Wiem, ale...

- Nie bój się. Nic mu nie będzie. Skoro jest razem z warszawską policją to nic mu nie będzie.

Monika przytaknęła i wrócili do oglądania filmu.

- I co? – spytał Dawid, skręcając z włączonym lewym kierunkowskazem w lewo. – Udało ci się rozszyfrować wiadomość?

- Jeszcze nie. – odparłem. – Ale gdzieś słyszałem albo czytałem o takim rodzaju pisma. Tylko nie pamiętam jak on się nazywał. Wiem jedynie, że został stworzony przez Leonarda da Vinci, żeby nikt nie odkrył jego tajemnicy.

- Rozumiem. – powiedział.

Dalej jechaliśmy w milczeniu, a ja próbowałem rozszyfrować wiadomość. „EIN. – NIE METSEJ – JESTEM ĄTAPOHCYSP – PSYCHOPATĄ.”

- Jedną część wiadomości rozwiązałem. – powiedziałem, gdy Dawid zaparkował radiowóz na parkingu i zgasił silnik.

- Jak brzmi pierwsza część wiadomości, którą rozszyfrowałeś?

- Nie jestem psychopatą. – odparłem.

- Pracuj dalej.

Schowałem notatnik do kieszeni i długopis. Weszliśmy na posterunek policji.

- Chcę zobaczyć stworzony profil psychologiczny psychopaty. – oznajmiłem.

- Zrozumiałem. – powiedział Grzesiek. – Dostaniesz go za chwilę. – Odszedł.

Dawid zwrócił się do mnie.

- Skoro są takie okoliczności to będziesz pracował w sali nr 5.

- Gdzie to jest? – spytałem.

- Zaprowadzę cię.

Po chwili znaleźliśmy się na miejscu.

- Dopóki nie rozwiążemy tej sprawy to będzie twoje biuro.

Przytaknąłem.

- Rozszyfruj tą wiadomość. – powiedział na odchodnym.

Wszedłem do biura, usiadłem przy biurku i wsadziłem gumę do ust, żując ją próbowałem rozszyfrować wiadomość od mordercy.

Mariusz zapukał do drzwi, a później je otworzył.

- Mateuszu, przyniosłem ten profil psychologiczny, o który prosiłeś. – powiedział.

- Dzięki. Połóż na biurku. – Nie patrzyłem się na policjanta tylko rozszyfrowywałem wiadomość.

Położył na biurku i wyszedł z mojego biura.

W końcu udało mi się rozszyfrować wiadomość. „Nie jestem psychopatą. Wypełniam tylko wolę Szatana. Oddam mu dwie ofiary w zamian za życie wiecznie.”

Do mojego biura wszedł Dawid i Grzegorz.

- Jak brzmi treść tej wiadomości? – spytał Grzesiek.

- Nie jestem psychopatą. Wypełniam tylko wolę Szatana. Oddam mu dwie ofiary za życie wieczne. – odparłem.

- Tylko o jakie dwie ofiary chodzi? – spytał Dawid.

Wzruszyłem ramionami.

- Ale to jest kluczowe pytanie. – odparłem. – Na które nie znam odpowiedzi.

Wyszedłem z biura i udałem się do męskiej ubikacji. Wyplułem gumę do śmietnika i zapaliłem papierosa, zaciągając się głęboko wyciągnąłem z kieszeni komórkę i wybrałem w kontaktach Brat. Po sześciu sygnałach włączyła się poczta głosowa. Rozłączyłem się i zadzwoniłem do Moniki. Również poczta głosowa.

- Kurwa mać! – krzyknąłem, chowając komórkę do kieszeni.

Niedopałek papierosa zgasiłem w wodzie, wyrzuciłem do śmietnika, a później usiadłem na podłodze, chowając głowę w dłoniach. „O co tu do kurwy nędzy chodzi?!” – krzyknąłem w duchu.

Ktoś zapukał do drzwi. Monika otworzyła je. Stał w nich mężczyzna w mundur policjanta.

- Dzień dobry. – powiedział. – Jestem komisarzem policji Warszawskiej Adam Krawczyk. – wyciągnął legitymację policyjną.

- Proszę wejść. – powiedziała, wpuszczając komisarza do środka.

- Czy jest osoba, która zgłaszała zaginięcie? – spytał.

- Tak. – odparła. – Zaraz wyjdzie z łazienki. Napije się pan czegoś?

- Z przyjemnością. – powiedział. – Herbatę.

Gdy się odwróciła, komisarz złapał ją za głowę i uderzył o szafkę. Monika straciła przytomność. Komisarz puścił strzałę i się rozłączył, chowając komórkę do kieszeni. Po chwili pojawił się kolejny mężczyzna i zabrał Monikę z mieszkania.

Rafał wyszedł z łazienki.

- Dzień dobry to pan zgłosił zaginięcie?

- Tak. – odparł – ale zguba się odnalazła.

Mężczyzna, stojący za Kowalskim, uderzył rękojeścią pistoletu w głowę. Również stracił przytomność.

- Wiesz, co robić? – spytał.

Przytaknął.

Komisarz Adam Krawczyk i funkcjonariusz opuścili klatkę schodową.

Do męskiej ubikacji wszedł Dawid i zobaczył mnie siedzącego na podłodze z głową schowaną w rękach.

- Mateusz? – spytał. – Dobrze się czujesz?

Popatrzyłem na niego.

- Tak. – odparłem, podnosząc się. – Zamyśliłem się zbytnio odnośnie tej sprawy.

Milczał przez chwilę.

- Wiesz gdzie jest ul. Achillesa 4/7.

- Tak. – odparł.

- Zawieź mnie tam.

Skinął głową.

Wsiadłem obok Dawida, zapiąłem pasy i pojechaliśmy pod wskazany przeze mnie adres. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zgasił silnik i wyszliśmy z samochodu.

- Zostań. – powiedziałem.

- Jesteś pewny?

Skinąłem głową.

- To okay.

Wbiegłem do klatki schodowej, a później do windy. Znalazłem się na drugim piętrze, drzwi się otworzyły i wyszedłem z windy. Dostrzegłem, że drzwi były otwarte. „Dziwne. Zawsze jak gdzieś wychodzą to zamykają drzwi.” – pomyślałem. Wyciągnąłem z kabury broń i otworzyłem drzwi, celując przed siebie i wszedłem do środka. Nikogo nie zastałem, jedynie bałagan i obitą szafkę. „Ktoś tu był.” – pomyślałem.

- Kurwa! – krzyknąłem.

Zbiegłem na dół.

- I co? – spytał Dawid.

- Ktoś tu był. – odparłem. – Nie ma śladów walki.

- Myślisz, że to znajomy kogoś z nich?

- Nie wiem. – odparłem. – Może. Albo zostali zaskoczeni. Ciężko powiedzieć.

Wsiadłem do radiowozu, po chwili Dawid usiadł za kierownicą.

- Wracamy. – powiedziałem. – Tam będziemy myśleć, co dalej.

Włączył silnik i pojechaliśmy na komisariat policji. „ O co tu do cholery chodzi?” – zastanawiałem się. – „Dlaczego ja? Może ten ktoś mnie zna? Wątpię.”

Dojechali na miejsce. Zgasił silnik i wyszli z samochodu.

- Wyciągnij ich. – powiedział.

Drugi skinął głową i otworzył bagażnik. Wyciągnął Monikę skrępowaną taśmą izolacyjną oraz taśmą na ustach, a później wyciągnął Rafała. Rozglądali się po opuszczonym miejscu.

- Czy wszystko gotowe? – spytał mężczyzna.

- Prawie. – odparł. – trzeci na wózku inwalidzkim. Tylko podłączyć kamerę i będzie po wszystkim.

Mężczyzna tarł ręce i uśmiechnął się w duchu. „Już niedługo.”

Siedziałem w swoim biurze na posterunku policji, patrząc na notatnik. „Jak to mogło się stać do kurwy nędzy?!” – zastanawiałem się, wyrywając sobie włosy z głowy. Po chwili do mojego biura wszedł Dawid.

- To wszystko wasza wina! - krzyknąłem, wskazując palcem na niego. – Gdyby nie ty i twój kolega, nie wmieszałby mnie w tą sprawę, to byliby cali i zdrowi! – uderzyłem pięścią o biurko.

Patrzył się na mnie bez wyrazu, a ja westchnąłem, chowając głowę w rękach. „Ja pierdolę, ale to zjebałem.” – pomyślałem.

- Mam dla ciebie złą wiadomość. – powiedział

Popatrzyłem się na niego i nasze spojrzenie się spotkało.

- Wszystko gotowe. – powiedział mężczyzna na wózku inwalidzkim. – Włączył lampy.

Zwrócił się do drugiego mężczyzny:

- Dajcie mi ich. – powiedział.

Drugi mężczyzna popchnął ich w stronę kamery.

- Na kolana. – powiedział.

Rafał kiwnął przecząco głową.

- Zgrywasz bohatera? – spytał mężczyzna

Skinął głową.

Mężczyzna uderzył go w brzuch. Upadł na kolana.

- Gdybyś mnie słuchał to byś tego oszczędził.

Mężczyzna założył kominiarkę na twarz, a potem zwrócił się do mężczyzny na wózku inwalidzkim.

- Możesz włączyć kamerę. – powiedział.

- Żartujesz sobie?! – krzyknąłem, patrząc na Dawida.

- Niestety, nie. – odparł stanowczo.

Po chwili do biura wszedł Grzegorz, informując nas, żebyśmy udali się do sali numer jeden. Zmarszczyłem brwi, patrząc to na Dawida to na Grześka.

- Co się stało? – spytałem zdziwiony.

- Lepiej, żebyście to sami zobaczyli.

Wyszliśmy z biura i udaliśmy się do sali numer jeden. Grzegorz nacisnął przycisk na pilocie i na dużym ekranie pojawili się dwie osoby: Rafał i Monika, którzy klękali przed kamerą.

- Ja pierdolę. – powiedziałem, łapiąc się za głowę. – Poszukiwałem po kieszeniach spodni paczkę westów. Nie było jej. „Przecież są one w kurtce.” – pomyślałem.

Po chwili na ekranie pojawił się mężczyzna.

- Czy wierzysz w działanie Szatana? – spytał głos za kamery.

Milczenie.

- Albo wierzysz w to, że ktoś cię uratuje?

Milczenie.

- Wiesz czym jest wiara?

Cisza.

Zaczął tłumaczyć mu pojęcie wiary.

- A teraz odpowiedz mi na pytanie: W co wierzysz?

Milczenie.

Widziałem po nich, że mieli przerażenie w oczach. Drugiej osobie zadał te same pytania. Również milczała.

- O północy oddam mojemu Panu Ciemności dwie ofiary. Do tej godzinie daję im czas nad deliberacją wiary.

Ekran telewizora stał się czarny.

Patrzyłem na ekran jak zamurowany. Moje myśli były kilometry od sali numer jeden.

- Mateuszu? – spytał Dawid.

Głos słychać było z oddali. „Jak ja mam ich, kurwa, uratować?” – zastanawiałem się. – „ Jak?!”

- Mateuszu?! – krzyknął Grzegorz.

Znowu głos z oddali. „Czyżby to tylko sen?” – zastanawiałem się. – „Może jak zamknę oczy to obudzę się w salonie na ul. Achillesa 4/7 – mieszkaniu Rafała i Moniki.

- Mateusz! Do kurwy nędzy! – krzyknął Dawid.

Krzyk z oddali.

Zamknąłem oczy i po cichu policzyłem do piętnastu, a później otworzyłem oczy. „Nic się nie zmieniło.” – pomyślałem. – „Jednak to nie sen. To jest brutalna rzeczywistość.”

- Mateusz! Kurwa mać! – krzyknął Grzegorz

Myślami wróciłem do rzeczywistości.

- Co? – spytałem po chwili.

- Dobrze się czujesz? Jesteś nieobecny.

- Zamyśliłem się.

-Mhm.

Wyszedłem z posterunku policji i zapaliłem papierosa. Zaciągając się, popatrzyłem na zegarek, który wskazywał 20.00. „Czyli mamy cztery godziny na to, żeby ich wyratować.” – pomyślałem. – „Trzeba się wziąć w garść.” Niedopałek papierosa rzuciłem na schodek i przydeptałem. Wróciłem na posterunek policji.

- Dobra. – zacząłem. – Teraz bez zbędnego pierdolenia.

Policjanci przerwali swoje prace i popatrzyli się na mnie.

- Jak wiecie Rafał i Monika zostali porwani, którzy są mi bliscy.

Przytaknęli.

- Mamy cztery godziny na uratowanie ich.

Ponownie przytaknęli.

- Jeżeli będzie coś mieli to poinformujcie mnie albo Dawida bądź Grzegorza. To wszystko.

Wrócili do pracy.

Podszedłem do Grzegorza.

- Czy to można odtworzyć jeszcze raz? – spytałem.

- Chyba tak. – odparł.

- Załatw to. Będę musiał jeszcze raz to obejrzeć. Może tam będzie jakaś wskazówka.

Przytaknął i odszedł.

Później udałem się do Dawida.

- Chcę wiedzieć ile lilii zostało sprzedanych, w jakim sklepie, liczbę kupców, ich imiona i nazwiska oraz adres.

- Chodzi o tych kupujących? – upewnił się Dawid, chociaż znał odpowiedź.

Przytaknąłem się.

Dawid odszedł.

„Boże! Czuję się jak Kiefer Sutherland, grający Jacka Bauera w serialu dwudziestu czterech godzin.” – pomyślałem. – „ Mój brat i jego dziewczyna zostali porwani. A ludźmi, z którymi pracuje mogą być zamieszani w tą sprawę. Nazywam się Mateusz Kowalski i jestem warszawskim policjantem. To jest najdłuższy dzień w moim życiu.”

Wróciłem do swojego biura. Wyciągnąłem gumę, wsadziłem ją do ust i żułem ją.

Mężczyzna popychał Rafała i Monikę przed siebie.

- Jeżeli jeszcze raz ją tkniesz to cię zabiję. – powiedział.

Mężczyzna posłał mu uśmiech, a potem mocno uderzył go w plecy aż się zachwiał.

- I co bohaterze? – spytał.

Popchnął ich do opuszczonego pokoju, gdzie leżały cegły, puste puszki po piwie, niedopałki papierosów, zużyte prezerwatywy i mnóstwo gruzu.

- Bawcie się dobrze. – powiedział, zamykając drzwi.

- Ej! – krzyknął, biegnąc w stronę drzwi.

Nie zdążył.

- Po co to robicie? – spytał, waląc pięściami w drzwi.

Odpowiedziała mu cisza.

Rafał się odwrócił do Moniki.

- I co teraz? – spytał.

Wzruszyła ramionami.

- Muszę cię jakoś stąd uwolnić.

Podszedł do okna, które miało rozbite szyby. Było dość wysoko. Może drugie albo trzecie piętro. „Gdybyśmy skoczyli to albo byśmy się zabili, albo złamali nogę.” – pomyślał. – „I tak źle i tak niedobrze.”

- Przestań. – powiedziała Monika. – Jesteśmy skazani na ratunek policjantów.

- Nie wiedzą, gdzie jesteśmy. – uderzył pięścią o mur, zrywając sobie skórę z kostek.

Milczeli przez chwilę.

Rafał zapalił papierosa i chodził tam i z powrotem.

- Mam coś. – powiedział Dawid, wchodząc do mojego biura.

Popatrzyłem na niego uważnie, wsadzając papierosa do kącika ust.

- Zostały sprzedane dwadzieścia lilii. – zaczął. – Kasjerka nazywa się Dominika Kozłowska. A tutaj – podał teczkę. – mam imiona i nazwiska oraz ich adresy.

- Ktoś ich sprawdził? – spytałem, przeglądając imiona i nazwiska oraz adresy klientów.

- Tak. – odparł. – Są czyści. Żadnej kryminalnej przeszłości.

- Czyli ich odciski palców figurowały w kartotece?

- Oczywiście.

Wyciągnąłem papierosa z ust i schowałem go za ucho.

- No to możemy ich skreślić z listy podejrzanych. To wszystko.

Dawid skinął głową i wyszedł z mojego biura.

- Kurwa mać! – krzyknąłem, rzucając teczkę w kąt, z której wyleciały kartki z imionami, nazwiskami i adresami klientów, którzy kupowali lilie.

„Muszę ich jakoś, do kurwy nędzy, uratować.” – pomyślałem, patrząc na zegarek.

Po chwili do środka wszedł Grzegorz.

- Mam to nagranie. – powiedział.

Popatrzył na podłogę i podniósł teczkę z kartkami. Zmarszczył brwi i popatrzył na mnie.

- Są czyści. – powiedziałem.

- Spokojnie. – uspokoił mnie. – Znajdziemy ich.

- Mam taką nadzieję. A teraz obejrzyjmy jeszcze raz ten pieprzony film.

Grzegorz skinął głową i wyszliśmy z mojego biura.

- Wymyśliłeś coś? – spytała Monika, siedząc skulona na ziemi oparta o mur.

Rafał milczał przez chwilę. „Musi być jakaś możliwość, żeby nas uratować.” – pomyślał.

- Hm?

Był daleko myślami, nie zwracając na swoją dziewczynę. Nie chciał ją to wplątywać, ale na cofnięcie czasu jest już za późno.

Monika schowała głowę w rękach i cicho płakała. „Nie chcę umierać. Mam przecież jeszcze tyle życia przed sobą.” – pomyślała. – „ Dlaczego my?” – zastanawiała się.

- Nic z tego nie rozumiem. – powiedziała, powstrzymując łzy.

Rafał westchnął.

- Ja również.

Podszedł do niej, kucnął i złapał ją za ręce.

- Wszystko będzie dobrze. – powiedział. – Znajdą nas.

- Przecież nikt nie zgłosił naszego zaginięcia.

Nagle go oświeciło. „Telefon.” – pomyślał.

Oglądałem z Grzegorzem film z porwania Moniki i Rafała, siedząc na krzesłach w sali numer jeden.

- Zatrzymaj. – powiedziałem.

Nacisnął pauzę na pilocie.

- Nic tu nie ma. – powiedział znużonym głosem Grzesiek. – W kółko oglądamy to samo.

Podszedłem do telewizora i zmrużyłem oczy. „Gdzie to może być?” – zastanawiałem się. Po chwili niemal krzyknąłem:

- To jest opuszczony budynek.

- Skąd wiesz?

Przyjrzyj się miejscu.

- Masz rację. – zgodził się.

- Ile jest opuszczonych budynków w Warszawie?

- Mnóstwo. – odparł. – Mogą być w każdej.

- Kurwa mać! – krzyknąłem, wychodząc z sali numer jeden.

Grzegorz również po chwili wyszedł z sali numer jeden.

- Mateusz! – krzyknął.

Zatrzymałem się i popatrzyłem na niego. Podszedł do mnie.

- Nawet, gdybyś chciał zawęzić pole poszukiwań i tak by to nic nie dało. W Warszawie jest cholernie dużo tych opuszczonych budynków.

Skinąłem głową.

- Czyli to już odpada. – powiedziałem. –Nie znajdziemy ich na czas.

- Chyba nie. – przyznał. – Przykro mi.

- Przykro ci dopiero będzie jak zginą. – powiedziałem na odchodnym.

- Może uda im się namierzyć sygnał z komórki. – powiedział podekscytowany Rafał. – Masz go może?

Przełknęła ślinę.

- A ty?

- Nie. – odparł.

- Ja również.

Znowu uderzył ręką o mur. „No to już po ptokach. „ – pomyślał.

- Jesteśmy zgubieni. – powiedział.

Kiwnęła przecząco głową.

- Trzeba go zdobyć. – powiedziała.

- Ale jak?

- Czekając na okazję.

- Mhm. – założył ręce na piersi. – No to poczekamy.

Podszedł do okna, wziął kawałek rozbitej szyby i schował za plecami.

Po chwili pojawił się jeden z mężczyzn.

- Ty. – wskazał palcem na Monikę. – Idziesz ze mną.

Kiwnęła przecząco głową.

- Stawiasz się głupia cipo? – spytał, podchodząc do niej.

- Teraz. – powiedziała.

Mężczyzna stał zdezorientowany i patrzył się na Monikę.

Rafał zakrył mu usta i poderżnął mu gardło kawałkiem rozbitej szyby. Trochę krwi poleciało na twarz Moniki. Mężczyzna dusił się krwią. Po chwili był już martwy i położył go cicho na gruz.

- Sprawdź czy ma komórkę.

Skinął głową.

- Mam. – powiedział, chowając ją do kieszeni. – Chodź pomożesz mi się pozbyć ciała.

Przełknęła ślinę, a później skinęła głową. Podeszła do ofiary i razem z Rafałem wyrzucili go przez okno, a później wrócili na swoje miejsca.

- Dzwoń do Mateusza. – powiedziała.

- Ale...

- Ufasz mi? – spytała

Milczał przez chwilę, a ona powtórzyła pytanie.

- Tak. – odparł.

- Dzwoń. – powiedziała.

Przytaknął i wybrał numer.

Siedziałem w łazience i paliłem papierosa, patrząc w lustro.

- To wszystko przez ciebie. – powiedziałem do lustra. – Gdyby nie to, że są w niebiezpieczeństwie bym ci zapierdolił. – pokazałem pięścią.

Zaciągnąłem się papierosem i uderzyłem pięścią w lustro. Zamoczyłem końcówkę papierosa i wyrzuciłem do śmietnika.

Po chwili zadzwonił telefon. Popatrzyłem na wyświetlacz. Numer był nieznany. „Może to podejrzany.” – pomyślałem. Wyszedłem z ubikacji i pobiegłem do reszty policjantów.

- Namierzcie ten sygnał. – powiedziałem. – Mogę już odebrać?

Grzegorz przytaknął.

Odebrałem połączenie i przyłożyłem aparat do ucha.

- Kowalski. – powiedziałem.

- Mateusz? – spytał znajomy głos.

- Rafał? Jesteście cali?

- Tak. – odparł.

- Zmieniłeś numer?

- Nie. Zabrano nam komórki, więc musiałem jakoś zdobyć.

„Zabijając jednego z nich.” – pomyślałem.

Popatrzyłem na nich. Wzrok Dawida mówił, żebym jeszcze ciągnął rozmowę.

- Gdzie jesteście?

- Szczerze... nie wiem.

- Spokojnie. Wiesz ile jechaliście na miejsce?

- Nie.

„Dobra tego nie wie. Pora na dalsze pytania.”

- Powiedz mi co cię otacza?

- Mury, rozbita szyba, gruz, cegły, puste opakowania po piwach, niedopałki papierosów i zużyte prezerwatywy.

„To niewiele.” – pomyślałem.

- To za mało. – powiedziałem. – Wiesz jak wyglądają goście?

Po drugiej stronie cisza.

- Jesteście tam?

Milczenie.

Popatrzyłem na wyświetlacz. Czas jeszcze leciał. Grzegorz machnął mi ręką, żebym podszedł. Skinąłem głową i podszedłem do niego. Przyłożyłem aparat do ucha i usłyszałem czyjś głos. Włączyłem na głośnomówiący i popatrzyłem na Dawida. „Rozpoznanie głosu.” – pomyślał. Przytaknął. Wyłączyłem głośnomówiący. Pokazał mi palcem na komputerze miejsce, gdzie się znajdują. Rozłączyłem się i schowałem komórkę do kieszeni.

- Ten opuszczony budynek znajduje się na ul.Anny Jagiellonki. – powiedział Mariusz. - Jest dwupiętrowy. Kiedyś chowali się tam narkomani, żeby dać sobie w żyłę. Również korzystali z niego bezdomni, aby schronić się przed deszczem. Widzisz te dwie czerwone kropki? – pokazał palcem.

- Tak.

- To jest twój brat i jego dziewczyna. – wyjaśnił. – Jeśli chodzi o te żółte – pokazał na nie palcem. – To są ci, których poszukujemy.

- Rozumiem.

- Chcę to wszystko mieć na swoim Samsungu Galaxy A5. – powiedziałem.

- Załatwione. – powiedział Mariusz.

Zwróciłem się do Grzegorza i Dawida:

- Przygotujcie się do drogi. Idziecie ze mną.

Przytaknęli.

- Myślisz, że nas znajdą? – spytała Monika. – Mamy bardzo mało czasu.

- Namierzali sygnał. – odparł.

 

- Mogło im się nie udać.

Rafał podszedł do okna, później odwrócił się do niej.

- Wierzę w niego. Znajdzie nas.

- Już dawno straciłam wiarę.

Podszedł do niej i ją przytulił.

- Zrobi wszystko, żeby nas odnaleźć.

Przytaknęła, ale nie bardzo w to wierzyła.

Jechaliśmy radiowozem bez sygnału, żeby ich nie spłoszyć, ani nie doprowadzić do śmierci jednego z nich albo ich razem.

- Działamy przez zaskoczenie. – powiedziałem. – Powybijamy ich wszystkich.

- Nie jesteś Bogiem, żeby stwierdzić, kto ma żyć, a kto nie. – powiedział Dawid.

- Od dzisiaj to będzie sprawa osobista. – powiedziałem. – Z waszą pomocą. Łapcie tych, których chcecie, ale ten, który to napisał jest mój.

 

Grzegorz popatrzył na mnie, a później przytaknął. „Nie dziwię mu się. Gdybym był na jego miejscu to zrobiłbym tak samo.” – pomyślał.

- Ile zostało czasu? – spytał Dawid.

- Niecałe cztery minuty. – odparłem.

Zadzwoniła komórka Grzegorza.

- Kowalczyk. – powiedział.

- Ten, który znajdował się na nagraniu – powiedział Mariusz – nazywa się Tadeusz Wojciechowski.

- Jesteś pewny? - spytał.

- Na 90%.

- Dobra, dzięki.

Grzegorz się rozłączył, a ja popatrzyłem na niego pytającym wzrokiem.

- Ten, którego poszukujemy nazywa się Tadeusz Wojciechowski.

Zaczął mówić dalej coś o nim, ale się wyłączyłem, ponieważ to już nie było dla mnie istotne.

- Przygotuj ich. – powiedział Tadeusz.

Mężczyzna przytaknął i odszedł.

- A ty zajmij się resztą.

Mężczyzna na wózku inwalidzkim przytaknął, przygotowywał światła i kamerę.

Po chwili pojawili się Rafał i Monika.

- Na kolana. – powiedział.

Monika uklękła ze łzami w oczach, a Rafał próbował walczyć. Mężczyzna uderzył go w dół podkolanowy. Nogi się pod nim ugięły i upadł na kolana.

- Nie wiem, czemu chcesz sobie tak zaszkodzić, nie słuchając poleceń. – wzruszył ramionami.

Dojechaliśmy prawie na miejsce i wyszliśmy z radiowozu. Wyciągnąłem z kabury broń. To samo zrobił Dawid i Grzegorz. Popatrzyłem na mapę w komórce.

- Znajdują się na parterze. – powiedziałem. – Popatrzyłem na zegarek. – Mamy trzy minuty. Ruszamy.

Pobiegliśmy w stronę opuszczonego budynku.

- Możesz włączyć kamerę. – powiedział Tadeusz.

Mężczyzna na wózku inwalidzkim przytaknął i włączył kamerę.

Tadeusz wziął broń od drugiego mężczyzny i dopiero wszedł w kadr.

- Nadeszła prawie północ. – zaczął. – Dziś Panie Ciemności oddaje Ci te dwie ofiary Tobie w zamian za życie wieczne.

Gdy zaszedł Rafała i przyłożył mu broń do potylicy usłyszeli strzały.

Rafał i Monika zamknęli oczy, oddychając głęboko, wiedząc, że to już koniec. Słyszeli jedynie strzały i krzyki. Tadeusz i jego ludzie zginęli. Rafał i Monika przeżyli.

- Możecie już otworzyć oczy. – powiedział Grzegorz.

Otworzyli oczy i przed nimi stał Grzegorz Kowalczyk.

- Zaraz przyjdzie lekarz i was zbada. – powiedział na odchodnym.

Rafał i Monika się podnieśli byli w szoku, widząc wszędzie krew i martwych ludzi.

 

- Sprawdź kamerę i laptop. – powiedziałem.

Dawid skinął głową.

Grzesiek Kowalczyk poinformował mnie, że przyszedł lekarz.

- Okay. Weź ich i niech ich zbada, a ja zajmę się miejscem zbrodni. – rozglądając się po miejscu zbrodni.

- Nie. – zaoponował.

Popatrzyłem na niego.

- Lepiej, żebyś ty to zrobił.

Westchnąłem, patrząc na nich jak wychodzą z opuszczonego budynku, trzymając się za ręce.

- Może masz rację. – zgodziłem się z nim. - Będę miał mnóstwo do wyjaśniania. Jak to mówią: „Tylko winny się tłumaczy.”

- Tylko, że ty nie jesteś winny. – zaoponował Grzesiek. – Uratowałeś ich Mateusz i nie mogą ci mieć tego za złe.

Westchnąłem.

- Mam coś. – powiedział Dawid.

Popatrzyliśmy na niego.

- Zobaczcie na to.

Podeszliśmy do kamery, a później do laptopa.

- Ten na wózku inwalidzkim był bratem Tadeusza. – wyjaśnił, pokazując wspólne zdjęcia.

- A co z tym drugim?

- Nie wiem. – odparł.

- Czyli ci bracia planowali to od dawna. – powiedziałem.

- Na to wygląda. – zgodził się ze mną Dawid.

- Zabezpieczcie laptopa i kamerę.

Przytaknęli.

- Chcę się dowiedzieć, co jest na laptopie i kamerze. – powiedziałem.

Skinął głową.

- A teraz idę zobaczyć co u moich bliskich.

Opuściłem opuszczony budynek, w którym przebywali jeszcze Dawid i Grzegorz.

Zapaliłem papierosa, patrząc na Monikę i Rafała, którzy patrzyli na mnie.

- Wszystko z wami w porządku. – powiedział lekarz.

Podziękowali i skierowali się w moją stronę.

Spalonego papierosa rzuciłem na chodnik i zdeptałem. Rzucili się w moje ramiona. „A myślałem, że dostanę po ryju.” – pomyślałem.

- Cieszę się, że jesteście cali. – powiedziałem.

Przytaknęli.

- Chodźmy stąd.

- Nie czekasz na swoich?

Milczałem przez chwilę.

- Nie. – odparłem.

W czasie powrotu do domu marzyłem o łóżku, w którym zasnę jak niemowlę. Patrzyłem na Rafała i Monikę. Byli również zmęczeni. Ale jeszcze bardziej niż ja. W końcu przeszli piekło. „Dzisiaj jak wstanę to się spakuję.” – pomyślałem. – „Za dużo mieli przeze mnie kłopotów.”

Gdy znaleźliśmy się w windzie i jechaliśmy na drugie piętro, zadzwoniła komórka. Odebrałem połączenie i przyłożyłem aparat do ucha. Grzegorz Kowalczyk poinformował mnie, że nic nie znaleźli na tym laptopie poza tymi zdjęciami, a jeśli chodzi o kamerę to jedynie miało być to zabójstwo i że wszedłem im w kadr z wycelowaną bronią. Podziękowałem i się rozłączyłem. Chowając komórkę, uśmiechnąłem się do siebie.

- Z czego się tak cieszysz? – spytała Monika.

Po chwili ziewnęła.

- Że znalazłem się w kadrze, kiedy mieliście zginąć.

- Aha. – wtrącił się Rafał.

Weszliśmy do mieszkania. Rafał z Moniką poszli do pokoju i zamknęli drzwi.

Rozpiąłem kaburę i wyciągnąłem z niej pistolet. Położyłem te rzeczy na stole i rzuciłem się na łóżko w ubraniu. Od razu zasnąłem.

O godzinie 9.00 obudziłem się i zwlokłem się z łóżka. Udałem się do kuchni, zaparzyłem kawę, a później nalałem do szklanki. Rafał i Monika jeszcze spali.

Siedziałem w kuchni i piłem kawę, rozmyślając nad wczorajszym zdarzeniem. „A gdyby było inaczej? Jak, wtedy to wszystko by się potoczyło?” – zastanawiałem się. Pokręciłem głową, odrzucając tę myśl. Wypiłem kawę, spakowałem się, napisałem ręcznie na kartce z zeszytu list do nich i przypiąłem magnesem na lodówkę. Popatrzyłem przez chwilę na ten list. Później wróciłem do salonu, zapiąłem kaburę, włożyłem do niej magnum 44, do tylnej kieszeni legitymację policyjną, założyłem na ramię torbę i wyszedłem z domu.

Poszedłem na PKP i zapaliłem ostatniego papierosa z paczki. Pustą wyrzuciłem do śmieci i czekałem na pociąg do Prudnika. Gdy nadjechał wsiadłem do środka i zapłaciłem za bilet. Również miałem kilka przesiadek. W Prudniku znalazłem się dopiero o godzinie 18.00. Wyszedłem z pociągu i udałem się do knajpy „ U Wuja”. Zamówiłem zimne piwo, a później poszedłem z nim i zająłem miejsce. Popijałem je w ciszy.

Rafał i Monika się obudzili.

- Jak się czujesz? – spytał.

- Dobrze. – odparła. – A ty?

- Też.

Po chwili zwlekli się z łóżka i udali się do kuchni. Monika zobaczyła list na lodówce przyczepiony magnesem.

- Mateusz odszedł od nas.

- Jak to?

Podała Rafałowi list. Przeczytał go, a później westchnął.

- No cóż. – powiedział. – Ja go nie wyganiałem.

- A może zaczął się obwiniać za to, co się wydarzyło i nas opuścił.

- Możliwe. – podrapał się po głowie. – Chodź zjemy coś na mieście.

Skinęła głową i wyszli z mieszkania.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Jezu... Wkurzają mnie już wielcy ,,pisarze", napisali książkę XD
  • motomrówka 03.08.2017
    Spiderze, na czym zależało Ci, gdy tu publikowałeś ten tekst? Czy na ocenie i komentarzach, czy na zniechęceniu do czytania? Tu jest spora rotacja tekstów na głównej, to po pierwsze. Po drugie, z takiego długasa ciężko jest wyłapać błędy, których jest sporo, ale nie mam siły ich teraz wyszukiwać. A jeśli byłeś pewien, że to arcydzieło, to Ci napiszę, że niepotrzebnie.
    Moja rada, usuń to, podziel na pięć części (nawet sześć), wstaw po jednej dziennie, nie bądź katem tylko wyjdź nam, czytelnikom, na przeciw. Mądrzej byś zrobił, wrzucając zamiast czterech różnych, ten jeden tekst w czterech częściach.
    No i teraz ja się wyprodukowałam, a odzewu pewnie, jak zwykle u większości nowych, nie będzie.
  • Lady_Makbet 03.08.2017
    To już jest konkret z długością....Dam ci radę - poodwiedzaj profile innych opowijczyków, ktorzy mają na swoim koncie więcej niż tylko jeden dobry wiersz (literafantastyczna) i robią z siebie samozwańczych specjalistów w zakresie oceniania. Zobaczysz co i jak i będzie lepiej. Serio.
  • Spider2113 03.08.2017
    Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania