"Wędrówka dusz"-Tom I-Rozdział VI-Cześć 1

Z głębokiego snu wyrwały go jęki bólu dochodzące ze wszystkich stron. Gdy próbował wstać, przez całe jego ciało przebiegł spazm bólu, który natychmiast zmusił go do ponownego położenia się. Dobiegł go głos z wnętrza tego przepełnionego pomieszczenia:

– Wiesz, że głupcy i odważni nie wiele się od siebie różnią? Obie grupy bardzo krótko żyją... Po twoim pytającym spojrzeniu wnoszę, że nie wiesz, kim jestem i gdzie jesteś... Jestem Asklepios, z racji swoich wielkich umiejętności medycznych tak nazwany, Twoje „szaleństwo” jak ja to nazywam, jest na ustach całej armii sprzymierzonej, dowództwo nie wie, czy cię zrzucić ze skały za złamanie rozkazów, czy ozłocić za uratowanie mieszkańców i wielką odwagę... Cóż za ruch w obozie... – mówił to siwy, szczupły staruszek, który wygłaszając ten monolog, ciągle gładził swą długą brodę.

– Wy... wygraliśmy? – spytał słaby Kratos.

– No cóż, według mnie, żadna bitwa, w której giną ludzie, nie jest wygrana... Wracając do kategorii myślenia żołnierskiego, powiedziałbym, że raczej był remis... Wróg był za bardzo zajęty ratowaniem ludzi z floty albo rabowaniem miasta. Straż, która była między nami a miastem została w waszym amoku prawie w całości wybita... Jeszcze nigdy nie widziałem takiego szaleństwa w wojsku greckim, chyba sam Ares was opętał. Ci Persowie, co przeżyli, wiali w popłochu, jakby Apollo dodał im skrzydeł. Szybko złożyliśmy obóz i razem z ocalonymi rozbiliśmy obóz gdzieś pomiędzy Spartą a Tebami. Rannych daliśmy do jedynych budynków w okolicy, a reszta rozłożona jest w namiotach... Koniec tych pogaduszek jest jeszcze wielu innych bardziej potrzebujących mojej pomocy, ty tylko musisz mieć zmienione opatrunki i smarować rany tą maścią, co masz obok siebie, wiem, wiem, cuchnie jak odchody bydlęce, większość lekarstw taka jest. Moim zdaniem, póki dobrze coś leczy, może sobie śmierdzieć, przynajmniej częściej się ranny wykąpie, co dobrze mu zrobi. Nikt nie chcę mnie słuchać, a według moich tez, to właśnie brud zwiększa podatność na choroby i na śmiertelność ran, ale ludzie nawet bogów nie słuchają, to co mają mnie słuchać... Pamiętaj najpierw maść, potem czysta tkanina – i wyszedł, narzekając pod nosem na ludzi.

Chwile później wszedł sam dowódca Spartan, każdego innego greka ten smród i widok od razu by przegonił, ale nie ich, obeznanych z takimi sytuacjami. Powoli rozejrzał się po pomieszczeniu i z ręką opartą na rękojeści miecza i ze złotym hełmem pod pachą wszedł do środka. Z racji, że przytomny był tylko Kratos, spytał jego:

– Wiesz może, który tu jest Kratosem ze Sparty?

– Ja nim jestem, panie – próbował wstać by móc okazać szacunek co do rangi, lecz tamten tylko machnął ręką, by został tam, gdzie jest.

– Więc to z tobą mamy tyle problemów....... Twoja szarża pomogła nam ocalić tych miękkich ateńczyków i umożliwiła odwrót bez strat naszych, normalnie byś był nagrodzony za to, ale... złamałeś rozkaz, działałeś samowolnie bez naszych rozkazów... Gdybyś tylko przyszedł powiedzieć do naszego namiotu.... A teraz może cię nawet czekać niewolnictwo...

– Jeśli mogę .... Byłem przed waszym namiotem, panie... – cicho powiedział ranny.

– Zaraz, co ty powiedziałeś?

– Był... Byłem tam... – z trudem powtórzył.

– My o takim czymś nic nie wiemy... Spokojnie bez pośpiechu powiedz mi o tym, cenię bardzo twoją odwagę, dlatego wysłucham, co masz do powiedzenia.

– Panie, byłem na posterunku i z niego zauważyłem, że ateńczycy uciekają, a z powodu szturmu z dwóch stron, lądu i wody cześć armii naprzeciwko nas była o wiele mniej liczna niż na początku. Gońca nie było, nie wiem, gdzie był, więc nie chcąc tracić czasu, pobiegłem do waszego namiotu, tam taki elegancik z powodu uczty nie chciał mnie puścić, wołałem, aby zwrócić na siebie waszą uwagę, ale po chwili dostałem w brzuch z tarczy i odepchnęli mnie. Wielki gniew napełnił wszystkie me myśli, a nie chcąc go kierować na swoich, pobiegłem w kierunku wroga... Reszty można się domyślić... – twarz spartańskiego generała stała się czerwona jak burak i ledwie panował nad sobą, nie pożegnał się tylko, w pośpiechu wyszedł tymczasowego lazaretu...

Kratos się przestraszył, że coś złego powiedział i z trudnością wstał, podpierając się najpierw swoim mieczem, a później włócznią, wyszedł na zewnątrz. Tam przeszedł parę kroków, został przytrzymany, gdy prawie upadł.

– Hej wojaku, a ty co w kierunku tego swojego Hadesu idziesz czy co w takim stanie? – była to właśnie Scytka, a właściwie Sara, będąc tego samego wzrostu, umożliwiła mu przejście ze swoją pomocą w kierunku jego dawnego gościa. Tamten zaś skierował się w kierunku śmiejącego się i pijącego dowódcy straży generalskiej wojska sprzymierzonych... Z otwartej dłoni uderzył go, tak że tamten upuścił amforę z winem i upadł. Jego towarzysze chwycili za miecze, a Spartanie obok namiotu skierowali swoje włócznie przeciwko nim. Słysząc hałas, na zewnątrz wybiegł szanowany przez wszystkich dowódca z Aten, a jednocześnie generał, któremu bezpośrednio podlegał kapitan straży, leżący na ziemi. Szybko zlustrował, co się tu stało, uspokoił się, wiedząc, że to nie wie wróg, tylko utarczki wewnętrzne, zdarzające się bardzo często, wśród teraźniejszych sojuszników, którzy jeszcze nie tak dawno walczyli ze sobą.

– O co chodzi tym razem? Myślałem generale, że tacy starzy wyjadacze jak my, w obliczu wroga zewnętrznego nie dajemy się ponieść emocjom, szczególnie tym spowodowanym dawnym niesnaskom między miastami....

– Wybacz druhu, którego bardzo miłuje i szanuje, wiesz, że mało co wyprowadza mnie z równowagi, ale świadomie odrzucenie posłańca, tylko z powodu chwilowych uciech cielesnych wyższych rangą na wojnie jest nie dozwolone, zwłaszcza jeśli chodzi o najwyższych dowódców...

– Wyjaśnij.

– Wyobraź sobie, że ten żołnierz, o którym mówiliśmy wcześniej, nie działał samowolnie, ale z przymusu.

– Mówisz zagadkami, towarzyszu... jest to zbyt skomplikowane dla mojego starego, prostego umysłu.

– W czasie tamten nocy, ów ktoś z ważną wiadomością ruszył do nas, bo goniec się gdzieś zapodział, ale tym to ja się sam zajmę... I przybywszy przed nasz namiot, nie został wpuszczony, bo pan kapitan przeze mnie nie dawno uderzony, chciał odprawić go z kwitkiem, ponieważ cytuje „wyżsi ucztują i nie wolno im przeszkadzać”, jednak tamten się nie poddał i chcąc zwrócić naszą uwagę, zaczął krzyczeć, to był właśnie krzyk, który ja słyszałem w czasie chwilowego odpoczynku przy winie, teraz mogę uderzać się w piersi, że mogłem sam zobaczyć, co się dzieje, ale ciało me, które dawno nie zażyło żadnej przyjemności, całkowicie pochłonęło mój umysł przy piciu wina i ograniczyłem się tylko do spytania gwardzisty. Ten po spytaniu swojego dowódcy oznajmił mi, że był to tylko jeden z pianych żołnierzy, a tak naprawdę uciszyli go uderzeniem w brzuch. Ten odważny żołnierz, nie mając chwili do stracenia, wpadł w słuszny gniew i samotnie rzucił się w wielkim szale na wroga, swoim przykładem napełniając innych męstwem, dzięki czemu uzyskaliśmy ten godny wynik w bitwie... Chyba rozumiesz mój gniew, stary przyjacielu? – Ateńczyk chwile pomyślał i zwrócił się do kapitana podnoszącego się z ziemi:

– Czy tak było? Spartanom można wiele zarzucić, ale kłamstwo i tchórzostwo nie należą do tego. Wytłumacz się, mój osąd od tego teraz zależy...

– Ależ panie, ten tępy żołnierzyna chciał przerwać twój odpoczynek, nie mogłem na to pozwolić.... – zaczął się tłumaczyć młody kapitan.

–Eh, przeklinam wychowanie młodych w moim mieście... Prócz nadmiernego myślenia, nic wam w tych głowach nie nakładają, młody, odpoczynek może być w czasie gry wojennej bądź turnieju, ale nie podczas wojny. W czasie niej masz obowiązek mnie obudzić, nawet jeśli sprawa jest błaha... Twój ojciec nie będzie zadowolony, szczególnie że byłeś obecny, podczas naszej narady dotyczącej tej właśnie osoby, a milczałeś jak umarły...

– Ale ja......

– Skoro milczałeś wtedy. Milcz teraz. W przeciwnym razie gniew mój będzie straszny – Następne wydarzenia rozegrały się błyskawicznie, Kratos za swoją odwagę został awansowany na dowódcę 300-osobowego oddziału, a od Aten za uratowanie ich obywateli i za głupotę jednego z ich wyższych oficerów dostał porządny ekwipunek od najlepszego z ich kowali. Młody durny oficer ze względu na jego nikłe pojęcie o wojnie został tylko zdegradowany do jednego z gwardzistów i musiał pokryć koszt podarowanego ekwipunku.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania