"Wędrówka dusz"Tom I-Rozdział VI-Żegnaj Sparto i ma dziewczyno,o byśmy znów się spotkali.....Cześć 2

Kratos dochodził do zdrowia i przebywał coraz dłużej z dziewczyną z ludu Scytów. Gdy już w pełni wyzdrowiał, jeden z ludzi Sary, przekazał wiadomość, że wróg będzie próbował się przebić przez jedną z przełęczy, okrążając całą armię greków. Jednak, jak to bywa wśród ludzi mających wyższe mniemanie o sobie, nie uwierzyli w informacje od barbarzyńców. Tylko Spartanie, wiedząc, że ich ludzi, mimo że nie byli grekami, są godni zaufania i informacje od nich spełniają się w stu procentach. Generał Spartan wezwał Kratosa do siebie.

– Muszę ci wyznaczyć niebezpieczną misję wręcz samobójczą, ze względu na brak chętnych dowódców, ale masz też wielu wrogów po naszej stronie, choć właściwie nic im nie zrobiłeś, a winowajcom był jeden z nich, nienawiść może się pojawić nawet od błahej sprawy, wiec Ateńczycy oprócz mojego starego przyjaciela, nie dają nam żadnych ludzi do tego zadania, jeśli chcemy, możemy iść sami, tylko że wszyscy nasi dowódcy są potrzebni tu, oprócz ciebie. Więc jeśli wierzę w te brednie mam wysłać tylko twój oddział, jako ten najmniej potrzebny. To nie jest nasze zdanie, ale cóż mogę zrobić. By wygrać, potrzebujemy wszystkich z miast-państw. Przykro mi...

– Ten niewdzięczny rozkaz musiał pan wykonać, by ocalić wielu potrzeba nie kiedy wymaganych ofiar, zrobię to jako Spartanin i mężczyzna, to mój obowiązek.

– Jestem z ciebie dumny chłopcze, Sparta będzie dumna, mając ciebie za obywatela, a twoje poświecenie nie pójdzie na marne. Z racji twojej dość bliskiej znajomości z dowódcą naszych najemników, pewnie pójdą z tobą. Nie musisz się bać, ja zatrzymywać ich nie będę. Niech Hades i inni z podziemia łaski będą w swych wyrokach dla was – Kratos podziękował i wyszedł.

Był rozdarty wewnętrznie, wiedział z jednej strony, że musi to zrobić dla ocalenia setek żyć, a z drugiej był wściekły. Wreszcie znalazł swoją ukochaną, ona zaczęła sobie coś przypominać, a już zaraz czeka go lub ich śmierć. Po chwili ze smutkiem zaakceptował swój los, ten dziwny jaśniejący ktoś mówił, że szczęśliwe zakończenie będzie nieprędkie. Dopiero po raz drugi jego historia zatoczy kółko. Razem z Sarą zbierając swoich ludzi, ruszyli w kierunku śmiertelnej przełęczy.

Po tygodniu dotarli na miejsce, staranie obejrzeli teren. Aby dotrzeć na tyły ich wojsk, napastnicy musieli przejść przez przełęcz. Oprócz małej górskiej dróżki, o której wiedzieli tylko miejscowi, przez przełęcz wiodła tylko jedna droga, którą łatwo można było zablokować wojskiem, tak by nikt nie przeszedł. Kratos wysłał na przód zwiadowców, by mu o wszystkim meldowali. Postanowił, że wszyscy skupią się na obronie drogi, a dróżka miała pozostać niebroniona. Za mało miał żołnierzy, by myśleć inaczej.

Minął czwarty dzień odkąd tutaj przybyli, a po wrogu ani widu, ani słychu. Za to postępy z Sarą były coraz bardziej widoczne, powiedziała mu, że czuje, że skądś go zna, ale nie wie skąd, te miłe chwile przerwało, przybicie zwiadowców. Z drugiej strony nadchodziło wielkie wojsko Perskie, dowodził nimi niejaki Kefar. Kratos wydał rozkaz do mobilizacji, rzekł do Sary:

– Słuchaj, jedź do naszego generała, pewnie tam go też zaatakują, ale będzie to tylko pozorowany atak, który odeprą, nasi pomyślą, że wygrają, odprężą się, popiją, a wtedy od strony przełęczy przyjdzie niespodziewany atak i będzie rzeź, wybiją ich jak stado bezbronnych baranów, musisz mu powiedzieć o prawdziwym ataku, postaram się odeprzeć ich, na tyle ile mogę. Nie łudzę się, że przetrwamy tu, tylko posiłki pomogą.

– Ale ja nie mogę cię tu zostawić, czuję, że będzie to mój największy błąd, tak mi podpowiada serce, nawet ja nie wiem dlaczego... – Kratos chwycił delikatnie w obie dłonie jej głowę, spojrzał głęboko w oczy i powiedział:

– Nawet nie wiesz jak bardzo, chciałbym, byś tu została, jednak jeśli też posłucham swojego serca, wiele żyć zostanie zmarnowanych, a płacz i lament będzie słychać we wszystkich miastach, wioskach, perski but zdepcze cały dorobek tego ludu, jesteś dla mnie wszystkich i może tego nie zrozumiesz, ale znamy się o wiele dłużej, niż myślisz, teraz idź, zanim zmienię zdanie... – skończył, cofając swoje dłonie, ze łzami Sara wsiadła na konia, nie odwracając się, odjechała, popędzając konia.

Kratos z ciężkim sercem wrócił do swoich ludzi. Wszyscy wiedzieli, że tu zginą, jednak Spartańskie wychowanie i obycie ze śmiercią, sprawiało, że nikt się nie bał. Wszyscy po raz ostatni stanęli w falandze, czekając na wroga. Po jakimś czasie zauważyli powoli nadchodzących. Z przodu jechał dowódca, który zatrzymał się tak blisko, by żaden pocisk go nie dosięgnął, ale by mogli go usłyszeć:

– Z woli wielkiego króla Kserksesa, poddajcie się, Persowie zapanują nad tą ziemią, wszystko, co wasze będzie należało do naszego króla...

– Widzę Kefarze, że nadal twój jad nie osłabł pomimo drugiego życia, najpierw mile słówka, a potem nóż w plecy co???? –Kratos już nie mógł opanować gniewu.

–Ach, ty żyjesz szakalu, tak myślałem, że znam ten głos, moja zemsta znów się dopełni, więc skończmy tę paplaninę, wiem,

że żadne słowo do ciebie nie dotrze, jedynie ostrze jest w stanie to zrobić – cała rozmowa odbywała się w języku egipskim, więc nikt z żołnierzy z obu stron jej nie zrozumiał. Kefar machnął dłonią i na pozycje greków poleciał deszcz strzał, a po chwili do ataku ruszyła najlepsza jednostka króla, doborowi gwardziści króla-nieśmiertelni. Zaczęła się tak naprawdę walka, nie między narodami, tylko dwoma ludźmi, dawnymi przyjaciółmi.... Zgrzyt metalu i jęki umierających niosły się przez całą okolicę.

Trzy dni później nadeszła Sara oraz reszta greckiego wojska. Wszędzie trwała niczym niezmącona cisza... Dziewczyna zaprowadziła ich tam, gdzie ostatnio widziała Kratosa. Po kilkunastu minutowym marszu ujrzeli stosy ciał, było ich tak wiele, że momentami tworzyły wielki mur. Sara szybko zsiadła z konia i zaczęła szukać dowódcy Spartan. Nagle usłyszała cichutki głos, prawie szept:

– A więc zdążyłaś... – pod skałą w zniszczonej zbroi z czterema strzałami wbitymi w klatkę piersiową siedział Kratos. Był w opłakanym stanie, oprócz strzał, miał rany kłute oraz cięte, jego włócznia była złamana, tarcza wygięta, miecz cały we krwi wrogów, a hełm leżał przecięty niedaleko.

– Zostaw, ja już umieram – szeptał, gdy Sara chciała go opatrzeć.

– Ale Seth, ty nie możesz umrzeć, nie po tym, jak sobie wszystko przypomniałam, nie jak dostaliśmy drugą szansę... – mówiła, niemal płacząc dziewczyna.

– Czyli sama sobie przypomniałaś to nawet lepiej dla nas...

– Jak to lepiej dla nas, ty mi tu umierasz, nie ma dla nas przyszłości, jeśli umrzesz.

–To prawda czas dla nas tu się kończy, ale nie nasza przyszłość, tam leży Kefar, wtedy zabił nas i siebie pewnym sztyletem, który powoduje, że nasza dusze się odradzają, a potem w następnym życiu spotykamy się wszyscy we trójkę, ja albo ty giniemy z ręki Kefara bądź po tym, jak go zabijemy.

– To straszne i my mamy tak teraz żyć, wiedząc, że czeka nas śmierć....

– Na szczęście mamy rozwiązanie, widzisz im, lepiej będziemy żyli i nasze serca będzie łączyć czysta miłość, tym coraz lepiej będzie. Życie w Egipcie przeżyliśmy jako egoiści, ty zapatrzona w różnie świecidełka i złoto, ja w pogoni za szacunkiem i władzą, na szczęście nasze dusze nie były do cna przeżarte przez ciemność, tak to mogło być jeszcze gorzej...

– Mogło być jeszcze gorzej?

– Tak, ale nie myśmy o tym, po mojej śmierci nie zabijaj się, tylko próbuj poprawić błędy z poprzedniego życia ... Teraz gdy sama sobie przypomniałaś, w każde następne życie nie zapomnisz o mnie, a wszystko, co wiesz, przejdzie na ciebie w nowym ciele. Spotkałem pewną istotę, nazywa siebie Jestem kim Jestem, nie wiem, o co w tym chodzi, ale dzięki wieczornym rozmową z nim nie oszalałem bez ciebie i mogłem podjąć właściwe decyzje, dzięki którym widzę twoją piękna twarz i śliczne oczy, w których zauważam bezkresne niebo, jak mi tego spojrzenia brakowało, mów o wszystkim w myślach do Boga, bo tak krócej możesz go nazywać, będzie ci lżej, gdy mnie nie biedzie... Chyba na mnie już czas, pamiętaj, każdy dobry uczynek wobec innych sprawia, że nasze życie dalej będzie trochę łatwiejsze od poprzedniego.... Będę cię szukał, nawet na końcu świata... Żegnaj moja miła... – zamykając oczy, widział zapłakaną piękna twarz dziewczyny, która nawet wtedy nie straciła swojej urody, ostatnimi jego myślami było:

– Ciekawe gdzie teraz znów wyląduje, nie byłem chyba aż taki zły w tym życiu, więc miejmy nadzieje, że nie jako niewolnik, byle Sara też nim nie była...

I znów ciemność go pochłonęła, właściwie mógłby się do niej już przyzwyczaić, tak często ostatnimi czasy z nim była. Po jakimś czasie nie wiadomo, ile minęło, otworzył oczy. Był dziesięciolatkiem, wokół niego było mnóstwo ludzi, a po drodze szli znów żołnierze, takich jeszcze nie widział, metalowe zbroje, długie czerwone tarcze, z wąskimi mieczami u boku. Prowadził ich bez broni mężczyzna ze skórą wilka na głowie ze sztandarem w rękach. Na sztandarze było wiele niezrozumiałych oznaczeń, a na jego górze widniał srebrny orzeł, pod którym były litery SPQR. Zaczynała się kolejna wędrówka... Czy będzie ona krótka, czy długa? Okaże się.......

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania