Wehikuł czasu cz.1/4
Siedziałem na zaśnieżonej polanie. Grupa warstwa białego puchu szczelnie przykryła wszystkie drzewa wokoło. Rozglądałem się w poszukiwaniu schronienia, gdyż nie miałem na sobie nic oprócz szortów i porwanej koszuli. Coraz bardziej zaczynał doskwierać mi siarczysty mróz. Obok mnie zobaczyłem krwawe ślady, które urywały się jakieś pięć metrów ode mnie. Nawet nie zastanawiałem się, czyje one są. Wstałem i jeszcze raz rozejrzałem się uwarzenie. W oddali zobaczyłem leżący wrak auta. Pomyślałem, żeby się tam schronić. Ku mojemu zdziwieniu mimo opłakanego wyglądu z zewnątrz w środku wyglądał całkiem dobrze. Miał wszystkie szyby i drzwi a tapicerka wydawała się nienaruszona. Jedynie bagażnik był całkiem zniszczony. Zaciekawił mnie jego wystrój. Nie przypominał zwyczajnego wyposażenia auta. Kierownica była zmieniona na rodzaj wajchy, a skrzynia biegów przypominała bardziej zakrzywiony tłok. Co więcej, zamiast radia znajdował się tam mechanizm liczb z czterema poziomami i dwa przyciski na samym środku. Nagle usłyszałem przeraźliwe wycie i zobaczyłem za mną biegnącego w moją stronę wilka. Był ranny, ale po rozpędzeniu się dosłownie skakał, a nie biegł. Do tego skakał tak wysoko, że pokonywał na raz z dziesięć metrów. Szybko wsiadłem do środka i przy okazji niechcący pociągnąłem z jedną z dźwigni. Wtedy auto od razu zmieniło swój wygląd. W jednej chwili z zardzewiałego grata zmienił się w luksusowy wóz. Poczułem dziwne wibracje i zobaczyłem, jak wilk stojący obok auta pali się żywcem. Śnieg wokoło stopniał, a trawa po nim zaczęła płonąć. Spojrzałem na mechanizm z cyframi, na którym pojawiała się liczba tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem. Pojazd uniósł się w górę. Nie wiedziałem, co się dzieje i szybko ułożyłem się na tylnym siedzeniu w nadziei, że zaraz z powrotem wylądujemy. Usłyszałem tylko głośny gwizd, a gdy spojrzałem przez szybę, staliśmy już na ziemi. W tym samym miejscu i na tej samej polanie. Była jednak wiosna, ptaki śpiewały i było znacznie mniej drzew. Wyszedłem na z auta, by zaczerpnąć świeże powietrze. Za drzewami zobaczyłem przejeżdżające samochody. Nie umiałem prowadzić, więc musiałem iść na piechotę. Wtedy auto samo podjechało do mnie, a pasy złapały mnie za ręce i wciągnęły do środka. Początkowo stawiałem opór, ale zorientowałem się, że auto słucha moich poleceń. Nakazałem więc żeby zawiozło mnie do najbliższego miasta.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania