Where is my home? Rozdział 1

Wiele dzieci tutaj trafia które są smutne i zastanawiają się co się stało z ich rodzicami, dlaczego tutaj trafiły, z jakiego powodu zostały porzucone. Odpowiedzi są proste, ale czy chcemy je znać? Jak bardzo się boimy poznać okrutną prawdę? Ja nie boję się odpowiedzi moi rodzice mnie wyrzucili z domu bo woleli alkohol i narkotyki za co ojciec siedzi w więzieniu a matka na odwyku. Niestety mimo, że trafiłem do wyjątkowego dobrego sierocińca nie mogę się tu odnaleźć, ludzie mi trochę dokuczają i mam tylko jednego przyjaciela Marka. Większość osób jest bardzo miła, ale też zdarza im się kilka niemiłych docinek w moją stronę. Mam na imię Ashley i mam szesnaście lat, wyglądam jak zombie i dlatego ludzie się ze mnie śmieją, mam bladą i zimną skórę, moje włosy sięgają do ramion a grzywka zasłania jedno oko mimo, że nie jest ułożona jak u emo gościa. Ciągle chodzę ubrany w moje wyblakłe już czarne dżinsy i za dużą koszulkę z symbolem mojego ukochanego zespołu j-rockowego Mejibray. Jestem małomówną osobą uważającą, że cały świat jest do dupy również bardzo egoistyczną w niektórych momentach, ale też nie okazuję uczuć przez co moją ksywką w tym budynku stała się Stalowe Serce. Nie sądziłem jednak, że mój sposób bycia może się kiedyś zmienić, ale...

- Ashley! Wstawaj chłopie! Dyra cię woła!- Czułem, że ktoś mnie trząsa o ramie i w końcu poczułem mocniejsze uderzenie w twarz

-CO ty wyprawiasz?! Która godzina? Co już po pierwszej?! Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś?- Zerwałem się na nogi i wybiegłem z pomieszczenia i dopiero na korytarzu przypomniałem sobie, że nie jestem ubrany. Wróciłem i w pośpiechu narzuciłem na siebie ubrania. Nie pojawiłem się dziś na lekcjach a nie byłem chory więc moja sytuacja stawała się nie ciekawa.

-Podobno to ważna sprawa- Dodał Marek po czym już mnie nie było bo wybiegłem znów na korytarz i pod samo pokój gdzie była dyrektorka. Zapukałem niepewnie.

-Wejdź- Jak zwykle wiedziała kto i po co przyszedł bo to ona zawsze kogoś wzywała bo tak to nikt by do niej nie przyszedł. Wyjrzałem ostrożnie zza drzwi i ujrzałem starszą kobietę która siedziała przy biurku i poprawiała swoje okulary podczas gdy jena z jej rąk trzymała jakieś dokumenty i było widać jak się trzęsie.

-Wzywała mnie pani- Usiadłem przed nią tak jakby ktoś miał mnie zaraz tam zaatakować a na siedzeniu były ostre kolce, kobieta westchnęła i spojrzała na mnie.

-Nie wiem czy się ucieszysz bo jesteś tu już dwa lata i zawsze odmawiałeś kiedy ktoś chciał cię zaadoptować...- Nie było dane jej dokończyć.

-Do czego pani zmierza?- Bałem się tej odpowiedzi. Czy to był właśnie ten strach które czuły te wszystkie dzieci pojawiając się tu pierwszy raz i zadając sobie masę pytań?

- Nasz sierociniec jest przepełniony a coraz więcej dzieci nam przybywa. Mało kiedy jakieś rodziny przychodzą tu by kogoś adoptować a po ciebie już trzecia i przykro mi, ale muszę cię prosić byś zgodził się.- Moje oczy szeroko się otwarły, dobrze rozumiałem, że wiele dzieci czeka by tu trafić ale brakuje miejsc i muszą trafić gdzie indziej być może do o wiele gorszych miejsc bo to było naprawdę świetnym domem dziecka. Czy to oznaczało, że muszę się zgodzić? Czy to miał być koniec mojego mieszkania tutaj i będę musiał zerwać moją przyjaźń z Markiem.... Nie chciałem, ale nie mogłem pozwolić na to by jakieś dziecko trafiło do innego miejsc do o wiele gorszego, ale czy to dobrze jakbym ja tam kiedyś trafił? W końcu to nie moja wina a ta rodzina może zaadoptować kogoś innego.

-Czy oni nie mogą zaadoptować kogoś innego?

-Przykro mi, ale znają twoje oceny które masz rewelacyjne, twoje prawie nienaganne zachowanie a po za tym oni mają już syna który jest starszy od ciebie o rok i nie ma przyjaciół więc chcieli by miał brata. To naprawdę dobra rodzina a po za tym mówili mi, że dopilnują o twoje wykształcenie i trafisz na uczelnię jaką sobie tylko wymarzysz.- Przemyślałem jeszcze wszystkie plusy i minusy, ale nie mogłem tak szybko zdecydować. ta decyzja mogła odmienić całe moje życie, mogło by się ono stać lepsze albo gorsze.

-A mogę się jeszcze zastanowić?

-Masz czas do jutrzejszego ranka, gdyż oni przyjadą po południu i od razu cię zabiorą jeżeli się zgodzisz oczywiście.- Nie wiedziałem jeszcze czy tak będzie, ale zrozumiałem jedno to mogło by pomóc innym a zarazem mi bo trafiłbym do odpowiedniej rodziny. Jedna nie wiedziałem czy będę potrafi zaufać im po moich rodzicach którzy sprawili mi istne piekło które nigdy nie zapomnę a historia z nimi związana sprzed dwóch lat będzie się za mną ciągła. Nigdy nie zapomnę tego co zrobili jak mnie bili, obrażali, w zimę wywalali z mieszkania a ja żeby nie zamarznąć chodziłem do różnych knajp, opuszczonych budynków, musiałem kraść by nie zdechnąć z głodu. W końcu trafiłem tutaj i tak odmieniła się moja historia która i tak jest do bani, bo nie chciałem opuszczać tego miejsca które tak bardzo mi pomogło i ci ludzie którzy byli dla mnie dobrzy. Wszystkie moje myśli prowadziły do tego by tu zostać,ale zacząłem znów rozmyślać o tych dzieciach bez rodzin takich jak ja i moje serce miękło bo pomimo moich zimnych cech byłem troszeczkę wrażliwą osobą. Całą noc tak walczyłem ze swoimi myślami - Zostać czy odejść oto jest pytanie. Po chwili ogarną mnie sen a rozburzone myśli ucichły. Nie miałem tej nocy żadnych snów jedynie czarny obraz który wydawał się jak jedna wielka plama na tym świecie a w sercu odczuwalna stała się samotność i smutek. Jak zwykle obudził mnie mój osobisty budzik Marek

-Ta muszę ci kupić coś żebyś nie budził tak agresywnie- Powiedziałem przecierając oczy i dźwigając się z podłogi.

-Nic na to nie poradzę gdybyś nie miał tak mocnego snu nie musiałbym cię budzić zwalając z łóżka, waląc po twarzy, obsypując lodem czy oblewać wiadrem zimnej wody.- To było dziwne bo chłopak zawsze wymyślał różne i coraz to gorsze sposoby na budzenie mnie. Przez jego wyczyn z lodem w zimie się rozchorowałem, ale przynajmniej miałem na kilka dni z głowy jego okrutne pobudki. Miałem dziś podjąć ważną decyzję...

-I jaki jest twój wybór?- Zastanowiłem się jeszcze przez moment, westchnąłem i powiedziałem

-Zgadzam się na pani propozycję- Mimo, że cichy głosik w głowie podpowiadał -Zostań, tu ci będzie najlepiej- to moja decyzja była nieodwracalna, ale i tak bałem się bo to miało być coś innego. Podobno tamta rodzina miała syna i co będzie jeżeli mu nie będę pasował? Oddadzą mnie znów do sierocińca, ale tu już nie będzie dla mnie miejsca i będę musiał trafić do jakiegoś psychicznego miejsca gdzie ludzie będą się nade mną znęcać.

-To świetnie, więc przygotuję jeszcze ważne papiery a ty się spakuj. Wiesz dobrze, że to dobry wybór ci ludzie zapewnią ci godną przyszłość i opiekę a może i więcej przyjaciół zyskasz. Liczę, że nas będziesz często odwiedzał a twoja przeprowadzka wcale nie oznacza końca przyjaźni z Markiem.- Pokiwałem głową chociaż wiedziałem,że to z moim przyjaciele nie jest prawdą kontakt na odległość się powoli osłabia aż w końcu nie ma go w cale. Wróciłem do pokoju gdzie wyciągnąłem wszystkie rzeczy z szafy i zacząłem pakować do niewielkiej, granatowej walizki. Miałem tylko cztery koszulki i dwie pary spodni, bieliznę, skarpety, szczoteczkę do zębów, grzebień, moją ulubioną poduszkę bez której nie mogłem zasnąć był na niej nadruk z twarzą Tsuzuku z Mejibray. Spakowałem też moje trzy książki które kiedyś przeczytałem, ale i tak bardzo je lubiłem były moją jedyną pamiątką za czasów w których rodzice jeszcze nie pili. Westchnąłem i zasunąłem zamek od walizki. Ubrałem moje glany które już miałem trzy lata i nadal były w świetnym stanie oraz bluzę bo na podwórku padał deszcz i mimo, że była wiosna to chłód był bardzo wielki. Usiadłem w salonie gdzie wszyscy mogli się razem spotkać, porozmawiać a obok była świetlica z różnymi grami.

-I jak się czujesz?- Usłyszałem znany mi głos za plecami

-Średnio, nie będziemy się widywać...

-Spokojnie, zawsze możesz mnie odwiedzić a może i mi pozwolą- Uśmiechnął się i przytulił mnie tak, że o mało co się nie rozryczałem, ale moja żelazną zasadą było nie okazywania uczuć bo uznawałem to za słabe i nie męskie zachowanie

- Udusisz mnie...- Wystękałem.

-Hehe przepraszam, będę tęsknił ale nie myśl, że się mnie tak łatwo pozbędziesz bo będę dzwonił co godzinę i sprawdzał czy aby ktoś się do ciebie nie dobiera- Mrugnął do mnie, ten zboczeniec zawsze wyjeżdżał z takimi tekstami, raz położył się na łące i wykrzyczał na cały głos ,,Niech ktoś mnie zgwałci" mało tego obok byli inni wychowawcy i dyra. Siedzieliśmy tak razem prze kilka godzin potem pożegnałem się z innymi osobami. W końcu przyjechali moi nowi rodzice nieco spóźnieni

-Ja pierdole, ale będziesz miał seksi mamuśkę- Powiedział mój przyjaciel na co oberwał w głowę. Kobieta była szczupła, ale jej figura była bardzo kobieca, miała blond włosy lekko falowane i sięgające trochę niżej niż ramiona, wysokie, czarne szpili i obcisłą w tym samym kolorze spódniczkę do kolana a do tego kremową bluzeczkę bez ramiączek. Obok niej stał wysoki brunet w granatowym garniturze z rozpiętą marynarką, był bez krawatu a koszula był nie do końca dopięta bo przy szyi miała trzy guziki odpięte. Chłopacy ślinili się na widok pani Teresy a dziewczyny na widok pana Wiktora a ja na nikogo.

-Witaj, mam nadzieję, że ci się spodoba u nas i staniemy się rodziną- Podeszła do mnie kobieta i uśmiechnęła się delikatnie

-Cześć, jesteś Ashley tak? Ja Wiktor liczę, że będziemy dobrze się dogadywać. Mamy syna trochę starszego od ciebie, może się zaprzyjaźnicie, ale to jak dojedziemy do domu- Mężczyzna podał mi rękę i uścisną ja tylko potakiwałem głową na to co mówił.

-Mieszkamy tylko szesnaście kilometrów drogi stąd to około pół godziny jazdy, na pewno bez problemów będziesz mógł odwiedzać to miejsce kiedy tylko chcesz. A co do szkoły to będziesz mógł wybrać jaką tylko chcesz, pieniądze ie grają roli.- Teresa coraz szerzej się uśmiechała a w jej oczach było widać szczęście.

-Dziękuję i również liczę na dobre kontakty, mam nadzieję również, że uda mi się zaprzyjaźnić z waszym synem.- Po krótkiej rozmowie pożegnałem się jeszcze raz z Markiem i dyrektorką która się rozpłakała i życzyła mi powodzenia oraz szczęścia w nowej rodzinie. Potem wsiadłem do wielkiego szarego samochodu i ruszyliśmy w drogę.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Galthar01 20.06.2015
    Długie, ale w końcu przebrnąłem.
    Zapowiada się ciekawie, ale jest sporo błędów, zwłaszcza interpunkcyjnych.
    Dialogi, zwłaszcza ten ostatni, są strasznie drętwe. Nikt nie rozmawia w ten sposób. Posłuchaj sama siebie gdy prowadzisz rozmowy. Popracuj nad tym.
    Ogólnie to jest spoko, ale jeżeli chcesz być czytana i komentowana, to wrzucaj po połowie. Ludzie są tutaj strasznie leniwi.
    Czekam na dalsze roz. Coś czuję, że ten brat nie będzie taki spoko :D
  • NataliaO 20.06.2015
    Historia zapowiada się ciekawie. Opisy są dobre, dialogi nie są mocno drętwe, wydają mi się za mocno dopracowane i zgubiły tą lekkość. 4:)
  • Morgana 21.06.2015
    Dzięki za podpowiedzi na pewno skorzystam :D
  • Chris 21.06.2015
    Możliwe, że za bardzo chciałaś dopieścić swoje dzieło. Pisz spontanicznie a potem przeczytaj to za parę godzin. Powinnaś wiedzieć czh przesadziłaś. Nie poprawiaj w nieskończoność bo tekst utraci to coś. Jest dobrze, walcz dalej, na bank bedzie lepiej ;)
  • Vasto Lorde 21.06.2015
    Interpunkcja nie najgorsza, ale razi :C Tekst sam w sobie ma to coś, więc poczekam na kolejny rozdział :) 4
  • MK 25.06.2015
    Jest kilka błędów interpunkcyjnych, dialogi trochę drętwe ale opowiadanie ma coś w sobie.
  • MK 25.06.2015
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania