Więdną liście drzew

Mieszkałem w domu z dziadkiem. Dobrze się uczyłem, nie narzekałem na życie. Miałem wszystkiego pod dostatek. Żarcie dostawałem prosto pod pysk. Nie mogę powiedzieć, iż doceniałem to co miałem.

Najbardziej lubiłem przesiadywać na ogródku pod orzechem. Było to największe, o najbardziej rozpiętych gałęziach, drzewo na ogrodzie dziadka. Rzucał wspaniały cień chroniło przed słońcem w upalne dni. Uwielbiałem to drzewo.

Późnym latem, a wczesną jesienią z wielkiego drzewa spadały orzechy włoskie, które kształtem przypominały istotę białą na zewnątrz mózgu. Smakowały mi jak nic innego.

Miesiące, dni mijały, aż w końcu z orzechowca nie spadały już orzechy, zatem trzeba było czekać do lata.

Dobrze się żyło. Jednak pewnej wiosennej nocy było tak zimno, że aż orzechowiec obumarł. Rankiem wyszedłem na dwór i zobaczyłem, iż orzechy oraz liście obumarły. Zwiędły przez tak zimną noc. A to drugi miesiąc wiosny. Bliżej lata lecz jeszcze zimniej. Nawet dziadek, który 75 lat żyje nie widział w życiu takiego pomoru. Z rzodkiewek zostały tylko liście. A z orzechów, które miały być naszym pożywieniem znikły.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania