Więźniowie mojej głowy

Na przemian zamykam i otwieram oczy. Oddycham głęboko, starając się wtłoczyć w głąb organizmu jak najwięcej życiodajnego tlenu. No ruszcie się wreszcie, myślę, ale dłonie spoczywające na blacie biurka pozostają martwe, a na ekranie monitora nie pojawia się nawet jedna przeklęta literka.

Ten stan trwa już od pewnego czasu, jednak nadal nie wiem, co to jest. Coś jakby paraliż, ale nie taki zwyczajny, obejmujący ciało. Paraliż duszy?

Wewnątrz głowy rozbrzmiewają głosy postaci, domagających się natychmiastowego uwolnienia. Czasem szepcą tylko delikatnie i wtedy łatwo jest mi je ignorować, innym razem jednak potrafią wrzeszczeć, rozsadzając mi czaszkę.

Wtedy zmuszona jestem odbywać te mało przyjemne wyprawy wewnątrz własnej głowy, gdzie za kratami świadomości przebywają moi więźniowie.

Na widok najbliżej stojącego krat, dobrze ubranego młodego Azjaty, zawsze, mimowolnie trochę się cofam. Chociaż jego twarz nie wyraża prawie nic, emanuje on wściekłością, docierającą do mnie i otaczającą, niby gęsty syrop. Rozumiem jego pragnienie zemsty po stracie ukochanej siostry, wiem też, jak wiele byłby w stanie zrobić, by dopaść w swoje ręce sprawcę. Wiem nawet to, że bez żalu sprzedałby własną duszę i chyba to przeraża mnie w nim najbardziej. Mocno, jak gdyby bojąc się, że ucieknie, ściska za ramię kobietę w białej koszuli nocnej, z nadgarstkami starannie owiniętymi bandażami. Jest jego więźniem tak jak on moim.

Niedaleko tej dwójki stoi drobna dziewczyna, z krótko przyciętymi blond włosami. Jej mimika, jak i cała postawa zmieniają się bez przerwy, jak gdyby niewielkie wnętrze zamieszkiwały nie jedna, a przynajmniej kilka postaci. Czasem patrzy na mnie przepraszająco, po chwili jednak wygląda, jak gdyby nic nie sprawiło jej większej przyjemności, niż rzucenie mi się do gardła.

Nieopodal dorosłych postaci, do połowy ukryty w ich cieniu, stoi samotny, na oko trzyletni chłopczyk. Ma na sobie zbyt obszerną, zniszczoną kurtkę, a w brudnych rączkach kurczowo ściska butelkę z soczkiem. Biedny malec, myślę, jednak na chwilę obecną nie jestem w stanie nic dla niego zrobić, choć może gdybym poprosiła smutną parę stojącą w kącie, by się nim zajęli, nie czuł by się taki samotny. A może pomógłby mu ten młody policjant, bezmyślnie obracający w dłoni, damskie przeciwsłoneczne okulary? Nie wiem.

W osobną gromadkę zbijają się postaci, które już miały szansę zaistnieć i zaczerpnąć, choć haust powietrza między kartkami historii. Ich spojrzenia, w których wcześniej widziałam nadzieje, atakują mnie teraz niechęcią. Porzuciłam je wszystkie niby wyrodna matka.

Jest mi wstyd.

Otwieram oczy. Strona nadal pozostaje niezapisana.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • riggs 03.07.2017
    Kochana- haust, czuł i kącie. Tekst ok, ale orty (przecież opowi samo podkreśla). Bez urazy. Pozdrawiam
  • Angela 03.07.2017
    Nic mi nie podkreśliło, a na languatol też sprawdzałam. Dzięki, zaraz poprawię : )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania