Wina

Miałam przyjaciele, którego kochałam, ale go zdradziłam. Dlaczego? Bo się pokłóciliśmy.

Słońce pada mi na twarz i mocno grzeje. Jest południe, a ja się wyleguję pod jabłonią, zamiast pracować w polu. Owoce na drzewie się czerwienią. Wstaję i zrywam najczerwieńsze jabłko, odgryzam kawałek. Sebastian, mój przyjaciel, cały spocony podbiega do mnie, przed chwilą pracował na polu, teraz dopiero zrobił sobie krótką przerwę. Odebrał mi owoc i wgryzł się w niego.

-Hej!-wrzasnęłam lekko rozdrażniona.

-Nie złość się. Złość piękności szkodzi-odpowiedział, uśmiechając się szyderczo, ale nie był specjalnie zły, to był taki starszy brat. Opiekował się tobą, uśmiechał się, zawsze pomagał, ale czasami musiał być złośliwy.

Teraz wszelkie wspomnienia są martwe, tak właściwie one już nie istnieją, istnieją jedynie na pożółkłych kartkach mego pamiętnika.

Pomogłam im w pracy na polu, byliśmy tam cały dzień, a wieczorem w jednej z karczm zjedliśmy kolację z przyjaciółmi Sebastiana.

-Nesta, chodź do domu-powiedział łagodnie, kiedy jego przyjaciele zaczęli pić mocne trunki.

Wiedziałam o co mu chodzi, kiedy wipiją za dużo robią się nachalni, a on nie chce ich bić w mojej obronie. Zawsze tak było. Wstałam i za nim podążyłam do naszego wspólnego domu. Nie byliśmy małżeństwem, ale od kiedy nasi rodzice umarli zaczęliśmy zarabiać sami na siebie i mieszkać razem. Mimo, że wszyscy we wiosce to wiedzą, niektórzy nadal uważają, że kryjemy się za przyjaźnią, a tak naprawdę kochamy się i przez to nami gardzą, jesteśmy za młodzi i nie mieliśmy ślubu, nie powinniśmy razem mieszkać, ale większość i tak nam wierzy.

Nasz dom był skromny, dwa łóżka, stół z krzesłami i świecą oraz wazonem z już zwiędłymi kwiatami, w domku też była mała kuchnia i kominek. Mieścił się on niedaleko lasu, dalej od wioski, więc nikt nie wiedział co się u nas dzieje, ale jak ktoś nam nie wierzył mógł się u nas przenocować.

Przebrałam się w piżamę, kiedy Sebastia poszedł po wodę do miski, położyłam się i zamknęłam oczy, wgrzebałam się głęboko w kołdrę, zakrywając nawet twarz. Zasnęłam bardzo szybko, sny były niespokojne, pełne krzyków, gniewu i strachu.

 

Od koszmarów minął tydzień, Sebastian przez ten tydzień był dziwny. Co chwilę się rozglądał, nie byłe też tak towarzyski jak wcześniej, może to przez to wszystko co się zdarzyło w ciągu tych dni. Pięć dni temu w lesie w karocy została zamordowana królowa i jej córka, po tym ciosie król się załamał i teraz wszyscy szukają sprawcy tego zdarzenia.

Wieczorem, kiedy z Sebastianem popijaliśmy napar z mięty, spytałam go:

-Wiesz coś na temat tej sprawy, prawda?

-Są sprawy, o których nie mówi się i nie trzeba wiedzieć-odpowiedział, wbijając wzrok w zawartość kubka.

-Dlaczego to zrobiłeś?-spytałam zła, wstając i odkładając swój kubek z nieuwagą, co poskutkowało rozlaniem się herbaty.

-Nieważne, zasłużyli na to i ty o tym dobrze wiesz. To przez nich nasi rodzice nie żyją, nasze rodzeństwo-warknął.-Gdyby nie to, że nie chcieli wysłać do naszej wioski pomoc to by wszyscy żyli, a tak, nasza wioska jest tysiące kilometrów stąd i leży spalona i splądrowana, pokryta bluszczem.

-Nie można tak robić! To byli ludzie! Byli z wyższego stanu, za to grozi powieszenia na szubienicy! Jesteś idiotą!-wrzeszczałam rozpłakana, włożyłam szybko coś na siebie i wybiegłam z domku, trzeskając drzwiami.

Pobiegłam do wieży strażniczej i powiedziałam im wszystko, stwierdzili, że najpierw aresztują Sebastiana, a potem ja i on razem z nimi pojedziemy do króla, i będę musiała wszystko jeszcze raz opowiedzieć.

 

Tydzień minął, szubienica już stała na dziedzińcu, za chwilkę Sebastian zostanie powieszony i oskarżony na oczach wszystkich ludziach o zabójstwo królowej i księżniczki. Król podziękował mi i w podzięce dał mi dom szlachecki oraz zostałam damą dworu, a po jego śmierci to ja miałam objąć władzę, nie chciałam tego. Król co wieczór mówił mi, że jestem jak jego córka, podobna do niej, ale ja nie byłam bladą blondynką o szlachetnych rysach twarzy, byłam zwykłą czarnowłosą dziewką.

Dziś Sebastian zginie, a ja na jego śmierć będę patrzeć z okna wieży. Zaczynają czytać, a ja staję w oknie wieży, Sebastian staje na stołku i na szyi ma sznur, ja zmawiam ostatnią modlitwę o nasze zbawienie za tak niegodne czyny. Stołek zostaje zabrany, a Sebastian wisi, skaczę z okna i ląduję na twardej ziemi dziedzińca. Zapadam się w ciemność, krzyki cichną.

Pożółkłe kartki mego pamiętnika, gdzie opisana jest ta historia, zaczynają czerwienieć, a litery zaczynają się zamazywać.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania