Woda, krew i piach

Las szumiał cicho. Dziewczyna o bladej karnacji biegła wąską ścieżką, nie oglądając się za siebie. Jej stopy już dawno były bose, a w ręku trzymała miecz. Zwiewna, biało - złota suknia uwierała ją w pasie, nie mogła oddychać. Zatrzymała się, wstrzymując oddech. Ostrożnie podniosła srebrną klingę miecza połyskującą w słońcu i przecięła delikatny jedwab na rękawach. Wyrzuciła złoty materiał - już nigdy nie będzie jej potrzebny. Rozcięła ściśle opinający ją gorset i rzuciła się przed siebie jedyną, możliwą drogą - drogą do wolności.

Za sobą słyszała pokrzykiwania, ale nie zważała na nie. Jedyne, co ją teraz interesowało to cel, który był w zasięgu ręki. Tak blisko, a jednak tak daleko. Możliwy, ale jednak nieosiągalny.

Po długim biegu dotarła na plażę. Promienie słońca odbijały się od złotego piasku i miało się wrażenie, że każde ziarenko emanuje własnym ciepłem. Laurowe fale oceanu rozbijały się o blade jak marmur podnóże klifu. Na jego szczycie stał mężczyzna ubrany w biało - złoty garnitur, identyczny jak kolor sukni dziewczyny. Mężczyzna, który wywrócił jej życie o sto osiemdziesiąt stopni.

Rozejrzała się wokoło. Już nic nie mogło jej przeszkodzić. Jej cel stał na czubku klifu. Bez zastanowienia ruszyła pędem przez piach w stronę ukochanego. Bose stopy zapadały się w skupisku złotych ziarenek, które wypalały jej pięty. Ta męka zaraz się skończy - od wolności dzieli ją zaledwie kilka kroków.

Podeszła do niego, powoli i z gracją. Odgarnęła blado - złoty kosmyk z czoła i nie mogąc się nacieszyć jego obecnością, rzuciła mu się w ramiona. Całowali się jak zwykli to robić - długo i namiętnie. Czuła jego rozchylone wargi przy swoich. Czuła mięśnie jego ramion, czuła miękkość jego niebieskich jak ocean włosów pod swoją dłonią. Czuła żar, który od niego bił. Czuła, że dzielące ich warstwy są niepotrzebne, ale postanowiła się wstrzymać. Oddała mu ostatni pocałunek; nadal pragnąc więcej i przyjrzała się ukochanemu.

Jego olśniewający uśmiech, który powalał ją na kolana i dziś pozostał niezmienny. Brązowe oczy emanowały niewiarygodnym ciepłem. Delikatne, niebieskie włosy sterczały niesfornie z jego głowy. Kąciki lekko różowych ust uniosły się, obnażając przy tym śnieżnobiałe zęby. Wzięła głęboki oddech. Pachniał lasem, oceanem, miętą, miłością i pożądaniem.

Delikatnie, zręcznymi palcami z kieszeni marynarki wyciągnął srebrny pierścionek. Czule chwycił jej bladą dłoń i nałożył podarek na palec serdeczny.

- Aż wyschną głębie wszystkich mórz do dna

I aż słońce stopi głaz,

Będę Cię kochał miła, aż do dnia,

Gdy biec przestanie czas! - jego głos brzmiał jak niedokończona melodia, której chce się wysłuchać do końca, jak szum strumyka, trzask ognia w kominku, jak śmiech dziecka, jak tupot biegnących stóp, jak symfonia - symfonia pożądania.

Spojrzała na jadeitowy klejnot na palcu. Z jej oka pociekły szara łza. On starł ją delikatnie swoim szorstkim palcem. Po raz kolejny dzisiejszego dnia utonęli w pocałunku.

- Och, Annabel - mówił, kiedy nie czuł na sobie jej idealnych warg. - Najdroższa. Jak uciekłaś? - jego usta zsunęły się nieco niżej, na brodę. Teraz całował jej szyję i okolice dekoltu. Czuł ją całym sobą.

- Zabiłam pokojówkę. Ona pierwsza by zauważyła - kątem oka spojrzała na zakrwawioną klingę miecza. - Dowiedzą się, jak będzie za późno - w miejscach, gdzie składał pocałunki, czuła ogień.

Odsunęła się niezauważalnie. Przyjrzała się jego twarzy, dłonią przygładziła niebieskie włosy. Potem spojrzała na siebie - blade dłonie, skóra pokryta runami. Najchętniej zdarłaby ją ze swojego ciała, tym samym pozbywając się run. Po co jej one, skoro nie pozwalają jej żyć z nim?

- Obiecaj mi coś - spojrzała w jego oczy. Poczuła ich głębie. Przeszedł ją dreszcz, gdy pomyślała, że za trzysta lat będzie patrzeć w nie inna kobieta, może nawet piękniejsza od niej.

- Annabel, ukochana. Tu sais bien. Mon cœur, tu es mon claire etoille sur le ciel argenté. Dla Ciebie oddałbym niebo i ukradł słońce. Dla Ciebie zrobiłbym wszystko - mówiąc to, położył jej ręce na ramieniu i przyciągnął do siebie tak, by wtuliła twarz w jego pierś

- Obiecaj... - mówiła przez łzy. - Obiecaj mi, że nigdy; przenigdy... - słowa uwięzły jej w gardle - ...nigdy mnie nie opuścisz - jeszcze raz schowała twarz w miękkim materiale jego koszuli. Znajomy zapach ją nieco uspokoił.

- Kochanie - wąskimi palcami lekko złapał ją za brodę, unosząc jej głowę do góry. - I promise. Prędzej umrę, niż zostawię Cię na pastwę losu. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. A jeżeli po śmierci...

- Która nie nastąpi - wtrąciła, brutalnie mu przerywając.

- Jesteś za bardzo spostrzegawcza. Nie uważasz? - uśmiechnął się półgębkiem, nachylił się i znowu ją pocałował - takim cudem, jak Annabel należy się nacieszyć, nawet jeśli przed nimi jeszcze wiele cudownych chwil, które spędzą razem.

Wiatr dawał o sobie znać, a zakochani stali wtuleni w siebie, nie zważając na nic innego. Ciszą odkrywali siebie na nowo, miłością tworzyli światło rozjaśniające ciemność. Nic dziwnego, że nie zauważyli mężczyzn, ubranych w groźne, czarne stroje.

- Annabel! - u podnóża klifu słychać było pokrzykiwania.

Para odsunęła się od siebie gwałtownie.

Dziewczyna z przerażeniem położyła dłoń na piersi.

Kochanek osłonił ją własnym ciałem.

- Annabel! - w końcu spojrzała w dół, a jej oczom ukazał się barczysty mężczyzna o ostrych rysach z którym - gdyby nie uciekła - za kilka godzin wzięłaby ślub. Potem jej wzrok skierował się na niebieskowłosego mężczyznę - miłość jej życia. Był zupełnym przeciwieństwem kandydata wybranego przez ojca. Czuły i delikatny; kochał ją, a nie pieniądze jej ojca. Był ideałem.

- Lee! Wróć do mnie, Lee! - dziewczyna stała jak słup soli. Nie zamierzała się stąd ruszać. Właśnie zaczęła nowe życie. - Annabel, zejdź z tego klifu, albo zdejmę Cię z niego siłą!

- Tylko spróbuj, a będziesz mieć do czynienia ze mną! - zaśmiał się mężczyzna, nadal zasłaniając ukochaną własnym ciałem.

Annabel nie było jednak do śmiechu.

- Grozisz mi, Podziemny? No to się przeliczysz - powiedział jej niedoszły mąż i razem z grupą uzbrojonych Nefilim zaczął wspinać się na klif.

Wtedy zorientowali się, że odcięto im jedyną drogę ucieczki.

Dziewczyna odsunęła się do tyłu. Gdyby stanęła krok dalej, upadek ze stromego zbocza byłby nieuchronny.

To właśnie było rozwiązanie.

Położyła dłoń na jego ramieniu.

- Nie chcę żyć bez Ciebie - jej biało - złota suknia powiewała na wietrze. - Jeśli tu przyjdą, to mnie zabiorą. Ale w pierwszej kolejności Cię zabiją - łza spłynęła po jej policzku.

- Wiem jedno - delikatnie pocałował ją w policzek. - W tym momencie śmierć jest nieuchronna. Nawet dla mnie. Dziewczyna zaśmiała się. Nawet w takiej chwili był czarujący.

 

- Nie mamy dużo czasu - obejrzał się za siebie. - Przez całe życie byłaś od kogoś zależna, byłaś pod kontrolą. I Annabel, czy chcesz tak umrzeć? - w jego melodyjnym głosie wyszywało się nutę buntu.

 

-Nie - odpowiedziała stanowczo. - Nie. Nigdy więcej.

- A więc pozostaje nam jedno wyjście.

Dziewczyna drgnęła. Nie tak wyobrażała swoje nowe życie. Nadal dzierżyła w ręce srebrny miecz. Postanowiła umrzeć razem z nim. Przysunął ją do siebie. Mężczyźni w czerni byli coraz bliżej.

- Jeżeli przeżyję - tym razem w jego oczach pojawiły się łzy - znajdę twoje ciało, Annabel. I należycie je pochowam.

Poczuła ukłucie żalu, gdy zdała sobie sprawę, że on może szukać jej ciała, płakać nad jej grobem. A jeszcze gorsze uczucie nawiedziło ją na myśl tym, że niedługo po jej śmierci może związać się z inną. I będzie mówić jej to samo, co przez ten cały czas mówił do niej.

Spojrzała na runę w kształcie oka na swojej dłoni. Nie mogła znieść jej widoku. Najchętniej by się jej pozbyła. Podniosła srebrną klingę miecza i rozcięła skórę w miejscu, gdzie znajdowały się artystyczne czarne linie. Z dłoni pociekła bladoczerwona krew. Ciepło parszywego płynu szybko rozeszło się po całej ręce, kapiąc na materiał sukni.

Jej ukochany zaczął stawać się bezkształtną smugą. Niedługo przestanie go widzieć - świat przestanie istnieć. Już czas, Annabel. Już czas.

Kochanek uśmiechnął się do niej, wyciągają rękę.

- Ostatnie życzenie?

Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Pocałowała po raz ostatni. Zrobiła to tak, by go zapamiętać. Bo to będzie ostatnia rzecz o jakiej pomyśli przed śmiercią.

- Znajdę Cię, Annabel - po raz ostatni usłyszała jego nieziemski głos. Wybuchnęła płaczem.

Złapali się za ręce i podeszli do krawędzi klifu.

Żyła tym tylko, że mnie kocha

I tym, że jest kochaną.

I skoczyli.

 

××××××*××××××

 

Gdy dotknęła zimnej tafli wody poczuła się wolna. Wszechobecna cisza była jak terapia uspokajająca, a ton wodny sprawiał wrażenie jedynej takiej na świecie. Gdy zorientowała się, że brakuje jej powietrza, przestało być urodziwie. Bez zastanowienia go zaczerpnęła, a woda dostała się do płuc. Zaczęła się krztusić i zapadła w sen.

Zanim zdołała dotknąć dna, zauważyły ją pływające nieopodal pixie. Fearie nigdy nie były chętne do pomocy, ale fakt, że była to Nefilim pozwolił im wierzyć, że po tym jak ją ocalą, będzie można coś wyłudzić od jej rodziny.

Każde z fantastycznych stworzeń złapało za kawałek sukni. Razem, o własnych siłach uniosły Annabel ponad powierzchnię wody.

 

××××××*××××××

 

Niedaleko plaży znajdowała się jaskinia. Na samym jej środku, niczym w kamiennej trumnie spoczywają wysoka dziewczyna. Oczy miała zamknięte, twarzą skierowana w kierunku skalnego sklepienia. Długie, bladozłote włosy rozrzucone chaotycznie opadły na jej ramiona. Majestatyczna suknia leżała w nieładzie na wilgotne i zimnej podłodze. Jedynym dowodem na to, że pozostała w niej iskierka życia, była lekko unosząca się klatka piersiowa i marzenia senne - marzenia o mężczyźnie. Mężczyźnie, który skradł jej serce i nie zamierzał oddać po dobroci. Pierwszej i ostatniej miłości jej życia.

Czas mijał, a Annabel nadal spała. Dni zmieniały się w tygodnie, te w miesiące, a potem w lata. Mimo czasu, dziewczyna w ogóle się nie zmieniała - cały czas pozostawała piękna, a z lewej dłoni krew nadal leciała cienką stróżką. To dzięki dwóm ciągle pozostawała młoda - podświadomie nadal czuła miękkie i gorące wargi ukochanego na swoich. Czekała, aż po nią wróci, aż ją znajdzie - bo przecież musi. Obiecał jej to. Cały czas kocha. I cały czas czeka.

 

××××××*××××××

 

Eleganckie buty wydawały z siebie głuchy stukot, dotykając podłoża jaskini. Zdjął kaptur o rozejrzał się - jaskinia, jak każda inna, lecz jego uwagę przykuła stróżka krwi, która, jakby znikąd znalazła się na ziemi. Po krótkim przyjrzeniu się jej, nawet najmniej spostrzegawczy zauważyłby, że krew układa się w napis.

"A miłowaliśmy się miłością,

Nad miłość innym daną"

Na ziemi leżało jeszcze coś - złoty skrawek jedwabiu.

Mężczyzna przeczesał dłonią niebieskie włosy i go podniósł. Wszystko wróciło.

- Annabel, najdroższa - mówił że łzami w oczach - Nareszcie Cię znalazłem. Nareszcie Cię znalazłem!

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Julsia 17.09.2016
    Super, mega opisy, uczucia, wszystko. Nie mogę znaleźć słów. Bardzo rozlegle ta historia została opisana, pomimo krótkiej fabuły. Daję 5 :)
  • Lord_Of_Dark 17.09.2016
    Dziękuję :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania