Wojownik Słońca

Wojownik Słońca

 

Xochitl był młodym wojownikiem z plemienia Azteków. Od dziecka marzył o tym, żeby zostać orłem, czyli najwyższym rangą żołnierzem w azteckiej armii. Wiedział, że aby to osiągnąć, musi wykazać się odwagą, siłą i zręcznością w walce. Musi też zdobyć co najmniej pięciu jeńców do ofiarowania bogu Huitzilopochtli.

 

Pewnego dnia, Xochitl dostał szansę spełnienia swojego marzenia. Jego wódz ogłosił, że Aztekowie będą walczyć z ludem Tlaxcala, który sprzeciwiał się ich panowaniu. Xochitl był jednym z wybranych wojowników, którzy mieli wziąć udział w bitwie. Był bardzo podekscytowany i z dumą założył swój hełm z piórami, naramienniki z bawełny i skóry oraz tarczę i maczugę z kamieniami.

 

Xochitl wyruszył ze swoimi towarzyszami do krainy Tlaxcala. Po drodze modlił się do Huitzilopochtli, aby dał mu zwycięstwo i chwałę. Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli armię Tlaxcala ustawioną na polu bitwy. Byli liczniejsi i lepiej uzbrojeni niż Aztekowie. Mieli łuki, włócznie i topory. Xochitl poczuł strach, ale nie dał się nim opanować. Pomyślał o swoim celu i o tym, że musi być godnym synem słońca.

 

Bitwa rozpoczęła się z wielkim hukiem. Xochitl rzucił się do walki z zapałem i odwagą. Walczył jak lew, unikając strzał i ciosów przeciwników. Udało mu się zranić kilku wrogów i obezwładnić jednego z nich. Chwycił go za włosy i przywiązał do pasa. To był jego pierwszy jeniec. Xochitl był szczęśliwy i dumny.

 

Niestety, jego radość nie trwała długo. Zauważył, że jego przyjaciel Tonatiuh został trafiony strzałą w pierś i upadł na ziemię. Xochitl pobiegł do niego, aby mu pomóc. Gdy się pochylił nad nim, usłyszał krzyk za plecami. Odwrócił się i zobaczył wielkiego wojownika Tlaxcala machającego toporem nad jego głową. Xochitl nie miał czasu na reakcję. Czuł tylko silny ból w głowie i ciemność ogarniającą jego oczy.

 

Xochitl obudził się w niewoli. Był przywiązany do słupa w obozie Tlaxcala. Obok niego leżało kilku innych jeńców Azteków. Jego głowa bolała okropnie i krwawiła z rany. Nie mógł się ruszyć ani mówić. Zrozumiał, że został pokonany i schwytany przez wroga. Pomyślał o swoim marzeniu o byciu orłem i o tym, że teraz będzie ofiarowany bogom Tlaxcala.

 

Xochitl poczuł smutek i rozpacz. Czy to był koniec jego życia? Czy nie miał już żadnej nadziei? Nagle usłyszał głos w swojej głowie. Był to głos Huitzilopochtli.

 

- Nie trać wiary, mój synu - powiedział bóg - Nie jesteś jeszcze martwy ani pokonany. Masz jeszcze szansę na zwycięstwo i chwałę.

 

- Jak to możliwe? - spytał Xochitl - Jestem w niewoli i nie mam żadnej broni ani pomocy.

 

- Masz coś, czego nie mogą ci zabrać - odpowiedział Huitzilopochtli - Masz swoje serce i swoją wolę. To są twoje największe bronie. Użyj ich, aby się uwolnić i powrócić do swojego ludu. Pokaż im, że jesteś prawdziwym wojownikiem słońca.

 

- Ale jak mam to zrobić? - zapytał Xochitl

 

- Zaufaj mi i posłuchaj moich rad - powiedział Huitzilopochtli - Jutro rano, gdy będą cię prowadzić na ofiarę, będziesz miał okazję do ucieczki. Będzie to trudne i niebezpieczne, ale jeśli będziesz odważny i sprytny, dasz radę. Pamiętaj, że ja będę z tobą i będę ci pomagał.

 

- Dziękuję ci, mój panie - powiedział Xochitl - Obiecuję ci, że nie zawiodę cię.

 

- Niech słońce ci sprzyja, mój synu - powiedział Huitzilopochtli i zamilkł.

 

Xochitl poczuł się lepiej i odzyskał nadzieję. Postanowił wykonać plan boga i uciec z niewoli. Nie chciał umrzeć jako ofiara, ale jako wojownik. Nie chciał być jeńcem, ale orłem.

 

Następnego dnia rano, Xochitl został wyprowadzony ze swojej celi przez dwóch strażników Tlaxcala. Byli uzbrojeni w włócznie i topory. Mieli go zabrać na szczyt piramidy, gdzie czekał kapłan Tlaxcala z nożem z obsydianu. Tam miał być poświęcony bogom Tlaxcala.

 

Xochitl szedł spokojnie i bez oporu. Nie chciał zwracać na siebie uwagi ani budzić podejrzeń. Czekał na odpowiedni moment do ucieczki. Gdy szli przez obóz, Xochitl zauważył coś, co dało mu nadzieję. Była to grupa Azteków, którzy przybyli na negocjacje pokojowe z Tlaxcala. Byli ubrani w piękne stroje i ozdoby. Mieli ze sobą prezenty dla Tlaxcala: kukurydzę, kakao, bawełnę i złoto. Byli też uzbrojeni w maczugi i tarcze.

 

Xochitl pomyślał, że to jest jego szansa. Jeśli uda mu się dotrzeć do nich, może liczyć na ich pomoc. Musiał tylko znaleźć sposób na uwolnienie się od strażników.

 

Gdy byli już blisko piramidy, Xochitl postanowił działać. Wykorzystał swoją siłę i zręczność, aby zerwać wiązania na rękach i nogach. Następnie zaatakował strażników swoimi pięściami i nogami. Udało mu się zbić jednego z nich na ziemię i odebrać mu włócznię. Drugiego zaś zranił w ramię i odepchnął go na bok.

 

Xochitl nie tracił czasu i pobiegł w kierunku grupy Azteków. Krzyczał na całe gardło:

 

- Pomocy! Jestem Aztek! Ratujcie mnie!

 

Jego wołanie przyciągnęło uwagę wszystkich obecnych. Ludzie Tlaxcala byli zdziwieni i rozzłoszczeni jego ucieczką. Zaczęli go gonić i obrzucać kamieniami i strzałami. Ludzie Azteków byli zdumieni i podziwiali jego odwagę. Zaczęli mu pomagać i odpierać ataki Tlaxcala.

 

Xochitl dotarł do grupy Azteków, którzy otoczyli go i bronili przed atakami Tlaxcala. Byli to wysłannicy z Tenochtitlán, którzy przybyli na rozmowy pokojowe z Tlaxcala. Byli pod wrażeniem jego odwagi i zapału. Zapytali go, kim jest i skąd pochodzi.

 

- Jestem Xochitl, wojownikiem z plemienia Azteków - odpowiedział Xochitl - Walczyłem z Tlaxcala i zostałem schwytany przez nich. Chcieli mnie ofiarować swoim bogom, ale udało mi się uciec. Proszę, pomóżcie mi wrócić do mojego ludu.

 

- Nie martw się, bracie - powiedział jeden z wysłanników - Jesteś teraz bezpieczny. My ci pomożemy. Jesteśmy tu w imieniu naszego władcy Montezumy II, który chce zawrzeć pokój z Tlaxcala. Może twoja ucieczka będzie dobrym znakiem dla naszych negocjacji.

 

- Dziękuję wam, bracia - powiedział Xochitl - Jesteście dla mnie jak aniołowie.

 

- Nie ma za co - powiedział wysłannik - Ale powiedz nam, dlaczego tak bardzo chciałeś wrócić do swojego ludu? Czy masz tam rodzinę lub przyjaciół?

 

- Nie, nie mam nikogo - powiedział Xochitl - Wszyscy moi bliscy zginęli w walce lub chorobie. Ale mam marzenie. Marzę o tym, żeby zostać orłem, najwyższym rangą żołnierzem w azteckiej armii. Chcę służyć mojemu bogu Huitzilopochtli i mojemu władcy Montezumie II. Chcę być godnym synem słońca.

 

- To szlachetne marzenie - powiedział wysłannik - Ale czy wiesz, co trzeba zrobić, aby je spełnić?

 

- Tak, wiem - powiedział Xochitl - Muszę wykazać się odwagą, siłą i zręcznością w walce. Muszę też zdobyć co najmniej pięciu jeńców do ofiarowania Huitzilopochtli.

 

- A ile jeńców zdobyłeś do tej pory? - zapytał wysłannik

 

- Tylko jednego - przyznał Xochitl - Ale to dlatego, że nie miałem okazji do walki z wieloma wrogami. Gdybym miał więcej szans, na pewno bym ich zdobył.

 

- Nie wątpię w to - powiedział wysłannik - Ale musisz wiedzieć, że to nie wystarczy. Aby zostać orłem, musisz też wykazać się mądrością, sprawiedliwością i lojalnością. Musisz też szanować życie i wolność innych ludów. Nie możesz być okrutny ani bezwzględny.

 

- Rozumiem to - powiedział Xochitl - Ale czy to nie sprzeczne z tym, że muszę zabijać i brać jeńców?

 

- Nie, to nie sprzeczne - wyjaśnił wysłannik - Bo to nie jest cel sam w sobie, ale środek do celu. Cel jest taki, aby zapewnić równowagę świata i sprzyjać słońcu, deszczowi, plonom i wojnie. To są dary Huitzilopochtli dla naszego ludu i musimy mu za nie dziękować ofiarami. Ale nie możemy zapominać o tym, że on jest też bogiem miłości i litości. On nie chce, abyśmy zabijali bez sensu ani zniewalali bez potrzeby. On chce, abyśmy żyli w harmonii i pokoju z innymi ludami.

 

- To piękne słowa - powiedział Xochitl - Ale czy to możliwe? Czy możemy żyć w pokoju z ludźmi, którzy są naszymi wrogami?

 

- Tak, to możliwe - powiedział wysłannik - Przykładem tego jest nasza misja pokojowa do Tlaxcala. Chcemy zakończyć naszą długą i krwawą wojnę z nimi. Chcemy nawiązać z nimi przyjaźń i sojusz. Chcemy wymieniać się z nimi dobrami i usługami. Chcemy uczyć się od nich i dzielić się z nimi naszą wiedzą i kulturą.

 

- To brzmi dobrze - powiedział Xochitl - Ale czy oni też tego chcą? Czy nie będą nas oszukiwać i zdradzać?

 

- Nie wiemy tego na pewno - przyznał wysłannik - Ale musimy spróbować. Musimy im zaufać i pokazać im nasze dobre intencje. Musimy być uczciwi i szanować ich prawa i zwyczaje. Musimy być otwarci i tolerancyjni. Tylko wtedy możemy liczyć na to, że oni też będą takimi samymi wobec nas.

 

- Rozumiem - powiedział Xochitl - I podziwiam waszą odwagę i mądrość. Chciałbym być taki jak wy.

 

- Możesz być taki jak my - powiedział wysłannik - Jeśli będziesz się uczył i pracował nad sobą. Jeśli będziesz szukał prawdy i sprawiedliwości. Jeśli będziesz kochał swój lud i swój kraj. Jeśli będziesz służył swojemu bogu i swojemu władcy. Wtedy na pewno zostaniesz orłem.

 

- Dziękuję wam za te słowa - powiedział Xochitl - Są dla mnie jak promienie słońca. Obiecuję wam, że będę się starał spełnić wasze rady.

 

- Nie ma za co - powiedział wysłannik - Jesteśmy tu po to, aby ci pomóc. A teraz chodź z nami na rozmowy z Tlaxcala. Może twoja obecność będzie dla nich dowodem naszej dobrej woli.

 

- Chętnie pójdę z wami - powiedział Xochitl

 

I tak Xochitl poszedł z wysłannikami na spotkanie z Tlaxcala. Tam dowiedział się, że Tlaxcala też chce zawrzeć pokój z Aztekami. Dowiedział się też, że Tlaxcala ma wiele wspólnego z Aztekami: mówią tym samym językiem, wierzą w tych samych bogów, mają podobną kulturę i historię. Dowiedział się też, że Tlaxcala ma wiele do zaoferowania Aztekom: są silni i odważni, są sprawni i pracowici, są uczciwi i lojalni.

 

Xochitl był zdziwiony i zachwycony tym odkryciem. Zrozumiał, że Tlaxcala nie są jego wrogami, ale jego braćmi. Zrozumiał też, że pokój jest lepszy niż wojna, a przyjaźń jest lepsza niż nienawiść. Zrozumiał też, że jest to część planu Huitzilopochtli, który chciał połączyć wszystkie ludy Meksyku pod jednym panowaniem Montezumy II.

 

Xochitl był szczęśliwy i dumny ze swojego udziału w tym dziele. Poczuł, że zbliżył się do spełnienia swojego marzenia o byciu orłem. Poczuł też, że zbliżył się do swojego boga Huitzilopochtli, który był z nim cały czas i pomagał mu w trudnych chwilach.

 

Xochitl podziękował Huitzilopochtli za jego łaskę i opiekę. Podziękował też wysłannikom za ich pomoc i naukę. Podziękował też ludziom Tlaxcala za ich przebaczenie i przyjęcie. Zawarł z nimi pokój i przyjaźń. Został zaproszony do ich miasta, gdzie mógł podziwiać ich bogactwo i kulturę. Został też obdarowany prezentami i zaszczytami.

 

Xochitl był szczęśliwy i spełniony. Poczuł, że znalazł swoje miejsce w świecie. Poczuł też, że zbliżył się do spełnienia swojego marzenia o byciu orłem. Wiedział, że jeszcze musi zdobyć więcej jeńców i wykazać się więcej cnotami, ale był pewien, że mu się to uda. Wiedział też, że ma teraz nowych przyjaciół i sojuszników, którzy będą mu pomagać i wspierać.

 

Xochitl postanowił zostać w Tlaxcala na jakiś czas, aby lepiej poznać ich lud i kraj. Chciał też nauczyć się od nich wielu rzeczy, które mogłyby mu się przydać w przyszłości. Chciał też podzielić się z nimi swoją wiedzą i doświadczeniem. Chciał też pokazać im swoją wdzięczność i szacunek.

 

Xochitl żył w Tlaxcala jak brat z braćmi. Uczestniczył w ich życiu codziennym i świątecznym. Pomagał im w pracy i zabawie. Uczył się od nich i uczył ich. Bawił się z nimi i modlił się z nimi. Cieszył się z nimi i smucił się z nimi.

 

Xochitl był szczęśliwy i spełniony. Poczuł, że znalazł swoją drugą rodzinę. Poczuł też, że zbliżył się do swojego boga Huitzilopochtli, który był z nim cały czas i błogosławił mu w każdym kroku.

 

Xochitl był wojownikiem słońca.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania