Wołowata
Wsiadłem raz do autobusu linii sto piętnaście. Seniorka siedząca naprzeciwko dziwnie na mnie spojrzała, kiedy wypowiedziałem rym „krowa” do „ulica Tramwajowa” – zapowiedzi kolejnego przestanku, która leciała z głośników. Zmieszałem się, bo nie chciałem nikogo urazić, a wcześniej tej pani zwyczajnie nie zauważyłem. Pani miała jedno oko większe, drugie mniejsze – efekt dziwnych eksperymentów kosmitów, gdyby się ktoś pytał „a gdzie fantastyka?” w tekście z założenia fantastycznym. Skąd wiem o eksperymentach? Ano stąd, że uczestniczyłem w podobnych i ją stamtąd zapamiętałem. Spojrzałem dalej i bardziej w lewo, już nie na panią, lecz na pana. Wyglądał jak Chrystus dziewiętnastoletni: piękny, młody, długowłosy... zdjęty z krzyża. Ale, ale... zaraz, zaraz... Jego twarz... Jego twarz posiadała pewną skazę, a mianowicie niesymetrycznie zbudowane oczy – zapewne efekt eksperymentów... no tych „panów” z kosmosu: czarnych, różowych, zielonych... Spojrzałem jeszcze dalej i jeszcze bardziej w lewo, a tam... no masz ci los... Niesymetryczny! O Boże!!! Aż mnie normalnie zmroziło i ciarki zaczęły chodzić mi po obszarze grzbietowym tylnym. Bardziej w lewo już nie spoglądałem, nie miałem odwagi. Bałem się zmowy dziwnookich ze sto piętnaście, którzy chyba mi na złość usiedli jeden obok drugiego. Straszne! Niby to bagatela, o której nie warto wspominać, ale ja mam pamięć do detali. I pomyśleć, że zaczęło się od rymowanki, od zwykłej pospolitej polskiej mućki.
Komentarze (9)
Umiem, mimo, że jestem facetem. ;-)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania