Wracajmy do Domu - Dekaos Dondi
Dziewczynka obudziła się cała zapłakana. Śniła o matce, która opuściła ją niespodziewanie, bez słowa pożegnania i jakichkolwiek wyjaśnień. Dlaczego tak nagle? - rozmyślała leżąc nadal w łóżku. – Czyżby była aż tak niegrzeczną córką, że matka miała jej po prostu dość.To przecież niemożliwe, zawsze starła się być kochającą córką, chociaż nie zawsze robiła wszystko jak trzeba. Od tych wszystkich rozmyślań, znowu zasypia i znowu jest z nią. Siedzą na łące, na zielonym kocu w kratkę, jedząc dużo różnych pyszności, przyniesionych z domu. Nagle obraz znika i widzi zupełnie inny. Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że powtórnie się obudziła.Na brzegu łóżka siedzi dziwna postać, cała w białej suknie, przyozdobionej stokrotkami. Dziewczynka zaczyna się nawet trochę bać. Kto to może być i czego może chcieć, gdyż przypuszcza, że przyszła tu w jakimś określonym celu.
– Wiem, że tęsknisz za swoją matką – mówi kobieta, spoglądając na leżącą. – Powiem ci jak to było, a ty zdecydujesz, jak postąpić – dodaje po chwili, jakby zamyślona. – Możesz ją odzyskać, jeżeli z całego serca tego pragniesz.
– Przecież, wiesz, że pragnę – powiedziała ze łzami w oczach. – Jak mogła mnie zostawić samą. Powiedz proszę, co się stało, dlaczego i co mam zrobić, by do mnie znowu powróciła
– Twoja matka wyszła na chwilę do ogrodu. Trochę wcześniej musiała tam być ta straszna wiedźma...
– Wiedźma? Ta o której wszyscy mówią? – zatrwożyła się dziewczynka.
– Niestety, właśnie ta. Zapewne niektóre rośliny zatruła tymi swoimi niecnymi myślami, pełnymi najgorszego zła. Twoja matka musiała je zjeść i stała się bardzo złą kobietą. Nie chciała cię znać. Słyszałam też, jak mówi sama do siebie, że z takim bachorem, nie chce mieć nic wspólnego. Nie mogłam nic na to poradzić. Nie wtedy, gdy czar był świeży.
– Jak chleb? To straszne co mówisz.
– Jest jednak pewna nadzieja. W tym samym ogrodzie znalazła złote naczynie. Podejrzewam, że to sprawka tej samej wiedźmy. Zachwyciła się tym blaskiem tak bardzo, że ciągle trzyma przy sobie. Wiem jednak, że gdyby ktoś sprawił, że mu to naczynie odda, to wtedy czar przestanie działać.
– A powiedz mi, gdzie ona jest? Daleko ode mnie?
– No cóż. Może nie tak daleko jak jej serce od ciebie, ale blisko też nie. Teraz przesiaduje blisko przepaści. Na jej dnie płonie wieczny ogień. Ona bardzo lubi tam spoglądać. To jeszcze bardziej wzmaga jej zło. Jeżeli chcesz ją odzyskać, to musisz tam się udać.
– Ale jestem tylko małą dziewczynką. Bardzo bym chciała, ale też strasznie się boję, takiej samotnej wędrówki.
– Niestety, dziewczynko. To jedyny sposób. Musisz sprawić, by tobie to naczynie dobrowolnie oddała. Wtedy je wrzucisz do przepaści, by spłonęło. Odzyskasz w ten sposób matkę.
– A wiesz chociaż, w którą stronę mam pójść – zapytała, chociaż było jej smutno, po tym wszystkim co usłyszała.
– Tak. Wiem. Wskażę ci drogę.
Wędrowała dość długo wśród wielu przeciwności, które musiała pokonać. Odczuwała jednak pewną niewidzialną opiekę nad sobą. Owa kobieta ją zapewniła, że nie zostawi jej samej, chociaż nie może z nią pójść. Zadanie musi sama wykonać. Wiele nocy nie spała, słysząc różne odgłosy, a niektóre były bardzo blisko, lecz po ciemku nie widziała, do jakich zwierząt należą. Nie rezygnowała jednak z wędrówki, gdyż trzymała ją na drodze wiara w to, że wszystko zakończy się pomyślnie.
Wtem dostrzegła białą wiewiórkę, siedzącą wśród różnorodnych kwiatów. Nie zdziwiła się nawet jej kolorem, ale przyszedł jej do głowy pomysł, żeby tych kwiatów nazbierać. Wiewiórka biegała przy niej gdy je zbierała, jakby ją to tego zachęcając.
Gdy już miała tyle, że ledwo mogła unieść, wyruszyła w dalszą drogę. Miała wrażenie, że biała zwierzątko kiwa do niej białą łapką na pożegnanie.
Na miejsce przybyła zupełnie niespodziewanie, jakby nagle obudziła się ze snu. Po prawej stronie zobaczyła krawędź przepaści i dziwną łunę unoszącą się dość nisko. Słońce właśnie zaczęło zachodzić, ciesząc wzrok pięknym widokiem. Ale nie jej spojrzenie. Miała oczy pełne łez. Myślała intensywnie, co by tu zrobić, gdy ją wreszcie ujrzy. Przecież tego naczynia dobrowolnie nie odda.
Wtem jakby coś ją tknęło, gdy tuliła kwiaty, które nadal trzymała.
Spojrzała przed siebie. Zobaczyła swoją matkę, którą w pierwszej chwili nie poznała. Zło odcisnęło piętno na jej twarzy.
– Czego tu chcesz? Przyszłaś mi przeszkadzać? Nie widzisz, jaka jestem piękna. To naczynie nie kłamie. Jest złote. Widzę w nim swoją twarz. Nie chce przestawać patrzeć, ciesząc się swoim pięknem. Idź stąd, bo tak cię stłukę, że własna matka ciebie nie pozna. A teraz zejdź mi z oczu. One patrzą gdzie indziej. Przybłędy w postrzępionej sukience nie chcą oglądać.
– Jesteś moją matką – musiała to wreszcie wykrztusić z siebie..
– Co? Kim jestem? Jak śmiesz tak do mnie mówić. Mam być matką takiej chodzącej szmaty, jaką ty jesteś. Do prawdy moja cierpliwość się kończy. Odejdź pókim dobra.
– Proszę, najpierw spójrz na te kwiaty. Musisz przyznać, że są piękne. Czyżbyś ich nie widziała.
– Kwiaty? No faktycznie, są piękne. Ty coś kombinujesz. Przyznaj się łajzo jedna.
– Nic nie kombinuję. Przysięgam. Pomyślałam sobie tylko, że gdybyś się tymi kwiatami cała ozdobiła, to dopiero była byś piękna. Przecież ci na tym zależy, żeby być piękną.
– Cholera. Dawaj. Przyozdobię się w nie.Chyba masz pokrako racje. Tylko naczynie nie położę na ziemi, bo się zapaskudzi.
– Chętnie potrzymam. Przysięgam, że ręce mam czyste. Jak widzisz kwiatów nie pobrudziłam.
– No dobrze. Widzę. Zabieram kwiaty, a ty trzymaj. Tylko uważaj, bo jak ci wyleci z rąk, to będziesz je miała połamane na drobne kosteczki.
– Będę uważać.
Kobieta zaczyna zdobić swoje ciało. Nie zauważa, że dziewczynka biegnie w kierunku przepaści. Nagle coś jej podpadło. Ozdobiona kwiatami, zaczyna ją gonić. Uciekinierka, czuje za sobą stęchłą woń kwiatów. Jest coraz bliżej krawędzi. Wstrętny zapach się nasila. Wie, że matka ją prawie dogania. W ostatniej chwili rzuca naczynie, na dno przepaści, prosto w ogień.
W tym samym momencie, czuje za plecami piękny zapach kwiatów. Wie już, że nie przyszła na próżno. Obraca się w jej kierunku. Nie odczuwa lęku. Ślicznie wygląda tak przyozdobiona.
Matka przytula swoją córkę, a ta słyszy tylko trzy słowa, ale jakże wspaniałe;
– Wracajmy do domu.
Komentarze (40)
Najbardziej mi pasuje Fanthomas, ale wszędzie go wciskam, więc to nie on. A myślę, że facet po dialogach złej matki.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania