Wróciłam

Czy zawsze osiągnięcie szczęścia oznacza czyjąś rozpacz? Życie kosztem śmierci, wygrana - klęski. Zdobycie miłości to złamanie komuś serca. Krąg życia i równowagi. Tak po prostu jest. Nikt tego nie zmieni. A moje życie zastąpi ktoś inny. Pewnie już niedługo. Może już za kilka godzin ktoś inny zajmie na tym świecie miejsce, które zwolnię. To wydaje się takie łatwe. Już teraz wiem, jak można uważać śmierć za coś przyjemnego. Po tym, co przeszłam, faktycznie. Głód i podtruwanie miały mnie złamać. Udało się dopiero torturom. Złamali mojego ducha. Ale ciągle nic nie powiedziałam. Nie wydam ich. To oni dali mi szansę bycia tym, kim jestem, a raczej byłam. Dali mi szansę, przez wiele lat sprawiałam się świetnie. A dzisiaj to ja zawaliłam, więc to ja poniosę karę. Znajdą kogoś za mnie.

Do celi wchodzi strażnik. Popychadło swoich szefów, które myśli, że coś znaczy. Wstaję posłusznie. Pora na egzekucję. Idę za nim korytarzami, widzę współczujące spojrzenia innych skazańców. Znają mnie tu jako najtwardszą z nich. Oni sprzedali swoich. Ja chociaż tego nie zrobię. Prowadzą mnie tam z nadzieją, że pęknę i coś powiem. Nigdy. Stajemy przed drzwiami. Żadne z nas nic nie mówi, bo i po co. Wprowadza mnie do pokoju i zanim zdążę zrobić cokolwiek, ogarnia mnie ciemność.

-Żyje?

-Tak, zostawmy ją. Jeśli się obudzi, komputer nas powiadomi.

Powoli zaczynają docierać do mnie dźwięki otoczenia. Dopiero chwilę później zaczynam rozumieć, że ta "ona" to ja. Wyczuwam chłód stołu, na którym leżę. Super. Położyli mnie na stole chirurgicznym jak nieboszczyka. Muszę się dowiedzieć, gdzie jestem. Próbuję otworzyć oczy i oślepia mnie jasne, białe światło skierowane na moją twarz. Po chwili przyzwyczajam się do niego i staram się unieść i rozejrzeć. W moim ramieniu tkwi wenflon, a elektrody badają mój puls. Gdy tylko się trochę podnoszę, aparatura zaczyna przeraźliwie piszczeć. Każdy odgłos jest jak uderzenie młotkiem w głowę. A te piski to już kula burząca. Boli. Krzywię się i kładę z powrotem, kiedy do środka wbiega kilku lekarzy. Wszyscy coś do siebie mówią, ale to dociera do mnie jak przez mgłę. Zmieniają kroplówkę, czytają to, co zarejestrował komputer. Z wysiłkiem pytam jednego z nich:

-Gdzie jestem? - Krzywię się na dźwięk własnego głosu. Jest słaby i bardzo chrypię.

-Klinika Interplanu. - mówi jeden z nich.

Czyli wróciłam do siebie. Jestem znowu w Interplanie. Jak? To pytanie ciśnie mi się na usta, ale zanim zdążę je zadać, lekarze znikają tak szybko, jak się pojawili. Leżę i patrzę w sufit, znowu czekam. Słyszę odgłos otwieranych drzwi i stukot obcasów. Przy stole siada kobieta o krótkich włosach koloru srebra i bystrych, zielonych oczach.

-Witaj w domu. - jej głos to przeciwieństwo mojego. Czysty i mocny.

-Natasza.

-Myślałaś, że Cię tam zostawimy?

-Znam zasady.

-Nie stracimy najlepszej agentki, bo dała się złapać. Nie wsypałaś nas, to najważniejsze.

-Jak mnie odbiliście?

-Nasz człowiek prowadził cię na egzekucję. Dał ci środek, po którym wyglądałaś na martwą. Potem szło łatwo.

Miałam jeszcze kilka pytań, ale ona już wychodziła.

Żyję. Wróciłam z piekła. I chcę się zemścić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania