Wybrana (3)

Ocknęłam się w szpitalu zupełnie nie świadoma dlaczego,. Nade mną stała już mama, Jennetly, a tuz obok tata Scott. Ledwie zdążyłam ich ujrzeć , a zamiast ich twarzy, ukazały mi się dwa anioły. Prawdopodobnie ze strony dobrych. Gwałtownie wstałam z łóżka, zamknęłam oczy tak mocno, jakby jeden z tych postaci podarował mi jakąś moc. Po chwili obejrzałam się dookoła, ze zdziwieniem widząc że mama i tata gładzą moje ciemne włosy. Mówiąc generalnie, odczułam nie jaka ulgę, zaś anioły nie dawały mi spokoju, którego pragnęłam wtedy tak bardzo, jak niczego innego.

- Wszystko dobrze – uspokoiła mnie mama z mina jakby smutku.

Tata spoglądał na mnie beztrosko i od czasu do czasu szepnął kilka stów, które miały służyć za pocieszenie. Żadne jednak lekarstwo nie było wtedy w stanie ugasić mego zaniepokojenia.

Jeszcze tego samego dnia wypisano mnie, pod względem zwykłego omdlenia. Najwyraźniej z moim zdrowiem nie było zbyt źle, porównując do niego moja psychikę.

W domu traktowano mnie niezbyt odpowiednio. Byłam jakby kimś kto przez wybujałą fantazję, wszystko co nie realne zmienia w jawę, która według moich rodziców, jest najzwyczajniejszym ludzkim urojeniem \. Ja jednak byłam pewna tego, co przez ostatnie dni, za nic w świecie nie dawało mi odnaleźć wewnętrznego spokoju. Postrzegano mnie nie raz za chorą psychicznie, jednak nie ruszało mnie to tak, jak fakt, że rodzice – jako córce – nie kierowali ku mnie swej cennej uwagi. Wtedy, w szpitalu, wiedziałam, że ich nie jakie zatroskanie mną jest fałszywe. Oczy rodziców niemal topiły w sobie obojętność, której powoli stawało się dla mnie za dość. Ignorowałam to, choć nie raz miałam ochotę wygarnąć im to, jak bardzo mnie ranią(…)

Dzień w domu minął dość rutynowo. Pora na sen. Leżałam w łóżku, przykryta grubą pierzyną, z odrobiną zaniepokojenia. Czy tej nocy też było mi dane znosić relacje z życia aniołów z dwóch stron ?Czy znów miał ogarnąć mnie stan jawy ? Przyznam że byłam napawana lekkim strachem.

Zmrużyłam oczy.

Znów to samo. Znów anioły. Tym razem dwa. Anioł dobra i upadły. Kłócili się. Nie usłyszałam dokładnie o co im poszła, ale wiem że jeden z nich wypowiedział moje imię – Sara. Upadły zaczął wchłaniać energię dobrego w postaci białej smugi. Ciało anioła pozbawionego energii zniknęło w niebiańskiej mgle. Upadły kierował się ku mnie. Oczy miałam pełne lęku. Czego mógł ode mnie chcieć byłam tylko niemą postacią tego snu, a miałam z nimi dość sporo do czynienia. Upadły był coraz bliżej. Zmarłam zupełnie nieświadoma tego, czego upadły anioł chciał ode mnie. Sen jakby się przedłużał. Był już zbyt blisko, bym zdecydowała się na ucieczkę. Stałam w bezruchu kompletnie oniemiona. Chwycił moją dłoń jego zaś była zimna z małym odcieniem szarości. Ścisnął mnie mocno. Jakby nie chciał mnie stracić. Ja nie wiedziałam zbytnio, czego chciał. Upadły wyjął z niemej szaty, coś jakby sztylet. Ostrożnie okaleczył mi wewnętrzną stronę dłoni. Nie czułam bólu. Po tym, jak rozpłynął się w przestrzeni, gwałtownie się zbudziłam. Jak zwykle zalana potem. Jak zwykle dysząca jak pies. Jak zwykle przerażona. Poczułam ból. Moja dłoń! Krew. Co to ma znaczyć? Czy ja nadal śnię? W sercu mojej dłoni kipiała ciepła fala krwi. Skaleczenie dawało się we znaki.

Powoli wariowałam. Dręczyło mnie wtedy pytanie – czy istnieje granica pomiędzy jawą a moim snem? Mogło by się wydawać, że została ona przerwana. Nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Opatrzyłam ranę i ułożyłam się do snu. Miałam dość wszystkiego, co związane było z aniołami, kontrastem dobra ze złem, którego ostatnimi czasy miałam po uszy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ant 24.08.2014
    Byłem, czekam na dalszy ciąg ;)
  • Naha 24.08.2014
    fajne :) czekam na ciąg dalszy :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania