Wyjadacz I

Wprawka w postapo

 

 

Ziemia umarła, stała się jałowa i wroga. Przesiąknięta krwią i starożytną magią zabijała każdego, kto postawił na niej stopę. Przetrwał skrawek Europy i Azji. Wszystkie ludy słowiańskie wróciły do swoich korzeni. Sto lat ciężkiej, brutalnej wojny zmusiło ich do wsłuchania się w pierwotne instynkty. Szepty mówiące jak żyć.

Znów czczą starych bogów, wiedzą, że istnieją i słuchają. Obserwują gotowi karać za każde złe słowo.

Teraz nie tylko człowiek jest zagrożeniem.

 

Ostrze noża lśniło już, kiedy Roman kończy je polerować. W świetle ognia wyglądało naprawdę okazale i groźnie. W końcu było niebezpieczne, piętnastocentymetrowy, stalowy zabójca zakończył życie niejednego niewygodnego człowieczka. Wbity pod żebra, przeciągnięty po gardle, rozsmakowany w krwi niczym doświadczony wilk. Musiał być gotowy na każdą okazję.

Przepływające w pobliżu wody Bugu przygrywały cichym szumem, łopoczącemu na wietrze, ognisku. Drugi mężczyzna, wyraźnie młodszy, grzebał patykiem między polanami, usilnie walcząc ze znużeniem. Noc wydawała się, aż nadto spokojna. Jakby prosiła się, żeby coś pękło, żeby zaatakowali ich bandyci, albo jakieś topielce wylazły na brzeg.

— Wiesz Roman — zaczął młodszy. — Ja to słyszałem o czarownikach z Tatr…

— Znowu zaczynasz to pierdolenie o gusłach? Lepiej otwórz wino. — Starszy rzucił plecakiem w stronę towarzysza, a tamten wyciągnął z wnętrza Miałkinkię, słabego sikacza produkowanego przez lokalnych rolników.

— Już tylko połowa została… — mruknął, odkorkowując flaszkę.

— Tyle wystarczy. — Roman skończył dopieszczanie noża, położył go sobie na piersi i wsparł głowę o kępę mięciutkiej trawy. — Opowiadaj o tych magach… Lepsze to niż słuchanie świerszczy.

Młody wyraźnie rozbudzony usiadł bliżej kompana, pociągnął sowity łyk i zaczął opowiadać:

— To podobno są tacy, co cześć bogom oddają i mogą trochę ich mocy dla siebie przywłaszczyć!

— E tam, pierdolenie, ja też pod totemy chodzę, a nic z tego nie mam — rzucił Roman, tylko po to, żeby jeszcze bardziej nakręcić Sławka i mieć z niego większy ubaw.

— Bo oni są tacy specjalni! Obeznani w tym co robią i taki jeden z drugim oddaje cześć tylko jednemu bogowi przez całe życie. A im dłużej to robi, tym mocniejszy jest. Jak na przykład czczą Welesa to mają władzę nad bydłem…

— Phi! — Roman pogładził w zadumie ostrze noża. — I na co komu taka moc? Żadnych zastosowań w walce ani nic…

— Ale za to jakie ekonomiczne! — żachnął się Sławek. — Pomyśl tylko, przychodzi taki czarownik do ludzi. I każdej nocy po jednej krowie z innych wsi sprowadza… Mięsa w opór, mleka w opór i wszystkim można handlować, a taki magik potem żyje jak król! Na rękach go noszą, może córki podstawiają — powiedział z nutką melancholii w głosie.

— Co może też byś tak chciał? — Młodszy odpowiedział tylko głębokim westchnięciem. — Nie pierdol, tylko pij to wino — mruknął nożownik.

Czas mijał powoli, prawie tak wolno jak płynęła woda w Bugu. Sławek leżał na wznak, śniąc o niebie rozświetlonym nieprzebranymi łańcuchami gwiazd. Marzył o lataniu, wzbiciu się pod te konstelacje i odnalezieniu bogów. Poznaniu ich sekretów i przekazaniu tych tajemnic ludziom. Wtem z błogiego letargu wyrwało go głośne chrapanie kompana.

Wstawszy, młody ruszył wolnym krokiem ku rzece. Chciał przepłukać twarz i rozbudzić się nieco. Nierozsądnie było, żeby obaj spali jednocześnie, byle obdartus mógłby ich obrabować i zabić.

Wyjątkowo powietrze nie cuchnęło tamtej nocy juchą. Obłoki białej mgły, niczym procesja duchów, brnęły niesione mozolnymi prądami rzeki, rozsiewając wkoło rześką bryzę. Z każdym krokiem Sławek coraz wyraźniej widział, bezpłciowy kształt leżący na mieliźnie.

— Roman! — wrzasnął, gdy zobaczył już dokładnie. — Roman, wstawaj!

Rozbitek miał na sobie biały mundur przecięty rdzawym krzyżem. Jego twarz wyginał przedśmiertny grymas przerażania lub bólu — trudno było powiedzieć, nie odgarniając z niej błota. Nie wyglądał przeciętnie, jak zwyczajny podróżnik, czy handlarz. Musiał być członkiem jakiejś elitarnej grupy.

— O kurwa! — Roman splunął. — To jakiś sukinkot z Białej Śmierci!

— Martwy? — spytał Sławek, stojący z tyłu.

— Nie, kurwa, zaraz wstanie i zatańczy… — mruknął, kierując wzrok w górę rzeki.

— Jak myślisz, długo już tak dryfuje?

— Napuchnięty jest, wciągnął trochę wody. — Niedbale kopnął ciało. — Może dzień, albo dwa. Sporo mógł przepłynąć… — mruknął. — Przeszukaj go.

— A czemu ja? — Sławek zrobił krok w tył i prawie poślizgnął się na błocie.

— Bo jeszcze nigdy trupa nie macałeś… Łap się i nie gadaj.

Przełamując obrzydzenie, młody zaczął przeszukiwać wszystkie zakamarki ubrań. Większość kieszeni przepełniały nieprzydatne śmieci jak: rozpuszczone papierosy, strzępy papieru, czy kawałek gumy, jedynie w spodniach leżało kilka nędznych naboi, za które ledwo można by było opłacić wejście do jakiejś mieściny. Wraz z rozsunięciem suwaka munduru, z olbrzymiej rany na brzuchu wypłynęły gnijące wnętrzności. Sławek z trudem powstrzymał wymioty, a Roman skwitował to złośliwym śmiechem.

— Sprawdź, czy nie ma czegoś wszytego w łachy — rzucił nożownik.

Sławek nie przywykł do ludzkiego truchła ani smrodu zgnilizny. Mimo że żył w tak trudnych czasach, to tylko raz przyszło mu widzieć trupa. Swojego własnego ojca kiedy ten próbował ratować syna ze szponów biesa. Chłopak miał wtedy sześć lat i zgodnie z ostatnią wolą rodziciela przygarnął go Roman — jeden z najbliższych przyjaciół. Już od czternastu lat błąkali się tak we dwóch po ziemiach Starej Polski.

Z czasem chłopak zaczął traktować opiekuna jak kogoś z rodziny, darzył mężczyznę szacunkiem i lękał się jego porywczego temperamentu.

Młode palce szybko natrafiły na nieduży sześcian ukryty między warstwami materiału. Spróbował go obrócić, ale przedmiot był na to zbyt duży. Sławek wyciągnął z kieszeni spodni niewielki scyzoryk i zręcznie rozciął mundur. Ze środka wyleciał czarny kryształ wielkości palca wskazującego, był elegancko zeszlifowany, musiał mieć sporą wartość. W świetle księżyca wyglądał, jakby w jego wnętrzu przewalałby się obłoki burego dymu.

— Mam coś! — krzyknął wreszcie, gdy już dostatecznie nacieszył oczy. Zamyślony do tej pory Roman, drgnął nieznacznie, słysząc te słowa. Przymykając powieki, popatrzył na młodego, który uniósł przedmiot wyżej.

— Co to takiego? — spytał, ruszając w stronę brzegu.

— Nie wiem. Może jakiś artefakt? Jeśli tak to sporo zarobimy…

— Nie mam pojęcia — mruknął nożownik, kiedy stał już dostatecznie blisko, żeby obejrzeć to tajemnicze znalezisko.

Niespodziewanie kryształ zapłonął kakofonią purpurowego światła. Mężczyźni przymknęli na chwilę oczy, żeby nie oślepnąć.

— To chuj — warknął Roman.

— Zarobimy na pewno! — wykrzyknął Sławek.

Dziwaczna aura krążyła wokół, przepełniając umysły czarnymi myślami i, chaotycznymi porozrywanymi na strzępy, scenami. Widzieli mężczyznę bez twarzy, kobietę z wielkimi jak konary drzew rogami. Całe może krwi przelane za ten kamień. Torturowanych ludzi błagających o śmierć. Wszystko co tylko złe drążyło ich umysły niczym kropla drążąca skałę.

Sławek zatoczył się do tyłu i z trudem utrzymał na nogach, gdyby nie ramię Romana, zapewne upadłby i nie wiadomo, czy znalazłby siły, aby wstać. Stal zabłysnęła. Nóż wszedł z charakterystycznym mlaśnięciem towarzyszącym przecinaniu mięśni. Wyćwiczona ręka poprowadziła ostrze tak, żeby dokonało jak największych zniszczeń.

Młody stęknął i spojrzał na swojego przybranego ojczyma przeszklonymi oczyma. Zimno bijące od rany powoli rozchodziło się po całym ciele i tunelami żył mknęło w stronę serca.

Roman położył go na ziemi i patrzył w przygasające oczy. Zamiast ostatnich słów, chłopak wycharczał mu w twarz lepką kulę krwawej flegmy. Kryształ leżał niecały metr dalej, zdawał się przyciągać juchę i pochłaniać ją. Ciecz sunęła w jego stronę, tylko po to, żeby wyparować.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • NataliaO 29.07.2015
    Nie jestem znawczynią błędów wiec wypowiem się na temat treści. Jest tak poukładana, że brak w niej zaciekawienia, opowiadanie nie wciąga z lekka przynudza. Dialog i opisy są dobre. Tytuł jest ok.

    Ten fragment mi sie podoba, ale jest gdzieś mało wyrazisty : Dziwaczna aura krążyła wokół, przepełniając umysły czarnymi myślami i, chaotycznymi porozrywanymi na strzępy, scenami. Widzieli mężczyznę bez twarzy, kobietę z wielkimi jak konary drzew rogami. Całe może krwi przelane za ten kamień. Torturowanych ludzi błagających o śmierć. Wszystko co tylko złe drążyło ich umysły niczym kropla drążąca skałę.

    Napracowałeś się, ale opowiadanie jak dla mnie jest płytkie. 3:)
  • Prue 29.07.2015
    Opowiadanie jest nudne. Jest przedstawione chronologicznie bez niespodzianek. Fragmenty nawet jak ten, co przedstawiła NataliaO choć dobry nie ma w sobie jakieś siły, napięcia, barwy.
    Ogólnie historia ma potencjał. Dam 3
  • Anonim 29.07.2015
    "łopoczącemu, na wietrze" - wydaje mi się, że nie powinno być tego przecinka.

    Pierwszy akapit oscarowy, od razu wpadłem w temat historii. W ogóle masz opisy prawie że tolkienowskie, a mimo to nie przesadziłeś z ich ilością, zachowując odpowiednie proporcje. Klimat niestety... no będę nudny... ale polskie imiona kompletnie psują mi nastrój.. Słyszę "Roman", a myślę wujek Romuś, poczciwy pijaczyna, z zamiłowaniem do imprez w remizach, orędownik zespołu pieśni i tańca Mazowsze ;) Dlatego też miałem problem się wczuć.

    Rozumiem że to rozdział I/prolog więc nie będę marudził, że miejscami nudne. Chociaż szczególny niedosyt czuję po akcji z kryształem - powinna być bardziej kreatywna. Do tego zakończenie jest dwuznaczne, o co chodziło z "stal błysnęła"? No bo obaj panowie zostali uraczeni wizją, ale co zraniło Sławka? Można przeczytać jako osoba z wizji/aura kryształu (bo była spersonifikowana - "aura krążyła wokół")/ a kiedy przeczytałem pierwszy raz, na szybko, to zdawało mi się, że to Roman dziabnął go czymś :0

    Podsumowując: widzę spory potencjał jako serii i będę śledził dalsze losy Wyjadacza, ale na tą chwilę 3+.
  • Slugalegionu 29.07.2015
    No, była nuda, ale początek serii ma to do siebie, że jest wolny: ) Mogłeś jednak trochę przyspieszyć, dam czwóreczkę: )
  • Daniel 29.07.2015
    Zakończenie może być nie zrozumiałe, bo specjalnie urwałem w takim momencie, a co do nudy no to… trudno. Lubię pisać spokojne nudne teksty, bo ćwiczę w nich obrazowe opisy. Nic nie poradzę, że nie lubię kiedy akcja gna na łeb na szyję, a to opowiadanie piszę bardziej pod siebie i dla przyjemności jako odskocznia od dłuższej formy. Więc wybaczcie, że zalewam was nudziarstwem. :P
  • Slugalegionu 29.07.2015
    Zakończenie jest zrozumiałe: ) Skurwysyn zdradził, tak?
  • Daniel 29.07.2015
    Yup
  • NataliaO 29.07.2015
    faktycznie, opisy masz obrazowe i ładne
  • Daniel 29.07.2015
    Dziękuję ;)
  • ausek 12.01.2016
    Pokusiłam się o przeczytanie kolejnego Twojego tekstu. Powtórzę się, ale opisy bardzo mi się podobają, może dlatego, że u mnie kuleją. ;)
    Lubię, kiedy stosuje się polskie imiona w opowiadaniach, choć nie ukrywam, że większość ludzi ma takie skojarzenia jaj Jared.:) Mnie to nie przeszkadza, a wręcz odwrotnie, bo powoduje, że wyobrażam sobie znajomą osobę w roli jaką przydziela mu autor, co nieraz jest zabawne.
    Co do zakończenia, sama staram się urwać w takim momencie, żeby czytający chciał zajrzeć do następnej i pochwalam taki zabieg. Podsumowując tekst jako wstęp jest dobry. Mnie odpowiada, pozdrawiam. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania