Wyobraźnia dziecka

Marek miał ostatnio problemy z samym sobą, nie mógł przestać się bać już od jakiegoś czasu. Wystraszył się nie na żarty, kiedy jego dziadek, opowiedział mu historię, starszy człowiek, kiedy coś opowiada, to brzmi to całkiem bardziej wiarygodnie, niż kiedy tego samego próbuje młodzieniec. Wszystko może byłoby łatwiejsze w wysłuchaniu tej opowieści i łatwiejsze do zniesienia, gdyby na końcu gadania lub chociaż na następny dzień dowiedziałby się, że to nieprawda, nic takiego jednak nie nastąpiło. Mieszkał w bloku w małej miejscowości, gdzie niektórzy czasem na podwórku, kiedy grali, w piłkę strzelając gole do bramek zrobionych z ich własnych kolorowych swetrów, snuli opowiastki o tym, że po jego mieszkaniu może coś spacerować, otwierając drzwi jedne za drugimi, mógł nagle zobaczyć bliżej nieokreśloną fizycznie istotę. Bardzo to na niego wpływało, jego wyobraźnia sama z siebie, nadawała mu w głowie wyraziste obrazy ich słów. Jednak, kiedy już się żegnali, tak jakby zapominał świadomie o tym, co słyszał, tak jak wyciąg wiozący ludzi na wysoki stok, toczy się pełny na górę, to później oddychając z ulgą, zjeżdża na dół całkowicie pusty. Tak było, do tego wieczoru, kiedy dziadek, rzucając, poszczególne zdania w jego kierunku nadał, temu wszystkiemu inny tor. Nie powiedział o tym nikomu, zdawał sobie sprawę, że dałby wszystkim powód do naśmiewania się z niego, nie chciał tego, mając swoje młode lata, widział jak czasem inni, naśmiewają się z jego kolegi, który był wątłej budowy ciała, a on, zabrzmi to egoistycznie, cieszył się, że tak nie ma. Jego strach nasilił się, kiedy jego dziadek pojechał, jak to nazwał na wakacje do sanatorium, a rodzice w pogoni za chlebem, z pokorą pomaszerowali, na nocną zmianę ciesząc się, że mają gdzie. Stał sam pośród salonu, tutaj było jasno, żarówka by raziła po oczach, gdyby nie założony na nią klosz, który przyćmiewał część jej jasności. Okręcając się wokół własnej osi, z gorącem w środku jego ciała, spoglądał na wnęki ku dołowi poszczególnych drzwi, od których pokoi było trzy, od przejścia do kuchni gdzie walały się kapcie rozrzucone przez rodziców, którzy szykując się, do wyjścia nie zawracali sobie głowy położeniem ich na właściwym miejscu, kiedy nie były używane. Upragniona jasność, która pozwalała zahamować w jakimś stopniu wyobraźnię, gdzie przedmioty codziennego użytku traciły swą wrogość, przegrywając ze światłem, była tylko w największym pomieszczeniu w ich mieszkaniu, gdzie właśnie przyciągany grawitacją utrzymywał się w pozycji pionowej, i czuł, jak bardzo się boi. Przetarł oczy, wytężył wzrok, i błagając w myślach Boga, o to, żeby chociaż w drzwiach od kuchni, w małej szparce na ich dole, gdzie tylko myszy z łatwością się prześlizgają, czując, że czekają tam na nie smakołyki, mógł zobaczyć jasność. Niestety, ciemność ogarnęła prawie wszystko, do tego żarówka nad nim zaczęła, pomrugiwać jakby ktoś bawił się alfabetem Morse’a. Na ekranie telewizora, który stał lekko od niego oddalony, czterdziesto-calowym, który w jakiś sposób kochał, bo był duży, nadawano koniec programu, i sygnał, jaki do niego docierał, dodawał do całej sytuacji jeszcze więcej grozy. Muszę się ruszyć i poczynił pierwszą próbę, zauważając, że jedna noga tak mu zdrętwiała, że nie mógł nią w pełni władać i kuśtykając, dotarł do pierwszych najbliższych drzwi i z zamkniętymi oczami pchnął je, krzycząc do siebie, ponieważ zobaczył w głowie, rękę siną, chudą, dosłownie taką samą, kiedy z Mamą odwiedzał chorą ciocię w szpitalu, której się przeraził, bo dla niego wyglądała jak potwór, była nienaturalnie chuda, a jej głowa była potężna. Szczęście mu dopisało, idealnie trafił w pstryczek odpowiedzialny za oświetlenie w jego pokoju i jego oczy widzące cienie zalała ciemna jasność, która istnieje, kiedy zamkniesz oczy w oświetlonym miejscu. I nagle, odwaga powróciła, strach pomału zaczął się ulatniać, powieki same wystrzeliły do góry, ukazując normalny pozbawiony złowrogich istot pokój, który należał do niego. Żarówka w salonie przestała pomrugiwać, dźwięk telewizora stał się normalny, czucie w nodze powróciło. Uszczęśliwiony pognał do kuchni, kopiąc napotkany po drodze kapeć, który wystrzelił do góry, odbijając się od wieszaka na ciuchy w przedpokoju. Z już niemal całym spokojem pozapalał resztę świateł, resztki horroru, które były w nim uleciały, zdał sobie sprawę, że dzięki temu doświadczeniu, które przeżył, umocnił w sobie cechy charakteru, które pomogą mu w życiu. Pogasił wszystkie światła i udał się na spoczynek. Uradowany zasypiał bez lęków, bez przeszkód przespał całą noc.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania