Wyznanie dziadersa
Nie ujawnię państwowej tajemnicy jeśli powiem, iż pasjami lubię publikacje naukowe. Często są one dla mnie poza zasięgiem rozumu. Nic mi to jednak nie przeszkadza w snuciu marzeń. Wyobraźniowych podróży po latach świetlnych, miliardach gwiazd i genezach wszechświata.
Nasza galaktyka składa się z miliardów gwiazd, a jej wielkość, to sto tysięcy lat świetlnych. Sąsiadka Mlecznej Drogi, Andromeda, ma tych gwiazd około biliona i zajmuje obszar przeszło dwustu lat świetlnych.
Patrząc na ziemskie sprawy z tych astronomicznych perspektyw, zaczynam się śmiać. Rechotać, gdyż z punktu widzenia otaczającej nas nieskończoności, chaotyczne i rozpaczliwe ruchy naszej coraz mniej błękitnej planety nie mają znaczenia. Tym bardziej nie mają go ciemnogrodzkie podskoki kotłujących się na niej ludzi. Jakiś mikrobów odstawiających WIELKIE PRZEŻYWANIE z powodu własnych ułomności. Kalekich niedostatków zapominalskiego charakteru.
Lecz owe radosne chwile zdarzają mi się rzadko. Przeważnie dociera do mnie kanonada bełkotów i poświsty zardzewiałych szabelek. Pohukiwania, groźby karalne i groźby ostemplowane skowytem histerycznej aprobaty.
Pół biedy, gdy są to odgłosy osobistości z pierwszych stron gazet. Osoby ważne w sejmowych pomieszczeniach, natomiast wśród zwykłych obywateli, pełniących rolę pętaków. Gorzej, gdy dobywają się z miejsc mających zasadniczy wpływ na los mojej rodziny.
*
Jako człek piśmienny, bywam nałogowym oblatywaczem rozmaitych stron internetowego rykowiska i niekiedy przytrafia mi się znaleźć informację wypraną z nonsensów. Wówczas oddycham z ulgą. Na myśl, że ten mój zdewastowany świat nie zgłupiał do końca i tlą się w nim resztki niegdysiejszego rozsądku, zaczynam wierzyć w możliwość ocknięcia się z absurdu i odzyskanie szans na kolejny powrót do rozumu. Na powrót nie jakichś pojedynczych, intelektualnych wyskrobków z poselskich ław, ale całych tabunów ludzi z politycznego marginesu.
*
Z punktu widzenia humanisty, współczuję dinozaurom. Panowały nad pozostałymi zwierzątkami wielkie mnóstwo milionów lat wstecz, a Ziemia istniała w całości. Lecz kiedy na piastowskie ziemie przyszedł obrzydły Tusk, raczyły wyginąć ze strachu.
Po następnych sześćdziesięciu milionach z hakiem, na naszym padole szczęśliwości zagościł Człowiek: żarłoczna osobliwość Macochy Natury. I tenże dopust boży wziął się za prędziutką kasację globu (stąd nazwa globalizacja). Jak bardzo się nią zajął, widać po unicestwieniach rajskiego życia.
A przecież minęło zaledwie 40 tysi lat od nieszczęśliwego pojawienia się człekoluda, gdy w szybkich porywach czasu i nie zwlekając ani chwili, uporał się z likwidacją nadziei na świetlaną przyszłość. Gdy wprowadził w czyn zbójecki proceder niszczenia świata.
*
Otóż ponieważ mam (do wyboru: powyżej, poniżej, gdziekolwiek i jakkolwiek) serdecznie dosyć zabawy w głuchy telefon i nie rajcują mnie dialogowe pykania tenisowe, w ramach urlopu od spraw psychiatrycznych, otwieram się na czytanie wieści oddalonych od idiotyzmów powszedniego dnia. Wyzwolonych spod łachmaniarskiego nacisku bezhołowia i biedy. Oswobodzonych ze skutków węglowej zgryzoty. I wtedy czuję, że nareszcie jestem wolny od koszmarnych wizji z nuklearną wojną i rabunkową jatką w humanitarnym pakiecie.
Komentarze (4)
Pętaki też chcą być ważne.
Myślę, ze świat jednak zgłupiał i tylko ma poprawiać nastrój, to, co niby normalne.
Dobra, znów odrodzi się świat - byle wymyślili mądrych Bogów.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania