You cz.2

Jeszcze przez długi czas leżałam wpatrując się w sufit skąpany w półmroku. Przez uchylone okno w poddaszu wpadało rześkie i nieprzyjemne powietrze. Często lubiłam wychodzić z mojej strefy komfortu. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale miałam takie momenty, że lałam lodowatą wodę do wanny i leżałam w niej przez godzinę. Najgorsze jest kilka pierwszych minut. Nienawidzisz siebie za to, że to robisz i myślisz tylko o tym, jak bardzo jest ci zimno i nieprzyjemnie. Myślisz sobie, że przecież na wyciągnięcie ręki mogłeś mieć cieplutką wodę, a sam zgotowałeś sobie te tortury.

Wszystko zmienia się z upływem kilku kolejnych minut. Zimna woda przestaje ci przeszkadzać, a wręcz staje się obojętna. Tak samo jest w życiu. Wiele sytuacji każdego dnia wytrąca nas z naszej strefy komfortu. Często coś idzie nie po naszej myśli, coś nam nie wychodzi, pojawiają się problemy. I tylko od nas zależy jak wysoki poziom tolerancji będziemy w stanie stworzyć. Od kiedy to zrozumiałam dużo łatwiej mi stawiać czoła niepożądanym incydentom.

Siedziała w kuchni pochylona nad poranną kawą. Skupiona czytała jakiś kryminał. Była bardzo szczupła i drobna. Gęste ciemne włosy opadały jej na twarz przez co trochę minęło zanim zdążyła mnie zauważyć.

-Cześć skarbie.- powiedziała zamykając książkę. Uwielbiałam jej ciepłe, pełne przejść spojrzenie.- Jak się spało? – zapytała biorąc łyk kawy.

-Dobrze.- odpowiedziałam po czym dałam jej buziaka w czoło. Trochę się postarzała, ale nadal była piękna i atrakcyjna, a kolejne zmarszczki dodawały jej tylko uroku.

-O której wczoraj wróciłaś? Byłaś z Ryanem? – westchnęłam. Przecież wie, że nic nas już nie łączy.

-Tak, był też Lucas i Kinsley.- kiwnęła głową i uśmiechnęła się.

-Może zaprosisz dzisiaj Ryana na obiad. Zrobię jego ulubioną pieczeń.- dobrze, że stałam tyłem i nie widziała jak przewracam oczami. Odwróciłam się do niej.

-Mamo, wiem że go lubiłaś, ale to przeszłość. Ryan i ja już nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy.-powiedziałam lekko poirytowana. Taką decyzję podjęliśmy miesiąc temu. Nie była łatwa, bo ludzie będąc ze sobą prawie dwa lata jednak dość mocno się do siebie przywiązują. Wchodząc w to mieliśmy zupełnie inne podejście i tok myślenia. Nie żałuję tych dwóch lat. Mogę śmiało powiedzieć, że był to jeden z lepszych okresów w moim życiu. Ryan dużo mi pomógł po wypadku rodziców i śmierci taty. Bardzo dużo rozmawialiśmy do późna. Lubiłam te wieczory, kiedy przyjeżdżał i kładliśmy się na moim wielkim łóżku patrząc przez okno na gwiazdy jedząc budyń czekoladowy. Mogliśmy rozmawiać bez końca. Często zasypialiśmy o piątej nad ranem wyczerpani, ale szczęśliwi. Lubiłam też kiedy delikatnie muskał mnie ustami po szyi i za uchem. Chyba każda kobieta to uwielbia. Lubiłam również to, że zawsze miał ciepłe dłonie w przeciwieństwie do mnie. Zawsze kiedy spacerowaliśmy w zimie wkładałam dłoń do jego rękawiczki. Specjalnie kupiłam mu za duże. Kiedyś podczas jednego z tych spacerów nagle się zatrzymał, złapał mnie za ramiona i obrócił przodem do siebie. To było kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia. Śnieg leniwie prószył od samego rana. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego twarz. Miał policzki zaczerwienione od mrozu. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w ciszy którą postanowił przerwać.

-Kocham cię Noah. –wyszeptał mi do ucha. Zrobiło mi się ciepło, a fala szczęścia zalała całą moją głowę. Całowaliśmy się potem długo nie zwracając uwagi na uśmiechniętych przechodniów. Pomyślicie zatem co się stało, że jakimś cudem nie jesteśmy już razem. Otóż nie trzeba było żadnego cudu. Na kilka tygodni przed naszym rozstaniem coś przestało miedzy nami grać. Nie dogadywaliśmy się tak jak wcześniej. Zaczęły się kłótnie o byle co. Robiliśmy problemy z niczego. Nie potrafiliśmy już rozmawiać tak jak dawniej. Coś się między nami zmieniło. Oczywiście próbowaliśmy to naprawić, ale bez większego skutku. Może za mało się staraliśmy. W każdym bądź razie oboje byliśmy tym zmęczeni. Stwierdziliśmy że na dłuższą metę nie damy rady tego ciągnąć. Postanowiliśmy jednak nie psuć naszej paczki i nadal mieliśmy ze sobą kontakt. Z dnia na dzień stawaliśmy się dla siebie coraz bardziej obojętni.

Wieczorem włączyłam laptopa mając zamiar się pouczyć. Skończyło się na tym, że usilnie próbowałam znaleźć na wszystkich portalach społecznościowych chłopaka o imieniu Ian. Nie trwało to długo.

-Mam cię.- wyszeptałam w ekran. Mimo tego, że miał zdjęcie z przed dwóch lat od razu go rozpoznałam. Siedział nad jakimś klifem. Wiatr rozwiewał mu bujne ciemne włosy. Uśmiechał się delikatnie. Miał na sobie czerwoną bluzę i spodenki. Morze za nim wyglądało na wzburzone. Zdjęcie musiało być zrobione gdzieś w Europie wczesną jesienią. Nie dodał niestety żadnej lokalizacji. To co robiłam było trochę chore. Dotarło to do mnie po tym jak przejrzałam dosłownie cały jego profil. Przerażające jest to jak wiele mogą się o nas dowiedzieć osoby zupełnie nam obce.

Noah79 > do Ian223: Cześć Ian. Nie udało nam się pogadać, ale może to nadrobimy? Fajnie byłoby się lepiej poznać ;)

Oczywiście to usunęłam i nie wysłałam. Nawet nie odważyłam się na to, aby go zaprosić do znajomych. Pomyślałby, że jestem jakąś psycholką. O ile już tak nie myśli, a może nawet mnie nie pamięta. Nie powinnam o tym myśleć stwierdziłam zamykając laptopa. To chore i nienormalne. Ian to zwykły chłopak poznany w kręgielni i… Właśnie! Kręgielnia!

Noah79 > do Kinsley00: Kins jutro po szkole idziemy do kręgielni. Nie mogę się oprzeć tym pysznym żelkom które jadłam z ich automatu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania