Z lekcji w mojej szkole...
Słyszysz dzwonek i... nic. Wiesz, że nauczycielka nie przyjdzie wcześniej niż za dwie minuty, więc postanawiasz porozmawiać sobie z koleżankami. Jedna z nich podchodzi do ciebie i zaczyna obgadywać drugą, gdy ta druga przyjdzie, jest dla niej miła i udaje "przyjaciółkę". Skąd ja to znam?
Mija 5 minut zanim szanowna pani od matmy raczy przyjść z kubkiem kawy i nigdzie się nie spiesząc otworzy klasę. Tłum uczniów zaczyna wpychać się między malutkie drzwi, ale panowie - niczym prawdziwi dżentelmeni, postanawiają przepuścić dziewczyny, które, w podziękowaniu oczywiście, patrzą na nich ze zgrozą. Wreszcie wszyscy wtoczą się do klasy, nauczycielka włączy swojego peceta, a dzieciaki, podobno gimbusy, będą wrzeszczały do siebie z dwóch biegunów sali, tak, by przekazać sobie jakąś tajemnicę.
Wreszcie matematyczka bierze sprawy w swoje ręce:
- CISZA!
Nikt się tym zbytnio nie przyjmuje, ba! wszyscy mają ją gdzieś.
Jednak chwilę później pyta:
- Kto nie ma pracy domowej?
Wszyscy milkną. Obiega klasę wzrokiem. Uczniowie patrzą na siebie pytająco.
- Była jakaś praca domowa? - postanawia zabrać głos Kamil, klasowy błazen.
Szanowna pani od matmy patrzy na niego groźnie. Już chce coś do niego powiedzieć, wpisać -5 punktów z zachowania za nic i dać nic nieznaczący wykład o ważności pracy domowej, ale zamiast tego:
- Łukaszu P., co ty robisz?
Łukasz, bardzo zajęty spisywaniem "homework'a" powoli podnosi głowę, jakby chciał wymyślić jakąś wymówkę na szybko. W końcu zrezygnowany:
- Ja, proszę pani? Uzupełniam pracę domową.
Klasa w śmiech. Z wyjątkiem Łukasza. I nauczycielki, naturalnie.
- Uzupełniasz z zeszytu kolegi? - pyta z udawanym niedowierzeniem. Chwilę później, zaczyna:
- Wiesz, że za spisywanie pracy domowej jest jedynka i -10 punktów z zachowania?! I to nie tylko dla ciebie! Marek, za to, że użyczył ci swojego zeszytu, wzbogaci się również o -10 punktów!
Rozpoczyna się dyskusja na temat "koleżeńskości". Uczestniczy w niej również Mareczek.
- Ale! Psze pani! Psze pani! - drze się wniebogłosy. - Ja zamiast tych punktów ujemnych powinieniem dostać dodatnie za bycie dobrym kolegą! Naprawdę!
Matematyczka patrzy na niego, następnie pochylając się nad dziennikiem.
- Łukasz P., jedynka. - mówi cicho. Specjalnie, by zdobywca tej nagrody o tym nie wiedział. Czyżby odpuściła wpisanie punktów?
Potrzebuje chwili przerwy, żeby ponowić pytanie:
- Kto nie ma pracy domowej?
Ana patrzy chwilę na swoją "BFF", Łucję, a za chwilę:
- Ja, proszę pani, nie mam tylko dwóch zadań.
Wszyscy wytrzeszczają oczy. Zadane było 3 krótkie ćwiczenia, a częściową "n-kę" można dostać tylko jeśli nie ma się mniej, niż połowy pracy domowej. "Najwyraźniej, Anusia nie zdążyła spisać wszystkiego od Lucy, a teraz myśli, że jej się upiecze. Co za tupet!" - tak pewnie wyglądają przemyślenia dziewięćdziesięciu procent klasy. Tymczasem, nauczycielka pyta:
- A ile było zadane?
Ana już otwiera usta, żeby skłamać, że 5 zadań, ale uprzedza ją Szymon - klasowy geniusz.
- 3 zadania, proszę pani!
Matematyczka wzdycha. Patrzy do swojego notesu i widzi, że Anka ma już wykorzytany limit nieprzygotowań.
- No cóż, Aniu. Nie masz już więcej "n-ek", więc musisz dostać jedynkę. - uśmiecha się z satysfakcją, że już na początku lekcji wstawiła "tyle" złych ocen. A przecież ma jeszcze do rozdania kartkówki.
- Skoro nikt więcej nie ma nic do zgłoszenia, sprawdźmy pracę domową.
Patrzysz w ławkę szkolną, jakby był na niej wyświetlano właśnie nowego Jamesa Bonda, albo coś w tym stylu, a przecież nic tam nie ma! Myślisz: "Tylko nie ja, tylko nie numer piętnasty..."
- Numer piętnasty, poproszę! O, a kto to? - podnosisz niechętnie rękę. - Marta?! Genialnie! Masz mało plusów! - uśmiecha się złowrogo. "Chciałaś chyba powiedzieć, "jedynek", głupia babo." - myślisz.
Czytasz pracę domową i jako tako ci się udaje. W końcu nauczycielka musi wstawić ci plusa, żeby nie wyjść na zołzę. (Co z tego, że i tak nią jest...) Patrzy na ciebie z niesmakiem i wpisuje...
- Skoro już sprawdziliśmy zadania, teraz rozdam kartkówki. - uśmiecha się. O nie! To zły znak!
Rzuca tymi niewinnymi kartkami po ławkach, jednocześnie mówiąc:
- Poszło wam najgorzej z całej szkoły! Jest MULTUM jedynek! Tylko Szymon dostał piątkę! - żali się. A teraz - tak, to bardzo nie fair - ona lubi wstawiać dobre oceny Szymonowi! Jedynie jemu!
W końcu wypociny lądują na twojej ławce. "Uff, 3+..." - oddychasz z ulgą. "Dobrze, że nie 1!" Nagle ktoś z rogu sali krzyczy:
- Yeah, 2!
Nauczycielka rozgląda się po sali. Wiadomo, kto to powiedział.
- Karolu D., chcesz dostać obniżoną ocenę do jedynki?! - zadaje pytanie retoryczne.
- Nie, proszę pani. Ale z podwyższenia do trójki bym się ucieszył. - odpowiada z uśmiechem.
Znowu ktoś się zaśmiał.
- Nie błaznuj!
I dopiero zaczyna się lekcja. Robicie zadania na "odwal się" i nikogo nie obchodzi to, że nie rozumiesz, przecież...
- ... muszę zapowiedzieć kartkówkę. I sprawdzian. - mówi matematyczka.
Po sali przechodzi cichy szept:
- O NIEE!
Ona jednak to ignoruje.
- Więc kartkówka bedzie po niedzieli, czternastego grudnia, a sprawdzian za tydzień, w piątek, osiemnastego grudnia. Dobrze się przygotujcie! - ostrzega,
- Nie zamierzam się przygotowywać. - mówi Marcin.
- A to niby dlaczego?! - pyta pani od matmy.
- Bo dwunastego grudnia będzie zamach w metrze. A ja pojadę metrem.
Nauczycielka przewraca oczami, a klasa się śmieje - typowe.
Reszta lekcji upływa już w miarę spokojnie, poza kilkoma wyskokami.
W końcu, dzwoni dzwonek. Już masz zamiar zacząć się pakować, jak robią to inni, gdy matematyczka krzyczy:
- A dokąd to?! Dzwonek jest DLA MNIE! Muszę jeszcze zadać pracę domową.
Wszyscy patrzą na siebie zdenerwowani, że się nie udało. Prawie zapomniała!
- Więc to będzie cała strona 145, 146 i 147. Czyli 30 zadań. Na weekend, poradzicie sobie.
Wychodzisz z tej przeklętej klasy jak najszybciej się da. Miałaś plany na sobotę i niedzielę, a one wszystkie wyparowały dzięki jednej nauczycielce matmy! Wielkie dzięki.
© Missisipi, 2015
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania