Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Z zimną krwią

Ostatnie dni były bardzo ciepłe jak na środek lutego. Śnieg topił się w bardzo szybkim tempie powodując okazałe kałuże, i masę błota. Komisarz Jan Marchwicki, zwany powszechnie Marchewą, brodził po kostki w mule idąc przez Lasek Marceliński. Czuł że jego nowe New Balance już przemokły. Cieszył się jedynie z tego że nie miał do pokonania dalekiej odległości od głównej drogi. Widział już taśmy policyjne okalające miejsce zbrodni. Przy taśmie stało dwóch mężczyzn. Rozpoznał podkomisarza Rafała Podgórnego i swojego przełożonego inspektora Witolda Małeckeigo. Przywitał się bez słowa skinieniem głowy.

- No w końcu – powiedział na jego widok inspektor. – technicy już prawie kończą.

- Zawsze się spieszę kiedy jest jakieś śledztwo do wzięcia – odpowiedział – co tam?

- Strzał w klatkę piersiową, trup na miejscu. Umówił się tu z zoną na romantyczny spacer po błocie. Ona go znalazła. – zrelacjonował Podgórny

- Chcieli spacerować po tym bagnie?

- Dziś 14 luty, podobno tu się poznali. Takie romantico.

- Powiedziała coś więcej?

- Nie, była w szoku. Ledwo się szło z nią dogadać. Ja tam myślę że to pewnie rabunek, gość się postawił i bum bum – Podgórny złożył dłoń w kształt pistoletu i za imitował wystrzał.

Janek przeszedł za taśmy i podszedł do jednego z techników. Ten podał mu komplet rękawiczek. Korpus denata leżał za ławką, na której za pewne siedział w momencie strzału. Dolna część ciała dalej spoczywała na ławce. Ciało wyglądało tak jak gdyby mężczyzna przewrócił się po pijaku nie mogąc utrzymać równowagi. Rozejrzał się czy przypadkiem nie zadeptuje śladów, jednak w tym błocie ciężko było mówić o jakichkolwiek śladach.

- Jak został zidentyfikowany? – zapytał.

- Znaleziono portfel z dokumentami - odpowiedział jeden z techników.

- Coś było w portfelu?

- Trochę pieniędzy, dokumenty nic szczególnego.

- Muszę przyznać że jeśli to był napad na tle rabunkowym to złodziej nie był zbyt bystry. Zostawił cały portfel razem z zawartością a na ręku zegarek. Co prawda to tylko stara Omega, ale pewnie warta jakieś pięć tysięcy.

Inspektor zakrztusił się słysząc tą kwotę. Podgórny lekko poczerwieniał, jego teoria o rabunku nie utrzymała się zbyt długo.

- Czyli co, sugerujesz że morderstwo z zimną krwią? – zapytał przełożony.

- Coś jest na rzeczy.

Inspektor przewrócił oczami. Miał nadzieję na szybkie rozwiązanie problemu. Zapewne łatwiej by było z próbą rabunku, ale morderstwo. Kto to widział. Z zimną krwią?

- Spróbujcie się czegoś dowiedzieć. Meldujcie jeśli coś znajdziecie – wydał polecenie i zaczął kierować się w stronę swojego samochodu.

Podgórny przeskakiwał z nogi na nogę, wyglądał na zniecierpliwionego.

- Znaleźliście jeszcze cos ciekawego – zapytał Janek w stronę techników.

- W zasadzie nie. Przez to błoto ciężko o jakiekolwiek ślady. Znaleźliśmy i zabezpieczyliśmy łuskę z pistoletu z którego prawdopodobnie oddano strzał.

- Niech zgadnę…

- Tak, to nabój 9 mm Parabellum, najpopularniejszy nabój na rynku, używany w większości typów pistoletów. Zapewne wystrzelony z Glocka 17.

- Możliwe, czarny rynek jest nimi zalany, za dwa tysiaki można kupić takiego na co drugim targu. – skwitował Janek.

- Poza tym, wątpię że znajdziemy coś więcej. Może coś się uda jak go przewieziemy.

Marchwicki zdjął rękawiczki, zmiął je nieco i włożył do tylnej kieszeni dżinsów. Potarł dłoń o dłoń, po czym obiema rękami chwycił się za głowę. Pogładził po króciutko ściętych włosach i odetchnął głęboko.

- Musimy pogadać z żoną, to ona miała się z nim tu spotkać.

- Kobitkę wzięła karetka. Tak się miotała, że nie daliśmy rady nawet z nią pogadać.

- Trzeba się dowiedzieć gdzie ją zabrali. Jedziesz? – zapytał Marchewa.

- Jadę. – skwitował krótko Podgórny.

Znali się doskonale. Współpracowali od kilku lat. Nie zawsze się dogadywali. Czasami wychodziły na wierzch różnice charakterów, jednak zdarzało się często że jeden zauważył cos co drugi przeoczył. Trzeba przyznać że również spojrzenie na sprawę z dwóch różnych punktów widzenia było bardzo przydatne. Kiedy tylko udało im się wygrzebać z podmokłych terenów szybko ustalili w którym szpitalu znalazła się małżonka zabitego. Droga upłynęła im szybko i sprawnie. Weszli do szpitala głównym wejściem, zostawiając za sobą błotne ślady. Udali się w stronę izby przyjęć.

- Chyba Panowie żartują – zaczepił ich kobiecy głos.

Obejrzeli się za siebie i zauważyli około 50 letnią Panią pchającą wózek ze środkami czystości oraz wetkniętymi na specjalne zaczepy mopami.

- My na izbę, jesteśmy z policji i …

- Mogą być Panowie nawet i z policji, i z wojska, i z czego tam chcecie ale gdzie mi się tu w tych butach – kobieta wskazała na umorusane buty Marchwińskiego.

- Jedziemy prosto z miejsca zbrodni i nie było czasu. – zaczął Podgórski.

Kobieta wskazała na ścianę obok nich i pokiwała przecząco głową. Na ścianie znajdował się automat z foliowymi woreczkami na buty. Obaj podeszli do automatu i wzięli po jednej parze. Założyli na buty patrząc wymownie na Panią sprzątającą. Kobieta zmroziła ich wzrokiem odwróciła się w swoja stronę i odeszła.

- Nie możesz być taki ugodowy Marchewa - zagadnął Podgórny z uśmiechem.

- Nie wiesz że takie babeczki od sprzątania rządza w takich miejscach? Zresztą też się nie kwapiłeś żeby zacząć dyskusję. Choć nie traćmy czasu.

Ruszyli dalej wzdłuż korytarza. Po chwili dotarli na miejsce. Zauważyli pielęgniarkę, która wyszła z zza rogu. Wskazała im pokój lekarski. Bez chwili zwłoki ruszyli w jego stronę. Zastali tam jednego z dyżurnych lekarzy.

- Witam. Komisarz Marchwiński, to jest podkomisarz Podgórny – Podgórny skinął głową – chcieliśmy zadać parę pytań Pani Nikielskiej.

- Myślę że to możliwe, podaliśmy jej środki uspokajające. Tylko proszę Panowie, delikatnie. Przeżyła szok. – odpowiedział lekarz – Póki co odpoczywa w Sali nr dwa, za chwilę dostanie wypis.

Policjanci wyszli z pokoiku lekarskiego i udali się do wskazanej sali. Zastali w niej kobietę w wieku około 40 lat siedzącą na skraju łózka. Była pochylona i trzymała dłonie wplecione w złote kręcone włosy.

- Witam – zaczął Marchwiński starając się zachować spokojny ton – komisarz Marchwiński, to podkomisarz Podgórski, wiemy że to trudny czas dla Pani ale musimy zadać kilka pytań.

Kobieta powoli uniosła głowę. Makijaż rozmył się całkowicie na jej twarzy. Otarła oczy. Spojrzała na policjantów z lekką dezaprobatą.

- Nie chcemy Pani niepokoić. Musimy jednak zadać kilka pytań. Proszę nam powiedzieć czy gdy dotarła Pani na miejsce spotkania, może rzuciło się Pani coś w oczy? Jakiś szczegół, który mogliśmy przeoczyć ze względu, chociaż by na pogodę?

- W tamtym momencie nie miałam głowy do rozglądania się wkoło. – odpowiedziała cicho kobieta.

- Oczywiście, rozumiemy. A czy maż miał jakieś kłopoty? W pracy, prywatnie? Ktoś Państwu groził?

- Nie, nie wydarzyło się nic takiego – odpowiedziała szlochając cicho – nie mamy problemów finansowych, w firmie męża wiedzie się coraz lepiej. O szczegóły mogą Panowie zapytać jego wspólnika Jerzego Podbrożnego. Razem prowadzą, znaczy prowadzili firmę. – szlochnęła cicho.

- A czym się ta firma zajmuje, jeśli mogła by Pani nam powiedzieć?

- Zajmują się utylizacją broni. Ale nie znam szczegółów, mąż nie mówi za wiele na ten temat.

Każda zużyta broń i amunicja, która nie nadawała się do użytku bądź była wycofana musiała być odpowiednio zabezpieczona i zniszczona. Zajmowały się tym odpowiednie zakłady, które musiały przejść bardzo restrykcyjną weryfikację, Nie było ich zbyt wiele. Marchwiński musiał przyznać że to ciekawy trop. Może uda dowiedzieć się coś więcej.

- Czy mogła by Pani zapisać nam adres tej firmy – podał kobiecie notes.

Wzięła go lekko trzęsącymi rękami. Zapisała adres i podała notes z grobową miną.

- Nie będziemy już przeszkadzać, do widzenia.

Kobieta nie odpowiedziała. Patrzyła bez słowa w ich kierunku. Kiedy już przekraczali próg powiedziała:

- Złapcie go.

- Będziemy próbować - odparł komisarz.

Szli korytarzem szpitalnym w ciszy. Kontakt z rodziną zabitego nigdy nie był łatwy i zazwyczaj ciężko było dowiedzieć się czegoś konkretnego. Ale musieli to zrobić, choćby po to żeby móc to wpisać do raportu.

- Musimy się cos dowiedzieć o tej rodzinie. Może jednak mieli jakieś problemy z kasą. – powiedział w końcu Podgórski.

Nie da się ukryć że najczęstszymi przyczynami zabójstw był alkohol, sprzeczki rodzinne i problemy finansowe.

- Może dowiemy się coś od wspólnika – powiedział Marchwiński.

- O ile nam coś powie.

Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę zakładu wskazanego przez kobietę. Przed zakładem znajdował się mały parking na, którym zostawili auto. Sam budynek nie był duży. Uzdatniono do ponownego użytkowania jeden ze starych zakładów. Wyglądał trochę jak zbitek kilku osiedlowych garaży. Policjanci weszli do środka. Już przy wejściu natknęli się na dość postawnego mężczyznę z łysą głową i sporym tatuażem motyla z tyłu głowy. Mężczyzna odwrócił się.

- Słucham Panów?

- Komisarz Marchwiński i podkomisarz Podgórny, my w sprawie Pana wspólnika.

- Nie wiem co nawywijał ale dziś go nie ma. Muszą Panowie szukać w domu.

- Nie rozumie Pan. Pan Nikielski nie żyje, został zastrzelony w Lasku Marcelińskim.

Mężczyzna wyraźnie spoważniał.

- Zapraszam Panów do biura.

Przeszli wzdłuż korytarza mijając po drodze kolejne drzwi. Korytarz wyglądał dość obskurnie. Złuszczająca farba odrywała się ze ścian. Mężczyzna otworzył z łoskotem drzwi na końcu korytarza. Biuro było urządzone minimalistycznie. Pod jedną ze ścian stało biurko odwrócone frontem do wejścia, przed nim dwa krzesła. Oprócz tego w pokoju znajdowało się kilka szafek zarzuconych segregatorami i luźno walającymi się papierami.

- Przepraszam za bałagan, ale zarzucają nas zbędą papirologią. Musimy mieć wszystko na papierze – uśmiechnął się lekko – ale dobrze płacą więc jest ok. Słyszałem o jakimś mężczyźnie w lasku, mówili w radiu. Ale żeby to… - urwał kręcąc głową.

- Może nam Pan cos podpowie. Mieli Panowie jakieś problemy? Branża dość ciekawa.

- Taaa. Powiem Panom że raz mieliśmy ofertę od jakiegoś gościa żeby mu podrzucić trochę amunicji do Makarova. Mieliśmy trochę takiej, jakieś pozostałości nikt nie wie nawet skąd.

- I co Panowie na to?

- Coś Pan nie ma szans. Musimy się rozliczyć z każdej sztuki broni i z każdego naboju. Jak coś się tylko nie zgadza to biorą nas za dupę.

- Może ten ktoś się zemścił.

- Nieee, niemożliwe. To było na samym początku jak zaczynaliśmy. Jakieś cztery lata temu.

- To może powie nam Pan cos więcej o panu Nikielskim.

- Co tu dużo gadać. Normalny gość. Żona, rodzina. Mają tfu, mieli dwójkę dzieci. Spędzał z nimi tyle czasu ile mógł.

- Mogli mieć jakieś problemy z pieniędzmi?

- Niemożliwe. Co jak co ale Grzesiek potrafił liczyć. Mieli sporo kasy, kilka mieszkań. Z tego co wiem to mieszkania ogarniała żona. Wiecie, jak coś tam trzeba było. Samochody mieli fajne, wakacje dwa razy do roku.

- I tyle pieniędzy Panowie tu wyciągacie? – zapytał z żywym zaciekawieniem Podgórny.

- Całkiem sporo – mężczyzna kontynuował jak by nie zrażony pytaniami o firmę – ale wiem że tez grał na giełdzie, kupował bitcoiny. Nie wiem co robił jeszcze, ale obracał sporą gotówką.

- A o życiu prywatnym Panowie rozmawiali?

- Nic szczególnego. Dobrze żyli. Po ślubie byli paręnaście lat. Nic nie wiem o jakiś dziwnych sprawach. Chociaż – mężczyzna zamyślił się przez kilka sekund – coś ostatnio mówił że miał wrażenie że żona coś ukrywa, że może go zdradza. Ale później zawsze się śmiał i mówił że bredzi – mężczyzna wzruszył ramionami.

- Nie mówił na ten temat nic więcej?

- Nic mi nie wiadomo. Raczej to nie możliwe, żona zawsze wydawała się nim zachwycona. Grzesiu to, Grzesiu tamto.

Policjanci spojrzeli na siebie. Ale chyba nie uzyskali informacji na które liczyli. Mierna pogawędka o podejrzeniu zdrady to trochę mało.

- Póki co chyba podziękujemy – powiedział Marchwiński. – gdybyśmy mieli jeszcze jakieś pytania…

- Jasne proszę dzwonić – mężczyzna podał komisarzowi wizytówkę.

Policjanci wyszli z zakładu. Usiedli w aucie.

- W sumie nic ciekawego – powiedział Podgórny.

- W zasadzie tak, ale dziwny ten gość. Ciężko powiedzieć w jakich kręgach się obracał ten cały Nikielski. Giełda, bitcoiny to oficjalna wersja, pasuje dowiedzieć się coś więcej. Wspólnik też miał w tym biznes. Trzeba go sprawdzić. – Marchwiński wyciągnął telefon i wykręcił numer.

- Cześć – usłyszał po drugiej stronie.

- Hej. Sprawdź nam – spojrzał na wizytówkę – Jerzego Podbrożnego i firmę Beretex spółka z o o.

- Szukacie czegoś konkretnego?

- Chcemy wiedzieć wszystko co się da.

- Akurat mam chwilę, mogę zerknąć. Będziemy w kontakcie.

Mężczyzna po drugiej stronie rozłączył się.

- Póki co jedźmy na komendę wypełnić parę papierów bo później utoniemy. – powiedział Marchwiński.

Praca papierkowa jest zmorą policjantów. Czasami mają wrażenie że więcej czasu spędzają przed komputerami niż prowadząc realne działania. Dla tego wiele spraw, zwłaszcza tych drobnych umiera już w przedbiegach. Tuż przy wejściu na komendę zadzwonił telefon.

- Mam już trochę informacji.

- Szybko Ci poszło – odpowiedział Marchwiński.

- Nie opierniczam się tak jak wy. Jeśli chodzi o Podbrożnego to odsiadywał niewielki wyrok za pobicie, wiązany był z Poznańskim pół świadkiem, chociaż nigdy mu nie przyklepano nic więcej. Jeśli chodzi o firmę to spółka była zarejestrowana na Nikielskiego i jego żonę. Wychodzi na to że Nikielski tylko figurował a wszystkim zajmował się Podbrożny.

- Ciekawe – powiedział Marchewa – nie mógł prowadzić takiej działalności ze względu na to że był karany, ale za to miał dojścia.

- Si, na razie tyle. Jak się coś dowiem to dam jeszcze znać.

Komisarz streścił rozmowę Podgórnemu. Udali się do swojego pokoju i usiedli przy biurku. Marchwiński uruchomił komputer. Wiatrak urządzenia zahuczał dławiony kurzem.

- Ten Podbrożny jest dziwny ale z drugiej strony jak zniknął Podgórny to będzie miał problem z firmą. – powiedział Podgórny.

- Chyba że coś kombinuje – odpowiedział komisarz.

- Chyba że coś kombinuje – powtórzył Rafał.

Stojący na biurko telefon rozdzwonił się. Marchewa z ociąganiem podniósł słuchawkę. Trzeba przyznać że ten telefon to prawdziwy zabytek, pamiętał jeszcze chyba słusznie minione czasy komuny.

- Tak – miało to zabrzmieć jak przywitanie.

- Panie komisarzu przyszła jakaś kobieta. Nazywa się Wioletta Zając. Twierdzi że musi z Panem porozmawiać.

- Przyprowadźcie ja do czternastki.

Już po chwili na korytarzu słychać było stukot szpilek. Do pokoju weszła kobieta w wieku około 35 lat ubrana w lekki, krótki płaszcz z pod którego wystawał fragment czarnej sukienki. Miała długie blond włosy i pociągłą twarz.

- Wioletta Zając – przywitała się.

- Komisarz Marchwinśki. Podobno chciała Pani ze mną rozmawiać.

Podgórny siedział na krześle pod oknem nie odzywając się. Kobieta zawiesiła na chwilę na nim wzrok.

- Tak, w zasadzie tak. – zastanowiła się chwilę – Słyszałam co się stało i musiałam do Panów przyjść. Jestem siostrą Doroty Nikielskiej. – Podgórny ożywił się nieco – Nie mogła bym sobie darować gdybym nie powiedziała wszystkiego co wiem.

Marchwiński zdziwił się, mieli oczywiście w planach w kolejnych dniach przesłuchać rodzinę i innych bliskich, ale że ktoś sam się zgłosił, i to tak szybko? Dziwne.

- Słucham Panią – powiedział komisarz – każda wskazówka będzie pomocna.

- Mąż siostry to był naprawdę dobry człowiek, tylko dlatego tu jestem – zaczęła kobieta ważąc słowa – nie wiem czy Panowie wiedzą że moja siostra wraz z mężem mieli kilka mieszkań, które wynajmowali.

- Słyszeliśmy to już – potwierdził komisarz.

- Tych mieszkań mieli kilka przy ulicy Milczańskiej czy Kochanowskiego ale mieli też dwa małe mieszkania na Jeżycach, dość obskurne zresztą. W tym większym mieszkało taka dziwna para. Facet to jakiś kryminalista. Mówili na niego Bystry. W tym mniejszym mieszkał jakiś facet po rozwodzie. Moja siostra miała romans z tym mężczyzną – kobieta spuściła głowę tak jak by się zawstydziła.

- Skąd Pani o tym wie? Od siostry?

- Tak, rozmawiałam z siostrą o nim kilka razy. Siostra kupowała mu różne rzeczy, ubrania i tak dalej. Chyba też dawała mu jakieś pieniądze. Mówiła że go kocha. Mówiłam jej że ją wykorzystuje ale ona nie chciała nawet słuchać.

- Może nam Pani podać adresy tych mieszkań? – zapytał komisarz podając kobiecie kartkę i długopis.

Kobieta zapisała adres na kartce.

- To w zasadzie tyle co wiem – powiedziała – mam nadzieję że pomogłam.

- Bardzo dziękujemy – powiedział komisarz podając rękę.

Kobieta odwzajemniła gest i podała rękę z lekkim uśmiechem po czym wyszła z pokoju.

- Czyli rodzinka miała swoje tajemnice – Marchwiński usiadł w fotelu i odgiął się do tyłu. – trzeba by jutro podjechać i sprawdzić o co to chodzi.

Nazajutrz spotkali się przed południem pod komisariatem. Podeszli do Żabki, która mieściła się tuż obok. Zamówili po dużym kubku kawy. Wsiedli do auta i pojechali pod wskazany adres. Postanowili że najpierw odwiedzą kochanka a później zajrzą jeszcze do tej, jak to określiła Pani Zając, dziwnej pary.

Stanęli przed drzwiami do wyznaczonego mieszkania. Zapukali. Po chwili otworzył im mężczyzna. Miał na oko 30 – 35 lat.

- Komisarz Marchwiński i podkomisarz podgórny, chcieliśmy zamienić z Panem kilka słow.

Mężczyzna wpuścił policjantów do środka. Mieszkanie było małe, w zasadzie była to kawalerka. Jeden pokój, po prawej stronie od wejścia znajdował się aneks kuchenny, po lewej zapewne drzwi do łazienki. Mężczyzna wskazał ręką na dwa krzesła stojące przy malutkim stoliku. Sam usiadł na wersalce, pełniącej też role łózka.

- W czym mogę Panom pomóc.

- Nie wiem czy Pan słyszał o śmierci Pana Andrzeja Niklińskiego. – zaczął Marchwiński.

Mężczyzna nie wydawał się bardzo zakoczony.

- Tak, doszły mnie takie słuchy.

- A nas doszły słuchy że miał Pan romans z żoną zabitego – stwierdził Podgórny.

Mężczyzna poruszył się nerwowo.

- To prawda, że u mnie bywała. Ale Panowie chyba nie myślą że…

- Wie Pan - przerwał komisarz – płomienny romans, ktoś tu pewnie przeszkadzał.

- Nie no panowie to nie tak.

- A jak?

- Ykhm – odchrząknął mężczyzna.

- Proszę Pana sprawa jest poważana, proszę rozwinąć temat. – stwierdził Podgórny.

- Dobra, dobra – znowu się przekręcił nerwowo – mieliśmy romans. Dostawałem kasę i różne fanty. Nie łączyło nas nic więcej. Seks w zamian za przyjemności materialne.

- Siostra pani Nikielskiej twierdziła coś innego, podobno jest w Panu zakochana.

- Nic o tym nie wiem, jak Boga kocham – mężczyzna podniósł dwa palce w górę – dymaliśmy się tylko, Czasem wszyliśmy do knajpy ale to wszystko. Ja nic więcej nie planowałem. Zresztą powiem szczerze że kiedy tylko uda mi się stanąć trochę na nogi po rozwodzie, i ogarnę się z robotą to kończę to wszystko.

- Co Pan robił wczoraj w godzinach porannych?

- Cały dzień spędziłem z dzieciakami. Naprawdę. W szkole akurat maja wolne. Byliśmy w kinie, później na łyżwach. Panowie skąd miałem wziąć te pieniądze, bez roboty?

- Ktoś poza dziećmi może poświadczyć?

- Na pewno była zona. No i mam tu chyba bilet z kina.

Mężczyzna wstał i podszedł do wieszaka w przedpokoju. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął bilet. Podał go komisarzowi. Tak, to był bilet z wczoraj.

- Póki co dziękujemy – powiedział Marchwiński – gdybyśmy mieli jeszcze jakieś pytania skontaktujemy się z Panem.

Policjanci wyszli z mieszkania. Mężczyzna obserwował jeszcze jak schodzą po schodach, kiedy zniknęli z pola widzenia zamknął drzwi i przekręcił zamek.

- I co? W sumie nic konkretnego – zagadnął Podgórski.

- Wychodzi że faktycznie mógł spędzać dzień z dzieciakami. Swoją drogą niezbyt piękny jak na utrzymanka – uśmiechnął się Marchewa. – podjedzmy jeszcze do tych drugich skoro już tu jesteśmy.

Drugie mieszkanie znajdowało się zaledwie kilka minut piechotą. Wsiedli jednak do samochodu i podjechali pod drugi budynek. Odnaleźli mieszkanie i zadzwonili dzwonkiem przy drzwiach. Otworzył im łysy mężczyzna, około 40 lat. Bez koszulki. Jego tors roił się od tatuaży. Jednak każdy z nich wyglądał jak rozmazany hieroglifów namalowany przez dziecko. Tatuaże więzienne wykonywane kawałkiem druta.

- Czego – sapnął.

- Dzień dobry, jesteśmy z policji i…

Mężczyzna od razu chciał huknąć drzwiami przed nosem funkcjonariuszy. Podgórny zdążył jednak włożyć but między drzwi a framugę.

- Chcieliśmy z Panem zamienić parę słów inaczej będziemy musieli jechać na komendę.

- Nie gadam z psami – ryknął facet.

Policjanci przepchnęli drzwi. Mężczyzna uciekł w głąb mieszkania. Odbezpieczyli kabury i wyciągnęli broń.

- Nie chcemy awantury, mamy tylko parę pytań.

Podgórny wszedł za drzwi przedpokoju. Mężczyzna wyskoczył wprost na niego chcąc wytrącić policjanta z równowagi. Podgórny ustał jednak i tkwili teraz w zapaśniczym uścisku. Facet był dobrze zbudowany a jego uścisk był dość mocny. Podgórny skrzywił się z bólu. Marchwiński zaszedł mężczyznę od góry i uderzył go pięścią w tył głowy. Na tyle mocno że ten puścił partnera z uścisku i odwrócił się do komisarza. Ten szybkim susem doskoczył do mężczyzny, chwycił go za bark i szybkim ruchem wykonał podcięcie zwane o-soto gari. Zajęcia Judo zdały egzamin. Mężczyzna runął jak długi. Marchewa usiadł na plecach mężczyzny i korzystając z jego dezorientacji założył mu kajdanki.

- No to jedziemy na komendę. – skwitował spokojnie z lekkim uśmiechem.

Zarzucili na mężczyznę bluzę, która wisiała w przedsionku i wyprowadzili z mieszkania.

Będąc już na komendzie usadowili go na krześle. Ręce cały czas miał spięte za plecami.

- Panowie, nie porozumienie takie – skamlał całą drogę, kontynuował również teraz.

- Panie Karaś – zaczął komisarz - z tego co mi wiadomo ma Pan jeszcze wyrok w zawieszeniu, chyba bardzo Pan chce wrócić do Wronek.

- Panie władzo no co Pan, ja na dobrą drogę wróciłem. Z babą sobie nawet ułożyłem.

- To czemu Pan normlanie drzwi nie otworzył? – spytał Podgórny.

- Głupio zrobiłem wiem, ale już jak słyszę że policja to mi się coś w żołądku wykręca. – próbował się uśmiechnąć, szczerząc szczerbate zęby.

- Zatrzymaliśmy Pana w sprawie zabójstwa…

- Wiem, wiem tak myślałem że dojdziecie do mnie, ale to nie ja. – powiedział Karaś.

- A kto?

- A ja wiem?

- Co Cię łączyło z Panią Niklińską?

Mężczyzna spoważniał. Spojrzał na Marchwińskiego później na Podgórskiego.

- Wiedziałem że tak będzie - powiedział w końcu – mówiłem mojej.

- Co będzie?

- Naprawdę chce już normalnie…

- No to mów że człowieku, bo nie mamy czasu.

Zatrzymany wydawał się mocno zdezorientowany.

- Przyszła kiedyś ta babka, ta co to od niej to mieszkanie mamy. Myślałem że z awantura że nie zapłacone. Ale przecież płaciłem myślę sobie. A ona się rozsiadła u nas no i tak pogadaliśmy chwilę i ona do mnie ile bym chciał za zabicie jej męża.

Policjanci popatrzyli po sobie. Nie ukrywali zaskoczenia

- I co?

- No i powiedziałem jej żeby spier… – urwał w połowie słowa - znaczy ze nie ma takiej opcji.

- Wiesz co mówisz? – zapytał Podgórny.

- No tak było, moja baba świadkiem.

- I kto to zrobił jak nie Ty?

- Nie mam pojęcia.

Policjanci popatrzyli po sobie. Wiedzieli że już więcej raczej się nie dowiedzą. Zresztą to co im powiedział mężczyzna było dość szokujące i zmieniało punkt widzenia. Oboje wyszli z pokoju.

- Trzeba sprawdzić czy Nikliński nie był ubezpieczony na jakąś duża kwotę i założyć ogon żonie. Zobaczymy czy nie będzie się z kimś kontaktować. – powiedział Marchwiński.

Podgórny przytaknął. Wypuścili zatrzymanego i wysyłali dwóch funkcjonariuszy pod dom wdowy Niklińskiej. Po kilkunastu godzinach Marchwiński dostał informację że kobieta udała się na siłownie przy Królowej Jadwigi.

- Podjadę tam do was. – powiedział do słuchawki i rozłączył się.

Udali się wraz z Podgórnym na miejsce. Zaczynało się już zaciemniać. Zostawili auto w Starym Browarze i na nogach przeszli pod pomnik Ratajskiego. Przystanęli tam na chwilę, po czym powolnym krokiem ruszyli w stronę siłowni. Przechodząc obok schodów prowadzących między biurowce zauważyli dwie postacie.

- Zajrzę tam – powiedział Marchwiński i ruszył powoli w górę schodów.

W zapadającym zmroku dojrzał sylwetkę Niklińskiej. Przekazywała mężczyźnie jakąś paczkę. Ruszył żwawiej. Kobieta chyba wyczuła że ktoś zmierza w ich stronę i odwróciła się.

- Dzień dobry, komisarz Marchwiński.

Kobietę sparaliżowało, mężczyzna rzucił torbą w stronę policjanta i zaczął ucieczkę.

- Góra! – wrzasnął komisarz, uruchamiając Podgórnego, który wbiegał już po schodach z zamiarem zatrzymania kobiety i wezwania posiłków. Marchwiński ruszył w pościg za mężczyzną. Przebiegli między budynkami wypadając na parking. Minęli Novotel. Mężczyzna kierował się w stronę parku. Policjant biegł tuż za nim, poczuł jednak bardzo nieprzyjemne kłucie w lewym boku. Musiał przyznać że jego forma nie pozwalała na biegi długodystansowe. Zwolnił tępo i odbezpieczył kaburę. Park był opustoszały. Wiedział że to jedyna szansa żeby go teraz zatrzymać. Wyciągnął Walthera P-99 wystrzelił w powietrze krzycząc:

- Stać Polcja!

Mężczyzna nie zatrzymał się. Marchwiński stanął, błyskawicznie wycelował w oddalającego się uciekiniera i wystrzelił. Jeden strzał. Mężczyzna runął na ziemię ze zwierzęcym rykiem. Policjant podszedł do niego oddychając głęboko.

- Prosiłem żebyś się zatrzymał – wysapał przysiadając na ziemi.

Krew tryskała z nogi mężczyzny, ten wił się na ziemi. Po kilku sekundach podjechał radiowóz wezwany przez Podgórnego. Wezwano również pogotowie do postrzelonego mężczyzny. Kobietę zabrano na komisariat, usadowiono ją w pokoju Marchwińskiego.

- No co to się stało Pani Doroto? – zapytał Komisarz. – z tego co widzę to mąż był ubezpieczony, można powiedzieć że w państwa skali na tylko trzysta tysięcy.

- Nie chodziło o pieniądze – powiedziała przez łzy.

- To ja się domyślam skoro zapłaciła Pani pięćdziesiąt tysięcy za śmierć męża – policjant rzucił na stół pakunek, który kobieta przekazywała tajemniczemu mężczyźnie. Z pakunku wypadły pliki pieniędzy.

Kobieta spuściła głowę.

- Chodzi o miłość, Pan nigdy tego nie zrozumie.

- Proszę mi opowiedzieć, bardzo bym chciał zrozumieć choć trochę.

- Nie kochałam swojego męża, chciałam odejść i tak, miała kochanka.

- Wiemy - kobieta wydawał się lekko zaskoczona – naprawdę myślała Pani że się nie dowiemy?

- Długo już się spotykamy i jest nam cudownie. Mąż stał nam na drodze – powiedziała z zawziętą miną.

- Z tego co mi wiadomo kochanek nie widział przyszłości z Panią.

- Dlaczego Pan tak mówi?

- Tak powiedział.

- Nie, to nie możliwe. To niemożliwe – wyszeptała kręcąc głową.

- Proszę się zastanowić czy było warto, a będzie Pani miała teraz dużo wolnego czasu – powiedział Marchwiński wychodząc z pokoju.

- Ale my się kochamy, kochamy się – krzyczała przez łzy kobieta tak jak by chciała przekonać do tego i siebie i komisarza.

Marchwiński zszedł na dół. Obok automatu z kawą stał Podgórny popijając mała czarną.

- Mówiłem że takie rzeczy zazwyczaj zostają w rodzinie? – powiedział komisarz.

- Tym razem miałeś rację – uśmiechnął się lekko Podgórny. – niesamowite że dochodzi do czegoś takiego.

- Racja, jak by się nie było można normalnie rozstać. – Marchwiński wrzucił monety do automatu.

Pobrał kubek z kawą i usiadł na ławeczce obok. Mijali go petenci, przychodzący na komisariat zgłosić kradzieże lub inne drobniejsze sprawy. Zerkał na nich z zaciekawieniem. Miał szczerą nadzieję że jak najmniej takich śledztw będzie się pojawiało. Najgorsze i zarazem najczęstsze były zbrodnie popełnione w rodzinie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania