Zabiliśmy trochę nudy, co?

Z auta wydobył się dźwięk przelewającej się benzyny. Silnik warknął i wypluł wielkie, czarne kłęby dymu wprost na spacerujących przechodniów. Beth chwyciła kierownice pomarszczonymi dłońmi i rozciągnęła nogę aż do samego końca w poszukiwaniu gazu. Przedtem, wybrała tę samą playlistę co zawsze z lat osiemdziesiątych. Na siedzeniu obok spoczywał spokojnie Arthur, jej brat. Staruszek grzebał właśnie w schowku auta, rozwalając poukładane płyty.

— Arthur, nie grzeb tam. Podziwiaj widoki — zerknęła na niego rozbawiona — Wiesz gdzie jedziemy?

Arthur zignorował prośbę i dalej zaciekle szukał drugiego dna skrytki. Nie patrząc jej w oczy mruknął pod nosem:

— Plaża — powiedział bez entuzjazmu. Beth nigdy nie chciała zabrać go na plaże pomimo błagalnych próśb. Zawsze mówiła, że to ze względu na jego zdrowie, w co nie wierzył bo czuł się wyjątkowo gibki jak na swój wiek. Po wielokrotnym zbeszczeszczeniu marzeń przyjazdu w to jakże cudowne miejsce, starzec wypluwał wieczorne lekarstwa na oczach kobiety, aby okazać swoje niezadowolenie.

— Tak, właśnie tam jedziemy — uśmiechnęła się szczerze. Po policzku staruszki spłynęła łza. Arthur po usłyszeniu tych słów, obrócił głowę w kierunku Beth. Jego twarz rozpromienił szeroki uśmiech. Na widok zadowolonego brata jej samej zachciało się śmiać, ale wiedziała, że nie jest to odpowiednia pora, zwłaszcza po tym, o czym została poinformowana przez lekarz.

— Plaża — powtarzał starzec. Tym razem nie był to ponury pomruk. Gdy już opróżnił całą zawartość skarbca, zaczął formować sterty płyt i z powrotem upychać je do schowka. Pokrywki od albumów Queen wygięły się pod wpływem ucisku. Chwilę potem płyty nie nadawały się do użytku.

— Arthur… Coś ty narobił? —spojrzała złowrogo z ukosa. Arthur zawiedziony małą wytrzymałością przedmiotów za sporą sumę, skrzyżował ręce i wrócił do widoków za oknem. Nie umiała długo się na niego gniewać. Pomimo niezliczonej ilości „testów na wytrzymałość’’ nadal zwracała się do niego z empatią i wyrozumiałością. Nie było to związane tylko z chorobą, lecz z poczucia silnej więzi, która ich połączyła.

Kobieta zatrzymała auto tuż przy lesie.

— Już jesteśmy Arthurze — powiedziała, przyglądając się jego reakcji.

— Plaża —pisnął zadowolony.

— Tak, plaża…— potwierdziła. To nic, że dopiero są przed lasem, ważne, że staruszek myślał o plaży i cieszył się z tego powodu. Do wymarzonego miejsca brata Beth pozostał jeszcze spory kawałek ponieważ jedynym najbliższym parkingiem był właśnie ten, obok wielkich kontenerów ze stertą cuchnących śmieci. Kobieta wysiadła z samochodu i podeszła z drugiej strony, aby pomóc dziadkowi wyjść z auta. Starzec drżącymi dłońmi złapał się za ramię starszej siostry. Oboje szli w ten sposób przez resztę podróży jak i kilka ostatnich lat swojego życia. Właściwie zaczęło się od choroby Arthura, w tamtym okresie brat musiał zamieszkać z osobą, która byłaby w stanie poświęcić mu czas, rodzice zmarli, najbliższą rodziną jaka mu pozostała była ona. Choć nie utrzymywali praktycznie żadnego kontaktu odkąd opuścili rodzinny dom, Beth przyjęła go. Z rozmachu można by było powiedzieć, że zrobiła to bez wahania, ale nie, tak właśnie nie było. Kobieta długo zastanawiała się nad tą decyzją, brat nie był osobą, której była cokolwiek winna, w dzieciństwie raczej nie dogadywali się jak większość rodzeństw. Bądź co bądź z tego powodu straciła męża, osobę z którą planowała resztę życia. Nie miała tego za złe Arthurowi, wtedy była mu dozgonnie wdzięczna za otworzenie oczu, która polegała jedynie na jego obecności. Zaślepiona troskającym się mężem, nie dostrzegła tego jaki był naprawdę. Jej ukochany, Daniel zniknął po kilku dniach od wprowadzenia się potrzebującego. Beth trudno było się otrząsnąć z takiego obrotu wydarzeń ponieważ obdarowała go zaufaniem, które rozszarpał na kawałki po przysłaniu aktu rozwodowego. Po tym bolesnym ciosie, skupiła całkowitą uwagę na bracie. Każdy dzień składał się z przewijania, karmienia i sprzątania. Dziękowała Bogu, że mogła od czasu do czasu liczyć na pomoc wyszkolonej pielęgniarki. Aby zapomnieć o dawnych ranach nie dbała o rozwój osobisty, chodziła jak robocik w zegarku, bez wytchnienia ani przyjemności, które przypominały o złamanym sercu. Oboje utrzymywali się ze sporej sumki, którą uzbierała Beth w ciągu całego życia Decyzje o opiece nad starcem podjęła z własnej woli, ale był to wynik współczucia niż miłości. Zagłuszona rozmyślaniem o przeszłości, nie dosłyszała jęków brata. Dopiero szarpnięcie ramieniem przywróciło ją do teraźniejszości.

— Co się stało? —zapytała zmartwiona — Zaraz będziemy uspokój się — uścisnęła jego zmarszczoną dłoń, aby dodać mu otuchy. Arthur tylko mruknął coś pod nosem, ale najwidoczniej jej dotyk zrekompensował mu zawadzający piasek w butach. Ścieżka prowadziła wzdłuż drzew więc nie narzekał długo. W oddali można było dostrzec morze. Charakterystycznym szczegółem tutejszych pejzaży był brak obrzydliwie kolorowych parawanów w kropeczki. Ludzie nie zaglądali do tego miejsca zbyt często, nie tylko ze względu na dzisiejszą, pochmurną pogodę, lecz także na odległość. Okolica oddalona od najbliższego miasta co najmniej dwie godziny drogi, nie budziła pozytywnych uczuć. Dla turystów nie miało to mniejszego sensu, aby odwiedzać takie odludzie, skoro wszystko czego pragną jest na wyciągnięcie ręki, nawet ta głupia plaża. Beth nie trudziłaby się taki kawał bez powodu, a powód był i to duży. Piachu zaczynało być coraz więcej. Szło się trudno więc oboje ściągnęli zawadzające buty. Kobieta niosła obie pary, Arthur nie przypilnowałby swoich, prędzej zgubiłby jednego i tego nie zauważył. Dotarli na szczyt górki, granicy między lasem, a totalnym pustkowiem. Brzeg wydawał się nie mieć końca. W tle rozbrzmiewało uderzanie fal. Wynosiły na brzeg kidzinę, która stanowiła pokarm dla miejscowych mew. Odgłosy ptaków wraz z wodą przypominały rodzeństwu gorące lata, które spędzali wraz z rodziną. Był to najlepszy okres w ciągu całego roku. Pomimo, że całe wakacje w ich stronach trwały zaledwie tydzień, miło wspominali spędzony tam czas. Na pozostałe półtora miesiąca wracali do domu, w którym zawsze było coś do zrobienia. Nie dysponowali wystarczającą ilością czasu na zabawy czy nawet odpoczynek, interes rodzinny musiał się kręcić. Sklep nie mógł zostać zamknięty na dłużej niż tydzień, zwłaszcza kiedy turyści zaczynają zwiedzanie. Te dwa miesiące przynosiły im obfity dorobek, lecz nie na długo. Po okresie autostopowiczów, supermarket Willsonów przechodził z długich kolejek w ubogi stan uśpienia, który odcisnął piętno na reszcie rodziny. Drastyczne oszczędzanie zaczynało się od zrozumiałego miarkowania wody, do korzystania z ubikacji przy świeczce lub ograniczania temperatury ogrzewania do minimum. O dziwo, Beth nadal praktykowała taki tok myślenia. Choć pieniędzy miała pod dostatkiem, nie umiała funkcjonować inaczej. Widok odkręconej wody na dłużej niż 5 sekund doprowadzał ją do obłędu. Również w torbie, którą niosła szczędziła jedzenia. Gdy już spoczęli spokojnie nad brzegiem, wyjęła ze wspomnianego bagażu kanapkę i podała bratu. Oboje przypatrywali się z zaciekawieniem statkom. Arthur skrzywił twarz w grymasie niezadowolenia na widok samej papryki wewnątrz drugiego śniadania.

— Nie jęcz, ma dużo witaminy C. Mięso jest niezdrowe — upomniała. Siedzieli w ciszy, analizując każdy ruch okrętów. Siostra szykowała się, żeby zabrać głos już od dłuższego czasu, ale za każdym razem zwątpiała w swoje mówcze zdolności.

— Wiesz dlaczego zabrałam cię tu dopiero teraz? — staruszek pokręcił przecząco głową, wciąż mieląc kanapkę. Beth ściągnęła usta w prostą linie. Zrobiła chwilę przerwy, po czym dodała:

— Twój lekarz mi kazał… Zazwyczaj przepisuje leki, terapie i inne takie. Nigdy wcześniej nie poprosił mnie, abym zabrała cię dokąd będziesz tylko chciał… — Arthur wyglądał jakby to co mówi nie trafiało do niego. Zamiast tego grzebał w piasku doszukując się dna — Wiem, że pewnie nie wiesz o co mi chodzi, bo skąd możesz wiedzieć? Ale czasem mam wrażenie jakbyś cały czas słuchał, że siedzisz w tym swoim bujanym fotelu, patrzysz na mnie jak na idiotkę, ale słuchasz…. Tylko nie możesz nic powiedzieć. Kiedy myślę o tobie, jedynym obrazem jaki mi się nasuwa, to właśnie pierwsze święta spędzone razem jako dorośli i ostatnie zarazem…. Więcej takich nie było, ale chyba wszyscy wiedzą dlaczego. Te całe nasze kłótnie i w ogóle… I właśnie wtedy tak siedziałeś… Bujałeś się w tył i w przód, co chwila rzucając kąśliwymi uwagami. Cały czas cię takiego widzę, choć minęło kilkanaście lat. Z resztą gdybyś był taki jak wcześniej, nic odkrywczego byś nie stwierdził. Tylko tyle, że wybrałam złego męża — zaśmiała się krótko. Spojrzała na niego, ale znów wróciła wzrokiem na morze —Pamiętasz jak tu byliśmy? Najbardziej zapadły mi w pamięć te wakacje, kiedy wykopałeś ogromny dół, był głęboki na tyle, że mogłam do niego wejść. Gdy już wpadłam w twoją pułapkę, zakopałeś mnie do samej szyi. Pamiętam, że byłam na ciebie wściekła, ale potem gdy już wracaliśmy, tęskniłam za tym — westchnęła ciężko — No, ale nie o tym chciałam mówić. Mówiłam ooo… lekarzu. Tak, o lekarzu. On zabrał mnie na rozmowę, wtedy kiedy czekałeś na korytarzu z pielęgniarką. Powiedział, że leki już nie działają i, że… Za parę dni zostawisz mnie. Oczywiście mówił bardziej profesjonalnie, o przyczynach, ale nie będę ich wymieniać, jest ich zbyt dużo — uśmiechnęła się do siebie. Po zmarszczonym policzku spłynęła pojedyńcza łza — Zabiliśmy trochę nudy co? Codzienne spacery po parku, plotki z pielęgniarkami… Największym wyzwaniem było karmienie cię tymi całymi papkami. Ohyda — Obróciła się w jego stronę z uśmiechem. Arthur odwzajemnił go. Nie wiedział z czego cieszy się Beth, ale wiedział, że to rzadkie zjawisko widzieć śnieżnobiałą protezę siostry. Humor kobiety był zaraźliwy. Kiedy była podbita i zdołowana, to samo objawiało się u starca, zwłaszcza że spędzał z nią większość czasu — Śliniłeś się wtedy strasznie. Pewnie ci nie smakowała, ale na szczęście nie musisz ich już jeść… — nagle spoważniała. Spuściła głowę w dół, jakby otaczające widoki straciły swój urok. Na piachu pojawiły się kropelki wilgoci. Coraz więcej — Czasem się zastanawiam, jak potoczyłoby się moje życie bez ciebie. Czy życie w idealnej bańce byłoby lepsze?... Tego nie wiem i nigdy się nie dowiem. Ciebie zabiła choroba, rodziców auto, a mnie pieprzona prawda…

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Abbadon 31.01.2020
    Tekst nie jest zły, szczególnie spodobała mi się końcówka, zwłaszcza ostatnie zdanie. Relacja Arthura i Beth była naprawdę ciekawa, choć tekst jest krótki i nie zdradza aż tak wiele (choć może to i lepiej? Mniej nieraz znaczy więcej).
    Ogólnie byłoby naprawdę nieźle, gdyby nie te WSZYSTKIE BŁĘDY. Wszędzie, każdego rodzaju, wszystkich typów, maści i pokrojów. Stylistyczne, interpunkcyjne, ortograficzne i jeszcze więcej. To znacznie utrudniało czytanie i nie pozwala skupić się na treści.
    Na dole wymieniłem kilka najbardziej rażących, ale jest ich o wiele więcej. Proszę, czytaj tekst kilka razy przed wstawieniem

    "Beth chwyciła kierownice pomarszczonymi dłońmi i rozciągnęła nogę aż do samego końca w poszukiwaniu gazu. Przedtem, wybrała tę samą playlistę co zawsze z lat osiemdziesiątych."
    "tę samą playlistę z lat 80 co zawsze" I czemu najpierw umieszczasz zdanie o tym co zrobiła później, a potem o tym, co wcześniej?
    A nogi się nie rozciąga, tylko prostuje.
    A gazu się nie szuka, tylko dodaje.

    "Z rozmachu można by było powiedzieć, że zrobiła to bez wahania, ale nie, tak właśnie nie było. "
    Po pierwsze, mówi się "tak właśnie było" i nie znaczy to nagle, że można od tego stwierdzenia zrobić przeczenie. Po drugie, co to zdanie w ogóle znaczy? Że prawie można powiedzieć, że zrobiła to bez wahania?

    "Zaślepiona troskającym się mężem"
    Nie ma takiego słowa jak "troskający się"

    "Pomimo, że całe wakacje w ich stronach trwały zaledwie tydzień, miło wspominali spędzony tam czas. Na resztę półtora miesiąca wracali do domu, w którym zawsze było coś do zrobienia."
    Chyba "na pozostałe" lub "na resztę wakacji"

    O dziwo Beth nadal praktykowała taki tok myślenia, choć pieniędzy miała pod dostatkiem, nie umiała funkcjonować inaczej.
    O dziwo, Beth nadal praktykowała taki tok myślenia. Choć pieniędzy miała pod dostatkiem, nie umiała funkcjonować inaczej.
    Interpunkcja.

    Arthur skrzywił twarz w grymasie na widok samej papryki, wewnątrz drugiego śniadania.
    1 ten przecinek jest niepotrzebny, 2 w grymasie czego? Szczęścia, smutku, bólu, ekstazy?

    Humor kobiety był zaraźliwy, kiedy była podbita i zdołowana to samo objawiało się u starca, zwłaszcza, że spędzał z nią większość czasu.
    Humor kobiety był zaraźliwy. Kiedy była podbita i zdołowana, to samo objawiało się u starca, zwłaszcza że spędzał z nią większość czasu.

    Ale ogólnie, tekst na plus. Dałbym 5, gdyby był bardziej doszlifowany, tak to skłaniałem się raczej ku 3
  • sisi55 01.02.2020
    Nie wiem czy przed napisaniem tego wcisnąłem ,,odpowiedz" więc teraz wciskam, żeby w dzwoneczku ci się wyświetliło.
  • sisi55 01.02.2020
    Ale ona rozciągnęła nogę, bo jest niska xd. ,,ale nie... tak właśnie nie było"— nie wiem jak mam to zapisać, żebyś zrozumiał. Wyobraziłem sobie tą sytuację i chodziło mi o chwilę przerwy. Zrobiła to z wahaniem bo napisałem, że zawsze się mówi, że ktoś robi coś bez wahania. Nie rozumiem przytoczonego błędu z tymi wakacjami, co jest w tym nie tak? Dziwnie brzmi? Jak to nie ma ,,troskający się"? Jest troskać się więc troskający chyba też. Dziękuje ci za wypisanie wszystkich błędów, mam duży kłopot z interpunkcją więc każda uwaga mi pomaga. Uwierz mi, że czytałem to przynajmniej 3 razy, tylko sam jako niedoświadczony, nie jestem w stanie tego dostrzec.
  • Abbadon 04.02.2020
    Z wakacjami chodzi o to, że trwają one dwa miesiące, nie półtora, więc nie można wrócić nigdzie na resztę półtora miesiąca (bo to sugerowało by, że całość ma właśnie tyle). Wrócić można na resztę wakacji tudzież na pozostałe półtora miesiąca.
    W takim razie lepiej byłoby "Można by powiedzieć, że zrobiła to bez wahania... chociaż nie była to do końca prawda"
    A co do troskającego się - cóż, niech przemówi samo google: https://www.google.pl/search?biw=1366&bih=604&sxsrf=ACYBGNRwIE-YNJ8_ZWC1iudPYrq5jDu9-w%3A1580852638990&ei=nuU5XpGKPNHcrgSD4o2wCw&q=troskaj%C4%85cy+si%C4%99+sjp&oq=troskaj%C4%85cy+si%C4%99+sjp&gs_l=psy-ab.3...3387.7028..7292...1.3..0.172.991.4j5......0....1..gws-wiz.....10..0i71j35i39j0j0i131j35i362i39j35i39i19j0i67j33i160.SnOZ7IS4Qyg&ved=0ahUKEwiR0fT_7rjnAhVRrosKHQNxA7YQ4dUDCAo&uact=5
  • sisi55 06.02.2020
    Abbadon Dzięki, ale jeszcze chciałbym powiedzieć, że niedawno w książce natrafiłem na zdanie związane z tym grymasem i nie musi być dodana do tego emocja. Grymas sam w sobie jest negatywnym uczuciem pojawiającym się na twarzy.
  • Anonim 01.02.2020
    To jest zupełnie inne niż to, co czytałem przed chwilą. Tu raczej wyczuwam typową obyczajówkę. Jakby fragment książki.
    W sumie nieźle napisane. Czuć klimat tej przejażdżki. Taka to powolność, "leniwość" i w pewnym sensie stagnacja. Podoba mi się.

    ale był to wynik współczucia niż miłości.
    Brak słowa, np. "raczej" lub "bardziej".

    Pozdrawiam
  • sisi55 01.02.2020
    Dziękuje. Uważasz, że bardziej na konkurs nadaję się to czy tamto?
  • Anonim 01.02.2020
    Nie wiem, mnie raczej nie pytaj, bo mój gust znacząco się różni od przeciętnego, więc byłbym złym doradcą w tym wypadku. Bez nawiązania do konkursu poprzedni tekst bardziej mi się podoba. O wiele bardziej. Ale to uwaga subiektywna i się nią nie przejmuj.
  • sisi55 01.02.2020
    Antoni Grycuk Rozumiem, dzięki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania