Zachód nadziei...
Kolejny długi dzień... Spacerowałam brzegiem morza. Fale uderzały mi o nogi. Mimo chłodu, jaki czułam nie zamierzałam wyjść z wody. Ciągle wyczekiwałam zachodu słońca. Zachodu, jaki pokazywał mi Matt, gdy jeszcze żył. Miałam dziwne wrażenie, że to nie słońce zachodzi, lecz moja nadzieja na szczęście. Gdy zapadł mrok, zerwała się straszna wichura i krople deszczu spłynęły mi po czole. Nadal ignorowałam załamanie pogody. Znacznie bardziej groziła mi samotność, niż przemoknięcie. Nagle stanęłam. Poczułam delikatny dotyk na prawej ręce.
- Matt... - szepnęłam ze łzami w oczach.
- Przyszedł list... Od niego... - odpowiedział męski głos, dobiegający zza moich pleców.
- Ale... jak to?
Przejęłam kopertę od Will'a i wolno ją rozrywałam. Moim oczom ukazała się długa, zwinięta kartka, niestarannie zapisana po same brzegi. Treść tego tekstu była następująca:
"Droga Sylvio!
Mam nadzieję, że list doszedł w porę. Chciałem powiadomić Ciebie i tatę o moim jutrzejszym wyjeździe. Planuję rozpocząć pracę inżyniera, o której tak bardzo marzyłem. Mam nadzieję, że cieszysz się z mojego szczęścia. Kocham cię, siostro i niedługo wrócę. Pozdrów wszystkich.
Twój Matt."
Łzy napłynęły mi do oczu. Tak bardzo chciał osiągnąć cel i gdy wreszcie mu się to udało - zginął.
- Twoja nadzieja już zaszła, Sylvio. - ponownie odezwał się Will.
Znów poczułam te straszne kłucie w sercu.
- Wiem... - odparłam załamana...
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania