Zachowania wymierające

Cisza wybrzmiewała z każdego kąta mieszkania. Można ją było znaleźć gmerającą w szafie, przeglądającą się w lustrze, a nawet siedzącą w zamyśleniu przy biurku. Nie da się ukryć, że sytuacja była dosyć nietypowa.

Cisza jawiła się jako persona roztaczająca dosyć dominującą aurę. Ci mniej wytrwali, nie umieli dotrzymać jej towarzystwa dłużej niż przez chwilę. Ona też zresztą nie zabiegała nad wyraz o ich atencję, nie uczepiała się w rozpaczy rękawa nocnej koszuli. Myślę, że to byłoby chyba poniżej jej godności. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie minuty są krótsze niż 60 sekund, nie widziała już potrzeby otaczać się ludźmi, krzywiącymi się wyraźnie, gdy tylko przekraczała próg. Chociaż zawsze starała się być taktowna, grzecznie pytała o pozwolenie, zanim zdjęła buty i rozgościła się nieco bardziej komfortowo, to najwyraźniej coś było w niej odpychającego. Przynajmniej ona sama interpretowała w ten sposób zatrzaskiwane z hukiem drzwi tuż przed nosem. Jeśli chcecie spytać mnie o zdanie, to myślę, że słowo onieśmielająca pasuje lepiej. Cóż, miała wyjątkowo piękne oblicze, tak najzwyczajniej w świecie. A jednak tak nadzwyczajnie, że niektórym łatwiej było odwrócić wzrok lub obrzucić tylko krótkim spojrzeniem i pognać dalej. Chyba się obawiali, że jak zawieszą się na niej na choć dłuższą chwilę, to coś się wydarzy. Coś do nich dotrze, zatrzyma, zastanowi, a nie daj boże, jeszcze coś poczują. Byli od małego namaszczeni wiedzą, że na świecie, gdzie doba jest krótsza niż 24 godziny, nie można sobie na takie rzeczy pozwalać. Przekaz brzmiał: to wyjątkowo niebezpieczne podejście do życia. Jednak chcąc poznać Ciszę bardziej osobiście, trzeba było się zatrzymać. Odnaleźć ją oczyma, spojrzeć otwarcie i podtrzymać kontakt wzrokowy. Zatrzymać, być, pozostać – tak zwane zachowania wymierające.

Wymierające, nie wymarłe. W pewnej starej kamienicy tuż za bordowymi drzwiami Cisza wybrzmiewała z każdego kąta mieszkania. Była tam też kobieta. Leżała właśnie na upstrzonym wzorkami dywanie zapatrzona w sufit. Gdyby zewnętrzny obserwator był wystarczająco wnikliwy, mógłby dostrzec, jak owe lokatorki wchodzą w dialog bezsłownie. Twarz kobiety ulegała niepokojącym przeobrażeniom. Jakieś grymasy, potem zaduma, nagle uśmiech, a teraz…czy to łzy? Dźwięki Ciszy wciskały się w każdy zakamarek - pod łóżko, do szafy, do serca. Nie da się ukryć, że sytuacja była dosyć nietypowa jak na świat, w którym tydzień trwa krócej niż 7 dni.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania