Zaczeło się od psa

Ujadanie psa. To było pierwsze co zdenerwowało Adama tego październikowego dnia.Wściekłe i piskliwe dźwięki wydawane przez jorka pani Marzec z góry. Obrócił się, spojrzał na budzik, 5.32.Całe dwadzieścia osiem minut przed tym zasranym budzikiem- pomyślał. Stwierdził że wstanie bo przez tego kundla już nie zaśnie, mylił się.

Wstaje, z mozołem dowleka się do kuchni, stawia wodę na kawę.

-Dzisiaj mocna kawa,- oznajmił pustej, małej kuchni- bez mleka.

Idzie wziąć prysznic. Puszcza wode w kabinie, po czym spogląda w lustro. Widzi chłopca w wieku dwudziestu dwóch lat, rudego i ze śladami trądziku młodzieńczego na twarzy. Studiującego psychologie na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Sprawdza wode w kabinie.

-Już ciepła- stwierdza. Wchodzi pod gorącą wodę, była w takiej temperaturze jaką uwielbia. Ktoś inny mógłbym pomyśleć że przy tak ciepłej wodzie można dostać poparzenia, ale on to kochał.

Bierze bardzo długi prysznic.

- W końcu jakoś muszę zapełnić te dwadzieścia osiem minut, które powinien przespać. -Normalnie by się rozśmiał, ale nie dzisiaj. Dziś jego samopoczucie jest fatalne może to przez psa, może nie. Po prostu miał zły nastrój.

Zakręca kurek, piekielnie gorąca woda przestaje płynąć z góry. Wychodzi z kabiny, wyciera się powoli. Kiedy skończył, owinął się ręcznikiem i przeszedł całe 3 metry dzielące niewielką sypialnie i małą łazienkę. Ubrał bokserki, na to sprane jeansy i założył podkoszulek z nadrukiem Iron Maiden. Wszystko to wkładał w ślimaczym tępię. Jak skończył przypomniał sobie o czajniku. Popędził do kuchni, zobaczył spalony czajnik, szybko wyłączył gaz i wrzucił czajnik do zlewu i zalał wodą. Nie wiedział czy tak się robi, ale miał to gdzieś. Kiedy woda uderzyła w rozgrzaną stal nierdzewną rozległ się głośny syk, a para i dym zalały cała kuchnię. Adam otworzył okno i zrozumiał że dzisiaj kawy nie wypije. W tym momencie usłyszał brzęczenie budzika w sypialni. Niespiesznie poszedł go wyłączyć. Kiedy przechodził koło łazienki zobaczył że nie zgasił światła. Więc je wyłączył. W pokoju uciszył budzik. Przed wróceniem do kuchni spakował się na dzisiejsze zajęcia. Wrzucił pare podręczników i zeszytów, a długopis wsadził do przedniej lewej kieszeni. Skończywszy pakowanie sprawdził portfel leżący na biurku. Całe 50zł i w cholerę paragonów, plus karta miejska. Zamknął go i wsadził do tylnej kieszeni.

Wrócił do kuchni, już wywietrzonej.

-Może chociaż śniadanie zjem- rzekł sprawdzając lodówkę. Jej zawartość wynosiła karton mleka, wysuszony ser,salami a poza tym tylko światło. Postanowił że zje płatki z mlekiem. Otworzył szafkę i zabrał płatki czekoladowe. Wsypał płatki i wlał mleko do miski. Jadł przy stole w kuchni. Myślał co go może dziś czekać i tak wyliczał: autobus się spóźni, będzie stać półgodziny w korkach,spotka swoją byłą (Anie, wredna blondyna z którą był poł roku) która znowu mu powie że jest marnym nieudacznikiem, popołudniu będzie lało, i tak rozmyślając zasnął.

Nie miał snów.

Znowu go pies obudził, tym razem bulterier starszego pana z dołu. Spojrzał na zegarek martwiąc się że nie zdąży,na jego szczęście miał jeszcze troche czasu.

- Umyje zęby i wychodzę - powiedział odgarniają włosy z czoła. Jak powiedział tak zrobił, szybko wyszczotkował zeby. Ubrał adidasy, bluzę i przewiesił plecak przez ramie.

Zamykając drzwi spojrzał na zegarek, wskazówki wskazywały 7.10, autobus miał za piętnaście minut, w spokoju zdąży dojść na przystanek i będzie jeszcze miał cztery minuty zapasu. Szybko szedł po schodach z czwartego piętra i skierował się w prawo, szedł powoli. Był na przystanku troche później niż zakładał ale i tak jeszcze czekał chwile. Na przystanku poza nim były cztery starsze panie.

Maciej, kierowca linii 302, był starszym panem, który na emeryturę idzie za pół roku. Nigdy nie patrzył w lusterka, nie obchodziło go czy ktoś biegnie czy nie. Jeśli nikt tej osobie nie przytrzyma drzwi to po prostu nie pojedzie. Dzisiaj także tak zrobił. Gdyby zrobił inaczej to rudowłosy student wciąż by się uczył.

Autobus podjechał na przystanek gdzie stał Adam. Był to autobus średni (z jedną parą drzwi na środku i jedną z przodu). Wysiadło z niego sześć osób. Adam przepuścił panie w drzwiach. Wsiadając zobaczył mężczyznę biegnącego do autobusu. Stwierdził że kierowca go zobaczy i zaczeka, ale tak się nie stało. Za Adamem drzwi się zamknęły, a on odwrócił się do nich przodem. Mężczyzna już był przy drzwiach i wtedy autobus odjechał. Adam widział mężczyznę przez chwile zanim autobus odjechał z przystanku, był średniego wzrostu , łysy i ubrany w skórę, a z jego oczu biła wściekłość. Ta wściekłość była skierowana w Adama i on to wiedział , nie był pewien skąd, ale wiedział. Zauważył coś jeszcze, oczy łysego w skórze przez chwilę były krwisto czerwone. Nie same źrenicę a całe oko. Zignorował to jednak,myśląc że mózg płata mu figle.

Na uniwersytet dojechał gładko, bez żadnych korków, co mu poprawiło humor. Nie spotkał też Anki. Właściwie to dzień w szkole mógł uznać za udany. Gdyby nie to że spokoju mu nie dawało dlaczego ten łysy miał czerwone oczy. Logiczne się mu zdawało że to mózg go oszukał,ale mimo to ciągle o tym rozmyślał.Opowiedział o tym kumplowi, Rafałowi.

Rafał studiował polonistykę. Razem też pracowali w supermarkecie. Z Rafałem Adam mógł pogadać o wszystkim, zawsze też do niego zwracał się z trudnymi sprawami. To właśnie on mu doradził rozstanie się z Anką. Przekonał go tymi słowami: "Stary, dobrze ci radzę, zerwij z tą tlenioną dziwką, ona się z tobą bawi. Ona cię nie kocha, słyszałem jak mówiła do koleżanki że jak zrobisz za nią już wszystkie zadania to z tobą zerwie. Więc skończ to ty, nie ona".

Miał rację, Adam zerwał z Anią i ona mu to wszystko potwierdziła.

-Byłam z tobą tylko żeby nie robić zadań, a poza tym że dobrze robisz zadania to jesteś frajerem- Po tych słowach wyszła i trzasnęła drzwiami. Od tej pory Adam zawsze szedł z problemem do Rafała.

Na krótką historyjkę o tym co Adam dziś zobaczył, Rafał zareagował śmiechem.

- Adaś ty musisz mieć poważnie nasrane w bani- powiedział , nie mogąc przestać się śmiać.

- Rafał! Weź mnie traktuj poważnie do cholery! - wykrzyknął wściekle Adam.

- No dobrze, już jestem poważny- mówił to z resztkami śmiechu na ustach.

-To pomożesz mi?

-Tak. Posłuchaj mnie Adaś, nie wiem jak bardzo byłeś zmęczony, ale to jest nie możliwe. Całe oczy nie mogą być czerwone. Ewentualnie tylko źrenicę u albinosów.

- Masz racje, ale wiem co widziałem. Ten łysy miał całe czerwone oczy. To była krwista czerwień.

- Musiało ci się przywidzieć. Byłeś zmęczony a zmęczony mózg płata różne figle.

- Może masz racje - odpowiedział niepewnie.

Oczywiście że mam!- Wykrzyknął Rafał - Po zajęciach pójdziemy do mnie wypijemy po browcu, zagramy na konsoli co ty na to? - zaproponował Rafał.

- Jak postawisz pizzę, to ide - targował się Adam.

- Oczywiście!- wykrzyknął uradowany Rafał, i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.

- Dobra ja idę na lekcje - oznajmił Adam.

-Ja też - odpowiedział Rafał.

Ta lekcja dłużyła się Adamowi bez końca. Teraz myśli o łysym mężczyźnie przeplatał myślami o popołudniu u Rafała.

Dzisiaj obydwaj mieli wolne w pracy, więc mogli sobie na to pozwolić. W końcu zadzwonił upragniony przez Adama dzwonek. Wyszedł pierwszy z sali wykładowej. Na dziedzińcu już czekał na niego Rafał.

- To co? Do mnie? - zapytał Rafał.

-Tak- odrzekła Adam.

Rafał i Adam mieszkali po przeciwnych stronach miasta. Jadąc autobusem do Rafała natrafili na korki, i zamiast dojechać w dwadzieścia minut, jechali godzinę. Kiedy wysiadali Adam zobaczył kogoś, przynajmniej tak mu się zdawało, to był On. Łysy w skórze. Widział go jak wsiadał na tył autobusu.

- Znowu mam zwidy- mruknął.

-Hmm?

-Nic,nic. Chodźmy szybciej- Zaproponował Adam.

-Spoko.- odrzekł Rafał.

Dotarli do mieszkania Rafała dziesięć minut później.Odrazu otworzyli zimne piwo z lodówki, zamówili dwie duże hawajskie i wzięli się do grania. Grali na konsoli od piętnastej do dwudziestej drugiej, w między czasie spożyli łącznie dziewięć piw i obie pizze. O 22.00 Adam postanowił że już wróci do siebie. Rafał wypił sześć piw, więc Adam położył go spać (jak to zazwyczaj robił kiedy którykolwiek z jego przyjaciół się upił), i wyszedł. Miał szczęście, zdążył na autobus, następny był za godzinę. Przejechał osiem przystanków i wysiadł. Teraz już nie miał tyle szczęścia i musiał czekać prawie czterdzieści minut. Kiedy już autobus podjechał, Adam do niego wsiadł i spojrzał, w poszukiwaniu miejsca, w lewo i serce podjechało mu do gardła.

- To jest kurwa niemożliwe- pomyślał gdy go zobaczył. To był ten sam łysy mężczyzna, ten z czerwonymi jak krew oczami, tylko że teraz akurat miał normalne oczy. Adam chciał wysiąść ale było już za późno, autobus ruszył. Nawet jakby jeszcze nie ruszył to Adam miał nogi jak z waty, nie mógł się ruszyć. Stał tak do następnych świateł, kiedy to autobus zahamował a on poleciał w prawo, odrywając wzrok od mężczyzny. Ocucony szybko zajął wolne miejsce jak najdalej od Niego. Przez to poł godziny, które spędził w autobusie, siedział jakby połknął kij od miotły. Obrócił się lekko parę razy żeby sprawdzić czy Łysy tam nadal jest, za każdym razem był i to go przerażało. - A co jeśli on wysiądzie tam gdzie ja?- Pomyślał.

- Oczywiście że, kurwa, wysiądzie tam gdzie ty - odpowiedział rozsądny głos w jego głowie. - Pamiętasz na którym przystanku mu autobus zwiał?

Adam wiedział, On wysiądzie tam gdzie on. Co gorsza On może pójść w tę samą co Adam.

-A co jeśli będzie chciał się zemścić? -Wystraszył się Adam.

- Nie będzie,nie za taką błahostkę- odpowiedział ten sam rozsądny głos.

Adam trochę się uspokoił.

Jechał jeszcze osiem minut , wysiadł drzwiami najbliżej kierowcy i skierował się w lewo. Przy okazji zerknął w prawo, czy Łysy wysiadł. Wysiadł i skierował się w tym samym kierunku co Adam.

Adam wsadził ręce do kieszeni i szybko poszedł w swoją stronę. Przeszedł około dwustu metrów i spojrzał się za siebie. Łysy szedł zanim w odległości około sześćdziesięciu metrów.

- Może jednak chcę się zemścić - powiedział, jakiś wcześniej nie odzywający się, przestraszony głos.

- Jak już to tylko porozmawiać - stwierdził Adam.

- On poprostu idzie do swojego domu!- Wykrzyknął racjonalny głos.

Adam stwierdził że ten Pan Rozsądny ma racje i szedł dalej. Jednak pięć minut później znowu się obejrzał i zauważył , ze strachem, że Łysy skrócił dzielący ich dystans do połowy. Widząc to Adam przeszedł przez najbliższe pasy na drugą stronę. Tuż po przejściu odwrócił głowę, żeby zobaczyć czy On też przeszedł. Niestety, dla Adama, Łysy także przeszedł na drugą stronę i do tego skrócił dystans do około piętnastu metrów. Na to spostrzeżenie Adam zareagował przyśpieszeniem kroku. Łysy także przyśpieszył.

- Może jak skręcę w tamtą uliczkę to on pójdzie dalej?-Pomyślał Adam.

- Mnie się podoba- stwierdził niepewnie wystraszony głos.

- A rób co chcesz - powiedział, z rezygnacją, Pan Rozsądny.

Następna uliczka była za około trzysta metrów. W tym czasie kiedy Adam przebywał te odległość, to zauważył że Łysy skrócił dystans do pięciu metrów. Adam skręcił w uliczkę, była ona szeroka na cztery metry i z obu stron miała ceglane ściany kamienic. W połowie tej uliczki obejrzał się i nie zobaczył za sobą Łysego.Poczuł ulgę i odwrócił głowę. To co zobaczył sprawiło że znieruchomiał ze strachu. Twarz Łysego była trzydzieści centymetrów od jego twarzy. Chciał się odwrócić ale nie mógł. Strach go tak sparaliżował że mógł tylko wydać zduszony jęk, kiedy Łysy złapał go za gardło lewą ręką, podniósł i przydusił do ceglanej ściany.

-Wiesz kim jestem?- Zapytał syczącym głosem łysy mężczyzna.

Adam chciał odpowiedzieć "Tak", ale wydobyło się z niego tylko zduszony jęk.

- Powtórz!-Ryknął Łysy i troche rozluźnił uścisk.

-Tak!- powiedział najgłośniej jak umiał to zrobić kiedy ktoś go dusi.- To tobie dzisiaj uciekł autobus- dodał ciszej Adam.

-Hahaha, czyli nie wiesz kim jestem.- Roześmiał się, ukazując spiłowane zęby.

-Jak u wampira- zauważył wystraszony głos w głowie Adama.

- Powiem ci kim jestem i dlaczego cię teraz tak napastuje. Dobrze?- Powiedział Łysy łagodnym głosem. Adam tylko przytaknął ruchem głowy.

-Więc, mam wiele imion: Lucyfer, Belzebub, Książe Ciemności itp. ale teraz ono brzmi Sławek i tak do mnie mów, nie "Łysy" jak mnie nazywałeś. Zrozumiano?

- Tak zrozumiałem panie Sławku- odpowiedział Adam.

-Dobrze. A teraz powiem ci kim jestem i co tu robię. Jestem Szatanem , którego wy tak nienawiedzicie. Przyszedłem do was żeby zobaczyć na czym polega wasz marny żywot. Rozumiesz.

- Tak,tak.

-Dobrze -Stwierdził Sławek.- Teraz część na którą chyba naj bardziej czekasz. Czyli dlaczego o dwudziestej trzeciej w ciemnej uliczce przytrzymuje cię do ceglanej ściany. Prawda? To cię naj bardziej interesuje?- Zapytał Adam. Który zareagował tylko lekkim ruchem głowy w górę, w dół i z powrotem do poziomu.

- Wspaniale!- Wykrzyknął Sławek.- A więc,dzisiaj miałem bardzo ważne spotkanie w firmie. Spotkanie z klientem. Ja miałem je poprowadzić, wykazać się, pokazać że zasługuje na te robotę, czy jak wy ludzie to nazywacie. Miał to być kontrakt na pare milionów złotych, tej waszej śmiesznej waluty. Przygotowywałem się pół nocy, mało spałem, obudziłem się pół godziny później niż planowałem.

- Ale ironia- powiedział Pan Rozważny w głowie Adama.

Nagle oczy Sławka zrobiły się tak samo krwiste jak wtedy gdy na niego patrzył z wnętrza autobusu.

-Tak wiem- powiedział rozmówca Adama kiedy jego oczy przestały być koloru krwi.- Ty się obudziłeś pół godziny wcześniej niż planowałeś. Czytam w myślach jakbyś nie zauważ. Ale nie o tym. Jako że obudziłem się później musiałem się pośpieszyć. Wiesz,szybko się umyć ubrać się i wyjść. Już myślałem że zdążę, ale jak wiesz nie zdążyłem. Kiedy na ciebie spojrzałem i przeczytałem twoje myśli to wiedziałem. Wiedziałem że mogłeś przytrzymać mi drzwi, ale tego nie zrobiłeś- gniew w jego głosie narastał, a białka oczu czarniały. -Ale w tedy jeszcze nie byłem tak zdenerwowany żeby robić to co robię teraz, powodem jest to że kiedy przyjechałem do firmy, na spotkanie już zdążyło się skończyć, dowiedziałem się że jestem zwolniony.- Na ostatnie słowa się roześmiał, co troche zdezorientowało Adama, ale jednak zachował koncentracje.- Rozumiesz to? Rozumiesz? - Pytał Adama przez śmiech- Zwolnili Szatana, Księcia Ciemności. Normalni ludzie pozbawili mnie pracy.- Nagle przestał się śmiać, jego oczy poczerniały i wykrzyknął gniewnie- Przez ciebie!!! Przez jakiegoś pieprzonego studenta któremu nie chciało się przytrzymać drzwi w autobusie.

- Przepraszam- ledwo wydusił Adam, bo on zacisnął palce mocniej na jego szyi.

- Ty mnie przepraszasz? Nie, nie, nie. Przepraszam tu nie pomoże. Ja cię ukarze- powiedział troche bardziej spokojnym głosem. W tym samym momencie paznokieć palca wskazującego jego prawej ręki zamienił się w szpon. Ohydny, żółty i długi na co najmniej sześć centymetrów szpon.Przykładając go do lewego policzka Adam mówił:

- Miałem w planach cię zabić teraz, ale stwierdziłem że to nie ma sensu, bo jak pójdziesz do piekła w tym momencie to nie będę mógł się tobą bawić.

Po tych słowach przejechał mu szponem po lewym policzku i Adam poczuł jak ciepła krew wypływa mu z rany i spływa w dół po szyi po czym wsiąka w podkoszulek i bluzę.

- Teraz mnie słuchaj marna istoto, twoją kar... - W tym momencie Adam nabrał odwagi i kopnął, najmocniej jak umiał, Diabła w podbrzusze. Ten wtedy puścił szyję Adama i złapał się za bolące miejsce. Adam szybko złapał oddech i pobiegł w swoje lewo. Biegł szybko nie oglądając się na zwijającego się z bólu Szatana. Wybiegł na ulicę i zatrzymał się kiedy zobaczył pędzące światła samochodu. Chciał uciec ale mięśnie miał skamieniałe.

Bartosz pracował jako szef kuchni i prace kończył zwykłe koło dwudziestej trzeciej. Tego październikowego dnia także, ale cały dzień był zdenerwowany bo jego żona Anita była już w dziewiątym miesiącu i, jak to powiedział lekarz, może urodzić każdej chwili. Kiedy skończył prace szybko posprzątał restauracyjną kuchnię, nie była duża. Wsiadł do swojego forda i popędził do swojego domu gdzie czekała na niego ciężarna żona. Jechał szybko bo siedemdziesiąt pięć kilometrów na godzinę, w terenie zabudowanym. Był już prawie w domu kiedy to na ulice wybiegł jakiś mężczyzna. Bartek próbował hamować ale i tak nie uniknął potrącenia tego faceta. Przejechał z nim na masce jakieś piętnaście metrów i się zatrzymał. Mężczyzna spadł z maski srebrnego forda.

Bartek szybko złapał telefon i zadzwonił na 112. Pani w dyspozytorni kazała mu podać lokalizacje, co się stał i sprawdzić czy poszkodowany oddycha. Wszystko wykonał szybko i sprawnie. Potrącony mężczyzna , a raczej chłopak, oddychał, to ucieszyło Bartosza (bo nie znał pierwszej pomocy). Czekał na karetkę i policję dziesięć minut. Pogotowie zabrało poszkodowanego do szpitala, a Bartka przesłuchała policja.

Adama przywieziono do szpitala na ulicy Kopernika. Gdzie przeleżał dwa dni w śpiączce. Obudził się trzeciego dnia pobytu w szpitalu. Kiedy otworzył oczy nie pamiętał gdzie jest i dlaczego. Rozglądnął się i zobaczył że leży w białej sali, oświetlonej przez słońce które wpadało przez zachodnie okno. Spojrzał w to okno. Po pozycji słońca ocenił że jest po siedemnastej.

Nagle poczuł intensywny krótki ból głowy.

Kiedy ów ból się skończył Adam dotknął lewą ręką swojej czaszki i wyczuł tam bandaż, w tym momencie uświadomił sobie gdzie i dlaczego jest. Jest w szpitalu, dlatego że wczoraj w nocy poznał diabła który mu groził i przeciął lewy policzek.

-Nie,- zaprotestował rozsądny głos w jego głowię- nie spotkałeś diabła, po prostu miałeś jakiś wypadek i tyle. O diable myślisz bo byleś w tedy po paru browarach i miałeś zwidy.

-Może- powiedział Adam do pustego pokoju. Mimo tego wywodu Pana Rozsądnego postanowił sprawdzić policzek. Wstrząsnęło go to co poczuł, miał opatrunek. Ten diabeł był prawdziwy.

- Miał na imię Sławek- obwieścił białej sterylnej sali. W tej chwili drzwi, które były na wprost łóżka Adama otworzyły się. Wszedł przez nie wysoki, łysy facet w białym kitlu i powiedział:

-O, a któż to się obudził. Dzień dobry- miał łagodny głos dobrego wujka, to się podobało Adamowi.

-Dobry- odpowiedział obojętnie Adam.

- Nazywam się Janusz Marciniak,- przedstawił się- i jestem pańskim lekarzem na czas pobytu w tym szpitalu.

- W takim razie mógłby mi doktor powiedzieć co mi się stało, bo nie pamiętam.

- Oczywiście, 23 października w nocy potrącił Pana samochód. Doznał Pan niewielkich urazów: złamana prawa ręka,- Adam dopiero po tych słowach zorientował że jego ręka jest złamana, - wstrząśnienie mózgu, niegroźne obrażenia wewnętrzna i jeszcze kilka skaleczeń i otarć. Najpoważniejsze skaleczenie było na policzku, rana była głęboka i potrzeba było dziesięć szwów. - Adam odruchowo dotknął policzka i pomyślał o tej nocy. Doktor coś powiedział ale Adam nie usłyszał.

- Przepraszam, czy może Pan powtórzyć- zapytał- na chwile się zamyśliłem.

- Tak mogę. Niech Pan dziękuje Bogu że jeszcze żyje i ma tak małe obrażenia.

-Coś mi mówi że akurat Bóg nie brał w tym udziału- pomyślał Adam.

- Przepraszam- powiedziała pielęgniarka wystawiając głowę zza drzwi- czy mógł by Pan doktor podejść do zabiegówki.

-Tak,- odpowiedział miłym głosem lekarz posyłając jej uśmiech- zaraz przyjdę, Basiu.

Pani Basia odwzajemniła uśmiech i wyszła.

-Dobrze, jakby Pan czegoś potrzebował pan zabrzęczy, na szafeczce z pana lewej jest przycisk- zwrócił się do Adama- ja do Pana za niedługo podejdę. Po tych słowach wyszedł i w tym samym momencie z kąta sali wyszedł On. Łysy, a raczej Sławek, bo tak się przedstawił - pomyślał Adam.

-C-co tu robisz?- powiedział Adam załamującym się głosem.

-Podczas naszego ostatniego spotkania nie dokończyliśmy pewnej rozmowy. Pamiętasz?- Mówił łagodnym, spokojnym głosem.

- P-pamiętam- Adam próbował powstrzymać łamanie się głosu ale nie mógł.

- Podziękuj mi.

- Z-za c-co?

-Za co?- Powiedziała zaskoczony Sławek-Ty myśli że jakbym ci nie pomógł do byśmy teraz rozmawiali? Ty powinieneś wąchać kwiatki od spodu- tu się roześmiał.- Samochód przejechał się z tobą na masce piętnaście metrów. Życie ci uratowałem i jeszcze masz niewielkie obrażenia, a ty się pytasz za co mi dziękować.

-Dziękuje- powiedzial niepewnie Adam i ku jego uciesze zorientował się że już głos mu się nie łamię.

-Dobrze,-stwierdził rozmówca Adama- a teraz wrócimy do naszej ostatniej rozmowy. Twoją karą będzie nie pewność- oznajmił.

-Ale w jakim sensie?- Zapytał Adam.

- Mianowicie w takim że nie będziesz wiedzieć kiedy przyjdę po ciebie. Może to być za 50 lat lub 50 minut, nie wiesz tego.Wiesz dlaczego taka?- Adam pokręcił przecząco głową - dlatego że zauważyłem jedną ważną rzecz w tym miejscu, którym w nazywacie Ziemią, ludzie najbardziej boją się rzeczy nie pewnych. Ludzie boją się swoich wyników lekarskich tylko dlatego że mają cień niepewności. Niepewność zabija was od środka, sprawia że tracicie zmysły i popadacie w obłęd. Dlatego to będzie twoją karą.- Po tych słowach wstał i wyszedł, zostawiając Adama samego z myślami.

-Nie wiem jak ty ale ja się boję- powiedział wystraszony głos w głowie Adama.

-Ja też- stwierdził Pan Rozsądny, i to przeraziło również Adama, to że ten głos który był rozsądny boi się groźby osoby w którą nie wierzył jeszcze dziesięć minut temu. Myślał co robić, co robić żeby uniknąć spotkania z nim. -Z tego co pamiętam wcześniej mówił że nie zabije cię teraz bo nie będzie mógł cię torturować w piekle- odezwał się,co ucieszyło Adama, Pan Rozsądny i poddał w tej myśli pomysł Adamowi. Jeśli teraz się zabije to nie spotka Go w piekle. Teraz zaczął myśleć nad tym jak odebrać sobie życie. Po chwili jego wzrok na potkał okno. Wstał żeby spojrzeć przez nie. Zobaczył że był na czwartym piętrze i że z okna widzi parking. -Jeśli skocze to nie przeżyje tego -pomyślał Adam. Po tej myśli czekał na sprzeciw innych głosów w jego głowie. Żadnych nie usłyszał. Uznał to na zgodę na skok. Otworzył okno i stanął na parapecie.

Piętro niżej leżał starszy pan po zawale i patrzył w okno, nagle zobaczył spadającego człowieka i na ten widok dostał kolejnego zawału. Złapał się za pierś i już minutę później nie żył.

W szpitalu te dwa zgony, skok pacjenta i zawał staruszka przeszły bez echa. Codziennie umierały tu co najmniej cztery osoby. Te dwie tylko odnotowano i ciał zawieziono do kostnicy. Staruszka w całości a z chłopaka to co zostało. Woźny po tym skoku musiał zeskrobywać resztki.

Sławek był bardzo ucieszony, chłopak zadziałał szybciej niż on się spodziewał, myślał że popełni samobójstwo dopiero za sześć miesięcy a to mu zajęło sześć minut. Więc dla Sławka to był udany dzień, który mu zrekompensował zwolnienie z pracy.

Gdy wróci już do piekła będzie opowiadać swoim podwładnym tę śmieszną anegdotę .

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Perzigon69 23.10.2016
    Intrygujący tytuł :) Przeczytałam, ale jak dla mnie trochę za długie, wolę takie teksty przez pół, może podzielone na części.
  • Miki 23.10.2016
    Myślałem o podziale na rozdziały ale zrezygnowałem z tego :)
  • Perzigon69 23.10.2016
    Miki A może warto by było? Ludzie często rezygnują z czytania tekstu dlatego, że jest za długi, zniechęcający.
  • Miki 23.10.2016
    Perzigon69 zapamiętam na przyszłość. Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania