Zagubiona- nie tekst literacki a przemyślenia
Rozmyślam dzisiaj o tym, że niby coś potrafię a nie potrafię nic. W niczym nie czuję się pewnie ani nazbyt dobrze. Ciągle próbuję wielu rzeczy gromadząc pewne doświadczenia ale nic nie osiągam. Nie odnajdując się w danej kwesti porzucam ją a rodzice to za każdym razem krytykują. Nie skończyłam żadnych studiów. Nie osiągnełam nic czym mogłabym sie szczycić i nic mi nie wychodzi na tyle abym i ja czuła z siebie dume. Zawodze na każdej lini za każdym razem. Czasem czuje sie bezużyteczna i sama zaczynam sama nie wierzyć w siebie... nie, w sumie to nie wierze i jestem słaba. Czasem sobie nie radzę z natłokiem negatywnych myśli. Tak bardzo chciałabym aby ktoś był ze mnie dumny, nie krytykował przede wszystkim rodzice. Ale czuję, że zawsze ich zawodze. Nie mają powodów by szczycić się taką córką. Nie potrafię odnaleźć swojego miejsca i wewnętrznego spokoju. Mój duch jest wiecznie na huśtawce emocjonalnej i boi się kolejnego upadku i braku pomocy przy wstawaniu na nogi. Zazwczaj dostaję tylko więcej ciosów bo przyciągam nieszczęścia i kłopoty. Nie ważne jak postępuje i co robię dla innych nie czuję się dobrze sama ze sobą. Wśród ludzi jest dobrze ale gdy jestem sama czuję sie taka samotna. Nie potrafię przepędzić tych złych demonów które we mnie zamieszkały i mnie dręczą napawając mnie negatywnymi emocjami w stosunku do wszystkiego, do samej siebie. Czasem czuję taką bezradność której nawet nie potrafię opisać. I zapewne winna wszystkiemu jestem ja sama ale jak odszukać rozwiązanie, drogę która poprowadzi mnie ku górze. Wydaję mi się, że ciągle błądzę w labiryncie który jest dla mnie nie do przejścia. Nie mogę odnaleźć właściwej drogi. Zawsze napotykając po drodze osoby w potrzebie staram się mimo wszystko pomóc im nie potrafiąc pomóc sobie ale to nie sprawia, że jest mi łatwiej. Boję się, ze nigdy nie dotre na powierzchnie z tych czeluści gdzie powinnam dotrzeć aby osiągnąć coś co byłoby nagrodą a jednoczesnie moim własnym sukcesem życiowym po pokonaniu tych wszystkich pułapek, przeszkód i napotkaniu tych wszystkich osób podczas tej uporczywej wędrówki. Zawsze starałam się kroczyć z uśmiechem na twarzy przez życie i długo mi się to udawało i nadal w pewnym sensie udaje ale czasem poprostu upadam zrezygnowana i zastanawiam się jaki jest sens tego wszystkiego i czy te wszystkie cierpienia czemuś służą czy nastanie chwila kiedy będę mogła w końcu z dumą popatrzeć na to wszystko z góry z podniesioną głową. Staram się być silna ale tak naprawde od pewnego czasu zmuszam sie do dalszej walki o siebie bo juz za dużo osób dodawało mi dodatkowego balastu i obciążenia na moje barki czasem sama się na to godziłam bo wolę skrycie znosić ból niż widzieć cierpienie u innych. Teraz jestem na wielkiej huśtawce z której nie potrafię zejść, niby odpoczywam bo siedzę ale ona decyduję kiedy jestem na górze a kiedy na dole. Emocje... nie mam czasem nad tym kontroli. Raz smutek a raz radość. Nielogiczne a jednak prawdziwe i jak tu dojść do ładu. Mimo tego wszystkiego nadal marzę o tym aby móc powoli spacerować przez życie bez narzuconych wytycznych które narzucają mi zasady i ograniczenia. Chciałabym mieć nieograniczony czas na nacieszenie się tym wszystkim co jest poza wytyczoną ścieżką. Może byłaby to strata czasu ale wiele osób nie dostrzega piękna tam gdzie ja je widze. Może zabraknie mi czasu na przejście całej drogi życiowej i nie zasłuże na główną nagrodę, nie usłyszę wiwatów i gratulacji ale nie zależy mi na laurach a na cennych dla mnie wspomnieniach które to chciałabym gromadzić.
- - -
Mam tak wiele myśli, nie moge odnaleźć odpowiedzi ani zrozumienia..czy aby na pewno jest ze mną dobrze czy może mam problem ze sobą? Tak bardzo źle się czuję będąc sama. Za dużo myślę, za dużo. Męczy mnie to okrutnie i czasem nie radzę sobie z tym. Boli mnie tak wiele rzeczy. Dlaczego rozmyślam o wszystkim kiedy inni tego nie robią i żyją spokojnie. Staram się postępować według pewnych zasad a mimo to osoby które łamią je wszystkie i sprawiają innym ból mają się lepiej niż ja... tak bardzo się staram... to boli, okrutnie..czas upływa a ja wolę umniejszać cierpienie innym a sama w ukryciu dźwigać ogromny ciężar. Zaczyna mnie to przerastać. Rodzina jest dla mnie najważniejsza ale ja nie jestem przez nią rozumiana. Odczuwam miano czarnej owcy w rodzinie chodź tych słów nikt głośno nie wypowie to zewsząd słyszę krytyke a nie czuję wsparcie gdyż nie potrafią zrozumieć mojego postrzegania świata i definicj życia. Kto zawinił? Możliwe, że właśnie ja. Ciągle słyszę te słowa. Nie chcąc obwiniać tylko siebie obwiniam i bliskich w głębi duszy ale czy słusznie? Czy to ja jestem problemem? Bo uświadamiali mi zawsze, że przyciągam zarówno kłopoty jak i problemy... pech mnie kocha i jest nie odłącznym elementem mojego życia? Nie rozumiem bo ja pragnę się śmiac i dawać radość innym. Pomimo wewnętrzengo smutku który coraz bardzie się pogłębia to staram się podarowywać innym uśmiech gdyż nie sa winni niczemu. Pamiętam chymn z podstawówki chodź mineło już sporo lat " uśmiechnij się i bądź słoneczny i innych naucz tego bo uśmiech jest potrzebny w życiu ten morał wysnuć czas więc ty się śmiej i śmiej od świtu.." uwielbiam widzieć radość u innych ale dlaczego u mnie ta radość zanika z dnia na dzień... czuję że trace siebie... zmieniam się a dotąd dostrzegałam piękno tam gdzie inni go nie widzieli. Byłam ogromną i naiwną optymistką. Miałam tak wielką wiarę w ludzi. Każdego z odrębna traktowałam na tych samych dobrych warunkach nie zważając na przykre i upokorzające doświadczenia z przeszłości. Tak bardzo chciałam sprawiedliwości dla innych a sama nie jestem sprawiedliwie oceniana. Nienawidze świata za fałsz, kłamstwa, intrygi, egoizm, chęc zysku, wykorzystywanie dobra i nawiności, rasizmu, kłótni, schematów społecznych którymi większość się kieruje a odrębność jednostki nie akceptuje bądz odrzuca. Czy ktokolwiek jeszcze kieruje się jakimiś zasadami typu traktuj bliźniego jak siebie samego, szanuj ojca i matke itd dlaczego nie którzy czynią innym krzywde nie ponosząc konsekwencji i nie mając żadnych wyrzutów sumienia... czy aby napewno bycie "dobrą" osobą przynosi spokój i ukojenie i nie sprawia cierpienia? Bo ja nie czuję ostatnio za wiele poza bólem nie do opisania. Tak bardzo chciałabym poznać jakieś odpowiedzi na dręczące mnie kwestie i zaznać spokoju ducha. Chciałabym zrozumieć co robie źle, w czym aż tak zawiniłam, że nie mogę zaznać spokoju i nie potrafię przebywać sama gdyż wtedy napadają mnie wlaśnie tego typu myśli. Męczące. Nie chcę już ronić łez i przejmować się tym wszystkim szukając zrozumienia i odpowiedzi. Jestem już zbyt słaba.
Komentarze (18)
Najpierw szata. Dopiero potem, pod szatą.
Pozdrawiam
Pozdrawiam.
Wierz mi , jak to znam....
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania