Zamach stanu - część 1
– Jestem sobie kurdupelkiem, hejże ho, hejże ho. Jem chleb z dżemem i wróbelkiem, hejże ho hejże ho – podśpiewywał wesoło leśniczy Dębski.
Był mały, to fakt, ale dzięki temu potrafił zajrzeć w niedostępne dla innych pracowników nadleśnictwa miejsca w lesie. Dziś postanowił wejść do nory lisiczki. Mówiono mu, że ta nie prowadzi się zbyt dobrze, sprowadza co wieczór kogoś do siebie i dzieją się tam rzeczy, o których mówić powinno się po północy. Podobno stałym bywalcem jest u niej ryś. Często też wspominano o braciach bobrach. Ktoś wspomniał też o wydrze, ale to nie mieściło się w horyzontach intelektualnych leśniczego Dębskiego.
Mężczyzna, bo był mężczyzną mimo niskiego wzrostu, wpełznął cicho do norki. Była pusta. To znaczy nie było lisiczki.
– No zobaczmy co ona tu ma w tym swoim mieszkanku.
Podszedł do kredensu. Leżał na nim stos kartek w formacie A4. „ PRECZ Z ZAJĄCAMI” – głosił napis. Niżej mniejszym drukiem widniały słowa: NSZZL - DUBELTÓWA - Niezależny Samorządny Związek Zwierząt Leśnych.
– Co to jest do diaska – mruknął leśniczy.
Otworzył szufladę. Ujrzał w niej najnowszą japońską radiostację.
– Po cholerę im to? Z kim się komunikują?
Druga szuflada pełna była peruk, sztucznych wąsów, soczewek do oczu w różnych barwach.
– No, no, no – Dębski był coraz bardziej zdumiony.
Nagle usłyszał szmer dobiegający od strony wejścia. Był pewien, że to wraca lisiczka.
– Liście brzozy są zawsze zielone, kiedy nie są zwiędłe – usłyszał zdanie wypowiedziane półgłosem.
– Liście brzozy są zawsze zielone, kiedy nie są zwiędłe – ktoś powtórzył nieco głośniej.
Leśniczy Dębski nie wytrzymał.
– No to chyba jasne, że jak zwiędną to nie są zielone – krzyknął w stronę wejścia do norki.
– To nie tak – usłyszał.
– Co nie tak? Pokaż się.
– To ty lisiczko? Masz jakiś dziwny głos.
Dębski wyskoczył z norki i chwycił mówiącego. Okazał się nim jeden z braci bobrów.
– Czego tu szukasz? – krzyknął do niego.
– Ja? Niczego. Chodzę sobie.
– Co to za pierdoły o tej brzozie.
– Jakiej brzozie?
– Nie udawaj głupiego. Wiem wszystko.
Bóbr zalał się łzami i zaczął płakać jak bóbr.
– Czego ryczysz? Nie nabierzesz mnie na te bobrze łzy.
Nagle leśniczy poczuł, że na głowę spada mu coś ciężkiego i stracił przytomność. Kiedy ją odzyskał, leżał związany na podłodze norki lisiczki. Ujrzał nad sobą twarze właścicielki, braci bobrów, rysia, wydry i…nie to nie może być prawda. Po prawej jednak wyraźnie widział wilka. A więc jednak są w tym lesie. Nie widziano ich tu już od czasów zakończenia drugiej wojny światowej. To ci dopiero.
– Czego tu szwuniosz panie Dębski? – odezwała się lisiczka.
– W tej chwili mnie rozwiążcie. Nie wiecie na co się porywacie.
– Takich kurdupli jak ty – odezwał się basem wilk – Zjadam na raz.
Leśniczy zwątpił.
– Prowadziłem rutynowy obchód. To wszystko.
– Rutynowo włamujesz się do czyichś mieszkań, padalcu? – powiedziała wydra.
– Potknąłem się i…tak przypadkowo wpadłem.
– Kłamiesz.
– To oszust – odezwał się ryś. – Na pewno trzyma z zającami.
– O co wam chodzi z tymi zającami? – krzyknął leśniczy.
– Nie udawaj głupiego – odezwała się znów lisiczka. – Wiesz dobrze, że zające szykują zamach stanu. Chcą przywrócić monarchię. Zlikwidować darmową służbę zdrowia, darmowe szkolnictwo, podnieść podatki do astronomicznych kwot. Nie mów, że nie wiesz. Wszystkie kopalnie, stocznie i fabryki kapsli maja być oddane w ręce zagranicznych inwestorów.
– Mówi się o królikach z Niemiec – wtrącił ryś.
CDN…
Komentarze (5)
Na razie daję 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania