Zamówienie #OneShotChallenege (nominuję Juri69, Lottę i anonimową)
Nazywam się Szymon Leśniak i jestem… no, jaki ja jestem? Smutny, nieszczęśliwy… niech będzie – jestem załamany. Robiłem wszystko, dosłownie wszystko, żeby nie stracić tej roboty. Wiedziałem, że jeśli dam plamę, to znowu będę na utrzymaniu mojej dziewczyny, Martyny. Ona jakoś to znosiła, to znaczy trochę pokrzyczała coś tam o jakimś honorze. Jednym uchem wpuszczałem, drugim wypuszczałem – proste. Sprawa komplikowała się z moją niedoszłą teściową. Kobietą niezależną, niezłomną (pochowała dwóch mężów, obecny ma depresję), która przy okazji nienawidziła mnie z całego serca. Zresztą, co ja się będę użalał. Po prostu opowiem o najgorszym dniu w moim życiu.
Ażeby sprostać oczekiwaniom mojej Martyny i jej matki, udało mi się zdobyć pracę. Dobra posada, świetny klimat, duże pieniądze i niezwykle uprzejmi koledzy z pracy.
- Leśniak, zapierdzielaj już na stanowisko, widzisz przecież, że ja nie mogę – mam chorą nogę. A ty jesteś młody i głupi, może czegoś się nauczysz.
„Chorą nogę?”, pomyślałem. „Chyba głowę”.
Jak już mówiłem, moja praca jest, przepraszam – była, pracą bardzo prestiżową oraz odpowiedzialną.
- Poproszę McZestaw z BigMac’iem, frytkami i dużą colą.
- Czy ma pan kupon?
- Proszę bardzo.
- Dziękuję, z kuponem należy się 10 złotych. Życzymy smacznego i zapraszamy ponownie.
Posadę udało mi się utrzymać przez zaledwie miesiąc, czyli do momentu, kiedy dowiedziała się o niej matka Martyny.
Tego dnia, mojego ostatniego za kasą w Macu, wszystko szło nie tak jak trzeba. Miałem na 9:00. Siedziałem w autobusie, pewny że zaraz będę na miejscu. Autobus jechał. Jechał, aż w końcu się zatrzymał. Pięć minut postoju? Niech będzie. Dziesięć? Lepiej nie. Piętnaście? Już mnie w autobusie nie było. Do pracy przyszedłem z kilkunastominutowym opóźnieniem.
- Leśniak, gdzieś ty był tyle czasu? Masa ludzi czeka przy kasach, kilometrowe kolejki, a ty przychodzisz sobie kiedy chcesz? Tak nie będzie. Wszystko powiem szefowi.
(W lokalu były trzy osoby.)
Po chwili zjawił się szef:
- Panie Leśniak, dlaczego nie szanuje pan ustalonego grafiku? Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy.
- Oczywiście, że nie.
Będąc na czarnej liście szefa, pracuje się dużo gorzej. Starałem się zachować stoicki spokój. Wszystkie obsługiwane osoby obdarowywałem uśmiechem, miłym słowem i nielimitowaną cierpliwością. To nie wystarczyło.
Do kasy podeszła starsza pani z okularami o szkłach grubości ścian pancernych.
- Dzień dobry, czy mogę przyjąć zamówienie? –zapytałem.
Klientka obdarzyła mnie ciekawskim wzrokiem:
- Poproszę pieczeń cielęcą w sosie grzybowym oraz kompot z jabłek.
Chyba zwariuję.
- Bardzo mi przykro, ale nie sprzedajemy tu takich dań. Mogę pani zaproponować cheeseburgera, albo…
- Nie macie cielęciny? Co to za restauracja?!
- W zasadzie to nie jest taka…
- Mówże głośniej, bo cię nie słyszę!
- NIE, NIE MAMY CIELĘCINY!
Nawet nie wiedziałem, że mam tak donośny głos. Podobno słychać mnie było na parterze. Po raz kolejny tego dnia miałem do czynienia z szefem.
- Leśniak, jeżeli nie potrafisz obsłużyć klientki, to grzecznie przeproś, a nie drzesz się na nią! To twoja ostatnia szansa – zagroził.
„Będę uprzejmy, będę uprzejmy” powtarzałem. Udało mi się do końca mojej zmiany. Prawie.
- Witam serdecznie, czy mogę przyjąć od pana zamówienie?
- Bafdzo posze. Żysze sbie hambrgrhera i dże fytki.
- Czy może pan powtórzyć?
- Hmbgher i dżdże fytki!
- Nadal nie rozumiem.
- Kwa mać! Gchy jestś!?
Nie zdążyłem upaść na kolana i błagać o przebaczenie. Facet już był u szefa.
- Leśniak, oddaj fartuch. – Nie, to nie masterchef, to mój koniec.
Sam nawet nie wiedziałem, jak złote jest serce mojej dziewczyny. Pozwoliła mi zostać u siebie, ale pod warunkiem, że znajdę nową pracę. Kiedy o wszystkim dowiedziała się jej matka, wpadła do mieszkania jak piorun w stodołę:
- Dałaś mu szansę? Takiemu nieudacznikowi? To ja płuca wypluwam, żeby pokazać ci, jak wielki popełniasz błąd, a ty nic?
- O czym ty mamo mówisz? – zapytała Martyna.
- Wiesz, czemu się spóźnił do pracy? Bo udawałam, że mam zawał i położyłam się na pasach. Zrobiłam kilometrowy korek i zablokowałam tego bałwana w autobusie. Głuchoniema pani to moja przyjaciółka, która zgodziła się mi pomóc, a sepleniący chłopak to jakiś przypadkowy gość, który wziął za robotę trzy dychy.
Moja Martyna nie odzywała się do matki przez cały tydzień. W końcu ta „niepokonana kobieta” osobiście postanowiła przeprosić mnie i swoją córkę. Wszystko dobrze się skończyło. Dostałem nową pracę w banku, a przyszła teściowa powoli zaczęła się do mnie przyzwyczajać. Jednak wspomnienie tego okropnego dnia w Macu prześladować mnie będzie do końca życia.
OD AUTORA – Tak, wiem. Tekst nie jest najlepszy, ale pisałem go "na szybko". Nie miałem pomysłu na fabułę, więc wyszło „takie coś”. Był to mój pierwszy OneShot, przy okazji bardzo dziękuję Szalokapel za nominację.
Ja natomiast nominuję: Juri69, Lottę oraz anonimową.
Komentarze (15)
Było kilka potknięć:
,,Zresztą (przecinek) co ja się będę się użalał" - bez drugiego ,,się";
,,Ażeby sprostać oczekiwaniom mojej Martyny i jej matki (przecinek) udało mi się zdobyć pracę";
,,Siedziałem w autobusie, pewny (przecinek) że zaraz będę na miejscu";
,,Mówże głośnie(j), bo cię nie słyszę!";
,,Wiesz (przecinek) czemu się spóźnił do pracy?". Zostawiam 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania