Zatańcz ze śmiercią (jedno z pierwszych opowiadań jakie napisałem, napisane 6 lat temu)

Był początek lata, słońce niezwykle mocno grzało. Frank i Joan dziś kończyli wcześnie lekcje w ostatnim dniu przed wakacjami w tutejszym liceum, była godzina, 13 kiedy zadzwonił dzwonek i uwolnił klasę od męczącej nauki. Frank mieszkał obok Joan przyjaźnili się od początku, kiedy to matka Joan 7 lat temu przeprowadziła się do tej dzielnicy po rozwodzie z mężem. Joan była bystrą dziewczyną, która często umiała wyjść z najdziwniejszych sytuacji, ubierała się tak jak wszystkie niczym nie wyróżniając się z otoczenia nastolatki, Frank zaś był przeciwieństwem Joan, skryty w sobie, zawsze ubierał się tak by wyróżnić się z tłumu, co powodowało często wyśmiewanie przez rówieśników, tez był inteligentny, ale nie chciał nigdy okazywać tego w szkole.

Idąc alejkami nastolatkowie wstąpili na lody, Frank kupił dwa rożki i udali się do domu, przez całą drogę nic się nie odezwali do siebie, dopiero, kiedy dochodzili do domu Joan, Frank odezwał się

-To jutro, co robimy?- Nie wiem są wakacje na pewno coś się wymyśli

Pożegnali się, Joan weszła do domu. Frank chwile stanął wpatrując się w niebo, po chwili też udał się do swojego domu.

Dzień mijał na nudzie, oboje nudzili się pierw przed telewizorem, później przy konsolach, czas biegnął o 19 zadzwoniła koleżanka Elize

- Cześć

- Cześć

- Jak ci minął dzień?

- Wiesz jak to jest, kiedy dopiero szkoła się kończy, nudziłam się dziś okropnie, a Frank mnie nigdzie nie zaprosił.

- Wiem coś o tym, Jim tez mnie dziś olał, ale nie dzwonie w tej sprawie, chciałabym cie zaprosić na noc z duchami, co ty na to?

- Hm mm niech pomyśle, pewnie, że się zgadzam, wszystko jest lepsze od siedzenia w domu

- to dziś o 22 koło tego domu z czerwonej cegły

- ale tam podobno straszy?- nie bój się przychodź o 22, cześć - Elize odłożyła słuchawkę

Joan była podekscytowana, że spędzi wieczór z koleżankami, Frank po kilku godzinach grania w Crysisa 2 postanowił, że przewietrzy się trochę, wyszedł na dwór przed ganek, rozprostował trochę zastane przy grze stawy i wyruszył w stronę północną by trochę połazić. Joan ubrała swój ulubiony płaszcz brązowy i wyszła mówiąc matce, że wróci koło 1 nad ranem, matka niezbyt słuchała gdyż znów zerkała na dno kieliszka. Frank wyjął z kieszeni pogniecioną paczkę papierosów, chwilę zawahał się czy palić, bo pozostał mu tylko jeden papieros, jednak zdecydował, że zapali, bo nerwy przy grze tylko potęgowały chęć, spokojnie wyjął fajkę z opakowania, następnie zgiął opakowanie i wsadził powrotem do kieszeni, wyjął z niej zapalniczkę posrebrzaną z inicjałami FJ, raz za razem próbował odpalić, jednak skutku to nie dawało

- No cóż chyba już sobie dziś nie zapale - mruknął sam do siebie.

Joan szła ulicą w świetle księżyca i lamp, które kierowały ją do miejsca spotkania, po 10 minutach Joan doszła do celu i spotkała Elize, która stała z Marry i Susan

- Cześć czekaliśmy na Ciebie Joan - radośnie zawołała Elize

- No Cześć - odpowiedziała Joan

Marry i Susan nie przywitały Joan tylko chichotały coś pod nosem.

Dom, do którego dziewczyny mieli wejść za kilka sekund był od dawna opustoszały, furtka była połamana, plac zdewastowany, zaś sam dom wyróżniał się ową czerwoną cegła, okna były zabite drewnianymi belkami, a na drzwiach widniał napis „Bóg opuścił to miejsce już dawno“.

Dziewczyny weszły na posesję, mocnym pociągnięciem otworzyły drzwi, ciemność wszędzie panowała, więc wyciągnęły zapalniczki i zapaliły świece, jakie miały przy sobie, weszły wnętrze domu nie było usłane różami, potargane tapety, napisy na ścianach i pentagramy rysowane czerwona farbą potęgowały strach, zapach odchodów ludzkich był nie do zniesienia, Joan wiedziała, że, na co się zgadza, lecz kiedy poczuła ten narastający odór po otworzeniu drzwi, zaczęła się wahać czy jest wo gule sens, jednakże koleżanki brnęły do środka, od niechcenia tez weszła.

Na końcu korytarza, który był pełen materaców i porozrzucanych gazet, była drabina, która prowadziła na pierwsze piętro, ze względu na brak schodów. Drabina była drewniana, więc była obawa spadnięcia. Joan wyszła na chwilę na dwór by zaczerpnąć świeżego powietrza, usiadła na rozwalonym schodku, i zaczęła myśleć czy wrócić, akurat Frank przechodził koło tego domu, Joan wstała.

- Czekaj

Frank odwrócił się i zobaczył Joan, która zbliżała się do niego

- Cześć

- Cześć

- Co tu robisz?- Zapytał Frank

- a jestem z koleżankami na nocy z duchami, może wejdziesz?

- Hm i tak nie mam nic do roboty, więc mogę poszaleć z wami

Frank i Joan udali się ponownie do domu

- Rany, co za smród - krzyknął Frank

- nie martw się dziewczyny szykują coś na górze, tam podobno mniej śmierdzi.

Frank i Joan udali się do drabiny pierw wszedł na szczebel Frank, Joan trzymała drabinę by nie przechyliła się, chwilę później Frank był już na górze, teraz on trzymał drabinę by nie kołysała się, po chwili już obydwoje byli piętrze.

Elize rozkładała obrus na stary stół z jedna koślawą nogą, Marry i Susan niosły zakurzone lustro, które później starannie wytarły.

Elize, kiedy zauważyła ze Joan wróciła i stoi przy niej Frank uśmiechnęła się.

- Za chwilę zaczynamy

- ale co? -Zapytała Joan

- no imprezę - odpowiedziała Elize, która położyła na stole świece

Na dworze wiał lekki wiatr, który, przez rozbite okno wdzierał się dmuchając lekko w zapalona świece.

Dziewczyny usiadły wokół stołu robiąc koło.

- Joan spójrz w lustro

- Ale, po co? - Zapytała Joan

- To taka zabawa, jeśli będziesz patrzeć w lustro i powiesz 13 razy Blood Marry to coś się stanie, ale wiem ze to kłamstwo, więc nic ci nie grozi - odezwała się Marry

Joan, jako sceptyczka do paranormalnych zjawisk spojrzała w lustro następnie na zegarek, kiedy wybiła 24, zaczęła wymawiać Blood, Marry, Blood Marry, Blood Marry, przy czwartym wezwaniu, światło świeczki zgasło, jednakże Joan nie przerwała, bo wiedziała, że wiatr wiejący przez pęknięte okno spowoduje zdmuchniecie świeczki i kontynuowała wpatrując się w lustro, wymawiała raz za razem Blood Marry. Przy ósmym wywołaniu drzwi wewnętrzne otwarły się.

Frank przy czwartym podszedł do okna spojrzał na plac, w tym momencie światło świeczki zgasło.

Zrobiło się kompletnie ciemno, Joan nadal wymawiała ów dwa słowa, które miały udowodnić, że nie ma duchów. Frank wyjął znów z kieszeni swoją mała zapalniczkę i ponownie spróbował odpalić po kilku razach, udało się podszedł do świeczki i ponownie ją zapalił, następnie wrócił na miejsce.

Marry i Susan gdy zgasło światło przestraszyły się były to dziewczyny niezbyt inteligentne i kiedy tylko zapanowała ciemność zaczęły piszczeć.

Elize wyjęła jakiś stary artykuł, który znalazła, kiedy wycierała kurze ze stołu i zaczęła czytać w myślach „Młoda kobieta, która zginęła 13 lat temu, kiedy wychodząc z pociągu, została napadnięta przez trzech sprawców i żądając od niej telefonu, kiedy uparcie broniła się, została zgwałcona a następnie wydłubano jej oczy, oraz zadano cios nożem w okolicy brzucha spowodowało zgon, sprawców nie odnaleziono“.

Kiedy świeca zgasła Elize zwinęła urywek gazety i schowała do kieszeni, po chwili Frank zapalił świece, Elize usłyszała jakiś, dźwięki dochodzące z dworu, jakby ktoś był na placu, nie przejęła się nimi gdyż czuła się bezpiecznie, bo był Frank?Joan spoglądając w lustro powtórzyła już 10 raz, kiedy wszyscy usłyszeli jak ktoś ewidentnie jest na dole, z jednej strony byli przerażeni gdyż weszli na czyjąś posesje, z drugiej zaś nie mieli jak uciec, więc postanowili być cicho, zgasili światło i czekali, po chwili usłyszeli głos trzech ludzi

- To był dzień, ach żyć nie umierać - z uśmiechem pierwszy

- No - przytaknął drugi

- Oby tak dalej moi drodzy - dodał trzeci

Mężczyźni mieli ze sobą latarki i dwie torby podróżne, które położyli przed pokojem, jeden z mężczyzn poszedł się odlać do drugiego pokoju, zaś dwóch pozostałych usiadło na kartonowych pudłach, które leżały niedaleko wejścia.

Dziewczyny wraz z Frankiem siedzieli cicho, zerkając czy wchodzą na górę.

Kiedy wrócił trzeci mężczyzna udali się na zewnątrz zostawiając dwie torby przedpokojem?

Frank delikatnie zeszedł po szczeblach, żeby zobaczyć czy nie ma już nikogo, rozejrzał się używając do tego światła z zapalniczki, po chwili wszedł powrotem

- nie ma już ich, uff mieliśmy niezłego cykora

- no - dodała Joan

- To jak kontynuujemy zabawę? - Zapytała Elize

- no możemy - odparła Joan

- spoko ja będę na czatach - z uśmiechem dodał Frank

Frank stanął koło drabiny, która prowadziła na dół, zaś dziewczyny ponownie usiadły przy stole ponownie zapaliły świece, zaś Joan pora 11 wymówiła Blood Marry wpatrując się w lustro, Elize wraz z reszta dziewczyn siedziały i wpatrywały się w Joan, która z uśmiechem na twarzy dwunasty raz powtórzyła. Wiatr zmógł się powodując, że znów świeca zgasła. Joan w czasie gaśnięcia światła wymówiła 13 raz Blood Marry.

Zapadła ciemność, Frank nie mógł odpalić zapalniczki, na dole znów było słychać kroki, Joan ogarnął lekki strach jednak jej sceptycyzm zawsze dawał wytłumaczenie.

Frank nie mogąc zejść, cofnął się potknąwszy o coś, co stało przed nim przewrócił i upadł

- czemu nikt nie wziął latarki- wijąc z bólu powiedział

Lustro, które leżało na stole na przeciw Joan, zaczęło drgać, po chwili świeca zapaliła się sama, zaś z lustra wyłaniały się krople krwi.

Joan rzuciła lustro na podłogę, które roztrzaskało się.

- Co tu jest grane? - Zapytała

- Nie mam pojęcia to miała być tylko taka zabawa - odpierdzielała w małym przerażeniu Elize

Frank podszedł mówiąc

- ciii, ktoś idzie

Mężczyźni ponownie wrócili tym razem na dłużej, usiedli ponownie na kartonowych pudłach i coś do siebie gadali

Frank podbiegł zgasić świece by nie zwrócić na siebie ich uwagi, jednak świeca nie dała się zgasić, każda próba nie dawała nic, świeca jak zaklęta paliła się.

Marry i Susan zaczęły w kącie płakać i mówiąc szeptem

- To na pewno duchy to robią

Elize nie zwracała na nie uwagi, podeszła do Franka i zapytała

- Jak my stąd teraz wyjdziemy?

- Nie mam pojęcia - odparł dalej wpatrując się ukradkiem w dół

Joan siedziała wpatrując się w świecę, nie mogąc uwierzyć jak może się sama zapalić i nie dać się jej zgasić?

Frank wsłuchując się w rozmowie, która ledwo była do usłyszenia, wyłapał, że zaraz wejdą na górę

- szlak i co my teraz zrobimy? - Podbiegając do dziewczyn wykrzykiwał szeptem

- Nie wiem schowajmy się - dodała Joan, która wreszcie się odezwała

Frank znalazł szafę, która była ulokowana na samym końcu pokoju.

- Elize i Marry ukryjcie się tam

Dziewczyny pobiegły do szafy i zamknęły ją za sobą tak cicho jak tylko umiały.

Joan ukryła się pod stołem, Susan razem z Frankiem ukryli się pod starym łóżkiem, które znajdowało się przy oknie.

Mężczyźni podeszli pod drabinę, na górę wszedł jeden i zorientował się, że ktoś tu był lub jest

- Te mamy towarzystwo bo ktoś rozbił lustro i pali się świeca- krzyknął do kompanów stojących na dole.

Zaświecił latarkę i zaczął przeglądać czy nikogo nie ma.

Joan zamarła wiedziała, ze jest najbardziej widoczna ze wszystkich i to ją pierwszą złapią, chwilę później zaczęła jej dzwonić komórka, mimo prób ściszenia i szybkiego wyłączenia, mężczyzna, który podchodził do szafy, usłyszał melodyjkę telefonu, zorientował się, że ktoś jest pod stołem

- Wyłaź!, Wiem, że tam ktoś jest!

Wyciągnął rękę i odsunął obrus, przed nim pojawiła się skulona dziewczyna

-Wyłaź! Krzyknął ponownie

Joan wyszła z niechęcią

- No, no, co my tu mamy, ładna jesteś

Rozbite kawałki lustra ponownie zaczynały wylewać kroplę krwi, które łączyły się.

Frank nie wytrzymał złapał kij, który znalazł niedaleko łóżka i podbiegł do Joan kryjąc ja swoim ciałem.

- Zostaw ją! - Zdenerwowany krzyknął Frank

- O mamy i drugiego, dużo was jest jeszcze?

- Nie twój interes!- Wymachując kijem -dodał Frank

Susan nie wiedziała, co zrobić leżała pod łóżkiem i czekała jak to wszystko dalej się potoczy, bała się wyjść gdyż jej zagrażać niebezpieczeństwo.

Elize i Marry siedząc w szafie usłyszały kroki jak mężczyzna dochodził do szafy, próbowały jak najdalej oddalić się od dziury, która była po środku pomiędzy drzwiami , kiedy odchodził odetchneły y z ulgą, jednak radość ich nie była długa, bo Joan została złapana i Frank ujawnił się, bały się, że gość może wrócić po nie.

Joan przerażona zaczęła przekonywać, że nie wiedzieli, że ten domek jest zamieszkały.

Mężczyzna podbiegł do Franka uderzając go w twarz latarką nim się zorientował już leżał na ziemi, światło z latarki zgasło, tylko świeca plunęła drobnym światłem, które dawało półmrok na otoczenie.

Joan podbiegła do niego

- Frank, nic ci nie jest? - Zapytała

Frank leżał nieprzytomny z rana na skroni.

- Coś ty mu zrobił?-Odwracając wzrok na sprawce

Mężczyzna odwrócił się i szedł w stronę Joan, jednak ta zaczęła uciekać, niechcący potykając się o starą szafę, w której znajdowały się Elize i Marry, pod wpływem dużego uderzenia otworzyły się drzwiczki, dziewczyny były teraz widoczne zaczęły również biec i krzyczeć, niestety późna pora nie dawała szans na to, że ktoś je usłyszy.

Frank ocknął się był już ranek światło próbowało przebić się przez zabite dechami okno.

- Uuu, ale mnie łeb boli - powiedział sam do siebie rozglądając się

Wokół niego panował istny chaos, przewrócony stół, szafa rozbita, nikogo nie było nawet, kiedy podszedł do łóżka tam tez nie odnalazł Susan, wiedział, że coś mogło im się stać zaczął intensywnie przeszukiwać kieszenie by znaleźć komórkę i zadzwonić do Joan czy udało jej się uciec, szybko wykręcił numer

-Abonament czasowo niedostępny - usłyszał w słuchawce

Telefon został wyłączony, więc postanowił, że dla pewności jeszcze pójdzie do jej domu zobaczyć czy jest, czy może zgubiła telefon, kiedy się szarpała. Podszedł do drabiny, schodzenie utrudniało nadal intensywny ból, na dole też było inaczej wszędzie były czerwone plamy, podszedł sprawdzić czy to krew, polizał jak w filmach i odkrył, że to krew, ale nie dawał takiej możliwości, że coś mogło się stać Joan i reszcie.

Wyszedł z domu światło słońca oślepiło go, zaczął iść w stronę domu, po kilku minutach doszedł do drzwi Joan, nacisnął dzwonek i oczekiwałby Joan podeszła i powiedziała mu, że jakoś udało jej się uciec. Drzwi lekko zaczęły się otwierać, serce zaczęło bić, jednak wszystko prysło, kiedy w drzwiach stanęła jej matka

- słucham, czego chciałeś - zapytała

- czy jest może Joan?

- Skąd ja mam to wiedzieć dopiero wróciłam przed chwilą z pracy

- a mogłaby pani zobaczyć?

- Poczekaj - kobieta zamknęła drzwi i udała się na piętro w celu sprawdzenia czy córka jeszcze śpi, po krótkiej chwili wróciła

- nie nie ma jej - odpowiedziała zamykając drzwi

Teraz Frank mógł zadzwonić na policję, wyjął telefon i wykręcił numer

- Tu dyżurny komisariatu policji, w czym panu mogę pomóc?

- Porwali mi dziewczynę i dwie koleżanki, chcę zgłosić porwanie!

- Rozumiem, proszę jak najszybciej przyjechać na komisariat, musimy spisać protokół.

- Dobrze będę za chwilę.

Frank schował telefon a następnie pobiegł na posterunek by zgłosić porwanie Joan. Po przebiegnięciu kilku przecznic i parku doszedł do komisariatu policji, budynek był jak na służby prawne dosyć ubogi, mieścił się niedaleko szpitala.

Już Frank chciał wejść do środka, kiedy zadzwonił mu telefon numer był zastrzeżony.

- Halo?

- Frank proszę uratuj mnie - usłyszał głoś mówiony szeptem w słuchawce

- To ty Joan? -Zapytał

- tak, jesteśmy w jakimś pomieszczeniu

- nic ci nie jest?

- Nie raczej nie prócz tego, że nie wiem jak stąd wyjść, muszę kończyć ktoś idzie.

Telefon zamilkł, Frank był wściekły na siebie, że wtedy nie wiele zrobił teraz wie, że Joan, Elize, Susan i Mary są w wielkim niebezpieczeństwie.

Schował telefon i wszedł na komisariat, podszedł do okienka

-Miałem się zgłosić, chodzi o porwanie gdzie ma m się udać, bo nie ma chwili do stracenia!

- Na drzwi po lewej - podpowiedział policjant, który palcem pokazał drogę

Frank udał się do pokoju, wszedł usiadł na krześle a następnie myślał, co teraz może dziać z dziewczynami, ile okropności muszą przeżywać, zamyślenia przerwały mu otwierające się drzwi. Frank wstał, w drzwiach stał detektyw, który zajmuje się podobnymi sprawami

-dobra usiądź - rzekł detektyw

- chciałbym zgłosić porwanie mojej koleżanki Joan Galligan ulica Green Hill 3/4, wczoraj, a w zasadzie to dziś uprowadził ją mężczyzna, bo my włamaliśmy się do domku by wywołać ducha, no i później odkryliśmy, że jednak jest zamieszkały, później dostałem cios latarką i tyle nie wiem gdzie jest Joan, ratujcie ja!- W krzyku zaczął rzucać papiery, które znajdowały się na biurku, - spokojnie, bo każę cię aresztować, a więc włamaliście się hmmm cóż wiesz dobrze, że zgłoszenie o zaginięciu dopiero przyjmiemy po 24 godzinach, więc, poczekaj może się zjawi.

- Ale ona domnie dzwoniła i mówiła, że jest w jakimś strasznym pomieszczeniu!

- Za 24 godziny dopiero mogę cokolwiek zrobić.

-Co to ma być za policja, kiedy nie może pomóc w tak ważnej sprawie, czy wy wiecie, że one mogą zginąć? I co wtedy zrobicie zapewne nic!- Frankowi zaczęły łzy spływać po Poliku

Frank zdenerwowany wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, następnie udał się do wyjścia, kiedy ponownie zadzwonił telefon.

- Chcesz jeszcze widzieć tą lalunie? Zapytał głos w słuchawce

- jeśli coś jej zrobisz to.. To..To jak Boga kocham zajebie Cie!!

- Spokojnie, nic jej nie będzie oczywiście, jeśli będziesz współpracował, idź do swojego domu tam znajdziesz kopertę, jeśli wykonasz zadanie twoja dziewczyna wraz z przyjaciółkami przeżyje, jeśli olejesz to no cóż będziesz miał na sumieniu kilka żyć.

Sprawca wyłączył się Frank szybko pobiegł ile sił w nogach do domu, drzwi były otwarte sugerując, że ktoś tu był, poszedł do kuchni gdzie na stole leżała żółtawa koperta. Frank otworzył ja delikatnie w środku znajdował się list

„Witam, jeśli to czytasz to już wiesz, że twoja Joan wraz z innymi są razem z nami i jeśli chcesz je spotkać je żywe musisz coś dla nas zrobić.

1. Jeśli powiadomisz policję: zginą!

2. Jeśli nie zrobisz tego, co chcemy: zgina!

"A teraz zadanie Dziś koło 16 ma przyjechać samochód z Meksyku, w którym będzie 100 kg kokainy, masz ją dostarczyć, kiedy będziesz w samochodzie masz zadzwonić na numer Joan wtedy pokierujemy ciebie dalej, bo inaczej dziewczyny zgina, nie myśl, że jesteśmy na tyle głupi, że zostawiliśmy jakieś odciski palców na kopercie lub kartce“

Frank potargał kartkę, nie miał najmniejszej ochoty brać udział w przemycie, chwilę pomyślał, był tak wkurzony, że śmierć porywaczy tylko by go uspokoiła, postanowił, że wróci do tego domku, wziął pistolet, który ukrywał ojciec w metalowej szkatułce, wyszedł i biegnąc w stronę domku.

Mężczyzna unieszkodliwił Elize, choć ta uciekała wywaliła się na twarz, kiedy to mężczyzna rzucił w nią coś ciężkiego, zawołał swoich kolegów, którzy weszli po drabinie, Frank nadal leżał nieprzytomnie, rozległ się pisk.Joan dostała w szczękę, po czym plunęła krwią i zemdlała, Susan siedziała pod łóżkiem jednak blask latarek, spowodował, że Susan stała się widoczna, nie pomogła ucieczka, bo nie było, dokąd.

- Wyłaź - zawołał jeden

Susan wyszła, chwile później już leżała na ziemi. W pokoju zrobiło się niezwykle zimno, światło świecy zgasło, latarki zaczęły mrugać, chwilę później usłyszeli przerażający śmiech

- HAHAHAHAHAHA

Mężczyźni nie przerazili się gdyż podejrzewali, że może być jeszcze jedna osoba w pokoju, zaczęli przeszukiwać jednak nikogo już nie znaleźli, kiedy zaczęli schodzić w oddali pojawiła się krew, po której szła ona. Jej Twarz była cała okaleczona włosy zwinięte w kucyk, oczy wydłubane zaś z jej brzucha wydobywała się krew, jeden z mężczyzn podbiegł do niej, chcąc jej pierw pomóc pytając czy jej nic nie jest, jednak ta znów zaczęła się śmiać, ten śmiech na tyle go wnerwiał, że chciał ją uderzyć drewnianą deską, jednak dziewczyna nie reagowała na ból, tylko szła swym przerywanym krokiem w stronę Joan śpiewając

- „Moja zemsta, mój ból, znajdzie sprawce, znajdzie winowajcę, oczy wydłubując będę śmiać się, tańcząc, zabić muszę by odkupić duszę“

Po chwili jednak wróciła spojrzała swymi oczodołami na mężczyznę następnie dotknęła go, mężczyzna poczuł Przerażające zimno, które potęgował tylko strach, wyjęła swą jedna wychudzoną rękę i pokazała na oczy, wnet z oczów mężczyzny zaczęły płynąc krople krwi, a po chwili już pryskały krwią, dziewczyna zniknęła.

Dwóch pozostałych mężczyzn, podbiegli do kolegi

- co ona ci zrobiła?

- Nie wiem kurwa, ale to piekielnie boli nic nie widzę!!!

Zanieśli jakoś kolegę do samochodu, po czym wrócili i chwycili Joan i Marry i zabrali je do bagażnika, następnie wrócili po Susan i Elize które położyli na tylne siedzenie samochodu. Samochód ruszył dziewczyny nadal leżały nieprzytomne.

Frank wszedł do domku ponownie, zaczął przeszukiwać intensywnie wszystko, chciał znaleźć jakiś ślad który może doprowadzić go do Joan i dziewczyn, jednak na górze nic nie było prócz kartki z gazety, która upuściła Elize kiedy uderzyła twarzą o podłogę, schował ów skrawek gazety do kieszeni i zeszedł na dół koło materaca leżał telefon, nie był to telefon dziewczyn więc wiadome było że porywaczy. Frank wykręcił pierwszy numer, jaki był, odezwał się w słuchawce starszy męski ochrypnięty głos.

- Siema stary, kiedy będą dziewczyny?

Frank nie odpowiedział nadal nasłuchiwał się rozmowie.

- Halo odezwij się do kurwy, wiesz dobrze, że dziewczyny mi potrzebne na sobotę, kiedy przyjadą biznesmeni, więc jak się nie sprężysz to cię zajebie!

Telefon zamilkł, Frank wiedział, że pozostały mu tylko 1 dzień by uratować dziewczyny przed sprzedażą, schował telefon do kieszeni i wyszedł klęknął na jezdni i zaczął krzyczeć wyć, chcąc w ten sposób jakoś wyrazić ból, że nie wie jak dotrzc do dziewczyn i je uratować, z nieba zaczął kapać deszcz powodując, że z twarzy Franka zaczynały spływać łzy te prawdziwe jak i te wywołane kroplami deszczu.

Telefon ponownie zadzwonił Frank odebrał, chciał w jakiś sposób dowiedzieć się jak dotrzeć do dziewczyn, w słuchawce usłyszał głos damski.

- Cześć kochanie, kiedy wrócisz na obiad?

Franka aż skręcało gdyż porywacz prowadził podwójne życie, z jednej strony kochający mąż i rodzic z drugiej psychopatyczny porywacz, który sprzedaje za marne grosze dziewczyny do towarzystwa.

- Halo kochanie jesteś tam? Proszę podjedz dziś po dzieci do szkoły o 16.

Telefon zamilkł, Frank początkowo rozmyślał szukał wyjścia innego niż to, jakie chodzi mu po głowie, chwycił telefon i intensywnie szukał ów informacji o dzieciach w między czasie rozmyślając czy jest sens, przeszukując telefon napotkał na dwie fotografie dzieci, które trzymają porywacza Joan za rękę.

Frank usiadł na pudełku przed placem, spojrzał na zegarek była godzina 15: 02 i jeszcze raz przemyślał, po czym wstał biegnąc w stronę szkoły.

Szkoła Świętego Franciszka znajdowała się 10 minut od domku, więc kiedy dobiegł, usiadł na ławce przed szkoła i wpatrywał się w niebo.

Czas mijał bardzo szybko nie dając spokoju Frankowi, pragnienie odnalezienia ukochanej było wyższe niż szczęście porywacza u boku swojej żony, musiał to zrobić.

O 16 dzieci wybiegły ze szkoły, Frank wyjął komórkę sprawdził raz jeszcze twarze dzieci, a następnie w spośród tłumów znalazł je.

- Cześć jestem Frank, tata kazał mi was dziś odprowadzić do domu, lecz wcześnie pójdziemy na lody, co wy na to?

Dzieci spojrzały na Franka widząc, że nie ma złych zamiarów zaufały mu.

- Dobrze proszę pana, a czy możemy dostać czekoladowe?Frank spojrzał na dzieci i kłamliwym słowem odpowiedział

- tak oczywiście, jakie tylko chcecie, chodźmy

Joan obudziła się, kiedy porywacz zdjął jej opaskę z oczów

- gdzie ja jestem?

- Nie zadawaj pytań za jutro i tak znikniesz

- co masz na myśli kurwa, na pomoooooooooc na pomoooooooooc!

Poszła pieść w ruch, Joan dostała uspokoiła się, porywacz zakneblował jej usta następnie związał ręce i zaprowadził do pokoju, gdzie była już reszta dziewczyn.

Pokój był ciemny nie było okien na środku stał stół i dwa papierosy zaś światło zapalało z zewnątrz, mężczyzna wrzucił Joan do środka, zamknął drzwi i zgasił światło.

Reszta dziewczyn spały być może były pod wpływem narkotyku, Joan skrepowana usiadła w kącie i zaczęła rozmyślać o Franku, by ten jak najprędzej ją znalazł chwilę później zobaczyła komórkę Elizę, która wystawała z jej kieszeni, zaczęła czołgać się, wiedziała, że musi powiadomić Franka. Spróbowała uwolnić rękę więzy nie były zbyt dobre, chwyciła telefon i wykleciła do Franka, po krótkiej rozmowie usłyszała głos, który się zbliżał, drzwi się otworzyły wpuszczając światło do pomieszczenia mężczyzna wszedł, następnie zabrał Joan telefon schował do kieszeni, a Joan podał zastrzyk by usnęła, Joan pierw zaczęła szarpać się jednak mimo uwodnionych rąk nie była wstanie odepchnąć mężczyzny gdyż była słaba po uderzeniu, jakie miało miejsce w domku, zasnęła.

Frank poszedł z dziećmi do pobliskiego parku gdzie lodziarz sprzedawał lody

- poproszę dwa rożki jeden czekoladowy jeden truskawkowy

Sprzedawca szybkim ruchem podał dwa rożki, Frank zapłacił 2 dolary, nastepnie dał lody dzieciom

- macie usiądźcie na ławce, a ja muszę zatelefonować

Frank wyjął ponownie telefon, spojrzał na dzieci jedzące lody, a następnie zadzwonił do żony porywacza.

- Co tam kochanie?, Zabrałeś dzieci?

- Twoje dzieci są bezpieczne, jeśli chcesz by wróciły, powiesz mi kilka slow o twoi m mężu

1. Podasz Imię i nazwisko męża, jeśli skłamiesz dzieci giną, jeśli będziesz próbowała z nim się skontaktować dzieci giną

2. Nie zadawaj zbędnych pytań to dzieci szybciej wrócą, a teraz podawaj konkretne dla mnie informacje, to jeszcze dziś się dziećmi spotkasz

Dzieci podbiegły do Franka

- możemy już iść?

Kobieta usłyszała głoś swoich dzieci, wiedziała, że gość przed telefonem nie żartuje

- dobrze, powiem ci gdzie go znaleźć, maż nazywa się John Girsoon, można go spotkać codziennie u Henrego koło 19 jak gra w pokera u niego, tak zresztą mi zawsze gada, ale teraz sama nie wiem.

Frank rozłączył się, bo doszedł do wniosku ze to niewiele mu pomoże, tyle dobrego ze poznał imię i nazwisko, miał haka na jednego nich, bo nadal dzieci byli z Frankiem.

17.00 Dzieci zaczęły nalegać by wracać do domu, jednak Frank zaproponowałby szli z nim do lunaparku gdzie, pozwoli im się przejechać na diabelskim młynie.

- Suuuuuuuuuper - odpowiedzieli radośnie

Frank wyjął telefon, wykręcił numer do Joan i oczekiwał aż porywacz odbierze.

- I jak załatwiłeś? - Zapytał głoś w słuchawce

- Cóż John nie załatwiłem tego, o co prosiłeś, ale mam tu coś, co łatwo możesz stracić na zawsze

Frank zawołał dzieci, które kupowały watę cukrową, podbiegły szybko

- tata z wami chce pogadać

- tata tata, co tam u ciebie? Radośnie zawołały przez komórkę

Frank odebrał telefon dzieciom mówiąc by szły na ten nowy diabelski rollercoaster, dzieci, kiedy usłyszały te słowa pobiegły oddając telefon

Frank wziął telefon przyłożył do ucha mówiąc do Johna

- czyż one nie są słodkie, chyba nie chcesz ich stracić?

- Tylko spróbuj im coś zrobić to zabiję cie!

- Cóż podobna sytuacja miała miejsce niedawno, tylko ja Ciebie chciałem zabić, ze porwałeś Joan

- nie próbuj zemną pogrywać

- nie pogrywam, chce tylko byś uwolnił Joan i resztę, jeśli tego nie zrobisz wiesz, co będzie, twoje dzieci znikną jak pusta kartka na wietrze.

Telefon zanikł, Frank wiedział, że mówiąc o dzieciach John jednak powie gdzie jest Joan, nie minęło 10 minut, kiedy telefon ponownie zaczął dzwonić, Frank odebrał usłyszał głos Joan

- nie rób tym dzieciom nic, bo inaczej zabiją nas, nic ci to nie da i tak nie powiedzą ci gdzie nas przetrzymują, jeśli dzieci nie wrócą dziś do 18 zabiją nas, więc proszę nie rób żadnych gwałtownych ruchów.

- Więc co mam zrobić chce byś była wolna?? - Poddanym głosem zapytał

- nic nie rób, oni dobrze nas traktują

- wiem, że tak każą tobie gadać, ale jeśli możesz naprowadź mnie jakoś do Ciebie

- GreenHill 12/3

Frank usłyszał strzały rzucił telefon na ziemie, po czym pobiegł wiedział, że to jest niedaleko domu Joan, więc napewno zna dwóch innych sprawców.

Joan zasnęła, kiedy John skończył wstrzykiwać jej lek na sen, poszedł do pokoju gdzie usiadł przy biurku, zauważył, że zgubił swój prywatny telefon, zawołał zielonego - gostka, którego wziął do bandy, by razem z nim obrabowywać różne banki i ludzi

- zielony wiesz coś ci powiem, czy naprawdę musimy to robić? Chodzi mi o to czy musieliśmy wtedy porywać te dziewczyny, no i ta kobieta, która załatwiła czarnego, czy dobrze postępujemy?

- Tak szefie, bo inaczej wie szef ze Gruby Ron by załatwił szefa rodzinę, gdyby szef nie załatwił mu dziewczyny.

- Tak masz racje, ale niekiedy wydaje mi się, że to wszystko mija się z celem, te porwania, później ta sprzedaż i tak Grubemu Ronowi jest zawsze mało, szkoda ze wtedy przegrałem tak gruba kasę w pokera z nim, ehh

- niech się szef nie martwi, w sobotę będzie po sprawie

John wyjął z biurka whisky i dwie szklanki

- napijesz się? - Zapytał John

- chętnie

John nalał dwie szklanki i podał koledze jedna, następnie usiadł na krześle i popijając powiedział.

- Cóż wypijmy za to by sobota była ostatnia sprawa, jaka wzięliśmy od Grubego Rona

John spojrzał na zegarek było była już 16: 58, za chwile miał zadzwonić Frank czy udało mu się przewieść narkotyki. Telefon zadzwonił

- szefie to może ja wyjdę, szef sobie na spokojnie porozmawia- zapytał zielony

- ok

Po rozmowie John był tak wnerwiony, że kiedy wychodził mocno trzasnął drzwiami

- szefie coś się stało?

- Trzeba obudzić tą laskę Joan jest mi potrzebna

- dobrze szefie, już jej podaje lek by obudziła się

Mężczyźni poszli do pokoju, gdzie leżała Joan i reszta dziewczyn, zielony zaaplikował Joan zastrzyk a w miedzy czasie obudziła się Elize

- gdzie, gdzie ja jestem - trochę przespanym głosem zawołała Elize

John odwrócił się w stronę Elize podszedł uklęknął i powiedział jej

- jeśli będziesz cicho, szybko to się skończy i wrócisz do domu, jeśli będziesz krzyczeć zawołam, zielonego a on da ci zastrzyk nasenny, masz wybór

Dziewczynie zaczęły z Polika płynąć łzy, ale nie chciałaby znów została uśpiona wiec siedziała cicho.

John wstał i podszedł do Joan, która właśnie się wybudzała ze snu, następnie wyjął pistolet i powiedział

- za chwilę zadzwonisz do Franka, masz mu przeczytać to, co jest na kartce

Zielony podszedł do Johna i szepnął mu coś do ucha, jednak Joan usłyszała Green Hill 12/3, następnie zielony udał się do innego pokoju zostawiając Johna samego z Joan i dziewczynami, John dał telefon Joan i kartkę

- dzwon, jeśli nie zadzwonisz kula w łeb!

Joan zadzwoniła, na końcu powiedziała Frankowi o tym, co usłyszała, kiedy zielony szeptał wtedy, Elize nie wytrzymała, rzuciła sie na Johna i chciała go przewrócić, John, upadł jednak wyjął pistolet i strzelił w brzuch Elize ta skulona położyła się na ziemi, zaczęła pojawiać się coraz to większa plama krwi wydobywająca się z Elize, widać było, że umiera, po chwili konwulsji i krzyków przestała sie ruszać

Joan, zaczęła płakać i pytać, dlaczego to zrobił??

- Musiałem to zrobić uprzedzałem ją by była spokojna, jednak nie posłuchała wiec kule dostała.

Frank biegną zostawiając dzieci w lunaparku, wydawało mu się, że droga wydłuża, cały czas chodziła po głowie jedna myśl

-a co będzie, jeśli nie zdarzę?, te strzał ciągle słyszę ten strzał - powtarzając sobie to w głowie biegnął, deszcz znów zaczął kapać.Emocje wywierały ogromny wpływ, nie wiedział czy zadzwonić na policje, czy jednak samemu spróbować uwolnić Joan,

-a jeśli jest ich więcej a jeśli Joan zginęła?- Dobiegnał do domu, o którym powiedziała przez telefon Joan, wszedł przez płot najciszej jak tylko potrafił, szybko spojrzał przez okno, aby zobaczyć ilu jest w środku, wyliczając 2 wyjął broń, następnie szukał wejścia, oczywiście nie chciał wchodzić frontowymi, wolał tylne by nikt go nie dostrzegł.

Delikatnie otworzył drzwi rozglądając się czy nikogo nie ma w kuchni, dwóch ludzi siedziało w salonie i coś gadało miedzy sobą, Frank jednak wyjął komórkę i zadzwonił po cichu na policje, gdyż nie wiadomo, co mogłoby się przytrafić

- halo niech ktos przyjedzie jestem w domu porywacza, niech któs przyjedzie, bo może mi się coś przytafić, jest dwóch ludzi w salonie sa uzbrojeni

- niech się pan uspokoi, proszę podać adres

- Green Hill 12/3 przyjedzcie szybko

Frank schował telefon, następnie szukał jakiegoś miejsca gdzie mogli trzymać dziewczyny i jedynym, takim miejscem mógła byc piwnica za salonem, jednak musiałby przejść koło zielonego i czarnego, który Był niewidomy od pory kiedy natrafił na krwawą Marry.

Frank wyjął broń nigdy z niej nie korzystał, serce zaczeło mu bić jak młotem, z kuchni zaczął delikatnie namierzać jednego i szedł w stronę salonu

- zamknąć mordy! i mówić mi gdzie jest Joan i dziewczyny, bo wam rozpierdolę te jebany łby!

- Wyluzuj ziom, nie wiemy, o kogo ci chodzi jesteśmy tylko my tutaj zobacz

- nie wal mi tu głupot wiem wszystko, gdzie jest Joan?

- Jaka znowu Joan? Znasz jakaś Joan?- Zapytał zielony czarnego

- skąd ja, znam Jenny powiem ze niezła laska jest

Frank powoli tracił cierpliwość podbiegł i szybkim ruchem wycelował wprost w skroń zielonego

- to jak przypomnisz sobie?

- Jest w piwnicy

Frank poczuł ulgę za chwile zobaczy Joan, Elize Marry, i Susan,

- dobra otwieraj te drzwi bo inaczej spotkasz się ze stworzycielem

- zielony z przystawiona do głowy bronią otwierał delikatnie drzwi od piwnicy

Czarny był całkowicie zdezorientowany nie wiedział, co robić przez to oślepienie, chwycił broń i zaczął wymachiwać

- zabiję cie zostaw zielonego bo inaczej cie zabije

- Frank jedna ręka złapał zielonego zaś druga wymierzył w czarnego i pociągnął za spust

Kiedy Frank nacisnął za spust zorientował się, ze czarny jest ślepy żałował że strzelił. Kula leciała nikt nie mógł już zatrzymać czasu sekunda później czarny dostał w miedzy oczy, rozbryzgając swój móżg na ścianie, zielony patrząc na to zaczął ryczeć

- cos ty zrobił? On był słępy, czemu zabiłeś go? Zabije cie!

Zielony wyjał swój mały pistolet, przy okazji próbując się uwolnić z uścisku Franka, jednak ten uderzył go tak by stracił przytomność, po czym zeszedł do piwnicy.

Piwnica była zwyczajna z jednej strony było drzewo, zaś z drugiej rupiecia, jednak Frank przeszukując wszystko napotkał na właz w podłodze, był to właz, drewniany który otwierał stara klamką okienna, Frank chwile poszukał i znalazł ów klamkę, była krześle, które stało na środku piwnicy, otworzył szybkim ruchem przed nim pojawiły się się schody na dół, zeszedł po prawej stronie był włącznik światła, kiedy oświecił przed nim pojawiły się drzwi. Wiedział, że otwierając te drzwi wszystko się wyjaśni, jednak słyszał głosy dobiegające z wnętrza.

John, kiedy zabił Elize usiadł na krześle i zaczął rozmyślać ocierając bron o czoło, wiedział ze plan płonie, ponieważ, obiecał Ronowi cztery dziewczyny zaś jedna zabił i teraz, czas ucieka na jego niekorzyść.

Joan spojrzała na niego, widziała strach w jego oczach , ręce jego zaczęły drżeć, położył bron koło siebie i zamknął rekami oczy, Joan spróbowała uwolnić się z więzów, jakie zgotowali jej, kiedy udało jej się uwolnić i zadzwonić do Franka, kilka szaprniec i jedna ręka znów była wolna najwidoczniej zielony nie umiał dobrze wiązać

Marry i Susan obudziły się zaczęły piszczeć i krzyczeć

- aaaaaaaaa chcemy stąd wyjść, gdzie my jesteśmy? Niech nam ktoś pomoże

- Stulcie ryje - powiedział do dziewczyn John

Zaczał myślec, jeśli nie zawiezie dziewczyn to zginie, jeśli zawiezie też może zginać, więc teoretycznie już był trupem gdyż oszukał 5 lat temu Rona, a teraz jeszcze ta przegrana w karty wszystko pogorszyła. Wstał wyjął telefon Joan z kieszeni i zadzwonił do grubego Rona.

- Cześć, Ron mam zła wiadomość dla ciebie

- no słucham mam nadzieje, ze na sobotę wszystko będzie grało, bo interesy kwitną a dziewczyny muszą być

- no właśnie chodzi o dziewczyny jedna z nich... Zabiłem ją niechcącą, ale resztę mogę ci przywieść

- ok spoko wezmę sobie twoja żonę będzie w sam raz

- tylko spróbuj jej coś zrobić!

- Więc załatw dziewczynę, czas biegnie

- nie dam rady jutro, zadowól się 3 i daj mi wreszcie spokój

- nie dam ci spokoju jesteś mi winien kasę, a ponieważ nie masz jej, to dostałeś głupie zadanie, które i tak nie wykonałeś, cóż inaczej się policzymy. Żegnam

John schował telefon do kieszeni, kiedy nagle usłyszał przerażający śmiech

- HAHAHAHAHAHA

Dziewczyna znów sie pojawiła stała w oddali patrząc na Johna z nadal z niej wylewała sie krew

- kim ty jesteś i czego ode mnie chcesz?

- Jestem twą smiercia, twym zbawieniem , twym zrozumieniem i gorzka zemsta, jestem złem, które zabiera cie, jestem tym, o kim zapomnieć chcesz

- co ty walisz za głupoty, co ci zrobiłem- John wyjął bron i zaczął celować

- Nie pamiętasz mnie?

- Nie!!

- 13 Lat, kiedy widziałeś mnie ostatni, raz pamiętasz pociąg, co zawiózł mnie do śmierci uścisku?

- Nie nic nie pamiętam - wystrzelił raz trafiając w ramie, krew buchnęła jednak postać nie reagowała zaczęła sie ruszać w stronę Johna

Joan przelękniona nie wiedziała, co robić stanęła i patrzyła się, Susan i Marry zaczęły znów pisząc i krzycząc, nie mogły uwierzyć ze cos takiego sie dzieje naprawdę

- nie pamiętasz mnie, kiedy gwałciłeś, i zabiłeś?

- To ty? Ale przecież ty nie żyjesz!!!

- Nie żyje, ale nie oznacza, ze na zemstę juz za późno

- spójrz na ta dziewczynę - pokazując palcem na Joan - to właśnie ona mnie przywołała dzięki niej teraz mogę zrobić to, czego nie mogłam wtedy

Krwawa Marry podeszłą do Johna pocałowała go w poliko następnie kilkoma szybkimi ruchami oślepiła go

- John John John weź pistolet i strzel sobie w głowę- zaczęła szeptać mu do ucha

John zmuszony siła jej woli chwycił pistolet i zaczał mierzyć sobie do skroni

- naciśnij spust skończ to już- z uśmiechem na twarzy krzyczała

John z płaczem delikatnie zaczął naciskac za spust wypowiadając przed strzałem tylko słowo - Wybacz mi

Leżał na podłodze, Blood Marry zniknęła.

Frank otworzył drzwi, mając broń w reku szybko zeszedł po schodach, rozejrzał się sie by odnaleśc Joan

-Joan, Joan jesteś tu?

- Tak tutaj!- Zawołała

Frank szybko podbiegł i rozwiązał Joan

- ach jak miło usłyszeć twój głos

- nic ci nie jest?

- Nie tylko nas wieźli tutaj

- ciesze się ze już po wszystkim, a co się stało z Johnem?

- Powiedzmy ze nie mógł wytrzymać dawnych wspomnień- odpowiedziała z uśmiechem Joan

Frank podbiegł rozwiązać znów nieprzytomne Sussan i Marry

- hej obudźcie się już po wszystkim, musimy iść

- co się dzieje , aaaaaaaaaaa to ona, zabije nas aaaaaaaaaaaaaaaaa

- nikt was już nie skrzywdzi jestem tu chodźcie ze mna

- Frank tak się ciesze ze jesteś - krzyknęła z radości Susan, po czym wstała, Marry też jakoś wstała i już wszyscy wybierali się w stronę wyjścia z piwnicy.

Frank wyszedł pierwszy by zobaczyć czy nic się nie dzieje, przed nim leżał nieprzytomny zielony

- wychodźcie nikogo nie ma a ten leży nieprzytomny

Zielony jednak już nie był nieprzytomny szybkim ruchem wycelował i strzelił kula poszybowała wprost w plecy Franka, upadł, Joan podbiegła następnie zaczęła okładać pięściami zielonego do nieprzytomności, kiedy zielony był ledwo żywy a z jego twarzy wylewała się potoki krwi, Joan podbiegła do Franka

- Frank- plącząc- nic ci nie będzie

- wiem ze ta kula jest śmiertelna, dostałem w płuco i długo nie pożyję, ale proszę cie o jedno pocałuj mnie tak jak nigdy dotąd, jakby świat przestał Na ten ułamek sekundy istnieć.

Joan zbliżyła się do Franka, jej usta zbliżyły się do ust Franka przez chwile zapomnieli o świecie, po pocałunku Frank umarł Joan klęcząc płakała i krzyczała, dlaczego.

W tym momencie zjawiła się się policja, która zabrała zielonego, był on jedynym żywym porywaczem, po kilku dniach przyznał się do zabicia i gwałtu 13 lat temu, gdyż w nocy jak twierdził nawiedziła go postać krwawiąca.

Epilog

Joan codziennie kładła na grobie swojego chłopaka list oraz bukiet kwiatów, a na płycie nagrobkowej kazała wyryć "Frank jedyny, który poświęcił się dla innych by inni zrozumieli, że kochał oddali widywała kobietę, która kładła kwiaty na grobie dziecięcym oraz na grobie męża.

Sussan i Marry wyjechały następnego dnia z miasteczka by już więcej nie przeżywać takich emocji

Elize została pochowana niedaleko Franka

Koniec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania