Zawsze

Zawsze była inna, na przykład, gdy z delikatną piosenką na radosnych ustach, przemierzała las, nie zważając na chłód czy zbytni upał.

Tak samo inny był jej ubiór. Jak wtedy, gdy mimo dość dojrzałych piersi, ignorowała istnienie biustonosza, zakładając od razu luźną, męską, bluzkę i przydużą na nią bluzę. Spodnie zaś miała trochę poniszczone, buty- solidne i nigdy nie zawiązane.

Jej długie, jasne włosy- wiecznie spięte w pośpiechu starą klamrą, w efekcie- w całkowitym nieładzie.

Czasem biegał za nią pies; młody kundelek, bezpański, którego niestety nie mogła przygarnąć- mimo to- tak bardzo do niej przywiązany.

Każdy, kto ją spotkał na wydeptanej dróżce pomiędzy drzewami, myślał, iż biega tak bez celu, dla zabawy wynikającej z beztroskiej młodości. Jednak prawda była trochę inna.

Zawsze zmierzała do tego jednego miejsca, by móc spotkać się z nim.

Dla wielu przeciętny, dla niej najpiękniejszy, mądry, surowy oraz tak... samotny.

Siadała obok niego i zaczynała swój zmartwiony monolog:

"Widziałam dziś martwe pisklę, rozszarpane, z dala od drzewa. Myślę, że to jakiś niedobry kot wyniósł je z gniazda... ale kotek też musi coś jeść, prawda? Więc czy postąpił AŻ tak źle?"

Słysząc jego pomruk, sama dopowiadała sobie resztę:

"Masz rację. Zrobił źle dla tego ptaszka, ale dla niego, było to najlepsze rozwiązanie."

Długo tak prawiła, opierając się o jego szorstkawy bok, niespokojnie wiercąc nóżkami.

W końcu cichła. Wtedy właśnie nadchodziła jego kolej. Zbierał się w sobie i opowiadał, co on czuł, słyszał i doświadczył.

Jednak ona go nie słuchała. Nuciła coś pod nosem, dopiero po jakimś czasie przysuwając się jeszcze bliżej i przytulając go, by móc zrozumieć jego ciche, zachrypłe słowa:

"Człowiek jest jak każde inne stworzenie, jak twój kot. Zamorduje każde pisklę, byle jak najrzadziej te z swojego gatunku."

"To takie niesprawiedliwe."- komentowała, a on delikatnie się uśmiechał, wiedząc, iż jednak go słucha, że rozumie co do niej mówi.

Często, jak na złość, zaczynał padać deszcz. Jednak nigdy jeszcze wtedy nie zmokła, ponieważ on tam był. Osłaniał ją sobą i nie pozwalał, ani kroplo deszczu, zwilżyć jej kobiecą cerę, smukłe dłonie.

Potem trwali tak w ciszy, która była im tak bardzo potrzebna.

Jak białe płótno, stwarzała podłoże dla zawsze tego samego pytania:

"Jak się trzymasz?"

I wtedy padała druga kropla farby na te puste, suche płótno. Jednak była to feralna farba, która rozchodziła się po nim całym i niszczyła je, mocząc przy tym słonymi wodami policzki dziewczyny. Zawsze to samo kłamstwo:

"U mnie wszystko w porządku."

Żałował swojego pytania za każdym razem i tak samo często je zadawał. Nie był pewny dlaczego dalej z niego nie zrezygnował, ale miał wrażenie, że ona po prostu zawsze na nie czeka. Zupełnie jakby miał uszczęśliwić ja fakt, iż w ten czas i ona była mokra, jak otaczający ją, zalany deszczem, świat.

Jej cichy szloch sprawiał, że i on stawał się wilgotny od łez, przez co zaczynali powoli zmywać się z zapadanym światem. Ale im to nie przeszkadzało.

Bywało też tak, że wstawała i odbiegała kawałek dalej, do jeziora. Tam z uśmiechem na ustach wyławiała kolorowe kamyczki, znajdujące się nieopodal brzegu.

Wystarczyła chwila, by zaczął się martwić i wołać:

"Gdzie jesteś?"

Ona wtedy poprawiała włosy i odpowiadała:

"Zaraz przy tobie. Nie odeszłam daleko."

Niezbyt zadowolony, z tego i tak krótkiego dystansu, wylewał kotłujące się w nim, kolejne pytanie:

"Co robisz?"

A ona nigdy nie zmieniała swojej odpowiedzi:

"Bawię się, może chociaż tak na chwilę zagłuszę rozpacz."

Gdy już wszystkie najpiękniejsze kamyczki znajdowały się, ułożone niczym mozaika na piasku, wracała do niego.

Mimo to już nie przysiadała się. Delikatnie go głaskała, po czym odchodziła tą samą ścieżką, którą tu doszła.

Słyszała jeszcze tylko zmartwione:

"Gdzie idziesz?"

Po czym odpowiadała na nie cichym:

"Wracam do domu. To takie miejsce gdzie człowiek postanowił uwiązać swoje życie."

Jednak smutny wydźwięk tego zdania zawsze gasł, gdy nazajutrz wracała.

Ilekroć to codzienne zajęcie godzin, podobne do oddychania, miałoby się nie powtórzyć, dziewczyna wiedziała, że on na nią czeka.

Wiedziała, że przez całą noc nie przesunął się chociażby o centymetr.

Zresztą... gdzie niby miałby pójść ten stary dąb?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania