Zawsze...

Wyszła z cienia i stanęła na rozdrożu. Zapewne miała dylemat, w którą stronę skierować stopy. Drogi zachęcały, kusiły, jednak tylko jedna prowadziła tam, gdzie jej miejsce.

Biały, szary i czerwony. Oczywiste kolory wskazujące konkrety. Jednak nie była na ziemi, więc i odzwierciedlenie tego, co miała przed oczami, mogło mieć odwrotne znaczenie.

Czy nie powinien tam stać ktoś, kto ukierunkuje i zdejmie ciężar z barek?

Był, jednak ona nie była na niego gotowa. Jedynie próżnia i iluzja tego, co chciała, aby ją otaczało, malowała przyszłość. Może to jednak była teraźniejszość, przeszłość?

Usłyszała głos. Nie… wykreowany twór. Obawa przed samotnością i lęk napierający na zwoje mózgowe niejednemu podpowiadał błędne tory. Mógł przed nią stanąć ktokolwiek. Czy oznaczałoby to, że istnieje naprawdę?

Miraż spowity z tego, co wychodziło na światło dnia.

Jednak tym razem receptory wychwyciły i nakreśliły szmery istniejące poza jej głową. Naprawdę ktoś mówił… krzyczał i połykał łzy naciekające do gardła.

Nie pamiętała początku ani środka. Finisz również był zamazany, nie wskazywał na nic, co mogłoby ją przybliżyć do czegokolwiek z tego, co znała i słyszała.

Jasnopomarańczowe kropki tańczyły na źrenicach. Im mocniej próbowała je wymazać, tym efektowniej przybierały na liczebności. Odpuściła, bo zrozumiała, że to drogowskaz, który zabierze ją do punktu, gdzie zgubiła początek.

Gdyby tylko wiedziała, co skrywają owe światełka, zapewne wolałaby pozostać poza świadomością.

„Otwórz oczy. Nie teraz, nie w ten sposób. Za dwa dni święta. Nie takiego prezentu oczekiwałem”.

Głusza.

Na siwym obłoku leżało ciało, otulone miękkim puchem. Wokół pełno rurek i rażących świateł. Podfrunęła bliżej… zastygła, widząc szkielet, na który ktoś nałożył wysuszoną skórę i kałużę łez, które nieustannie wyciekały z oczodołów przytulonego do niej mężczyzny.

„Nie mogłeś poczekać, aż rozpakuje to, co dla niej kupiłem? Ostatni prezent, zanim przed tobą stanie. Nie mogłeś chociaż raz nagiąć zasad i rozdmuchać płomień, który tańczył na króciutkim knocie”?

Mąż – był przy niej, tak jak obiecywał.

„Ostatnie tchnienie wezmę na siebie i zapamiętam ten dzień, jakby był początkiem końca. Nie będziesz w samotności podążać w nieznane. Dopóki oddycham, nie znikniesz. Dopóki grzeję, nie zmarzniesz. Dopóki trwam, ty również trwać będziesz. Odnajdę drogę, aby do ciebie dołączyć… Jednak, zanim to zrobię, zabiję potwora, zwanego „Rakiem” i wyrwę z korzeniami, aby już więcej nie pustoszył ciała ani nie oplatał duszy odrostami”.

Czuła jak ją ściska i całuje po szyi – lodowatej jak serce zrezygnowane po beznadziejnej walce o przetrwanie. Wyciągnęła rękę, lecz nie dotarła do celu. Niewidoczna bariera blokowała przepływ energii. Pragnęła go pocieszyć i zdjąć z serca głaz, który zapewne ciąży i przybliża do dna. Chciała, aby wiedział, że nie potrzebuje nic. Miała wszystko: ukojenie, wolny umysł i lekkość ducha.

Jedyne, za czym będzie tęsknić i nieszybko wywoła uśmiech na jej twarzy, to właśnie on.

Nie chciała takich wspomnień. Jego blada twarz, podkrążone i przekrwione oczy. Podkoszulka ciążąca od wilgoci, drżące ręce i głos. Wypalone spojrzenie, zaciśnięte usta, zrezygnowane ciało i ciążąca głowa.

Najbrzydszy obraz, jaki widziały jej oczy, zostanie na zawsze. Już nie pamiętała jego prawdziwego oblicza. Wyparowało jak teraz ona.

„Zostaw, gdzie ją zabierasz?! Jeszcze nie zdążyła wystygnąć, a już wleczecie ją w nieznane! Co z was za ludzie?! Zostawcie, niech nasycę pragnienie samym widokiem! Nie macie uczuć?! Nie widzicie, w jakim stanie jestem?! To, co robicie, zakrawa na piekło! Jak tak można?! Ona mnie potrzebuje! Spójrzcie na jej twarz! Nie dostrzegacie, że panicznie boi się zostać sama”!

Cisza, świszczący oddech. Rezygnacja.

Wszystko uległo zmianie. Nad rozdrożem rozbłysło światło. Nieśmiało przebijało promienie przez gęstą mgłę i kończyło bieg na czerwonej drodze. Czy tą właśnie powinna podążyć?

Niezdecydowanie zawładnęło nią całą. Delikatne podmuchy wiatru pchały w tamtą stronę, jednak stopy były tak ciężkie, że z ledwością odrywała je od miękkiej powierzchni. Coś na nich było i przyciągało jak magnes opiłki.

– Wiedziałem, że zaczekasz i nie wejdziesz w nowe życie beze mnie.

Odwróciła twarz w stronę dźwięku, jednak na usta nie wpełzł uśmiech. Widok męża, otoczonego białymi refleksami i podążającego w jej stronę, wywołał chłód i gęsią skórkę.

– Miałeś tego nie robić. Miało być naturalnie – rzuciła z wyrzutem.

– Nic nie zrobiłem. Serce nie wytrzymało i przyspieszyło to, co nieuniknione.

– Miałeś jeszcze parę miesięcy, aby nacieszyć oczy szarą rzeczywistością – głos był przepełniony smutkiem.

Wiedziała, że to przez nią.

– Wolałem zobaczyć tęczę. – Uśmiechnął się szeroko.

Wyciągnął rękę – odwzajemniła gest. Zacisnęli przestrzenie pomiędzy palcami i ruszyli ku lepszemu. To, co było zostało zdeptane i rozdmuchane przez wiatr. Korzenie uschły, nie wiły się pod stopami i nie pukały po plecach, pytając: „Możemy wejść? Znajdzie się tutaj dla nas nowy dom”?

Wszystko, co materialne straciło na znaczeniu. Najcudowniejszym prezentem dla obojga był fakt, że spędzą te święta razem.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Dekaos Dondi 2 tygodnie temu
    Joan Tiger↔Ma ów tekst, coś takiego, niezdefiniowane do końca. Można być nieco zagubionym w czytaniu, a jednocześnie, w pewnym sensie, przeciwnie. Jakby pomiędzy... jakby tam, mieli spędzić święta.
    Zapewne tekst→niejednowymiarowy w swojej wymowie. I dobrze, że tak!↔Pozdrawiam🤠:)
  • Dekaos Dondi 2 tygodnie temu
    P.S↔I bez: się:)↔Też atut, w odczuciu mym:)
  • Joan Tiger 2 tygodnie temu
    DD, właśnie tak miało być - brak konkretnego określenia granic bytowania. Lubię pisać niespójnie i rzec można "bez sensu". Niby wiesz o co chodzi, ale zawsze pozostaje to coś, co prowadzi z reguły donikąd i utrudnia dopowiedzenie całości. Misz-masz, który zmusza do przystanków i wyciągania zagubionej treści spomiędzy niewidocznych wierszy.
    Co do "się", to korzystam z programu liczącego o którym kiedyś w jakimś komentarzu mi wspominałeś.
    Dzięki za komentarz. Pozdrawiam. 😊
  • Sufjen 2 tygodnie temu
    Hmm... napisane całkiem, całkiem, choć pozmieniałbym kilka rzeczy (bardziej patrząc na prywatne preferencje).
    Treściowo bardzo na plus. Niby prosta historia, przynajmniej w subiektywnym odczuciu, a jednak ma w sobie coś przykuwającego.
  • Joan Tiger 2 tygodnie temu
    Sufjen, dzięki za przeczytanie i opinię. Coś w tym jest, że jak czytasz coś czyjegoś, w głowie malujesz zmiany, które byś wprowadził pod swoje przemyślenia i styl. U mnie jest chaos, bo lubię plątać i omijać linię prostą. Pozdrawiam. :)
  • Sufjen 2 tygodnie temu
    Joan Tiger I to też jest pozytyw. Trzeba szukać swojego stylu. :)
  • Amnezja Wsteczna 2 tygodnie temu
    Doskwiera mi wrażenie, że obrazek namalowany w tym opowiadaniu jest mało oryginalny, jednak ogółem napisane ładnie. Ostatnie zdanie zgrabnie wieńczy tę historię. :)
  • Joan Tiger ponad tydzień temu
    Dzięki za komentarz i wyrażenie swojego zdania. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania