Poprzednie częściZawsze będę przy Tobie - Prolog

Zawsze będę przy Tobie - Rozdział III

Słowem wstępu: dawno mnie tutaj nie było. Jakieś dziewięć miesięcy, o czym zostałam poinformowana, wchodząc na swój profil. Niemniej jednak, wracam z zamiarem dokończenia historii Hope i Jonathana. Poprzednie części zostały przeze mnie lekko edytowane i poprawione, a teraz... zapraszam na rozdział III.

 

Mimo, że od piętnastu minut, Hope tłumaczyła Marie co się wydarzyło w jej pokoju, rudowłosa dziewczyna, nie potrafiła pojąć, o co jej przyjaciółka robiła tyle hałasu.

Dobra, wpadła na jakiegoś chłopaka, on przyszedł do niej oddać jej portfel, a koniec końców, okazało się, że to sławny Jonathan - narzeczony Genevieve.

W gruncie rzeczy, jej reakcja nie był adekwatna do tego, co się wydarzyło. Ona nie zrobiła nic złego. Jonathan, tym bardziej. Hansen, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego zareagowała aż tak emocjonalnie na wieść o tym, że nowo poznany chłopak jest związany z jej współlokatorką. Przecież to nic takiego. Nie znała go do dzisiejszego popołudnia i nadal nie wiedziała o nim nic poza tym, jak ma na imię i z kim się spotyka.

– Przepraszam, Marie – szepnęła w końcu cicho, spoglądając na rudowłosą przyjaciółkę. – Nie powinnam siać aż takiej paniki z powodu tego, co się stało, prawda? - zapytała, jakby chcąc uzyskać potwierdzenie, że istotnie miała rację.

– Daj spokój, Hope. – Marie usilnie próbowała stłumić rozbawienie. Znała Hansen nie od dziś i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak brunetka potrafi reagować na pewne wydarzenia. – Wpadłaś na niego zupełnie przypadkowo. To się zdarza każdemu. Znalazł twój portfel, dla mnie to też czysty przypadek i zapewne oddał ci go, chcąc być miłym. – wyjaśniła. Pourbaix zawsze miała zdrowy ogląd na pewne sprawy i potrafiła hamować zapędy przyjaciółki. – A to, że jest chłopakiem twojej współlokatorki? Trudno. Przecież nie idziesz z nim na randkę, ani nawet nie zakładasz, że jeszcze kiedyś się spotkacie. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego tak bardzo panikujesz. Ciesz się, że odzyskałaś portfel i zdjęcie. – dodała na sam koniec, obejmując Hope ramieniem.

Brunetka w odpowiedzi skinęła jedynie głową. Dopiero teraz dotarło do niej, jak idiotycznie się zachowała. Panikowała, chociaż nie miała ku temu żadnych powód. Jonathan mógł robić co chciał i spotykać się z kim tylko chciał. Przecież więcej się już nie spotkają, a nawet jeśli to nie robili przecież niczego zdrożnego, kiedy Genevieve wparowała do pokoju. Hansen nie miała się więc czym martwić.

Hope została u Marie jeszcze przez jakiś czas. Nie rozmawiały już o Jonathanie, ani tym bardziej tym, co zaszło między nim a panienką Hansen. Dziewczyny skupiły się na powtórzeniu materiału na kolejne zajęcia z historii malarstwa, oraz dyskutowały zawzięcie na temat, zbliżającego się wielkimi krokami konkursu malarskiego, którego twórcą był ulubiony profesor Hope – pan Dupont.

Gdyby to zależało od brunetki, z miłą chęcią zostałaby na noc u Marie. Niestety, współlokatorka Pourbaix w końcu wróciła do pokoju i Hope chcąc nie chcąc, musiała pójść spać do siebie. Dziewczyna, miała jedynie nadzieję, że nie natknie się już na Jonathana, a Genevieve będzie spała. Hansen, nie miała siły na słowne utarczki z blondynką, a do tego zapewne by doszło.

Niestety, wchodząc do pokoju, brunetka domyśliła, się, że blondynka jeszcze nie śpi. Dostrzegła tylko stos nowych ubrań, piętrzących się na łóżku dziewczyny. Hope, w milczeniu podeszła do szafki nocnej i odłożyła na nią telefon oraz portfel. Westchnęła cicho i skierowała się w stronę sztalugi, by dokończyć swój nowy obraz, który miała zamiar oddać na konkurs.

Nie było jej jednak dane popracować w spokoju. Genevieve, jakby dopiero teraz zorientowała się, że Hansen pojawiła się w pokoju. Podeszła do niej wolnym krokiem i założyła ręce na piersi, patrząc na nią uważnie. W jej spojrzeniu nie było ani krztyny sympatii, jedynie czysta wściekłość, której pochodzenia Hope nie była w stanie ustalić.

– Odczep się od Jonathana! – Blondynka przerwała w końcu milczenie, spoglądając na brunetkę. – To mój narzeczony i nie życzę sobie, żebyś nawet na niego patrzyła. – dodała jeszcze.

– Po pierwsze, twoje zarzuty są absurdalne. – Hope nie miała zamiaru poddawać się bez walki, ani tym bardziej pozwalać na to, by Genevieve ją zastraszała. – Po drugie, Jonathan sam wyjaśnił ci powód swojej wizyty. Przyszedł tutaj do ciebie, a że ty byłaś nieobecna z grzeczności pozwoliłam mu na ciebie zaczekać. – wyjaśniła dokładniej, chociaż nie miała zielonego pojęcia, dlaczego się jej tłumaczy.

– Nie bądź śmieszna, Hansen – warknęła tylko, podchodząc krok bliżej. – Widziałam jak się ślinisz na jego widok. Nie jestem głupia. Jonathan jest mój! Zapamiętaj to sobie raz na zawsze.

Hope tylko spojrzała na Genevieve. Złość blondynki była niedorzeczna, a przede wszystkim dziewczyna nie miała podstaw ku temu, by w ogóle wysnuwać takie wnioski.

– W tym momencie to ty się ośmieszasz – odpowiedziała, wysuwając podbródek do przodu. Starała się nie okazywać strachu. Nie chciała dać się stłamsić po raz kolejny. Tym bardziej, że nie zrobiła niczego złego. – Nic się nie wydarzyło między mną a twoim narzeczonym i nigdy też się nie wydarzy. – Hope obróciła się ponownie w stronę sztalugi, dając tym samym do zrozumienia, że jak dla niej rozmowa została zakończona. – Wiesz, szkoda mi go. Traktujesz go jak rzecz, jak swoją własność. Nie tak powinien wyglądać związek. – odezwała się jeszcze po minucie. – Zresztą, to twoja sprawa i twoje życie. Mnie do niego nie mieszaj.

– Mało mnie obchodzi twoja opinia na temat tego, jak traktuje Jonathana. – Genevieve zawsze musiała mieć ostatnie słowo. – Ostrzegam cię tylko, że jeśli będziesz próbowała mi go odbić, zrobię ci piekło na ziemi. – dodała jeszcze, po czym wróciła do swoich zajęć.

Hope starała się skupić na swoim obrazie. Nie chciała też pokazać, że rozmowa z blondynką w jakikolwiek sposób na nią wpłynęła, albo że wytrąciła ją z równowagi. Brunetka, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej współlokatorka zareagowała aż tak bardzo emocjonalnie na to, co się wydarzyło. Między Hansen a Jonathanem nie doszło przecież do niczego. Nie miała więc żadnych podstaw ku temu, by w jakikolwiek sposób czuć się zagrożoną.

Panienka Hansen nie miała jednak zamiaru zbyt długo roztrząsać tego tematu. Postanowiła się odciąć od tej całej sytuacji i udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Spotkanie z Blanchardem było jednorazowe i do kolejnego na pewno już nie dojdzie.

Brunetka, wzruszyła jeszcze tylko ramionami, uśmiechając się do siebie lekko i zabrała się dokańczanie swojego dzieła. Malowanie ją odstresowywało i pomagało skupić myśli. Dziewczyna chciała jak najszybciej skończyć swoją pracę, ponieważ następnego dnia, po raz kolejny musiała iść do pracy. Skupiona na swoim zadania nie zwracała już więcej uwagi na poczynania swojej współlokatorki.

 

***

 

Na porannych zajęciach z historii malarstwa, Hope była nieprzytomna. I nie ma co się dziwić. Do późnych godzin nocnych kończyła obraz, który chciała oddać na konkurs.

Brunetka z całych sił starała się słuchać tego, co na temat malarstwa barokowego miał do powiedzenia profesor Dupont. Siedziała wyprostowana, opierając brodę na dłoni i jak zwykle skrupulatnie wszystko notowała.

Na swoim roku, Hansen była uważana za kujona. Przygotowywała się do wszystkich zajęć, zawsze miała komplet tekstów na zajęcia i wyrywała się do odpowiedzi kiedy tylko mogła. To, jak postrzegali ją koledzy, nie miało dla niej żadnego znaczenia. Przyjechała w końcu na Sorbonę, by się czegoś nauczyć, by rozwijać swój talent, a nie imprezować i korzystać z innych uroków życia studenckiego.

– To by było wszystko na dziś. Proszę jeszcze o chwilę cierpliwości. Chciałbym udzielić wam kilku informacji dotyczących zbliżającego się konkursu.

Słysząc słowa profesora Dupont, Hope wyprostowała się na swoim krześle i szturchnęła łokciem, siedzącą obok niej Marie.

– Jak już państwo wiecie termin składania prac upływa pod koniec tego tygodnia. – Głos mężczyzny był spokojny i dość cichy, jednak na sali, jak zawsze panował spokój. – Ogłoszenie wyników nastąpi w przeciągu następnych siedmiu dni, a zwycięskie prace zostaną pokazane szerszej publiczności, na uroczystości zorganizowanej przez władze uczelni. – Lekki uśmiech pojawił się na twarzy starszego profesora, zanim zaczął kontynuować swoją wypowiedź. – Liczę na to, że ci z państwa, którzy zdecydują się wziąć udział w rywalizacji, przyłożą się do swojego zadania. Podczas prezentacji prac, będą obecni również inni studenci naszej uczelni, który przedstawią pracę z kierunków, które studiują. Na dziś to było by wszystko. Proszę przed wyjściem o przekazanie mi esejów, które mieli państwo przygotować. Miłego dnia! – Po tych słowach, sala na nowo rozbrzmiała rozmowami podekscytowanych studentów, którzy w pośpiechu zbierali swoje rzeczy i podchodzili do katedry, by oddać swoje prace.

Hope jak zwykle została z tyłu. Nie lubiła tłumów, więc zazwyczaj wychodziła z zajęć jako ostatnia. Tym razem towarzyszyła jej Marie.

– Sama nie wiem, co miałabym namalować, by wziąć udział w konkursie. – odezwała się do brunetki, przygryzając dolną wargę. – Może po prostu, przedstawię któryś z obrazów, które już namalowałam? – zapytała.

– Marie, masz jeszcze trochę czasu. Może przyjdzie do głowy jakiś pomysł. Nie musisz się przecież aż tak bardzo spieszyć. Poza tym, te obrazy, które już namalowałaś nadadzą się idealnie. – Hansen uśmiechnęła się do przyjaciółki i ruszyła w stronę biurka profesora Duponta. Oddała esej oraz przekazała swój namalowany obraz, z którego była naprawdę bardzo dumna. – To do zobaczenia wieczorem, Marie. – Pożegnała się jeszcze z przyjaciółką i wolnym krokiem ruszyła korytarzem.

Hope, nie miała ochoty iść dzisiaj do pracy, jednak wiedziała, że nie może sobie pozwolić na nieobecność. Nie chciała pogorszyć, już i tak napiętej, sytuacji. Wiedziała, a raczej domyślała się, że kolejny jej wybryk, będzie się wiązał z jej zwolnieniem. Dlatego też, wolała nie igrać z ogniem.

Dziewczyna, skoczyła jeszcze tylko na chwilę do swojego pokoju, żeby się przebrać i zabrać kilka potrzebnych rzeczy, po czym opuściła akademik i wolnym krokiem ruszyła do kawiarnii. Miała nadzieję, że tym razem się nie spóźni i te kilka godzin przebiegnie we w miarę spokojnej atmosferze.

– Hej, Hope! – Znajomy głos wyrwał brunetkę z zamyślania. Obróciła się, by spojrzeć na zmierzającego w jej stronę Jonathana. – Co słychać? – zapytał, gdy znalazł się już dostatecznie blisko niej.

– Cześć. – Przywitała się z brunetem, chociaż nie wiedziała o co tak właściwie może mu chodzić. – Wszystko dobrze. Wybacz, ale trochę się spieszę do pracy. – dodała jeszcze, po czym ponownie ruszyła przed siebie, mając nadzieję, że chłopak da sobie spokój. Nie chciała z nim rozmawiać. Właściwie, w ogóle się nie znali, a i słowa Genevieve tłukły jej się po głowie.

– Mogę cię zatem odprowadzić? – Jonathan najwyraźniej nie miał zamiaru dać za wygraną. – Chciałbym z tobą porozmawiać. – dodał jeszcze, gwoli wyjaśnienia.

– Podziękowałam ci wczoraj za oddanie portfela, więc myślę, że naprawdę nie mamy już o czym rozmawiać. – odpowiedziała krótko, rumieniąc się przy tym. Zmarszczyła nieco brwi, spoglądając na bruneta. – Oczekujesz jakiejś nagrody? Rekompensaty? – dopytała, zastanawiając się, czy przypadkiem właśnie o to mu nie chodzi.

– Nie, nic z tych rzeczy. – odparł szybko, dotrzymując Hope kroku. – Nie chcę niczego w zamian. No może małego wypadu na kawę, gdybyś dała się zaprosić. Chciałbym cię lepiej poznać. – wyjaśnił, uśmiechając się lekko do brunetki.

– Nie sądzę, żeby kawa była dobrym pomysłem. Masz dziewczynę, Jonathanie. A ja nie mam zamiaru się w to mieszać. – Była stanowcza, choć nie dało się ukryć, że zaskoczył ją tym zaproszeniem.

– Genevieve się nie przejmuj. Ona jest ze mną dla pieniędzy, nie z miłości. – stwierdził krótko z nutką zniecierpliwienia w głosie. – Tylko dlatego mnie skreślasz? Dlatego, że jestem w związku? Daj spokój, Hope. To dość skomplikowana sprawa, którą bardzo chętnie bym ci wyjaśnił. – dodał jeszcze.

– Właśnie dlatego. Nie chcę niszczyć tego, co jest między wami, bez względu na to, z jakich pobudek ze sobą jesteście. Poza tym, Genevieve to moja współlokatorka i jakoś nie chciałabym jeszcze bardziej zaogniać, już i tak napiętych stosunków między nami. – wyjaśniła, mając nadzieję, że Jonathan da jej spokój.

– Rozmawiała z tobą, prawda? – zapytał, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaką odpowiedź usłyszy. – Posłuchaj. – Chwycił Hope za ramię, by ją zatrzymać i zmusić do spojrzenia sobie w oczy. – Nie zapraszam cię na randkę. Proszę tylko o spotkanie. Wypijemy kawę, pogadamy. Możesz to uznać za rekompensatę za to, że oddałem ci portfel.

Nie odpowiedziała mu od razu. Spojrzała Jonathanowi prosto w oczy i przygryzła dolną wargę, zastanawiając się nad tym, co miała powiedzieć. Z jednej strony, chciałaby się z nim spotkać. Widziała, że i jemu na tym zależy. Jednak z drugiej strony, pozostawała jeszcze kwestia Genevieve. Hope, udawała, że za bardzo nie obeszły jej słowa blondynka, jednak prawda była nieco inna.

– Dobrze, spotkam się z tobą. – Zgodziła się po minucie milczenia. – A teraz, naprawdę muszę iść do pracy. Nie mogę się spóźnić po raz kolejny. – dodała, uśmiechając się lekko. Odsunęła się od Jonathana i ruszyła w stronę kawiarni.

Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, jednak brunetowi nie było już dane go zobaczyć.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Rouss 27.10.2017
    Jezu jakie to zajebie. Może i popełniasz parę błędów, ale w tym wszystkim chodzi oto żeby czytać czyjąś pracę z zapartym tchem. ????????????

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania