Zbrodnia Ikara - Nazareth

Światło płomieni pełgało przydymionymi refleksami po sklepieniu kamiennego korytarza. Ikar przystanął na moment i rozejrzał uważnie, jakby chciał przeniknąć wzrokiem smolistą, lepką ciemność panującą niepodzielnie poza mikrą oazą światła jaką tworzyła jego pochodnia. Nie spodziewał się co prawda pułapek ale nigdy nie może zaszkodzić dodatkowa szczypta ostrożności. Sztolnia, w której się znajdował była doskonale ukryta, dotarcie do niej wymagało lat poświęconych na wędrówki, nie tylko po świecie ale również wewnątrz własnego umysłu i wielkich umysłów, które zdecydowały się tu właśnie złożyć największy znany im skarb.

Ikar poświęcił ostatnie dziesięć lat życia, by odnaleźć to miejsce, poświęcił o wiele więcej. Pokonywał pułapki zastawione na niego w księgach przez alchemików zamierzchłej epoki, a teraz był prawie u celu. Tak, dodatkowa szczypta ostrożności była jak najbardziej wskazana. Był tego zresztą nauczony od najmłodszych lat przez ojca filozofa i mistyka. “Pamiętaj Ikarze”, zwykł on mawiać do syna, “nie nosisz swojego imienia przypadkiem, to przestroga. Mimo że głęboko wierzę iż urodziłeś się do wielkich czynów, zawsze musisz być ostrożny. Zawsze. Bo skończysz jak twój mityczny imiennik”. Ikar wzdrygnął się na to wspomnienie a chłód sztolni wydał mu się jeszcze bardziej dokuczliwy niż chwilę wcześniej. Nie znosił tego, że ojciec wierzył w czarodziejskie bajki o mocy imion albo o latających ludziach, ale odrzucał prawdziwą magię - alchemię. Mężczyzna wznowił marsz zapominając o powziętym wcześniej postanowieniu, by zachować jak najwięcej ostrożności. Musiał coś udowodnić. Sobie i jemu.

Portal znajdował się w litej skale i został wykonany niezwykle ascetycznie, by nie powiedzieć brzydko. W nikłym rozedrganym świetle płomieni, które grą cieni odbierały mu trójwymiarowość wyglądał jakby dziecko narysowało go kawałkiem węgla na kamieniu. Ikar długo przypatrywał się wilgotnym runom, które czas cierpliwie próbował zmyć ściekającą po nich wodą. W końcu gdy zyskał pewność zdecydowanie wcisnął sześć z nich i pchnął mocno szare bloki drzwi, te zaś ustąpiły zaskakująco łatwo i bezszelestnie jakby nie były zbudowane ze skały a z papieru. Ikar już ledwo mógł opanować narastające w nim podniecenie, czuł krew pulsującą w skroniach i prawie słyszał jak jej strumień przyspiesza.

Nawet nie wiedział kiedy zrobił pierwszy krok i przekroczył próg, chciwie chłonąc rozbieganym wzrokiem każdy najmniejszy detal jaki był w stanie dostrzec. Wtem podmuch ciepłego wiatru uderzył go w twarz. Był tak silny, że Ikar musiał złapać się glifu, by nie upaść, odebrał mu na chwilę oddech i zamknął powieki, kiedy alchemik uchylił powieki ujrzał jedynie ciemność.

– Śmiałek. Głupiec – w ciemności rozszedł się spotęgowany echem szept, równie smolisty jak czerń dookoła. – Wiem czego chcesz głupcze. Czy zapłaciłeś cenę?

W głowie Ikara wybuchł obraz ojca z wywieszonym językiem i wytrzeszczonymi oczami. Z własnymi dłońmi owiniętymi wokół szyi i krwią, jak czas, którego nie zostało mu wiele, cieknącą przez palce.

– Zapłaciłem – odpowiedział nie swoim, skrzeczącym głosem.

Sięgnął do torby i szybkim ruchem wyciągnął z niej fiolkę posoki najbliższej mu osoby, esencję jej i jego życia. Kolejny ciepły podmuch wyrwał mu ją z ręki i mimo że Ikar spodziewał się usłyszeć brzęk tłuczonego szkła on nigdy nie nastąpił.

– Czy gotów jesteś płacić dalej śmiałku?

Ikar po raz pierwszy od lat poczuł zwątpienie.

– Jak to? Przecież już dałem to co miałem! Już poświęciłem… – słowa nie chciały dalej dobywać się z jego ust.

– On nie wie. Głupiec nie wie – skwierczała ciepłym wiatrem ciemność, gwiżdżąc ponurym śmiechem wśród stalaktytów.

– Czego? Czego nie wiem?!

– On nie wie… – mroczny głos powtarzał wciąż swą mantrę. – Jeśli nie chcesz już płacić odejdź głupcze. Jeśli chcesz weź po coś przyszedł śmiałku i potem czekaj. Czekaj a dług sam się spłaci!

– Jaki dług?! O czym ty mówisz?! Odpowiedz! Słyszysz? Słyszysz?!

Ikar jeszcze długo krzyczał w ciemności ale na próżno, bo ciemność powiedziała już wszystko co miała do powiedzenia i milczała jak zaklęta. Alchemik długo stał jeszcze w ciemności i rozważał swoje położenie nim w końcu zdecydował, że zbyt daleko zaszedł i zbyt wiele już zapłacił, by teraz zawrócić. Tak rozpoczął się ostatni najtrudniejszy etap jego wędrówki. Po omacku, z wyciągniętymi jak ślepiec rękoma, wolno krok po kroku przeszukiwał komnatę. Odbijał się co rusz od ścian i aż trafił na coś co w pierwszej chwili wziął za stalagmit, a co po dłuższych oględzinach okazało się rzeźbą przedstawiającą człowieka. Potem trafił na kolejną i jeszcze jedną, każdą z nich dokładnie zbadał przesuwając wolno po każdym centymetrze powierzchni, aż w końcu na wyciągniętej posągu dłoni znalazł to czego szukał. Wsadził owalny przedmiot, niewiele większy od kurzego jaja do torby i z lewą ręką przy wilgotnej, zimnej ścianie sztolni ruszył na poszukiwania wyjścia.

Błąkał się długo bez światła, z ciemnością dyszącą mu w kark i gwiżdżącą prześmiewczo nad głową aż w końcu, w prawie namacalnej czerni otworzył się przed nim szary wyłom wyjścia. Uradowany pobiegł do niego, by jak najszybciej znaleźć się z powrotem na świeżym powietrzu i już w drodze łapczywie grzebał prawą ręką w torbie, chcąc jak najszybciej wydobyć z niej swój skarb. Gdy wypadł wreszcie na łąkę nie zwrócił nawet uwagi na czyste ożywcze powietrze, ani na rozpościerające się w zasięgu wzroku górskie łańcuchy, bezzwłocznie przystąpił do oględzin zawartości ręki, w której spoczywał żółtawy półprzejrzysty kryształ. Z początku Ikar zaczynał mieć wątpliwości, ale gdy słońce wspięło się nad turnię i jego pierwszy promień dotknął artefaktu stało się coś niesamowitego. Bryła zalśniła silnym blaskiem, który zdawał się płynąć z jej wnętrza, a po chwili na wszystkie strony strzeliły z niej złociste promienie.

– Tak – wrzasnął uradowany Ikar. – Mam go! Nareszcie kamień filozoficzny należy do mnie!

Jego radość nie trwała jednak długo i przerodziła się w przerażenie, gdy zobaczył, że jego ręce, podobnie jak skarb w nich trzymany zaczynają świecić. Już po chwili całe ramiona buzowały światłem, które szybko pełzło w stronę klatki piersiowej i głowy. Alchemik próbował się szarpać, odrzucić od siebie kamień ale na próżno. Po kilku uderzeniach serca rozbłysł cały i tak już pozostał, z ustami rozwartymi w niemym krzyku i największym marzeniem każdego alchemika na wyciągniętej dłoni. Spędził tak na łące cały dzień jarząc się w promieniach słońca blaskiem złotego posągu, w który się przemienił.

Dopiero w nocy ciemność wypuściła ze sztolni swe czarne macki, by zabrać Ikara wraz z kamieniem filozoficznym z powrotem do środka, za zamknięte drzwi kamiennego portalu, gdzie zajął należne mu miejsce pomiędzy jemu podobnymi śmiałkami, czekającymi na kolejnych głupców.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (28)

  • Pasja 14.04.2019
    Ciekawa postać innego Ikara. zamiast spalonych skrzydeł, złocisty posąg i kamień filozoficzny. To tutaj widzę Karawana.
  • jesień2018 14.04.2019
    Ciekawe, bo niezależnie od Pasji pomyślałam o Karawanie :) Ha! Czyżby...?
  • Angela 14.04.2019
    Na stówę któryś z panów, ale nie wiem który : (
  • Mia123a 14.04.2019
    Basileus abo Karawan
  • pkropka 14.04.2019
    Mówicie, że Karawan? Ja się pokuszę o Kapelusznika.
  • Enchanteuse 14.04.2019
    Też mi się tak wydaje. Karawan - dam glowe, że to nie on ;)
  • Light 15.04.2019
    To tutaj niech będzie Naz:)
  • Karawan 15.04.2019
    Brawo Enchante! To na prawdę nie ja! Ciekawe kto? Nie ośmielę teraz (ani później) dywagować. Dobra, ładna opowieść moim zdaniem ręką żeńską napisana. Kto? Dowiemy się niebawem, wszak godzina prawdy coraz bliższa ;)
  • Enchanteuse 15.04.2019
    Uff, znaczy głowa zachowana ;)
  • Czyżby obywatel Okropny maczał tu palce? Gdyby tak było, musiałby pisać szybko, bo sporo technicznych potknięć i dużo powtórzeń... Pomimo wątpliwości, stawiam na Okropnego.
  • Light 17.04.2019
    Ha. Trafiłam.
  • Nazareth 17.04.2019
    Nie wiem jak ale szacun.
  • No tak autor Braci Wilków, powinienem był na to wpaść! :)
  • Nazareth 17.04.2019
    To bardzo miłe uczucie kiedy twój tekst jest pamiętamy lepiej niż Ty. Czy też autor jest rozpoznawany po tekście A nie na odwrót. Znaczy, że utwór broni się i istnieje sam, bez "brandingu". Za to bardzo dziękuję :)
  • Nazareth to najlepsze opowiadanie historyczno-przygodowe to na opowi i chyba, mówię szczerze, nawet wydanym opowiadaniom które czytałem w tym gatunku sporo do Twojego brakuje. I jeśli miałbym kiedyś kupić prezent to to opowiadanie możne zadowolić chłopca od 10 do 100tnego roku życia, wiec miałbym spory wachlarz aby ja dzielić jako prezenty, a to zawsze jest moja słaba strona, wybór. Tu by nie było wątpliwości, brałbym pewnie hurtem :)
    Pomysl nad kontynuacją i później publikacją, koniecznie.
  • Light 17.04.2019
    Maurycy Lesniewski po takiej recenzji trzeba się wybrać pod tekst :)
  • Nazareth 17.04.2019
    Maurycy Lesniewski kurczę... miałem trzymać gębę na kłódkę ale, jak już napisała Light "po takiej recenzji"... Napiszę tylko, że nie długo będziesz miał okazję zrobić komuś prezent i na razie nic więcej ;) Bardzo Ci dziękuję za tak ciepłe słowa.
  • Pasja 17.04.2019
    Tutaj miałam trudną zagwozdkę, bo jak się nie czyta Autora to ciężko jest trafić. Ale szacun za całokształt i moc opowiadania
  • Nazareth 17.04.2019
    Dziękuję bardzo pasjo :)
  • jesień2018 17.04.2019
    Nazareth - bardzo mi się podobało!
  • Nazareth 17.04.2019
    Cieszę się i kłaniam nisko :)
  • Agnieszka Gu 17.04.2019
    Kurcze, jeśli to Nazareth pisał to muszę podlecieć w wolnej chwili...
  • Nazareth 18.04.2019
    Bez przesady, nie wszystko co Nazareth piszę to złoto XD. Nie mniej bardzo mi miło.
  • Agnieszka Gu 18.04.2019
    Nazareth Taaaa, całkiem zacne to opowiadanko :)
    Pozdrowionka :))
  • Karawan 17.04.2019
    "Dobra, ładna opowieść moim zdaniem ręką żeńską napisana." Tak to odebrałem i nic na to nie poradzę. Gdybyś częściej pisywał - może... choć słaby ze mnie krytyk literacki. Za mało ciągle umiem, zresztą nigdy nie lubiłem oceniać innych. Dziękuję.
  • Nazareth 18.04.2019
    Dobrze, że tak to odebrałeś, nie lubię pisać na jedno kopyto, jednym stylem. Zawsze staram się zmieniać dobierać sposób narracji i język do treści. Zwięzły i "męski" styl, wspomnianych już, Braci Wilków też mnie czasem męczy i mam ochotę napisać coś mniej dosłownego, bardziej kwiecistego co może kojarzyć się z "ręką żeńską". Co nie zmienia faktu, że mógłbym pisywać częściej ;) Dziękuję i pozdrawiam.
  • pkropka 17.04.2019
    Nazareth, chyba nic Twojego nie czytałam. Będę musiała to zmienić, bo było super! Tekst bardzo mi się podobał.
  • Nazareth 18.04.2019
    Pewnie dlatego że ja tu się pojawiam już bardzo sporadycznie. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu i jeśli masz chęć czytać to oczywiście zapraszam i dziękuję za miłe słowa.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania