Zero to zero symulant.

Każdego dnia odwiedzałem szpital, udając ciężko chorego na nowotwór złośliwy przełyku z przerzutami do żołądka. Mój zestaw rekwizytów był tak przekonujący, że nawet Oscara bym dostał! Makijaż pierwsza klasa - sztuczne siniaki, blada cera, łysa peruka, a na skórze fałszywe rany, które wyglądały jakby były na serio.

 

Codziennie, z godnością godną najlepszego aktora, przyjmowałem placebo w formie cukierków, udając, że to najnowsze wynalazki farmakologii. Gdy tylko ktoś przychodził mnie odwiedzić, rozpoczynałem monolog pełen cierpienia, jakby to był ostatni akt tragedii greckiej. Moi goście byli tak wzruszeni, że aż łzy im się w oczach kręciły.

 

Ale nawet w takich chwilach nie traciłem poczucia humoru. Pewnego dnia, gdy pielęgniarka przyszła z wynikami badań, spojrzałem na nią z najsmutniejszą miną jaką mogłem wymyślić i zapytałem: “Czy mogę zamówić kanapkę z transparentem, żeby mój żołądek wiedział, gdzie iść?” Pielęgniarka na moment zastygła, ale potem zobaczyła mój uśmiech i zrozumiała, że to tylko żart.

 

Symulowanie choroby to nie najlepszy pomysł na żarty, ale czasem trudno się oprzeć, by nie dodać trochę koloru do szpitalnej szarości. Ważne jednak, by pamiętać o szacunku dla tych, którzy naprawdę walczą z chorobą - i dla nich też miałem przygotowany specjalny repertuar dowcipów, które podnosiły na duchu!

 

W poczekalni zasiadłem obok pana Józefa, który zawsze narzekał na wszystko i wszystkich. Postanowiłem dodać trochę radości do jego dnia. “Panie Józefie,” zacząłem z powagą, “czy słyszał pan, że w szpitalnej kafeterii serwują teraz ‘Zupę na zdrowie’? Mówią, że ma więcej witamin niż apteka!” Pan Józef spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.

 

Gdy przyszła kolej na moją wizytę, doktor Kowalski, znany ze swojego surowego podejścia, zapytał mnie, jak się czuję. “Doktorze,” odpowiedziałem z niewzruszoną miną, “czuję się jak nowonarodzony… tylko trochę starszy i mniej włosów!” Doktor Kowalski, który rzadko się uśmiechał, nie mógł powstrzymać chichotu.

 

W sali obok leżała pani Maria, która zawsze martwiła się o swoje badania. Postanowiłem podarować jej chwilę zapomnienia. “Pani Mario,” zawołałem przez ścianę, “czy wie pani, że badania to jak horoskop - zawsze lepiej wyglądają następnego dnia!” Śmiech pani Marii rozbrzmiał echem po korytarzu, a ja poczułem, że moja misja została spełniona.

 

Mimo że moje żarty były lekkie i niewinne, zawsze pamiętałem, aby nie przekraczać granicy. W końcu humor to lekarstwo, ale tylko wtedy, gdy podane z sercem i wyczuciem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania